Kilka miesięcy temu minęła 80. rocznica zamordowania Lwa Trockiego. Dzień wcześniej doszło do zamachu na Aleksieja Nawalnego. W 1940 roku czekan wbity w głowę, w 2020 roku nowiczok dodany do wody. Metoda subtelniejsza, ale cel ten sam: wyeliminować wroga Kremla. To, co robi obecny reżim rosyjski jest zwykłą kontynuacją zbrodniczej aktywności reżimu sowieckiego.
Tradycje skrytobójczego mordowania wrogów Kremla daleko poza granicami państwa moskiewskiego sięgają już XVI wieku. Ale to w „czerwonych” czasach praktyka taka została zinstytucjonalizowana. To szef sowieckiej bezpieki Wiaczesław Mienżynski powołał Grupę Specjalną (w 1934 roku zmieniła nazwę na Grupę Specjalną Szczególnego Przeznaczenia), której zadaniem było likwidowanie za granicą osób uznanych przez sowieckie państwo za wrogów. Oczywiście wszystko powinno być w zgodzie z literą sowieckiego prawa. Dlatego 21 listopada 1927 roku Centralny Komitet Wykonawczy ZSRS postanowił, że „osoby odmawiające powrotu do Związku SRS, uznaje się za osoby wyjęte spod prawa. Ogłoszenie o wyjęciu spod prawa skutkuje: a) konfiskatą całego majątku osądzonego, b) rozstrzelaniem osądzonego w ciągu 24 godzin od potwierdzenia jego tożsamości. To prawo działa wstecz”. To otwierało drogę do legalnego – z punktu widzenia Związku Sowieckiego – mordowania wszystkich uciekinierów, także tych z czasów wojny domowej. Takich, jak choćby generał Kutiepow.
Polowanie na banitów i „zdrajców”
W 1930 roku z centrum Paryża porwano generała „białych” Aleksandra Kutiepowa, ważnego lidera rosyjskiej antysowieckiej emigracji. Został wciągnięty do samochodu i wywieziony do Marsylii, tam agenci sowieccy udający marynarzy wprowadzili na pokład sowieckiego parowca niemal nieprzytomnego Kutiepowa. Francuzom powiedzieli, że to mechanik statku, który ostro „zabalował” na lądzie. Operacja nie zakończył się jednak sukcesem bezpieki. Kutiepow odmawiał jedzenia i picia, jego stan zdrowia szybko się pogarszał. Według oficjalnej wersji, generał zmarł na atak serca, gdy parowiec był już na Morzu Czarnym i zbliżał się do portu w Noworosyjsku. Nie do końca udana akcja ws. Kutiepowa uświadomiła sowieckim czynownikom, jak dużym ryzykiem obarczone będą próby porwania i sprowadzenia żywcem do kazamat bezpieki ludzi będących na celowniku Kremla. Dlatego postawiono jednak na fizyczną eliminację „celów” – poza granicami ZSRS. W tym celu sformowano elitarny oddział zabójców, na czele którego stanął Jakow Sieriebranski. Tzw. grupa Jaszy podlegała bezpośrednio szefowi NKWD. Jej agenci chętnie sięgali po produkty „fabryki trucizn”, czyli tajnego laboratorium stworzonego na Łubiance już na początku lat 20. XX w. Wśród ofiar trucicieli z sowieckiego wywiadu znaleźli się m.in. Ignacy Reiss i Lew Siedow. Reiss był nielegałem sowieckiego wywiadu w Europie, ale przeszedł na stronę Lwa Trockiego. Wydano więc rozkaz zamordowania nie tylko Reissa, ale też jego najbliższych ukrywających się w Szwajcarii. Agentka Gertrude Schildbach we wrześniu 1937 roku miała poczęstować żonę i dziecko Reissa czekoladkami zatrutymi strychniną. W ostatniej chwili zrezygnowała. Zrehabilitowała się wywabiając potem Reissa do restauracji, skąd porwali go i zamordowali agenci sowieccy. Natomiast Lew Siedow był synem Trockiego i mieszkając w Paryżu angażował się w działalność ruchu trockistowskiego w