W kolejnej części opowieści o polskich pałacach i rezydencjach na Ukrainie podążamy śladem znanego podróżnika i krajoznawcy w stronę słynnych Antonin.
W Szepietówce skręcamy w prawo w stronę Chmielnickiego. Przecinamy drogę prowadzącą do Krzemieńca i znowu skręcamy w prawo w kierunku miejscowości Wiśniowe (drugi zjazd). Mijamy ją, docieramy do Sulżyna, gdzie po raz kolejny skręcamy w prawo i dostajemy się do Brykuli. Tamtejsza stara szkoła mieści się w dawnym pałacu Kłopotowicza, o którym wiadomo tylko to, że prowadził wzorcowe gospodarstwo i był posłem do III Dumy Rosyjskiej. Budynek zachował się w dość niezłym stanie. Ocalał również malutki portyk z kolumnami. Co pozostało w środku – nie wiadomo.
Chmielnicką trasą podążamy w kierunku miasta Chmielnickiego. W Starokonstantynowie skręcamy w lewo na Antoniny. Mijamy odnowiony klasztor Kapucynów we wsi Paszkowce, Wielki i Mały Czerniatyn, Kremenczuki i Orlice Wielkie i wreszcie docieramy do celu naszej wyprawy – Antonin.
Najbogatsi na Podolu
Szczerze mówiąc, gdyby nie Potoccy, Antoniny byłyby obecnie umierającym chutorem albo w ogóle by nie istniały. Wszystkie największe i najcenniejsze budynki w tej miejscowości pojawiły się za czasów gospodarowania „pana panów”. A jak Potoccy weszli w ich posiadanie? W drugiej połowie XVIII wieku księżna Barbara Sanguszkowa dzierżawiła Chołodźki mężowi swojej siostry Antoniny – Ignacemu Malczewskiemu, dziadowi przyszłego poety Antoniego Malczewskiego.
Małżonkowie wybudowali tutaj klasycystyczny pałac i założyli ogromny park, który wywarł na księżnej takie wrażenie, że zaproponowała, by nazwę Chołodźki zmienić na cześć siostry na Antoniny. Do nowej nazwy przyzwyczajono się jednak dopiero pod koniec XIX wieku. Po ukończeniu okresu dzierżawy Malczewskich Antoniny otrzymał wspomniany w opisie Sławuty („Słowo Polskie” nr 19) Eustachy Sanguszko – adiutant Napoleona. Będąc wielbicielem arabskich rumaków, wybudował naprzeciwko pałacu stajnie tak ogromne, że podobnych Wołyń nie widział. W drugiej połowie XIX wieku Antoniny otrzymała w posagu jedyna córka Romana „Sybiraka” Sanguszki Maria, kiedy wychodziła za mąż za Alfreda Potockiego.
Majątek był w posiadaniu tej rodziny aż do 1919 roku. Właśnie synowi Alfreda, Józefowi, Antoniny zawdzięczają swój obecny wygląd. W 1897 roku zaprosił on francuskiego architekta Franciszka Arveuf, który przebudował stary pałac oraz wzniósł nowe ogrodzenie z dwiema bramami, zachodnią i wschodnią, na których pylonach umieszczono herby Potockich i Sanguszków. Przy wschodniej, głównej, bramie znajduje się jeszcze dziś neobarokowy budynek stróża. Nie zapomniano i o parku. W czasach Józefa Potockiego nadal był jednym z najpiękniejszych na Wołyniu. Gdy Arveuf umarł, Potocki zwrócił się do najsłynniejszej wiedeńskiej pracowni architektonicznej Fellnera i Helmera – mającej na swym koncie m.in. gmachy oper w Odessie, Budapeszcie, Czerniowcach i Karlowych Warach – aby zaprojektowała kilka nowych budynków w Antoninach, ale przede wszystkim, aby przebudowała pałac.
