Znajdujemy się w szczególnym momencie – niestety, dosyć przykrym – w którym nawet postronne osoby są w stanie dostrzec rozjeżdżanie się Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. Czy zwycięży jedność, czy różnice w teologicznej wykładni rzeczywistości polityczno-historycznej?
Pierwszym zastrzeżeniem, które chcę poczynić jest takie oto, że za nieomylnego w Kościele katolickim uznajemy – od czasów Piusa IX – jedynie papieży i to tylko wtedy, gdy przemawiają w sprawach wiary. Jeśli zatem Ojciec Święty – kto by nim nie był – rozprawiałby o tym, jakiej drużynie piłkarskiej warto kibicować, wtedy jego wypowiedź nie ma dla nas charakteru wiążącego.
Tym bardziej nie ma też charakteru wiążącego w sprawach pozateologicznych głos biskupa, zwierzchnika gminy chrześcijańskiej, zwłaszcza, jeśli nie jest on biskupem miejsca. To ostatnie nie odgrywa tutaj roli kluczowej. Ważne, że wraz z sukcesją apostolską nie postępuje sukcesja nieomylności Papieża w jakiejkolwiek formie.
Quibus dictis…
Nie podważając w najmniejszym stopniu nazwania zbrodni wołyńskiej ludobójstwem, pragnę stwierdzić, że nie wolno redukować stosunków polsko-ukraińskich do Wołynia. Czy jedna zbrodnia jest warta więcej, niż jedno wspólne dzieło? Nie mamy takiej pewności i nie możemy racjonalnie powiedzieć, że masakry w latach 1943-45 są cięższe gatunkowo, niż wspólna polsko-kozacka wojna przeciw Turkom w latach 1620-61.
Słyszymy oto dzisiaj, że Donbas jest karą, którą Pan Bóg zsyła na Ukrainę, żeby ta dokonała ekspiacji za Wołyń. A skąd Jego Ekscelencja Mieczysław Mokrzycki – niech to nazwisko wreszcie padnie – to wie? Z objawienia? A jeśli inny biskup dozna objawienia, że unijne kary finansowe nakładane na Węgry są karą za najazd Rakoczego, to czy nie znajdą się – na przykład na Podlasiu – potomkowie zamordowanych, którzy stwierdzą, że tak właśnie jest?
Nie jestem przeciwnikiem objawienia. Uważam jednak, że nie można wymachiwać nim w polityce, bo „coś się komuś roi”. Jezus, wskazując kiedyś na monetę, zapytał faryzeuszy: kto jest na tej monecie? – Cesarz. A więc oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a co boskie – Bogu.
Pana Boga nie tyle nie obchodzi, co nie DOTYCZY, kto będzie cesarzem na ziemi. Oczywiście Boża Opatrzność będzie czuwać nad światem, ale wiemy doskonale, że stanowi ona dopiero ostatnią instancję. Wcześniej przychodzi i Attyla, i Czyngis-Chan, i Hitler….
Arcybiskup lwowski zdaje się o tym zapominać i uświęcać politykę kato-endecką. Nie ma uświęcania polityki, nawet najrozumniejszej, a ta akurat do rozumnych nie należy. Można, a nawet należy rozpatrywać politykę w kategoriach moralnych, dążyć do jej udoskonalenia, ba! umieszczać ją w perspektywie eschatologicznej dopóty, dopóki te postulaty pozostaną postulatami.
Ale jest też wymiar inny, teologiczny właśnie. Wiem, że dotykając go, ryzykuję wychylenie się poza nawias wspólnoty chrześcijańskiej. Jednakowoż, występując z argumentami teologicznymi, jako osoba nieduchowna nie popełniam grzechu nieposłuszeństwa…
Przez całą szkołę podstawową, a potem średnią uczono mnie, że Pan Bóg doświadcza nie tych, którym chce dopiec, ale tych, których kocha. Polaków na przykład. Przeżyliśmy ileś nieudanych powstań, Katyń, Wołyń… Nie dlatego, że coś zawiniliśmy, ale dlatego, że Pan Bóg ma wobec nas swój zbawczy plan. Mówiąc po cywilnemu: postrzegamy siebie jako Winkelrieda narodów i w tych cierpieniach odnajdujemy swoje powołanie.
A cóż począć – by odwołać się do źródła – z takim Hiobem? Przecież Stary Testament pisze wyraźnie, że Hiob wobec Pana nie zgrzeszył. Dlaczego zatem Bóg Hioba doświadczył tak okrutnie? Ano właśnie dlatego, żeby dać mu znak swojej miłości.