Europie. W lutym 1938 r. doznał ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Jego przyjaciel, Marc Zborowski przekonał go, żeby nie szedł do państwowego szpitala, gdzie mogło go namierzyć NKWD, ale do prywatnej kliniki prowadzonej przez rosyjskich emigrantów. Siedow przeszedł tam rutynowy zabieg chirurgiczny i przez następne kilka dni szybko wracał do zdrowia. Nagle jego stan gwałtownie się pogorszył. Lekarze próbowali ratować pacjenta serią transfuzji krwi. Nie pomogło: 32-latek zmarł w strasznych boleściach. Nigdy nie ustalono, co było powodem śmierci. Ustalono za to, że Marc Zborowski to agent NKWD…
Reiss i Siedow nie byli jedynymi trockistami zamordowanymi przez sowiecki wywiad w tamtym czasie. Jednak dla Stalina najważniejsze było dopaść samego Trockiego. Stalin szybko pożałował wypuszczenia z rąk największego wroga (wydalony w 1929 r.), gdyż ten na emigracji okazał się niebezpiecznym rywalem o rząd dusz nad światowymi komunistami. W styczniu 1937 roku Trocki osiadł w Mexico City. Szybko oplotła go siatka informatorów sowieckiego wywiadu, głównie działaczy komunistycznych z USA i Meksyku. W sierpniu 1939 roku Stalin zatwierdził plan likwidacji Trockiego przedstawiony przez naczelnika 5. Wydziału Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego NKWD, starszego majora Pawła Fitina. Do pierwszego ataku doszło pod koniec maja 1940 roku. Około 20 ludzi przebranych za policjantów, frontalnie zaatakowało dom Trockiego, strzelając z broni maszynowej i rzucając granatami. Trocki wyszedł z zamachu bez szwanku, choć jego sypialnia po ataku przypominała rzeszoto… Zadziwiające jednak, że po czymś takim nie zwiększył czujności i pozwolił zbliżyć się do siebie niejakiemu Ramonowi Mercaderowi, synowi hiszpańskiej anarchistki, agentki NKWD. 20 sierpnia 1940 roku Mercader został wpuszczony do gabinetu Trockiego, bez przeszukania. Tymczasem pod płaszczem ukrył czekan. Raniony w głowę Trocki zmarł następnego dnia w szpitalu.
Celem kilerów z Łubianki w okresie międzywojennymi byli nie tylko trockiści czy „biali” Rosjanie. Młody agent NKWD Paweł Sudopłatow (ten sam, który później przez lata był „mózgiem” tego typu zabójczych operacji sowieckich na całym świecie) nawiązał kontakt z Jewhenem Konowalcem, przywódcą Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Sudopłatow przedstawiał się jako zwolennik niepodległości Ukrainy. Konowalec polubił młodego człowieka. Spotykali się w Paryżu, ale też w Berlinie. W końcu w Rotterdamie. Dlaczego taka swoboda w zagranicznych podróżach młodego obywatela Sowietów nie wzbudziła niepokoju w ochronie szefa OUN? Otóż wywiad sowiecki zapewnił przykrycie, robiąc Sudopłatowa łącznościowcem na statku handlowym – to usprawiedliwiało możliwość pojawiania się w różnych miastach Europy. 23 maja 1938 roku panowie spotkali się w restauracji rotterdamskiego hotelu Atlanta. Sudopłatow usprawiedliwił się, że musi szybko wracać na statek. Konowalec wyszedł niedługo po nim. Po kilku minutach doszło do wybuchu. Szefa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów rozerwało na strzępy. Okazało się, że bombonierka podarowana przez Sudopłatowa była wypełniona materiałem wybuchowym, a nie słodyczami. Sowiecki agent niósł pudełko w pozycji pionowej. Wręczając je Konowalcowi, zmienił położenie w poziome. To uruchomiło czasowy detonator.