Wszystkie prace zostały wykonane w bardzo krótkim czasie i bardzo starannie. Antoniny zaczęto nazywać „fragmentem Zachodu na Ukrainie”. Podróżnik Stefan Baranowski pisał: „Czuję tutaj angielski szyk, francuską elegancję oraz holenderską czystość”. Rezydencja, na którą wcześniej składało się kilka dosyć skromnych budynków bez wspólnego rysu architektonicznego, po ostatecznej przebudowie nabrała jednolitego charakteru neobarokowego, łączącego wszystkie zabudowania w jedną całość. Teraz głównym akcentem stał się centralny budynek, w którym mieściła się ogromna sala o wysokości jednego piętra. Nowy dach stajni ozdobiły przepiękne lukarny. W pełnej wygodzie mogło się tutaj pomieścić 157 rumaków.
Co ocalało po przewrocie bolszewickim
Naprzeciwko rezydencji jeszcze za czasów Franciszka Arveuf pojawiły się piękne wille, w których mieszkali pracownicy Potockich. Prawie wszystkie zachowały się w całkiem dobrym stanie. Wśród nich jest stojąca nad stawem cudownie eklektyczna willa zarządcy, a także weterynarza, mechanika, agronoma, a nawet pszczelarza. Każda jest inna. W dawnym garażu Józefa Potockiego, w którym stało kiedyś dziewięć aut, mieści się obecnie rada wiejska. Rezydencja w Antoninach miała prawdopodobnie najbogatszą na Wołyniu bibliotekę, liczącą ponad 20 tysięcy tomów. Sanguszkowie przenieśli tutaj niemało wartościowych przedmiotów ze Sławuty i z Zasławia, m.in. srebro, wyroby z brązu, obrazy, gobeliny, wschodnie dywany.
Z majątku wiśniowskiego zaś pochodziły marmurowe popiersia Jana III Sobieskiego i Stanisława Augusta. Wśród obrazów były płótna Józefa Brandta, Jana Chełmińskiego, Jana Matejki, Juliusza Kossaka. Antoniny mogły się również poszczycić sporą kolekcją angielskich i francuskich sztychów. W 1918 roku Józef Potocki wyemigrował. Jego podwładni odważnie bronili pałacu i zbiorów aż do sierpnia 1919 roku, kiedy podpalony przez żołnierzy Armii Czerwonej budynek płonął przez trzy dni. Na szczęście służba zdążyła przenieść do stajni wszystko, co było najcenniejsze, w tym bibliotekę. Następnie mienie przewieziono do Warszawy. Jednak podczas powstania warszawskiego w 1944 roku wszystko przepadło. Ocalało jedynie kilka obrazów i marmurowe popiersie Jana III, obecnie eksponowane w muzeum wawelskim. Dzisiaj w Antoninach oprócz wspomnianych willi możemy obejrzeć dwie bramy, piękne stajnie – co prawda pozbawione wież, wozownię z resztkami sztukaterii w środku oraz ujeżdżalnię, której nie przebudował ani Arveuf, ani wiedeńscy architekci. Przy południowym wejściu do parku znajduje się mała kaplica z rzeźbą lwa, postawioną na cześć przywiezionego przez Józefa Potockiego z Sudanu króla zwierząt. W tamtych czasach bowiem w antonińskim parku można było spotkać daniele, dziki, bażanty i jelenie, a nawet słonie.
