Katolicyzm wszedł na wybrzeża Teterowa i Kamionki znacznie wcześniej, niż Żytomierz wystąpił na widownię dziejową. Kroniki czeskie mówią, że chrześcijaństwo z Zachodu już w X wieku oparło się o wybrzeża Styru i patrzało na założenie Łucka.
Źródła polskie wielokrotnie podają, iż pierwsze szeregi Dominikanów polskich, ze św. Jackiem na czele, docierały do Kijowa już około roku 1225 i mieszkańcy tameczni budowali wówczas — na przedmieściu nazywającym się Padół — pierwszy kościół katolicki pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, przy którym stanął klasztorek Dominikanów.
W tejże samej epoce, lub w latach najbliższych owej chwili, a więc około roku 1230, kilku Dominikanów wytworzyło pierwszą misję chrześcijańską w Żytomierzu: założono kościół, stanął klasztorek.
Czasy to tak dawne, iż nawet dziejopis zakonu kaznodziejskiego w XVII stuleciu, Okolski, nie umie już odpowiedzieć na pytanie, w którym roku miała miejsce erekcja Dominikanów w Żytomierzu. Trudno wymagać od archiwów, by coś przechowały, jako wskazówkę dla poszukiwaczy. W kraju otwartym dla najazdów nieustannych, gdzie miecz i pożoga nieprzyjacielska wciąż srożyły się, o zachowaniu śladów piśmiennych działalności religijnej nie może być mowy.
Kiedy zaczęli pracować — nie wiemy; to tylko jest pewne, że w XIII w. stanęli na owym straconym posterunku, że dawali życie swe w ofierze, stwierdzając niejednokrotnie krwią, u progów świątyni przelaną, swą wiarę i gorliwość apostolską.
Roczniki zakonu kaznodziejskiego wymieniają czterech męczenników Dominikanów, zamordowanych przez Tatarów w klasztorku dominikańskim, żytomierskim: rzecz się działa jeszcze w epoce jagiellońskiej. Klasztor z kościołem spalone, podczas jednej z późniejszych inkursyj nieprzyjacielskich, przestały być siedzibą zakonu kaznodziejskiego.
Opustoszałe mury w XVII w. nie mogły być podniesione — czasy były zbyt ciężkie: czambuły Chmielnickiego w przymierzu z Tatarzynem, lub bez sprzymierzeńca, w morzu krwi topiły dorobek cywilizacyjny wielowiekowy.
W wieku XVIII chwilowo byli tam Bazylianie, ale i ci, dla nieznanych nam powodów, ustępują. Mury podupadłej i zrujnowanej świątyni — zdaje się najpierwszej, jaka tam stanęła — do połowy XIX w. ruiną były. Rząd postanowił zu- żytkować resztki murów, by z nich wytworzyć katedrę prawosławną; domurowano do starych ścian podłużnych nowy wyniosły front.
Robota szła pomyślnie, spodziewano się rychłego ukończenia, gdy niespodzianie, w nocy z 12 na 13 czerwca 1853 r. (starego stylu) straszny huk obudził znaczną część miasta. Nazajutrz smutny widok ukazał się oczom żytomierzan, cała część murów nowych runęła, pozostały tylko stare, poszczerbione ściany, świadkowie dawnych lat i innego życia. Rumowiska nowe pozostawały długie lata nietknięte, nie usuwano ich i świątyni nie wznoszono.
Wojny Chmielnickiego zniszczyły najzupełniej na znacznej przestrzeni siejbę życia duchowego. Świątynie wszelkich wyznań, wraz z wsiami i miasteczkami, zamieniono na zgliszcza, z których z trudem wielkim i bardzo powoli kraj podnosił się. Po stracie Kijowa, diecezja kijowska długo była bez katedry, bez stolicy biskupiej. Tułano się.
Była myśl tron biskupi kijowski wznieść w Białej-Cerkwi. Zaniechano jednak wprędce zamiaru; miejscowość pod względem bezpieczeństwa nie dawała rękojmi trwałości. Osada była wprawdzie obronną, zbyt wszakże wysuniętą w głąb pól rozwartych i zbliżoną do kończyn chrześcijaństwa i wszelkiej kultury, a więc wysoce zagrożoną. Myśl wytworzenia w Białej-Cerkwi stolicy biskupiej powstała w umyśle Jędrzeja Chryzostoma Załuskiego około roku 1690, wprędce jednak została zaniechaną.
