Jeżeli rzeczywiście dojdzie do połączenia Rosji z Białorusią, jest całkiem prawdopodobne, że większość Rosjan zamiast Putina będzie chciała widzieć na fotelu prezydenta Aleksandra Łukaszenkę, uważa rosyjski pisarz Dmitrij Bykow.
Bykow: Nigdy nie widziałem Białorusi tak wystraszonej jak dziś
Swoimi przemyśleniami na temat hipotetycznego zjednoczenia Białorusi i Rosji w jedno państwo rosyjski publicysta podzielił się z czytelnikami gazety „Sobiesiednik”.
Popularny w Rosji pisarz zauważa, że na Białorusi nigdy nie było cienia wrogości wobec Rosji i Rosjan, a sam Łukaszenka był postrzegany nie jako uosobienie niepodległości, ile jako jej przeciwnik.
Jednak w momencie gdy Kreml próbuje wywierać presję, Łukaszenka ma szansę stać się ostoją lokalnej niepodległości.
„Chociaż uważano go za ostatniego dyktatora Europy, mogliśmy patrzeć na niego i myśleć, że my w Rosji mamy wolność. Ale w późnej epoce postkrymskiego Putina, Łukaszenko okazał się co najmniej przedostatnim dyktatorem, a teraz – pomimo ogromnej liczby lokalnych zakazów, przejawów tragikomicznej tyranii i stylu Castro – Aleksander Grigoriewicz jest niemal bastionem oporu wobec rosyjskiego świata. Nawet opozycyjni intelektualiści są gotowi skonsolidować się wokół niego – byleby tylko nie wpaść pod Rosję i nie być pod rządami Putina”, pisze Bykow.
Pisarz uważa, że dzisiejsza Rosja zabrnęła już na tyle daleko, że świat jest przekonany, że reżim Putina będzie utrzymywany za wszelką cenę. Tą ceną może być albo kolejna wojna światowa, albo inkorporacja jakiegoś państwa, które pozwoliłoby Putinowi ogłosić nowy status terytorialny Rosji, zmienić Konstytucję i mianować się królem. Nawet jeśli Putin zamierza odejść z urzędu w 2024 roku, nikt w to nie wierzy – ani opozycja, ani sąsiedzi.
„W zeszłym tygodniu dziennikarski ścieżki sprowadziły mnie na Białoruś. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałem tak przerażonego kraju. Oni nie chce się z nami łączyć, nawet za korzyści ekonomiczne, tym bardziej na warunkach scenariusza krymskiego, nawet gdybyśmy wpompowali tam ogromne sumy pieniędzy – w które, nawiasem mówiąc, nikt już też nie wierzy”, – zauważa Bykow. – I nawet jeśli dojdzie do połączenia Rosji z Białorusią, jest całkiem prawdopodobne, że większość Rosjan zamiast Putina będzie chciała widzieć na fotelu prezydenckim Łukaszenkę, uważa autor.
Dodajmy, że w „narodowym rankingu” zaufania do szefów państw Wspólnoty Niepodległych Państw, przeprowadzonym przez Ogólnorosyjskie Centrum Badań Opinii Publicznej, pierwszą i drugą pozycję zajmują prezydenci Białorusi i Kazachstanu. I co warte uwagi, od 2010 roku, od kiedy przeprowadza się pomiar, ocena Aleksandra Łukaszenki wzrosła czterokrotnie – z 16 proc. w 2010 roku, do 65 proc. w 2018 r.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!