Od młodzieńczych lat fascynowała mnie postać wielkiej polskiej pisarki Marii Rodziewiczówny. Poznałem jej twórczość dość wcześnie, ponieważ moja mama zaczytywała się jej powieściami. Chciałem wiedzieć, dlaczego to czyni i sam oddałem się lekturze książek Rodziewiczówny.
Do dzisiaj pamiętam kilka przeczytanych tytułów takich jak: «Lato leśnych ludzi», «Dewajtis» czy «Magnat». Przed pierwszą podróżą do włości pisarki zacząłem gromadzić o niej informacje. Dowiedziałem się niebawem, że pisarka pochodziła z patriotycznej rodziny ziemiańskiej. Była córką Henryka Rodziewicza herbu Łuk i Amelii z Kurzenieckich. Za pomoc powstańcom styczniowym rodzice Marii zostali zesłani na Syberię, a ich majątek Pieniuha w Wołkowyskiem skonfiskowano. W 1871 roku na skutek amnestii rodzice Marii powrócili z zesłania do Warszawy.
W 1876 r. Maria trafiła na pensję do sióstr niepokalanek w Jazłowcu, którą musiała opuścić w 1879 r. na skutek choroby ojca. Pobyt w Jazłowcu wywarł znaczący wpływ na przyszłą pisarkę, gdyż właśnie tu, w religijnej i patriotycznej atmosferze, przygotowywano dziewczęta do roli żon i matek. Po śmierci ojca w 1881 r., na ramiona 17-letniej dziewczyny spadł obowiązek zarządzania majątkiem ziemskim Hruszowa, liczącym 1533 ha. Maria, zanim objawiła ówczesnemu światu swój talent pisarski, wprzódy okazała się być kobietą mądrą i zaradną. Nie tylko spłaciła długi ojca i stryja, lecz i własne rodzeństwo. To ona sprawiła, że majątek, w którym ziemie orne stanowiły zaledwie jedną trzecią, zaczął przynosić dochody.
W majątku Hruszowa istniał obszerny dwukondygnacyjny dwór zbudowany w 1825 r. przez dziadka Marii – Antoniego Rodziewicza, w którym pisarka mieszkała aż do 1939 r. Dwór ów wypadał okazale na tle skromnych dworków w nieodległym Ludwinowie i Zakozielu, należących do familii Orzeszków. Piętro dworu, służące onegdaj jako pokoje gościnne, stało za czasów pisarki puste i nieurządzone, zaś całe wnętrze dworu odznaczało się prostotą i skromnym wyposażeniem. Ściany i sufity były bielone i nie posiadały ozdób. Do ogrzewania pomieszczeń służyły piece z kolorowych kafli i kominki. Stare cenne meble i portrety rodzinne znajdowały się jedynie w salonie. W pokoju stołowym, gdzie przechowywano zbiór starej porcelany, znajdowały się masywne meble dębowe. W jednym z pokoi gościnnych stało łóżko zrobione w Hruszowej według projektu samej pisarki. Było to łóżko-szafa, do którego wchodziło się po schodkach.
We dworze istniała biblioteka licząca ponad 500 tomów. Pisarka kochała przyrodę i pewnie dlatego cały dwór otaczały wiekowe drzewa. Za dworem znajdował się sad oraz oranżeria. Do włości pisarki przylegał gęsty i rozległy las Dzietkowicki, w którym przebywał jakiś czas oddział powstańczy Romualda Traugutta. Oddział stoczył kilka potyczek w okolicach Hruszowej i jest wielce prawdopodobne, że w skład oddziału wchodzili ludzie z majątku pisarki. W czerwcu 2016 r. w «Magazynie Polskim» zamieszczono mój artykuł «U Pani na Hruszowej». Opisując pozostałości dawnego majątku znakomitej pisarki, w ostatnim akapicie tekstu, wyraziłem nadzieję, że dane mi będzie tu powrócić. Całkiem niedawno moje nadzieje ziściły się.
Co zatem zmieniło się w Hruszowej, a co pozostało bez zmian? Dąb Dewajtis stoi nadal na swoim miejscu. U jego podnóża widnieje nieuszkodzona dwujęzyczna tabli – ca, poświęcona pamięci pisarki. Na miejscu dawnego dworu w latach powojennych zbudowano sklep i magazyn. Tym razem postanowiłem przyjrzeć się dokładnie temu obiektowi i obchodząc go dookoła odkryłem, że powstał dokładnie na całej długości i szerokości fundamentów dawnego dworu. Nie było to jedyne odkrycie. W poprzednim artykule napisałem, że dąb Dewajtis służy miejscowym smakoszom alkoholu za wychodek. Teraz, za prawą boczną ścianą dawnego sklepu i magazynu, pojawił się elegancki drewniany wychodek, pomalowany farbą olejną na kolor brązowy. Opuszczając dawny majątek pisarki, zerwałem garść żołędzi z nadzieją, że je zasadzę i będę cieszył wzrok potomkami dębu Dewajtis. Niestety eksperyment się nie powiódł. Podczas tej samej ekskursji dotarłem również, po raz drugi, do miejscowości Zakoziel.