Szybko zmieniają się biskupi, pastorał kijowski z rąk do rąk przechodzi; brak bezpieczeństwa, brak kapłanów, brak funduszów, które poginęły, nie dają możności ustalić się. Chociaż w XVII w. na tronie biskupów kijowskich, a szczególniej po Traktacie Grzymułtowskim, szybko rządcy diecezji zmieniają się, niemniej niejeden zostawia po sobie ślady trwale.
Posterunek był niebezpieczny, praca na nim ciężka, lecz nie zabrakło pracowników wielce zasłużonych. W czasach najcięższych, gdy hordy tłumów zdziczałych, prowadzone przez Chmielnickiego, wytwarzały ową ruinę, która pochłonęła owoce wiekowej pracy cywilizacyjnej, widzimy w Żytomierzu pastorał biskupów kijowskich, w roku 1656, po Wespazjanie Lanckorońskim, w dłoni pracowitej i dobroczynnej Tomasza Ujejskiego, Sandomierzanina, męża cnót wielkich i religijnej gorliwości.
O nim dysydenci mówili: „niech wszyscy księża i biskupi Kościoła Rzymskiego będą Ujejscy, a nas wszystkich do jedności łatwo z sobą zachęcą”. Współczesne świadectwa o nim twierdzą, iż powszechnie nazywany był „ojcem ubogich”. I słusznie. W żywocie jego opisanym przez X. Brictiusa T. J. na początku XVIII w. czytamy o takim fakcie: „widząc bez obuwia żebraka, senatorskie obnażył nogi, a ubogie pokrył”.
Zapał apostolski biskupa Ujejskiego spowodował, iż zrzekł się w roku 1677 godności swej i przywdział suknię zakonu Jezuitów, mniemając, że skuteczniej pracować będzie w szeregach pełnych karności tego zgromadzenia. Ostatnie dwanaście lat życia spędził w Kolegiach jezuitów, umarł w roku 1689 w Wilnie, miany za świętego.
Czynione były później starania o jego beatyfikację. Ciało błogosławionego” Tomasza Ujejskiego w roku 1821, przy całym szeregu uroczystości religijnych, przewieziono z Wilna do Żytomierza, gdzie, złożone w katedrze, przypomnieniem stało się naszej pracy cywilizacyjnej w tych krajach zabużańskich, nieustannie wystawionych na wrogie podmuchy, usuwające dorobek kultury chrześcijańskiej, zachodnio-europejskiej…
Nie brakowało i przed Ujejskim i po nim ludzi wyższej miary wśród biskupów kijowskich. Jak w epoce przed „ruiną”, wyróżniał się, za dni Władysława IV, Andrzej Szołdrski, budzący tam wciąż stygnące życie religijne, tak później Samuel Ożga, dwaj Załuscy, wspomniany Andrzej Chryzostom i uczony Józef Andrzej, Kajetan Sołtyk, zostawiali po sobie pamiętne ślady pracy lub zbożnej myśli, której nieraz trudno było urzeczywistnić się.
Pierwsza ćwierć XVIII w. była epoką najsmutniejszą dla diecezji kijowskiej, jej stolica stanowczo już wysunęła się z rąk Rzeczypospolitej. Zatrważający stan kraju, pod wielu względami, odbija się i na polu życia religijnego. Obalone za dni „ruiny” świątynie i dawne fundacje długo podnieść się nie mogły. Był wciąż brak świątyń i kapłanów. Długo wahano się gdzie ustalić stolicę diecezji mocno zniszczonej.
Wreszcie Jan Samuel Ożga, od roku 1722 biskup kijowski, postanawia zarząd diecezji tam wytworzyć, gdzie była nowa stolica województwa uszczuplonego i zniszczonego. Znalazł przytułek przy kościele parafialnym w Żytomierzu, wówczas jeszcze drewnianym.
W pierwszej połowie XVIII w. Ożga rozszerza mały, ubogi kościołek przy ul. Zamkowej w Żytomierzu, zamienia go na katedrę biskupią, murowaną. Nim przerabianie uskuteczniono, nim można było odemknąć podwoje tej nader skromnej katedry, Ożga odprawiał pod namiotami nabożeństwo. Mieszkania dla biskupa i kapituły stanęły znacznie później, za pasterstwa Kajetana Sołtyka, które trwało nader krótko.
Od biskupa Ożgi (od 1724 r.) Żytomierz staje się stolicą diecezji kijowskiej. Założenie instytucji religijno-filantropijnej, jaką był klasztor SS. Miłosierdzia, zwanych Szarytkami, zawdzięczał Żytomierz troskliwej myśli i ofiarności biskupa J. A. Załuskiego.