Krasiłów
Na zachód od Antonin zachowała się stela, uważana za pomnik muzyków. Legenda mówi, że podczas jednego z przyjęć łódź z muzykami przewróciła się. Jeden z ofi cerów próbował ich ratować, ale ogarnięci paniką utopili go i sami poszli na dno. Z Antonin ruszamy niezłą asfaltowa drogą na południe, gdzie za Czernielówką na rozdrożu skręcamy w lewo do Krasiłowa. W centrum miasta szukamy technikum mieszczącego się w dawnym klasycystycznym pałacu wzniesionym gdzieś na początku XIX wieku przez Mikołaja Sapiehę. Ostatnimi jego właścicielami byli Mańkowscy, między innymi doktor fi lozofi i Emeryk Mańkowski. Najprawdopodobniej to oni odrestaurowali rezydencję na początku XX wieku z pomocą architekta Stefana Szyllera. Obecnie trudno dopatrzyć się w tym budynku zabytku architektury: portyk z kolumnami został zniszczony, od strony sadu ocalał tylko mały półokrągły ryzalit. Po przeciwnej stronie głównego placu Krasiłowa znajduje się czynny okazały kościół, wzniesiony mniej więcej w tym samym czasie co pałac.
Podolska posiadłość Kraszewskiego
Z Krasiłowa przez Ściborówkę wracamy do Starokonstantynowa, skąd jedziemy trasą T-0612, mijając Ogówce i Kruczę. 3 km za nią będzie skręt w lewo w kierunku Bileckiego. Łącznie przejedziemy około 50 km. W tej wsi wyjątkowo dobrze zachował się klasycystyczny pałac, zajmowany obecnie przez szkołę, zbudowany w pierwszej ćwierci XIX wieku przez Brygidę z Suchockich Żurawską. Ród ten pochodził z Galicji i do drugiej połowy XVII wieku był wyznania prawosławnego. Niektórzy Żurawscy stali się nawet kozakami i zamieszkali na Lewym Brzegu. Od frontu piękno pałacu podkreślają portyki z kolumnami w porządku jońskim, dawniej z herbami właścicieli. Od strony sadu budynek robi dość smutne wrażenie. Jedyną ozdobą są tutaj dwa ryzality. Wnętrza nie były przebudowane i wszystkie trzydzieści pomieszczeń, w tym dwie sale reprezentacyjne, ocalały, ale już bez zdobień. Pałac otacza piękny park, na którego końcu jest staw. Z Bileckiego wracamy na drogę Т-0612, gdzie skręcamy najpierw w lewo i prawie od razu w prawo do Chiżników. Tam skręcamy w prawo i przez Irszyki podążamy do Kisielów.
Ostatni odcinek drogi pozostawia wiele do życzenia. Miejscowa szkoła to ważne dla Polaków miejsce, ponieważ przez jakiś czas mieszkał tutaj polski pisarz i uczony Józef Ignacy Kraszewski. Skromny „biały dworek” i park powstały na zlecenie Józefa Urbanowskiego, właściciela Kisielów. W połowie XIX wieku Elżbieta Urbanowska przekazała wieś siostrze Zofi i – żonie znanego już wtedy Józefa Kraszewskiego. Zgodnie z testamentem Elżbiety Kraszewscy zapłacili część pieniędzy jej krewnym i zamieszkali w Kisielach. Pisarz przebudował dwór, postawił główną wieżę i pawilon. Jednak nie mieszkał tutaj długo, ponieważ już w roku 1860 wyemigrował do Drezna. Po wyjeździe Józefa Ignacego Kraszewskiego za granicę w Kisielach gospodarzył przez jakiś czas jego syn, a pod koniec XIX wieku majątek sprzedano Rosjanom. W miejscowej szkole pamięta się i szanuje wybitnego Polaka. Kraszewskiemu poświęcono tablicę i obraz. Niestety, nie zachowały się żadne elementy dekoracji wnętrz tego budynku.
Słowo Polskie/ Maj 2014 nr 5 (22)
autor Dmytro Antoniuk, opracowanie Irena Rudnicka
2 komentarzy
Tomasz
17 listopada 2014 o 14:23Podole, Kresy, Wileńszczyzno, czekamy na Wasz powrót do Macieży, wtedy Polska bedzie Pełną i Silna Polską.
józef III
31 grudnia 2014 o 22:10zamordowana przez hajdamaków i bolszewików cywilizacja