Trudna sytuacja ekonomiczna w Polsce dwudziestolecia międzywojennego spowodowała, że wielu jej obywateli, w tym mieszkańców dzisiejszej Zachodniej Białorusi trudniło się przemytem. Polskie służby graniczne robiły co mogły, by udaremnić nielegalny proceder, jednak determinacja ludzi żyjących „z granicy” była tak wielka, że znajdowali coraz to nowe sposoby, by „nosić” deficytowe towary. II wojna światowa całkowicie zmieniła kontynent europejski, a epoka przedwojennych przemytników bezpowrotnie odeszła do historii.
Problem przemytu był i pozostaje jednym z najważniejszych problemów ochrony zewnętrznych granic każdego państwa. II Rzeczpospolita też nie była wyjątkiem, bo Polacy zawsze potrafili kupować i sprzedawać z zyskiem prawie wszystko, zwłaszcza w warunkach mało dostatniej rzeczywistosci okresu międzywojennego.
Jesienią 1920 roku między Rosją Sowiecką a Polską granicy nie było. Ochrona linii demarkacyjnej leżała w gestii polskiej policji państwowej. 3 września 1921 r. Rada Ministrów wydała instrukcję dotyczącą ustanowienia kontroli na wschodnich granicach Polski. Na mocy tego dokumentu ochrona granic państwowych spoczęła na barkach tzw. Batalionów Celnych i pododdziałów policji państwowej.
Głównym zadaniem tej ostatniej, była kontrola ruchu ludności cywilnej oraz walka z przenikającymi na stronę polską bolszewickimi agitatorami i sabotażystami. Zgodnie z instrukcją , na jeden kilometr granicy przypadało siedmiu pieszych i dwóch konnych funkcjonariuszy policji, ale ludzi z doświadczeniem służby granicznej było niewielu. W 1925 roku, wzdłuż całej granicy państwowej II RP było zaledwie 24 inspektoraty i 100 komisariatów ochrony celnej (około 7 tyś. funkcjonariuszy). Niedobory kadrowe były główną przyczyną wzrostu przestępstw na granicach. Na słabo chronionych granicach „hulali” na dobre dywersanci, bandyci różnej maści i przemytnicy.
Trudna sytuacja na granicy wschodniej zmusiła polskie władze do zmiany systemu ochrony. Od 1924 roku ochronę wschodnich granic II Rzeczypospolitej (Litwa, Łotwa, ZSRR, Niemcy (w rejonie Suwałk), Rumunia ( na Dniestrze ) przejął Korpus Ochrony Pogranicza.
Z kolei od 1928 roku zachodnich granic Polski międzywojennej (czechosłowackiej, niemieckiej i odcinka granicy Prus Wschodnich chroniła Straż Straż Graniczna. Terytorium II Rzeczypospolitej zostało podzielone na trzy strefy: graniczną, wewnętrzną i obszaru odpowiedzialności Korpusu Ochrony Pogranicza.
Jak walczono z kontrabandą
W swojej strukturze bandy przemytników przypominały łańcuch, w którym każde z ogniw pełniło swoją rolę. „Szeregowi” zajmowali się przerzutem towarów za granicę. Dalej w hierarchii byli „hurtownicy”, którzy gromadzili w tajnych magazynach zagraniczne deficytowe towary. Dilerzy z kolei rozprowadzali towar z kontrabandy w sklepach, targowiskach, bazarach i restauracjach. Na samej górze tej przestępczej hierarchii stali bossowie, którzy trzymali w rękach wszystko.
Polscy funkcjonariusze straży granicznej raportowali, że najczęściej przemycanymi towarami przez polsko – litewską granicę były: tabaka, wyroby tytoniowe , cukier, leki. Z Rumunii z kolei przemycano: winogrona, wina, wódkę. Z ZSRR: tabakę, ikrę, tytoń. Straż Graniczna II Rzeczpospolitej raportowała do centrali w Warszawie, że najczęściej przemycanym towarem z Niemiec są futra, galanteria skórzana, zapalniczki, rowery, jedwab, sacharyna, narkotyki i kosmetyki; Z Czechosłowacji zaś: cynamon , cukier, narkotyki.
Międzywojenne struktury siłowe zadawały sobie wiele trudu aby stawić czoła tym, którzy „żyli z granicy”. Na przykład, w przeddzień świąt wielkanocnych w 1936 roku w województwie Nowogródzkim funkcjonariusze przygotowywali się do niecodziennej i bardzo trudnej operacji. Połączone jednostki polskiej policji, organów podatkowych oraz przedstawicieli władz lokalnych wyprawili się w głąb lasów w obszary graniczne, gdzie miejscowa ludność czerpiąca korzyści z kontrabandy, ochoczo współpracowała z przemytnikami, najczęściej organizując im „okienka na granicy”.