„Działania aktywne”
Śmierć Stalina, późniejsze czystki – także w aparacie bezpieczeństwa – przyniosły likwidację wspomnianej wcześniej „fabryki śmierci”. Nie oznaczało to jednak, że nowi władcy Związku Sowieckiego zrezygnowali z poszukiwania i produkcji wymyślnych trucizn. Już w marcu 1953 roku powołano do życia Laboratorium nr 12, w wewnętrznej korespondencji KGB określane jako Laboratorium X. Nie zrezygnowano też z „mokrej roboty” poza granicami ZSRS. W ramach 1. Zarządu Głównego (wywiad) KGB powołano 13. Wydział. W projekcie decyzji o jego zadaniach wpisano m.in.: „uznać za celowe przeprowadzanie aktów terroru”. Ale już gdy decyzję podejmowano w aparacie KC, „akty terroru” zamieniono na „działania aktywne”. 30 czerwca 1954 roku KC KPZS przyjęło postanowienie „O środkach wzmacniających działania wywiadowcze organów bezpieczeństwa państwa za granicą”.
Kilka miesięcy wcześniej, 18 lutego 1954 roku, kapitan KGB Nikołaj Chochłow z 13. Wydziału przyszedł do domu szefa Związku Ludowo-Pracowniczego (NTS) we Frankfurcie nad Menem, Gieorgija Okołowicza. Oznajmił, że dostał rozkaz jego zabicia. Okołowicz natychmiast skontaktował się ze swym kuratorem z CIA. Agenci pojawili się błyskawicznie, zabrali Chochłowa do konspiracyjnego mieszkania. Początkowo mu nie dowierzano, aż do momentu, gdy zdobyto broń, której Chochłow miał użyć do zamordowania Okołowicza. To był maleńki pistolet na kule z cyjankiem potasu, ukryty w paczce papierosów, z elektrycznym spustem i tłumikiem. Wystrzał był praktycznie niesłyszalny. Sowieci nie zapomnieli zdrady Chochłowowi. Gdy ten w 1957 roku przyleciał do RFN na konferencję, dodano mu do filiżanki z kawą tal. Bezbarwny, bezwonny, nie mający smaku metal. Działa powoli, ale niezwykle boleśnie. Łatwo go przenosić, dodać do jedzenia lub picia czy też rozpylić na skórę ofiary. Niezwykle trudno go wykryć, a symptomy sugerują wiele innych chorób. Chochłowa uratowało to, że był spóźniony na swój odczyt i spiesząc się, wypił tylko połowę filiżanki kawy. No i ważna była szybka reakcja służb. Chochłow został natychmiast przewieziony do amerykańskiego szpitala wojskowego, gdzie ustalono przyczynę zatrucia. I uratowano życie.
Tymczasem KGB zasadziło się na Lwa Rebeta, ideologa ukraińskich nacjonalistów, mieszkającego w Niemczech Zachodnich. Zabójcą miał być młody agent Bohdan Staszynski. Spece z Łubianki skonstruowali dla niego gazowy pistolet. Trucizna znajdowała się w hermetycznie zamkniętej kapsułce. Przy naciśnięciu przycisku kapsułka była otwierana, a trucizna wystrzeliwana pod ciśnieniem cienką strużką. To jednak oznaczało, że oddać strzał trzeba było z bliskiej odległości. Trucizna powodowała skurcz naczyń krwionośnych w mózgu. Zgon następował w ciągu kilku chwil i prawie niemożliwe było wykrycie śladów trucizny. Staszynskiemu podano również antidotum – w tabletkach i ampułkach. Bezpośrednio przed wystrzałem należało połknąć jedną z tabletek, a zaraz po wystrzeleniu trucizny zmiażdżyć ampułkę i wdychać jej zawartość. 12 października 1957 roku Staszynski wszedł na klatkę schodową domu, w którym mieszkał Rebet. Pistolet ukrył pod gazetą. Gdy Rebet wchodził na górę po schodach, Staszynski ruszył na dół. Gdy obaj się mijali, zabójca wyjął pistolet i z bliska strzelił w twarz Rebetowi. Ten niemal natychmiast runął ze schodów. Staszynski spokojnie odszedł z miejsca zamachu. Ukraińcowi zrobiono sekcję zwłok, ale patolog doszedł do wniosku, że Rebet zmarł na atak serca. W tej sytuacji policja monachijska nawet nie wszczęła śledztwa.