Po powrocie z wygnania w Kałudze (w roku 1773) złożył on w depozycie u bankiera Teppera 30.000 złotych polskich na założenie klasztoru Sióstr Miłosierdzia, w diecezji kijowskiej. Śmierć niespodziana (w roku 1774) nie pozwoliła mu oglądać urzeczywistnienia swej myśli filantropijnej; niemniej jednak zabiegi rozpoczęte wydały owoce.
W roku jego zgonu, sprowadzane przez niego Szarytki przybyły z Pułtuska i w jednym z małych drewnianych domów miasteczka zostały umieszczone. Wkrótce dom ten spłonął. Kupiony inny przy katedrze był za szczupły na szpital i szkołę dla sierot. Już w XIX w., chcąc rozwinąć swą działalność opieki nad chorymi i dziećmi, wyniosły się one o półtora kilometra poza miasto.
Nad brzegiem Teterowa, u krawędzi obszernego gaju, w miejscowości wyniosłej, suchej, zdrowej, oddzielonej od miasta przestrzenią pustego pola, które zaczęło nosić nazwę Plac Panieński, wytworzyły z fundacji biskupa J. A. Załuskiego nową siedzibę dla swych chorych i sierot.
Cesarz Aleksander I, za wstawieniem się gubernatora Bartłomieja Giżyckiego, powiększył ich uposażenie, nadał im Wilsk; mogły odtąd znacznie rozszerzyć swą działalność humanitarną. Zawsze w ich klasztorze było 14 sióstr, opiekujących się 50 chorymi, wychowujących i uczących sieroty — 160 dziewcząt i 60 chłopców.
Prace te wszakże zostały sparaliżowane: w roku 1842 odebrano im uposażenie, jakie posiadały w ziemi. Pozbawione środków materialnych mniej mogły robić dobrego, pracowały jednak na polu swego powołania aż do chwili, gdy po roku 1863 wypędzono je, a gmachom dano inne przeznaczenie. Przetrwały więc Szarytki znacznie dłużej, niż Misjonarze. Gmachy tych ostatnich, spuścizna po Jezuitach, uległy profanacji zupełnej. Kościół rozebrano, budynki klasztorne zamieniono na więzienie.
Kościół Jezuitów w Żytomierzu był wyjątkowo pięknym gmachem, nie tylko w tem mieście, ale w całej wschodniej połaci dawnej Rzeczypospolitej. Koniec XIX w. tak wyzbył się u nas z wszelkich tradycji, nawet niezbyt odległej epoki, iż mury „pojezuickie”, „pomisjonarskie” dziś nazywają „pofranciszkańskimi”, wcale nie wiedząc, iż Franciszkanie nigdy nie byli w Żytomierzu. Widok kościoła pojezuickiego na jakimś rysunku, współczesnym istnieniu świątyni, spotykano niegdyś w zakrystii katedry żytomierskiej, prawdopodobnie dotąd tam istnieje.
Z wąskich, ciasnych, brudnych labiryntów uliczek, otaczających mury pojezuickie, wychodząc na plac, ongi zamiejski, który był, jak powiedzieliśmy, łąką tracenia złoczyńców, a obecnie jest środkową dzielnicą miasta, spotykamy kościół „pobernardyński”, niekiedy nazywany „seminaryjnym”. Stanął on na zgliszczach fundacji Bernardynów Jana Kajetana Ilińskiego, starosty żytomierskiego.
W roku 1761 wzniósł on drewniany kościołek i szczupły, również drewniany, klasztor dla Bernardynów. Zakonnicy ci, osadzeni w zamiejskiej dzielnicy, utrzymywali szkółkę elementarną dla ubogiej dziatwy przedmieść, co trwało do ich usunięcia i zniesienia klasztoru w roku 1832. Przed kasatą swego klasztoru zaczęli Bernardyni zamiast drewnianego murować dla siebie kościół, lecz ich niespodziane wypędzenie nie pozwoliło im dokończyć budowy.
Po nich objęło mury i całą ich posiadłość duchowieństwo świeckie; później zaś w budynkach, co stanęły na posadzie klasztoru bernardyńskiego, umieszczono seminarium diecezjalne; dlatego więc stosunkowo nowy ten kościół (liczy 76 lat istnienia) nosi nazwisko pobernardyńskiego lub seminaryjnego, przypominające i dawne i nowsze dzieje owego terytorium. W murach jeszcze niewykończonych tego kościoła w roku 1838 odbywały się wybory ziemian wołyńskich.
Marian Dubiecki, „Na Kresach i za Kresami – wspomnienia i szkice” (Kijów 1914)
Za: Głos Polonii
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!