Dotarcie do tych miejsc było niezwykle trudne, ponieważ prawie cały teren tonął w bagnach. Ponadto polscy urzędnicy bardziej niż okoliczności przyrody, musieli się obawiać uzbrojonych po zęby przemytników. W1936 roku na Nowogródczyźnie do rozlewu krwi się nie doszło. Policji udało się bez strat w ludziach rozbroić mieszkańców – bez jednego strzału. W ich ręce wpadło wówczas 29 świetnie wyposażonych aparatów bimbrowniczych, 306 kg pieprzu i 39 kg cynamonu. W sumie, podczas specjalnej operacji odnotowano 742 mniejszych i większych przestępstw.
Z Zachodniej Białorusi do Polski Zachodniej
W przemyt zaangażowani byli nie tylko polscy, ale i sowieccy obywatele. Chodzi przede wszystkim o połowę lat 20., kiedy to tzw. Nowa Polityka Ekonomiczna ZSRR zachwiała mocno cenami towarów produkcji przemysłowej, towarami pierwszej potrzeby i produktami rolnymi. Na terytorium BSRR towary na półkach sklepowych były tak drogie, że właściwie niedostępne, dlatego sytuację ludzi ratował często handel kontrabandą.
W maju 1922 roku na terytorium Białoruskiej Republiki powołano Zachodni okręg celny. W marcu 1923 roku rozpoczęła działalność białoruska rejonowa komisja do walki z kontrabandą. W okresie od stycznia do października 1923 sowieckim jednostkom specjalnym udało się rozbroić 3187 przemytników i skonfiskować towar wart 445 tysięcy rubli w złocie.
W 1924 roku Polska i Łotwa również zwiększyły ochronę swoich granic. W 1926 roku Centralny Komitet Wykonawczy ZSRR wydadał rozporządzenie zezwalające OGPU wymierzanie kary bez procesu sądowego (do rozstrzelania włącznie) wobec osób, które trudnią się przemytem. Przyczyniło się to do zmniejszenia liczby tych przestępstw na sowiecko – polskiej i sowiecko – łotewskiej granicy.
Jak powszechnie wiadomo, nieoficjalną stolica kontrabandy było miasteczko Raków, ale w międzywojennej Polsce przemytnicy działali praktycznie na całej długości granicy państwowej II RP. Trudna sytuacja była na granicy Prus Wschodnich. Na początku 1930 roku w rejonie Mławy działała banda przemytników pod kierownictwe niejakiego Keslinga.
Przez długi czas człowiek ten wychodził bez szwanku z obław straży granicznej i policjantów. Na trop przestępcy udało się polskim funkcjonariuszom wpaść dopiero w Warszawie, gdzie przemytnik upłynniał towar. Podczas operacji jego pojmania został ranny, a po kilku dniach udało się go namierzyc i aresztować. Sledztwo wykazało działalność przestępczą mławskiego bandyty na gigantyczną skalę.
Funkcjonariusze straży granicznej i policja, aby dotrzeć do struktur „mafiosów”, uciekali się do różnego rodzaju sztuczek i podstępu. W Częstochowie na przykład, funkcjonariusze ukryli się w beczkach … załadowanych na furgonetkę należącą do bandytów. Policjantom udało się dotrzeć do miejsca, w którym przestępcy mieli rozładować towar. Jakże musieli być zaskoczeni przemytnicy gdy po otwarciu pojemników do transportu deficytowych towarów, wyskoczyli z nich uzbrojeni pogranicznicy.
Polscy stróże prawa walczyli z kontrabandą również na morzu. Głośna była sprawa zatrzymania w 1936 roku przez funkcjonariuszy na kutrze patrolowym Straży Granicznej II RP ORP „Batory”, łodzi motorowej, która próbowała nielegalnie wwieźć do Polski kilka skrzyni z pistoletami. Bardzo pomocne w namierzaniu przywódców band przemytniczych były polskie media. Policja i KOP uważnie śledziła lokalne publikacje prasowe, przede wszystkim, kolumny z życia towarzyskiego. Pomagało to wyśledzić tych, którzy żyli ponad stan, przy czym nie byli ziemianami, ani właścicielami fabryk.