Tymczasem sowiecki wywiad namierzył w końcu także Stepana Banderę, ukrywającego się pod przybranym nazwiskiem także w Monachium. Staszynski zaatakował go 15 października 1959 roku w podobny sposób jak Rebeta. Bandera stracił przytomność i stoczył się ze schodów. Zmarł w drodze do szpitala. Pierwsza diagnoza mówiła o urazie czaszki w wyniku upadku. Ale na twarzy pojawiły się sine i czarne plamki. To zaalarmowało policjantów. Przeprowadzono sekcję zwłok dużo bardziej szczegółową niż zwykle – m.in. badanie toksykologiczne (Rebetowi tego nie robiono) – i okazało się, że Bandera został otrury cyjankiem potasu. Tymczasem Staszyński był fetowany na Łubiance. Dostał Order Czerwonego Sztandaru. Przewodniczący KGB Aleksandr Szelepin był tak zadowolony z pracy agenta, że pozwolił mu ożenić się z Niemką z NRD. Ta zaś przekonała świeżo poślubionego agenta KGB do ucieczki na Zachód. Staszynski opowiedział zachodnioniemieckim służbom wszystko, co wiedział na temat działań sowieckiego wywiadu, także szczegóły zamachów, jakie przeprowadził na Rebeta i Banderę. Został osądzony i skazany na 8 lat więzeinia. Odsiedział cztery lata – oczywiście czujnie pilnowany przez zachodnie służby. W 1966 roku Staszynski wyszedł na wolność. On i jego żona dostali nową tożsamość i zniknęli.
Kilerzy Putina
Sowiecki wywiad sięgał po truciznę długo po śmierci Stalina. Gdy jednak zimna wojna się skończyła, mogło się zdawać, że to koniec zbrodniczych poczynań. Tak było, dopóki na Kremlu nie zasiadł wychowanek KGB, czekista z krwi i kości. Pod rządami Władimira Putina państwo rosyjskie i służby rosyjskie wróciły do praktyki mordowania ludzi uznanych za wrogów Kremla także poza granicami Rosji. W 2003 roku generał Andriej Nieczajew, wiceszef kontrwywiadu FSB podpisał wewnętrzną dyrektywę zezwalającą na likwidowanie za granicą „osób nielegalnie zbiegłych z Rosji i poszukiwanych przez federalne służby specjalne”. W 2006 roku parlament przyjął pakiet ustaw pozwalających de facto służbom na zabójstwa poza granicami Federacji Rosyjskiej. W tzw. ustawach antyterrorystycznych ukryto zapis, że prezydent może wydać rozkaz specnazowi lub agentom wywiadu prowadzenia operacji w innych państwach z opcją pozbawiania życia. Jednocześnie przyjęto poprawkę do obowiązującej ustawy o walce z „ekstremizmem”, rozszerzającą definicję tej „przestępczej działalności”. W ten sposób stworzono legalne warunki do tego, by móc zabić dowolnego krytyka Moskwy w dowolnym punkcie świata. Ale tylko za wiedzą i na rozkaz prezydenta. Już po kilku miesiącach zmarł w męczarniach otruty polonem-210 Aleksandr Litwinienko, były oficer KGB i FSB, zbiegły na Zachód. Litwinienko oskarżał rosyjskie służby o zamachy, które Putinowi pozwoliły umocnić się na Kremlu.
Zamach na Litwinienkę zaszokował świat i wywołał kryzys w relacjach Londynu z Moskwą. Jednak brytyjskie służby nie wyciągnęły wniosków. Chyba także cały Zachód wciąż nie doceniał tego, co robi Rosja, jeśli chodzi o mordowania ludzi poza jej granicami – choć przecież już od początku rządów Putina zaczęli ginąć seryjnie choćby czeczeńscy komendanci i politycy opowiadający się za niepodległością ich kraju, a po przegranej wojnie szukający schronienia w innych krajach. Jak wytłumaczyć bezkarność rosyjskich kilerów na Wyspach Brytyjskich już po zamordowaniu Litwinienki? Borys Bieriezowski został znaleziony powieszony w łazience jego rezydencji w marcu 2013 r. Na pierwszy rzut oka samobójstwo. Okoliczności były jednak na tyle zagadkowe, że koroner nie podjął się przesądzić, czy brały w tym udział osoby trzecie. Amerykańskie służby podejrzewają rękę rosyjskich służb jeszcze w ośmiu przypadkach śmierci ludzi związanych z Bieriezowskim na terenie Wielkiej Brytanii. W lutym 2008 w swej rezydencji w Surrey zmarł Badri Patarkaciszwili, gruziński miliarder i partner biznesowy Bieriezowskiego. Oficjalnie uznano, że to był atak serca. Podobnie jak w przypadku Jurija Gołubiewa, współzałożyciela Jukosu, rok wcześniej. Dwaj brytyjscy prawnicy wymieniani w aktach amerykańskich służb jako prawdopodobne ofiary Rosjan to Stephen Moss, który zmarł na atak serca w 2003 toku (miał 46 lat) oraz Stephen Curtis, który zginął w 2004 roku w katastrofie śmigłowca. Obaj pomagali rosyjskim oligarchom wyprowadzać pieniądze z Rosji do Wielkiej Brytanii. Scott Young współpracował z Bieriezowskim w szeregu transakcji. Zginął w grudniu 2014 roku, wyskakując z okna. Choć wcale nie jest pewne, czy nie został wypchnięty. Ciekawe, że wcześniej samobójstwo popełnili trzej wspólnicy Younga.
