Ile są w stanie znieść Białorusini? Wiele, bardzo wiele. Ale wykorzystywanie ich dominującej cechy – osławionej cierpliwości, jest nie tylko amoralne, ale również w perspektywie – ryzykowne.
Pomimo doświadczenia ponad dwudziestoletniego współegzystowania z głową państwa, ostatnia inicjatywa władz, czyli dekret № 7, dotyczący wprowadzenia podatku bankowego i innych rozwiązań drenujących kieszenie obywateli, wkurzyła Białorusinów – wskazują na to reakcje w sieci.
„Białorusini są gotowani jak żaba”
Niezliczone komentarze w Internecie wskazują na jedno – Białorusini są już naprawdę wściekli na swojego baćkę. Przede wszystkim za pośpiech w przykręcaniu im śruby – od „wyborów” Łukaszenki minęło raptem miesiąc. Warto w tym miejscu podkreślić, że podpisany 11 listopada dekret Nr 7 był dla wszystkich wielkim zaskoczeniem. Nikt przed wyborami nawet nie zająknął się o pomyśle wprowadzenia dodatkowego opodatkowania. Ba, sam Łukaszenka obiecał swoim wyborcom, że w ciągu najbliższych pięciu lat podatków nie podniesie, wręcz będzie dążył do ich obniżenia.
Gazeta „Salidarność” przypomina niedawne inicjatywy władz, mające na celu napełnienie budżetu.
Denominacja
Dekret № 7 nie był jedyną niespodzianką dla Białorusinów od ponownie wybranego prezydenta. 4 listopada 2015 roku Łukaszenka podpisał dekret №450. Zgodnie z dokumentem, 1 lipca 2016 roku odbędzie się denominacja białoruskiego rubla. I o ile uwagę wielu przyciąga design nowych banknotów, wysokość przyszłych pensji i opłat za przejazd w transporcie miejskim, to eksperci zadają sobie nieco poważniejsze pytania: dlaczego właśnie teraz, i kiedy należy oczekiwać kolejnej denominacji?
Rozporządzenie № 666 – „piekielne”
6 sierpnia 2015 roku Rada Ministrów podjęła uchwałę № 666. Zgodnie z nią, nakłada się na importerów obowiązek oddawania do ekspertyzy sanitarnej każdej partii przywożonych zza granicy towarów.
Białoruscy przedsiębiorcy zareagowali na nową inicjatywę prognozami rychłego zniknięcia z półek sklepów i centrów handlowych towarów importowanych.
Wkrótce po wejściu w życie rozporządzenia, powszechnie nazywanego „pikielnym”, wielu importerów musiało zawiesić działalność.
Na początku września Centrum Informacyjno – Analityczne przy administracji prezydenta przeprowadziło badanie wśród przedsiębiorców, dotyczące zastosowania rozporządznia. Być może powodem zainteresowania władz losem przedsiębiorców była ostra i jak na standardy białoruskie, stanowczo negatywna reakcja importerów.
Jak oświadczył później przewodniczący prezydium Republikańskiej Konfederacji Przedsiębiorczości Władimir Karjagin, Rozporządzenie № 666 zadało cios biznesowi, na setki milionów dolarów.
W końcu, pod naciskiem opinii publicznej w „piekielne” rozporządzenie zostały wniesione istotne zmiany.
Podatek od pasożytnictwa
6 maja deputowani Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego zatwierdzili dekret prezydencki № 3 „O zapobieganie uzależnienia społecznego”.
Zgodnie z dokumentem, białoruscy obywatele a także na stałe zamieszkujący na Białorusi cudzoziemcy i bezpaństwowcy, którzy nie uczestniczą w finansowaniu wydatków państwa lub uczestniczą w nim mniej niż przez 183 dni w roku, muszą uiszczać opłatę w wysokości 20 podstawowych jednostek (dziś jest to 3 mln. 600 tys. rubli).
Inicjatywa ta stała się jedną z najbardziej niepopularnych w społeczeństwie w ostatnich latach.
Niezależni eksperci zarzucają władzom, że w istocie wprowadziły obowiązek pracy przymusowej.
Przedłużający się kryzys gospodarczy doprowadził do wielotysięcznych zwolnień w przedsiębiorstwach państwowych, cięcia kadr oznaczają, że każdy zwolniony ma szansę na status „pasożyta społecznego”.
Eksperci uważają, że nowe inicjatywy rządowe zostały dawno przemyślane i są ze sobą związane.
Aleksander Łukaszenka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak cenną cechę posiada rządzony przez niego naród – cierpliwość.
Politolog Aleksander Kłaskowski przewiduje w rozmowie z gazetą „Solidarność”, jak długo Białorusini pozwolą władzom traktować się jak dojną krowę.