W tej miejscowości znajdują się dwa cenne obiekty zabytkowe. Jednym z nich są fragmenty lewego skrzydła pałacu Orzeszków, a drugim, bodaj najładniejsza na Białorusi, neo – gotycka kaplica grobowa rodziny Orzeszków. Jadąc tam po raz drugi, byłem ciekaw, czy grobowiec Orzeszków jeszcze istnieje, a jeżeli tak, to czy został zabezpieczony przed dalszym popadaniem w ruinę, czy też nie. Byłem tu przed kilkoma laty i wtedy wydawało się, że jest szansa na ocalenie obiektu. Stwierdziłem wówczas, że zabezpieczono i zamknięto wejścia do oczyszczonych z gruzu krypt i na murze przyczepiono tablicę informującą, że jest to zabytek historii. Teraz z wielkim smutkiem ujrzałem, że stan grobowca mocno się pogorszył, albowiem w zawalił się dach i runęła część pięknych kryształowych sklepień. Grobowiec otoczono, co prawda, niewysokim płotkiem, ale trudno dociec, w jakim celu to zrobiono. Nie chroni on bowiem niczego. Na dodatek, z tyłu grobowca miejscowi wandale rozerwali kraty zabezpieczające wejście do krypt, w których widać obecnie stertę gruzu ceglanego. I pomyśleć, że jeszcze w połowie lat 60. wiano tu nabożeństwa katolickie.
Warto dodać, że na zewnętrznej ścianie frontowej kaplicy zachowały się dwa żeliwne herby rodowe. Jednym z nich jest Korab – herb rodowy Orzeszków, zaś drugim Nowina – herb rodowy Chrzanowskich.
Poprzednim razem, w krzakach znajdujących się po prawej stronie grobowca, znalazłem mogiłę, stanowiącą miejsce pochówku ze branych z grobowca doczesnych szczątków rodu Orzeszków. Na mogile stał niewielki drewniany krzyż. Tym razem mogiły nie zdołałem odnaleźć. Wiadomo, że sam grobowiec to niezwykle cenny zabytek neogotyckiej architektury cmentarnej. Dla nas Polaków jest obiektem szczególnym, z uwagi na jego związek z rodziną słynnej pisarki Elizy Orzeszkowej i ostatnim dyktatorem powstania styczniowego Romualdem Trauguttem, którego ukrywano w malutkim pomieszczeniu nad kaplicą grobowca. To miejsce budzi silne emocje i umacnia patriotyzm. Pewnie dlatego przybywają tu coraz liczniejsze wycieczki z Polski.
Świadom wartości tego obiektu w dn. 04.09.2018 r. napisałem list do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w którym opisałem stan grobowca w Zakozielu i prosiłem o interwencję w celu jego ocalenia. W dniu 19.09.2018 r. otrzymałem obszerną i bardzo życzliwą odpowiedź. Wynikało z niej jednak, że ministerstwo nie ma możliwości podjęcia bezpośrednich, niezwłocznych działań dla zabezpieczenia grobowca. Wskazano mi natomiast na możliwość zwrócenia się w tej sprawie do Senatu RP, bądź do powstałego w grudniu 2017 r. Narodowego Instytutu Polskiego Dziedzictwa Kulturowego na granicą – o nazwie «Polonika», z wnioskiem o dofinansowanie prac remontowych przy grobowcu. Sądziłem naiwnie, że obowiązkiem Państwa Polskiego jest podjęcie szybkich i skutecznych działań dla zabezpieczenia tego obiektu dla potomnych. Możliwości, jakie mi wskazano, to długa niepewna i zapewne kręta droga, gdy tymczasem grobowiec «goni resztkami sił» i wymaga natychmiastowej interwencji. Obawiam się, że niebawem wycieczki z Polski nie będą miały po co tu przyjeżdżać. Szkoda, wielka szkoda!
Maurycy Frąckowiak. Magazyn Polski
1 komentarz
AndrzejK.
10 maja 2019 o 10:43,,Pani na Hruszowej „- w książce sporo informacji o życiu Rodziewiczówny i jej pracy dla okolicy, szkoda że tyle obiektów naszej kultury i dziedzictwa marnieje, a w Polsce bardziej myśli się o niepotrzebnych miejscach kultu bądź rozrywki, niż o polskich świadkach historii, niszczejących na naszych oczach, to co było ważne i zbudowało naszą tożsamośc zanika bezpowrotnie…Przykre…