Być może zatem – nie będę nakrywać nieswojego objawienia własnym – Pan Bóg, doświadczając Ukrainę pokazuje, jak bardzo ją kocha.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
22 komentarzy
Maciej Hrakałło-Horawski
5 czerwca 2017 o 05:07Ale głupoty, Waść pieprzysz, Panie Kostanecki. Zabory mogły być karą z prowadzenie się naszych przodków, za cudowne zamienianie chleba w gorzałę, kiedy pszenica w Gdańsku nie płaciła, za opłacanie tą gorzałką parobków, za podzielenie ludu na naród zarozumiałych panów i naród roszczeniowych chamów, za nieuzasadnioną wyniosłość szlachetnych gołodupców, za śmieszną pyszałkowatość chamskich dorobkiewiczów, za pręgierze w każdym folwarku, za …, za …, za …. można w nieskończoność wymieniać narodowe winy godne srogiej kary. Tak jak głupotą jest twierdzić, że Pan Bóg, Pani Fortuna, Matka Przyroda, Ufoludki czy Reptorianie te kary zsyłają, tak głupotą jest twierdzić, że ich nie zsyłają, bo skąd niby Waść wiesz, że tak nie jest? Z objawienia?
max
5 czerwca 2017 o 18:09trochę ogłady cebulaku
HHG
5 czerwca 2017 o 20:00Abp Mieczysław Mokrzycki NIGDY NIE TWIERDZIŁ, jak mu się to przypisuje, jakoby wydarzenia w Donbasie, na Krymie czy gdziekolwiek indziej były karą za grzech ludobójstwa, dokonanego przez naród ukraiński na ludności polskiej na Wołyniu w 1943 roku!
Sekretariat abp. M. Mokrzyckiego (kuria lwowska) odniósł się do zaciekłych komentarzy i gwałtownych reakcji ukraińskich mediów i polityków na fragment wywiadu, jakiego metropolita lwowski udzielił niedawno tygodnikowi „Niedziela”. W rozmowie, zatytułowanej „Uczyłem się od nich”
(można się z nią zapoznać tu: http://niedziela.pl/artykul/130916/nd/Uczylem-sie-od-nich),
jedno z pytań poświęcone było bieżącej sytuacji na Ukrainie, a zwłaszcza toczącej się wojnie na jej wschodzie i perspektywom przywrócenia tam „prawdziwego i trwałego pokoju”.
Odpowiadając, arcybiskup wyraził wdzięczność całemu Kościołowi, zwłaszcza w Polsce, za solidarność z narodem ukraińskim oraz za okazywaną mu pomoc duchową i humanitarną, wspomniał też o tragedii wielu rodzin w całym kraju, które straciły bliskich, o zniszczeniach i stratach materialnych.
Zaciekłą krytykę w ukraińskich mediach wywołał ten fragment rozmowy:
– Naród ukraiński krwawi i trwa na modlitwie o pokój. Solidaryzujemy się z cierpiącymi i modlimy się za wszystkich, którzy oddali życie za wolność. Z jaką nadzieją patrzy Ksiądz Arcybiskup w przyszłość i co poza modlitwą może doprowadzić do prawdziwego i trwałego pokoju?
