11 września dwóch mężczyzn zadzwoniło do drzwi ambasady Szwecji w Mińsku, poprosili o azyl polityczny. Ale gdy drzwi nie zostały im otwarte, mężczyźni po prostu przeszli przez ogrodzenie ambasady.
Byli to ojciec i syn: 47-letni Witalij i 29-letni Władysław Kuznieczyk z Witebska. Zdecydowali się na taki krok, ponieważ bali się aresztowania i postawienia przed sądem po starciu z milicją.
6 września mężczyźni wzięli udział w akcji protestacyjnej w Witebsku.
Na oczach syna, milicjanci brutalnie spałowali Witalija. 29-latek rzucił się na pomoc ojcu, udało się go odbić, ale po tym obaj nie mieli wątpliwości, że zemsta i prześladowania ze strony sił bezpieczeństwa są nieuniknione.
Dlatego ojciec i syn przez cztery dni ukrywali się w Witebsku, po czym pojechali do Mińska, zamierzali poprosić Szwedów o pomoc, ale wszystko poszło nie tak, jak to sobie wyobrażali.
Wprawdzie szwedzcy dyplomaci pozwolili pozostać Witalijowi i Władysławowi Kuznieczykom w budynku ambasady, ale przyszłość ojca i syna wciąż stoi pod znakiem zapytania.
Od 11 września pozostają na terenie ambasady i nie wiedzą co dalej. Tymczasem 18 września przeprowadzono rewizję w ich domu w Witebsku.
„Żyjemy ze wszystkimi niezbędnymi udogodnieniami. Są miejsca do spania, prysznic, toaleta. Z wyposażenia – pralka, kuchenka mikrofalowa, czajnik elektryczny. Przynoszą nam gotowe jedzenie – pozostaje tylko podgrzać! Przynoszą owoce i warzywa! – mówi Władysław. – Jest drążek do uprawiania sportu, sztanga, ciężarki. Mój dzienny harmonogram jest mniej więcej następujący. Budzę się – trening. Potem śniadanie. Potem czytamy, oglądamy niezależne media. Na szczęście jest połączenie internetowe! Potem możemy obejrzeć kilka seriali. Potem obiad. O 17:00 trening ze sztangą, drążkiem, kettlebells, pompki. Kolację jemy o 19:00”, mówi Naszej Niwie młodszy Kuznieczyk.
Mężczyzna mówi, że nie mają w pokoju ani telewizora ani komputera, więc do łączenia się z Internetem używają tylko telefonów komórkowych.
„Ani mój ojciec, ani ja nie żałujemy, że tu jesteśmy – mówi Władysław. – Wspierają nas również nasi bliscy. Mama mówi, że zrobiliśmy wszystko jak należało i jest ze mnie dumna, bo stanąłem w obronie ojca! Tu jesteśmy bezpieczni! Lepiej być tutaj niż siedzieć w więzieniu, niż być torturowanym, a mogą i zabić! Stanowisko mojej żony jest podobne!”.
Władysław nie wie, co będzie z nimi dalej, ale jest przekonany, że Szwedzi nie oddadzą ich w ręce białoruskich sił bezpieczeństwa, chyba że sami postanowią się poddać. A tego na razie nie planują.
„To co dla mnie dziś najtrudniejsze, martwię się o moją rodzinę, o dwoje moich dzieci. Na razie przyjaciele i znajomi pomagają finansowo, są pewne oszczędności. Ale jeśli rząd się nie zmieni, będę musiał wyjechać za granicę. Co tam robić, gdzie pracować – jeszcze o tym nie myśleliśmy, bo oczywiście chcę zostać na Białorusi – mówi Władysław. – Wierzymy i mamy nadzieję, że zmiana władzy nastąpi, ale jasne jest, że nie nastąpi to szybko. W warunkach, gdy Białorusini i kraje cywilizowane nie uznają obecnego prezydenta, zmiany są kwestią czasu. I nikt nie odwołał sankcji”.
oprac. ba na podst. nashaniva.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!