W walce z przemytnikami – chłopami, ale także z pędzącymi samogon, uciekano się najczęściej do pomocy płatnych informatorów, również chłopów. Ale najczęściej wystarczyło zagrać na uczuciu zawiści, jakie żywili mniej zaradni chłopi względem swoich przedsiębiorczych sąsiadów. W poczuciu „sprawiedliwości” wskazywali miejsca, w których ukrywany był przemycany towar.
Pogranicznicy – przemytnicy
Co jakiś czas na światło dzienne wychodziły skandale korupcyjne. Głośny incydent miał miejsce w Warszawie jesienią 1932 roku, kiedy to aresztowano inspektora SG w Lesznie, Jana Siedleckiego. Organy specjalne zainteresował fakt, że ich kolega zbyt często używa telefonu służbowego do rozmów z wieloma numerami warszawskimi. Dochodzenie wykazało, że major z Leszna kontaktował się z największymi stołecznymi przemytnikami.
Po tym jak zostali aresztowani wspólnicy majora Siedleckiego okazało się, że to były funkcjonariusz Straży Granicznej stał na czele szajki przemytników zajmujących się przerzucaniem leków z Niemiec. Inspektor osobiście załatwiał wspólnikom fałszywe paszporty, a potem sam kontrolował ich samochody przy wjeździe i wyjeździe z kraju.
Podobny incydent miał miejsce na terytorium dzisiejszej Zachodniej Białorusi, jednak w tym wypadku pułapkę zastawili czekiści. W 1930 roku sowieckim funkcjonariuszom straży granicznej z Timkowiczewskiego oddziału, udało się sprowokować polskich „hurtowników”. Bolszewicki oficer graniczny „podjął negocjacje” z Polakami dot. transakcji na ogromną skalę. W rezultacie, w pobliżu wsi Morocz sowiecka straż graniczna zatrzymała olbrzymią partię sacharyny, zegarków, luksusowych pończoch, perfum i pudrów firmy „Coty” na sumę około 100 tysięcy rubli. W rezultacie akcji zostali aresztowani przemytnicy, wśród których znaleźli się dwaj właściciele dużych sklepów w Warszawie, jak również …urzędnik Ministerstwa Finansów i oficer KOP. Rola tych ostatnich sprowadzał się oczywiście do zapewnienia sprawnego przerzutu ładunku na terytorium Polski .
O ile „wierchuszka” przemytników miała ogromne zyski, jeździła drogimi samochodami i jadała w modnych restauracjach, zwykli mieszkańcy terenów przygranicznych, w tym w województwach wschodnich II RP nie mogli się pochwalić dostanim życiem i często zmuszeni byli najmować się do ciężkich, w dosłownym tego słowa znaczeniu, niebezpiecznych zajęć, żeby cokolwiek wyszarpnąć dla siebie „z granicy”.
Mieszkańcy wsi wymyślali przeróżne sztuczki, by nie wzbudzać podejrzeń pograniczników. Szyli sobie specjalne kamizelki, które zakładali pod ubranie. W podwójne dno wyposażali swoje wozy, furmanki i sanie. Towar często ukrywali pod chrustem zbieranym w lesie, ściętymi gałęziami czy pniami drzew, jakoby zwożonymi na rozpałkę.
Jeden z mieszkańców powiatu kojdanowskiego (obecnie rejonu Dzierżyńskiego) tak wspominał tamte wydarzenia. „Wtedy z Polski nosili tu towary. Tam umawiali się z miejscowymi i spotykali się w umówionym miejscu. Cukru u nas nie było – była sacharyna, damskie buty, wełniane tkaniny na spódnice, sukienki i koszule”.
Na przedwojennej polskiej wsi praktykowano barter, czyli wymianę towarów, gotówki używano bardzo rzadko. Jedną z możliwości wejścia w posiadanie towarów była kontrabanda. Mieszkańcy dzisiejszej zachodniej Białorusi używali gotówki tylko przy okazjonalnych zakupach w mieście, płacili nimi za opiekę medyczną, podręczniki szkolne. Gotówki potrzebowali też do uiszczenia opłat przy załatwianiu spraw urzędowych.
Pod koniec lat 30., na zachodnich i wschodnich granicach Polski sytuacja uległa pogorszeniu. Kwestia walki z kontrabandą poszła na plan drugi, bo w Europie „zapachniało” wojną. Polska Straż Graniczna skoncentrowała się na ochronie granicy z III Rzeszą, gdzie musiała stale odpierać ataki dywersyjne Niemców. W wyniku tych starć zginęło kilkudziesięciu polskich funkcjonariuszy straży granicznej. Od pierwszych dni II wojny światowej straż graniczna dzielnie odpierała ataki Wehrmachtu , a 17 września 1939 r. był dniem próby dla funkcjonariuszy Korpusu Ochrony Pogranicza.