„Na Białorusi każda decyzja gospodarcza jest również decyzją polityczną. Łukaszenka każdą swoją inicjatywę oceniania na wypadek ryzyka: jak wpłynie ona na pozycję rządu.
W ostatnich latach miał on okazję się przekonać, że zapasy cierpliwości Białorusinów są nadal wielkie. Pokora w tym narodzie, to już osobne zagadnienie. To i mentalność i strach, i wiele innych elementów.
Rzeczywiście, było wiele takich sytuacji, kiedy zamiast działać, protestować na ulicach, Białorusini ograniczyli się do narzekania siedząc w swoich kuchniach czy w Internecie. I nadal cierpią, a nawet, jak wynika z badań niezależnych socjologów, stali się bardziej lojalni i posłuszni” – powiedział ekspert.
Jako przykład Kłaskowski przywołał kryzys z 2011 roku, kiedy ostro zdewaluowała się waluta krajowa a hiperinflacja wyniosła 109 proc.
„Ale nawet w tej sytuacji próby wyprowadzenia ludzi na ulicę przez opozycję zamieniły się w porażkę. Badania NISEPI wykazały, że żadnych rewolucyjnych nastrojów wśród Białorusinów nie ma. Z czasem, źródełka dla podtrzymywania modelu ekonomicznego Łukaszenki wyczerpały się, gospodarka rosyjska zawiesiła się. Oznacza to, że czas na populizm się skończył. Co więcej, w ostatniej kampanii wyborczej po raz pierwszy w swojej historii Łukaszenka nie był w stanie podnieść dochodów ludności, a wręcz przeciwnie, są one nawet niższe niż pięć lat temu.
Ale nie przeszkodziło mu to po raz kolejny odnieść „eleganckie” zwycięstwo
Po wyborach, kiedy napięcia polityczne nieco osłabiły się, został uruchomiony mechanizm nowych niepopularnych decyzji. Które, jak sądzę, zostały przemyślane wcześniej” – powiedział Aleksander Kłaskowski.
Według politologa, władze zechcą wykorzystać nieuniknione zamieszanie wokół nowych banknotów, żeby zarobić trochę pieniędzy na podwyżkach cen.
„Wielu już zapomniało, że od początku roku wzrósł podatek dochodowy – z 12 do 13 procent. Zapomnieli jak Aleksander Łukaszenka uczył swoich urzędników jak podnosić ceny na benzynę, tłumacząc, że „należy robić to po troszeczku, żeby się naród nie denerwował”.
To analogia do gotowanej żaby. Jeśli wrzucić ją do wrzącej wody, może wyskoczyć i ocalić żywot, jeśli zaś włożyć ją do zimnej wody i gotować na wolnym ogniu, ugotuje się niczego nie czując. Białorusini są gotowani jak żaba” – powiedział publicysta.
Jaki będzie efekt nowych inicjatyw? Ekspert uważa, że koszt wydatków na realizację ostatnich dekretów obróci się przeciwko państwu i zamiast zyskać, straci.
Jako przykład podał podatek „na pasożytnictwo”:
– Niedawno pojawiły się dane o tym, jak wielu „pasożytów” zostało dotąd zarejestrowanych. Jakieś żałosne liczby. Ile państwo zapłaciło za obsługę, za ustalenie tego, czy potrzebny był ten wysiłek ekonomiczny? Oczywiście koszt systemu przewyższyły oczekiwany efekt.
Nowe inicjatywy mogą doprowadzić do rozwoju szarej strefy w gospodarce, – uważa ekspert. Wielu zrezygnuje z lokowania pieniędzy w bankach, ludzie będą wycofywać oszczędności i przechowywać je w domu.
Jak długo będą taką sytuację tolerować Białorusinów? Aleksander Kłaskowski przypomniał wydarzenia z początku lat ‘90, kiedy setki tysięcy robotników wyszło na centralny placu stolicy jednej z „najcichszych” sowieckich republik.
„Kropla drąży kamień, podważa wiarygodność tej władzy. Ilość pewnego dnia zamieni się w jakość. Granie na cierpliwości Białorusinów jest nie tylko amoralne, ale również w pewnej perspektywie – ryzykowne”.
Kresy24.pl/belaruspartisan.org
1 komentarz
ptk
13 listopada 2015 o 19:36Skala złodziejstwa na Białorusi (na każdym szczeblu – poczynając od stróża w kołchozie) jest tak ogromna że dzielny naród Białoruski ze spokojem podchodzi do kolejnych poczynań władzy – zrekompensuje to sobie „na swoim zawodzie”.