
Collage / grafika: 24 Kanał
Średnio celne, ale jak już trafią, to nie ma co zbierać.
Niedawny atak na bazę rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa na północy Krymu został przeprowadzony nowymi ukraińskimi pociskami manewrującymi Flamingo – twierdzi Die Welt.
Według dziennika, Ukraińcy wystrzelili tam 1 września trzy rakiety. Dwie z nich trafiły dokładnie w cel, a trzecia uderzyła 100 metrów od niego. Główny budynek bazy został całkowicie zniszczony, podobnie jak przylegająca do niego infrastruktura. Na miejscu pozostały tylko kratery głębokości 15 metrów – ocenia ekspert ds. broni rakietowej Uniwersytetu w Oslo, Fabian Hoffmann.
Dwa trafienia na trzy to nie jest może idealna precyzja, ale Flamingo kompensują to ogromną mocą uderzenia – ich głowica bojowa waży 1.150 kg, a także zasięgiem – do 3 tys. km. Kluczowe znaczenie ma też fakt, że żadna z tych rakiet nie została przechwycona przez rosyjską obronę powietrzną.
Teraz wszystko zależy od tego, ile tych pocisków są w stanie wytwarzać Ukraińcy. Produkcja seryjna rozpoczęła się w połowie sierpnia. Wcześniej eksperci oceniali, że w pierwszym miesiącu kompania Fire Point wyprodukowała 30 sztuk, ale obecnie jest to już 50 rakiet miesięcznie, a docelowo ma być 200 co miesiąc.
Tak więc już teraz na uzbrojeniu armii ukraińskiej jest co najmniej kilkadziesiąt do stu rakiet Flamingo. Widać jednak, że Ukraińcy gospodarują nimi na razie bardzo oszczędnie.
Trudno ocenić dlaczego. Czy są jakieś problemy techniczne, np. trzeba poprawić precyzję rażenia, żeby nie pozabijać cywilów, czy chodzi o maksymalną eskalację zastraszania Rosjan, czy też może szykowany jest jednorazowy zmasowany atak na dużą skalę, na przykład na moskiewski Kreml, co sugerował niedawno Wołodymyr Zełenski?
Zobacz także: Kreml zerwał z Trumpem i… runęło na łeb, na szyję! Totalny krach.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!