II wojna światowa całkowicie zmieniła kontynent europejski, a epoka przedwojennych przemytników bezpowrotnie odeszła do historii.
Autor: Igor Mielnikau
Kresy24.pl za ispravda.ru
7 komentarzy
przewodnik
7 marca 2014 o 20:23KOchani polecam Kochanka Wielkiej Niedzwiedzicy napisał król przemytników SErgiusz Piasecki królował koło Rakowa z kierunkiem na Mińsk a ksiązke napisał w wiezieniu na Sw Krzyżu w 1936r w ciągu 2 miesięcy.
jarek marek
10 stycznia 2016 o 23:33zgadzam się , wspaniała książka .Każdemu polecam .
grzech
1 kwietnia 2014 o 10:20W ogóle wszystkie książki Piaseckiego na ten temat
A „Pamiętniki oficera Armii Czerwonej” świetne!
józef III
18 stycznia 2015 o 20:57„Zachodnia Białoruś” zostawcie bolszewikom (jako pojęcie)
stanisław
29 stycznia 2015 o 10:30Analogicznie, jak Straż Graniczna na zachodnich granicach Polski, Korpus Ochrony Pogranicza w latach dwudziestolecia międzywojennego musiał zwalczać sowiecką dywersję na granicach wschodnich.
Alfred Charytonowicz
1 maja 2015 o 18:02Odnośnie naruszania wschodniej granicy.Urodziłem się i mieszkałem w folwarku 'DĄBROWA”, należącym do Gromady „CEPRA”, gm. HRYCEWICZE, pow. NIEŚWIEŻ, woj. NOWOGRÓDEK. Do 7-mio klasowej Szkoły Powszechnej uczęszczałem w HURYNOWSZCZŹNIE, do której chodziłem przez Radziwiłłowski Las Ceperski. Pamiętam takie zdarzenie, które miało miejsce tuż przed wojną (38 lub 39 rok). Wracając ze szkoły, widziałem zastrzelonego (przez 2- Kopistów) osobnika-przemytnika, którego Kopiści złapali (w rejonie wsi ZAPOLE) i prowadzili go do Batalionu KOP w KLECKU – drogą przez Ceperski Las. Kiedy (od strony południowej) weszli do lasu-szpieg rzucił się na jednego żołnierza z krzykiem: „tu jest moja chata” i chciał mu odebrać karabin ale drugi Kopista strzelił do niego ze skutkiem śmiertelnym. Jak się później okazało był to sowiecki szpieg, który przemycał jakieś komunistyczne dokumenty, zaszyte w cholewach butów. Tyle na potwierdzenie istnienia inwigilacji wschodniej granicy RP. Alfred Charytonowicz z folw. DĄBROWA.
Przybos
27 października 2015 o 21:35Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł o kontrabandzie w międzywojennej Polsce. Spojrzałem na rodzinne dokumenty i przejrzałem na oczy.
Dziadek, por. Józef Białoś od grudnia 1921 do lipca 1923 roku pełnił służbę w 32 Baonie Straży Granicznej / Baonie Celnym w Rakowie.
Raków Mołodecki (Nowogrodzki) to miasteczko graniczne na wschodniej rubieży II Rzeczypospolitej. W latach 20-tych ubiegłego wieku nazywany był stolicą przemytu. Jego i pogranicza polsko-sowieckiego realia w latach 1922-1924 zostały opisane w przedwojennej powieści S. Piaseckiego „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy” (jest też oparty na niej film „Przemytnicy” z J. Gajosem z 1984 r!). To opowieść na wątkach biograficznych, bo autor sam handlował na pograniczu.
Dziadek Józef był „baoniarzem” i „zielonym”, bo tak przemytnicy nazywali żołnierzy baonów celnych i strażniczych.
z opinii o służbie:
… Por. Białoś Józef wywiązywał się z powierzonych mu zadań i funkcji b. dodatnio i w ogóle okazywał cechy karnego i dobrego oficera…
… Podziękowanie por. Białosiowi Józefowi, który będąc na stanowisku oficera kontrolnego za sumienną i pełną poświęcenia pracę na powierzonym mu odcinku i życzę aby na nowym stanowisku jego praca wydała jak najlepsze wyniki dla dobra ojczyzny …
19 lipca 1923 r. Dziadek Józef odszedł na własną prośbę do rezerwy i rozpoczął pracę jako nauczyciel w Osieczy k. Konina.