Zamordowany na bezpośredni rozkaz Kremla został Aleksandr Pieriepilicznyj w listopadzie 2012 roku. 44-letni bankowiec, który ujawnił korupcyjne interesy Kremla, nagle upadł podczas joggingu. Oficjalnie był to atak serca. Tyle że w organizmie wykryto ślad niezwykle rzadkiej, silnie trującej rośliny. Rosnąca w Azji roślina Gelsemium elegans nie przypadkiem nazywana jest „trawą złamanego serca”. Wyciąg z jej nasion dodany do jedzenia to trucizna używana przez przez rosyjskich i chińskich kilerów. Pieriepielicznyj pomagał w szwajcarskim śledztwie dotyczącym prania pieniędzy przez wysoko postawionych urzędników i funkcjonariuszy z Rosji. Dostarczył też dowodów przeciwko rosyjskim urzędnikom zamieszanym w sprawę śmierci Siergieja Magnickiego w moskiewskim więzieniu w 2009 roku. To była czwarta osoba związana ze sprawą Magnickiego, która zmarła w dziwnych okolicznościach. Mimo to początkowo brytyjska policja uznała, że w zgonie Rosjanina nie ma nic podejrzanego – ot, po prostu serce nie wytrzymało fizycznego wysiłku. Ale wznowiono śledztwo po tym, jak nowe testy wykryły w żołądku mężczyzny ślady mogące pochodzić tylko od wysoce toksycznej rośliny Gelsemium.
Zabić Czeczena
Sarin to bezbarwny i bezwonny płynny środek oddziałujący na układ nerwowy, który powoduje śmierć w wyniku uduszenia, ponieważ ofiary nie są w stanie kontrolować mięśni odpowiedzialnych za oddychanie. Trucizna jest najgroźniejsza, gdy wnika do organizmu przez drogi oddechowe. Ale też ciecz łatwo zamienia się w gaz, a stężenia oparów mogą również przenikać przez skórę. W 2002 roku FSB ogłosiła, że jej agentom udało się zlikwidować Ibn al-Chattaba, Saudyjczyka walczącego po stronie czeczeńskich rebeliantów. Towarzysz broni Szamila Basajewa został otruty – otworzył list pokryty trucizną, najprawdopodobniej sarinem. Pismo dostarczył do rąk własnych al-Chattaba Dagestańczyk, podwójny agent opłacany przez FSB. Rosyjscy zabójcy ruszyli tropem także tych członków czeczeńskiego ruchu niepodległościowego, którzy po przegranej wojnie udali się na emigrację. 22 maja 2001 zastrzelono przed jego domem w Baku byłego generała armii Republiki Iczkerii, Magomeda Karijewa. 11 listopada 2002 roku także w Baku zamordowano byłego ochroniarza Asłana Maschadowa. 7 września 2003 roku – znów w stolicy Azerbejdżanu – zamordowany został Wacha Ibrahimow, były doradca prezydenta Iczkerii i były ambasador Iczkerii w rządzonym przez talibów Afganistanie. 13 lutego 2004 roku wyleciał w powietrze samochód, którym jechał Zelimchan Jandarbijew, były prezydent Iczkerii (następca Dudajewa). Do zamachu doszło w Katarze, a sprawcy zostali schwytani. Oficerowie GRU zostali skazani na dożywocie. Rosjanie wzięli za zakładników (zmyślając zarzuty) katarskich sportowców, po czym wymienili na swych ludzi. Ale czeczeńscy emigranci bezpieczni czuć się nie mogą także w innych krajach.