Na tak postawione pytanie apb Mokrzycki odpowiedział:
– Jesteśmy bardzo wdzięczni całemu Kościołowi powszechnemu, a w szczególności polskiemu, za tę solidarność z narodem i Kościołem ukraińskim – za modlitwę i pomoc humanitarną. Dziękujemy za troskę wyrażaną przez Ojca Świętego Franciszka oraz kapłanów, którzy niosą konkretną pomoc. Od kilku lat naród ukraiński przeżywa trudny okres. Wojna toczy się na wschodzie, ale jej skutki są odczuwane wszędzie. Cała społeczność jest dotknięta wojną nie tylko materialnie czy ekonomicznie, ale także w wymiarze duchowym. Wielu młodych z zachodniej Ukrainy idzie na front i bardzo często, niestety, ich życie kończy się właśnie tam. U nas, pełni bólu, przeżywamy ich pogrzeby. Dużo ludzi powraca okaleczonych fizycznie i moralnie. Zniszczonych jest wiele kościołów, domów i mieszkań. Moim zdaniem, Ukraina potrzebuje pewnej refleksji i odpowiedzenia sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Pan Bóg nie jest Bogiem, który karze swój naród, swoje dzieci, ale daje nam znać, upominając się o swoje prawo miłości do drugiego człowieka. Myślę, że szczególnie ta odpowiedź musi się pojawić teraz, w roku jubileuszu objawień Matki Bożej w Fatimie, która mówiła, że komunizm jest karą za grzechy, za odwrócenie się od Boga, ale jednocześnie wzywała do nawrócenia, pokuty i przeproszenia Pana Boga. Na narodzie ukraińskim nadal ciąży grzech ludobójstwa, do którego trudno mu się do tej pory przyznać i z którego trudno się oczyścić, choć było kilka prób takich postaw, m.in. z okazji 70. rocznicy wydarzeń na Wołyniu. Przykładem tego był wspólny komunikat Konferencji Episkopatu Polski, wydany z Synodem Kościoła Greckokatolickiego, i Konferencji Episkopatu Ukrainy Obrządku Łacińskiego. Niestety, nie został on odczytany na Ukrainie. Wyrażam przekonanie, że dopóki ten naród nie wyzna swej winy, nie stanie w prawdzie i nie oczyści się z tego grzechu, nie będzie mógł cieszyć się błogosławieństwem. Mam jednak nadzieję, że rok fatimski przyczyni się do uświadomienia, iż brak pokoju na Ukrainie domaga się tego gestu, na który czekamy z miłości i z miłością. Potrzeba przeproszenia i przebaczenia za ten wielki grzech ludobójstwa. W tym kontekście modlimy się również o nawrócenie Rosji – aby szanowała inne narody.
Komentując histeryczne reakcje medialne na wypowiedź abp. Mokrzyckiego, sekretariat kurii lwowskiej podkreślił, że abp Mokrzycki nigdy nie twierdził, wbrew temu, co mu się przypisuje, iż wydarzenia w Donbasie, na Krymie czy gdziekolwiek indziej były karą za grzech ludobójstwa, dokonanego w 1943 r. na polskich mieszkańcach Wołynia przez osoby narodowości ukraińskiej.
„W dziejach Kościoła jest wystarczająco wiele przykładów tego, że Kościół odrzuca tego rodzaju interpretację konkretnych wydarzeń jako karę Bożą za pewne uczynki. Takie tłumaczenie może być jedynie przedmiotem prywatnego myślenia. Słowa metropolity o tym, że konieczne jest wyrażenie żalu i należy przeprosić za grzech, trzeba rozumieć w kontekście religijnym, gdyż słowo «grzech» istnieje tylko w tym kontekście” – czytamy w dokumencie kurialnym. Zwrócono w nim uwagę, że „żal i prośbę o wybaczenie kierujemy najpierw do Boga, ale Ewangelia wskazuje na potrzebę pojednania się w takim wypadku wpierw z bratem”.
Sekretariat przywołał też stwierdzenie Soboru Watykańskiego II, iż „pokój jest sprawą sprawiedliwości” i słowa św. Jana Pawła II, że „pokój jest owocem miłości”. „Całe nauczanie tego świętego, wielkiego przyjaciela narodu ukraińskiego, wiązało się z podkreślaniem znaczenia prawdy w życiu osobistym i społecznym” – przypomniano w oświadczeniu. W tej sytuacji wyrażono żal z powodu interpretacji słów arcybiskupa niezgodnie z jego zamierzeniami, „w celu osiągnięcia doraźnych celów politycznych”. Podkreślono przy tym, że „w ostatnich latach zarówno Kościół rzymskokatolicki, jak i sam abp Mokrzycki wielokrotnie występowali w kontaktach ze Stolicą Apostolską i na arenie międzynarodowej jako orędownicy stworzenia warunków dla rozwoju wolnej i sprawiedliwej Ukrainy”. (HHG-KRESY24/KAI)
Maciej Hrakałło-Horawski
5 czerwca 2017 o 06:22Kara nie musi (choć może) być wcale wymierzona przez jakąś siłę wyższą, a jest jedynie skutkiem naszej wcześniejszej działalności czy postępku. Jeśli dziecko, mimo ostrzeżeń matki, dotyka rączką gorącej fajerki to ponosi karę za nieposłuszeństwo nie przez matkę wcale wymierzaną. Kara jest więc zwyczajnym następstwem skutku, elementem nieprzerywnego ciągu przyczynowo-skutkowego, nieodłącznym elementem naszego życia, jest też równocześnie przyczyną następstw, które w zależności od rodzaju skutku dla jednostki pozytywnego lub negatywnego stanowić będą później w jej odczuciu karę lub nagrodę. Oczywiście, każdy ma prawo uważać, że dotykający go negatywny skutek działań cudzych, czyli krzywda spotka się z jakąś nagrodą po śmierci. Wynika to z zaimplementowanego nam przez Stwórcę algorytmu sprawiedliwości, który chyba z założenia ma działać jak resor skutków niepożądanych dla zespołu działań jednostki. Osobiście nie uważam, żeby Stwórca rozdawał jakieś nagrody za ewentualne krzywdy, bo po co? Zbawionym prócz zbawienia samego chyba niczego więcej nie trzeba. W wierze judeochrześcijańskiej nagradzane raczej jest wybaczenie krzywdy, świadome odstąpienie od zemsty za poniesioną krzywdę, a nie krzywda jako taka.
