Naukowcy z Władywostoku wyszli na ulice, aby poskarżyć się na niskie zarobki i postępującą degrengoladę prowincjonalnych ośrodków badawczych.
Najbardziej doskwiera im działalność urzędników „od nauki” którzy markując wypełnianie instrukcje prezydenta Putina faktycznie zaniżają zarobki pracowników uniwersytetów i instytutów.
Na transparentach uczeni wypisali hasła: „Uczeni za sprawiedliwym rozdziałem środków pomiędzy instytutami Rosji”, „Chcemy emigrować do Moskwy” i „Dalekowschodniej nauce, godziwy budżet”.
Zdaniem protestujących zgodnie z „majowymi ukazami” prezydenta, od roku 2012 powinni dostawać dwa razy wyższą pensję niż wynosi średnia w regionie. Jednak nikt w rzeczywistości tych pieniędzy nie zobaczył. Związek Zawodowy Pracowników Rosyjskiej Akademii Nauki, organizator protestu, alarmuje, że kierownictwo zakładów naukowych stosuje „cwane sposoby”, by wykazać się odpowiednimi wskaźnikami bez płacenia za pracę. Pracowników formalnie zatrudnia się na pół, bądź trzy czwarte etatu. W papierach wykazuje się zaszeregowanie na niższych, mniej płatnych, stanowiskach. Tak więc, choć w rzeczywistości wszyscy pracują na pełnych etatach, opłacani są za niepełny wymiar godzin.
Coraz trudniejsze jest także otrzymanie grantów, które stanowią sporą część pensji. W przypadku pracowników laboratoriów ich pensja łącznie z grantem wynosi 24 tysiące rubli. Bez niego tylko 18 tysięcy. Zgodnie z obietnicami prezydenta natomiast, ci sami laboranci powinni od dawna otrzymywać 70 tysięcy.
Osobnym problemem jest brak środków na konserwację aparatury naukowej, co powoduje, ze staje się ona bezużyteczna.
Adam Bukowski
2 komentarzy
observer48
18 października 2018 o 21:50Kacapia się rozłazi, niczym stare gacie.
Ltp
18 października 2018 o 22:35Mają, co chcieli