We wrześniu 2008 roku na stambulskiej ulicy zastrzelono Gaidżiego Edilsułtanowa. Schwytani czeczeńscy napastnicy twierdzili, że zrobili to dla pieniędzy – Edilsułtanow był bowiem „skarbnikiem” – zbierał pieniądze dla rebeliantów wciąż walczących w Kaukazie. Trzy miesiące później, także w Stambule, do Islama Dżanibekowa, który szedł ulicą z żoną i dziećmi, podszedł zamachowiec i umieścił z bliskiej odległości trzy kule w głowie byłego komendanta rebeliantów. 5 marca 2009 w Norwegii zabito Magomeda Oczerhadżiego. Były dowódca batalionu Wostok, Sulim Jamadajew zginął w Dubaju (28 marca 2009). We wrześniu 2011 roku w Stambule zamachowcy zastrzelili wychodzących z meczetu trzech Czeczenów – powiązanych z Emiratem Kaukaskim. W kolejnych latach doszło do co najmniej pięciu podobnych zamachów na Czeczenów w Turcji. W większości przypadków tureckim służbom udało się zdobyć dowody wskazujące, że za atakami stały rosyjskie służby. Tropy wiodły do płatnych zabójców z tzw. grupy berlińskiej. Finansować miał jeden ze zbliżonych do Kremla oligarchów, a służby rosyjskie zapewniać ochronę. W zamian należący do grupy przestępczej rosyjscy i czeczeńscy emigranci wykonywali „mokrą robotę”.
W 2009 roku, w Wiedniu zastrzelono Umara Israiłowa, byłego ochroniarza Kadyrowa. Israiłow naraził się na gniew satrapy, ujawniając szczegóły tortur i zabójstw, w które osobiście byli zamieszani Kadyrow i Adam Delimchanow. Schwytano zabójców Israiłowa, także Czeczenów (jednego w Polsce). Czeczeńscy przeciwnicy Putina i Kadyrowa nie mogą się też czuć bezpiecznie choćby na Ukrainie. W 2017 roku postrzelony został Adam Osmajew, zasłużony w walkach z Rosjanami w Donbasie. Niemal dokładnie pięć miesięcy później doszło do kolejnego zamachu na Osmajewa i jego żonę Aminę Okujewą. Tym razem Okujewa zmarła na skutek odniesionych ran. Kilka tygodni wcześniej doszło do zamachu bombowego na Timura Machauriego, weterana walk z Rosjanami w Gruzji (2008) i na Ukrainie (2016). Czeczen z gruzińskim paszportem zginął, żona straciła nogę. W sierpniu 2019 roku w Berlinie zabójca nasłany przez rosyjskie służby zastrzelił Zelimchana Changoszwilego – również Czeczena z Gruzji, zasłużonego w walce z Rosjanami. Z kolei w styczniu 2020 roku we francuskim Lille zamordowany został bloger Imran Alijew vel Mansur Stary. Zabójca zadał mu ponad 100 ciosów nożem, po czym bezpiecznie wrócił do Czeczenii. Ostatni głośny zamach na czeczeńskiego emigranta miał miejsce w lipcu 2020 roku. Zastrzelony został Mamichan Umarow, znany pod pseudonimem Anzor Umarow lub Anzor z Wiednia. Założył na YouTube kanał, na którym ostro atakował Ramzana Kadyrowa. Mówił też o zaangażowaniu rosyjskich służb w zabójstwa czeczeńskich emigrantów politycznych poza Rosją.
Grzegorz Kuczyński
Analityk i dziennikarz, pisze o Rosji i obszarze postsowieckim, specjalizuje się w tematyce służb specjalnych. Absolwent historii (Uniwersytet w Białymstoku) i specjalistycznych studiów wschodnich (Uniwersytet Warszawski). Ekspert Warsaw Institute, autor książek “Jak zabijają Rosjanie Ofiary rosyjskich służb od Trockiego do Litwinienki” i “Tron we krwi. Sekrety polityki Kremla”.
fot. Pixabay License
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!