Jeśli odejdziemy od pojęcia osoby jako jednostki, a jako jednostkę przyjmiemy grupę osób (np. naród) to powyższa zasada ma takie samo zastosowanie jak w przypadku jednostki. Tak, proszę Państwa, czy się to komuś podoba, czy nie, w przyrodzie istnieje odpowiedzialność zbiorowa i negatywny skutek postępku jednostki stanowiącej element zbiorowości można rozpatrywać już w pojęciu kary ponoszonej przez zbiorowość, choć oczywiście dla poszczególnych jednostek tej zbiorowości będzie to nadal niczym nie zawiniona krzywda.
Tak, jak za decyzje Angeli Merkel karę poniesie Naród Niemiecki, tak Ukraińcy ponoszą karę za działania jakiegoś Szuchewycza, karę choćby taką, że polskie władze, gdyby nawet chciały, to nie mogą w skuteczny sposób wspomóc Ukrainy w walce na Donbasie, bo Naród Polski nigdy się nie zgodzi na ponoszenie związanych z tym zbyt dużych kosztów. Myślę, że gdyby ewentualna pomoc miała dotyczyć Białorusi to Polacy byliby dużo chętniejsi do pomocy i gotowi do dużo większych wyrzeczeń.
Reasumując: kara to negatywny skutek działalności własnej, krzywda to negatywny skutek działalności cudzej, nagroda to pozytywny skutek działalności własnej a pozytywny skutek działalności cudzej to zwykły fart; i nie mieszajmy tu Sił Wyższych, tak jak gdyby Stwórca nie miał nic innego do roboty tylko klapsy albo cukierki na prawo i lewo rozdawać.
prawy
5 czerwca 2017 o 07:21Tekst dowodzi jeno swym poziomem, o braku potrzeby jakiegokolwiek merytorycznego komentarza
tagore
5 czerwca 2017 o 08:17Czytałem wypowiedź biskupa i nie znajduje tam powodu do płodzenia powyższego tekstu.Sądzę ,że Biskup Mokrzycki jako „miejscowy” nieco mniej entuzjastycznie od autora ocenia działania i postawy ukraińskich polityków,działaczy społecznych i sporej części ludności.Aby wlać trochę nadziei w serce Biskupa Autor powinien go raczej wesprzeć w próbach odzyskania kościoła na ulicy bodajże Bandery.Nabierze
wtedy nadziei i będzie mniej zgorzkniały.
Marcin Antończak
5 czerwca 2017 o 08:26Myli się Pan redaktorze, proszę zobaczyć na mapie o dokonywaniu aborcji na Ukrainie i wtedy może otworzą się oczy. Co druga kobieta dokonała aborcji w miejscu gdzie toczą się walki. Im dalej od płd.wsch. w głąb kraju tym mniej morderstw na nienarodzonych. A do tego jeszcze masakra za Polaków w 43-44 r. Proszę o trzeźwe myślenie. Pozdrawiam.
Japa
5 czerwca 2017 o 08:57Jaka różnica, raz w konsulat granatnikiem, potem w polski kościół? Nadchodzi czas podziału tego tworu. Zobaczymy jaki bedzie stosunek do kościołów w Państwie Lwowskim, czy jak go tam by nie nazwali?
W Kijowie w biały dzień się mordują na potęgę. W innych miastach też, tyle, ze bez rozgłosu.
Daj Boże żeby u nas , w Polsce, znali swoje miejsce w szeregu.
Japa
5 czerwca 2017 o 09:29Cóś Kresy milczą o fajnej strzelaninie w Kijowie , w której został ranny Czeczeniec. Ba dwaj Czeczeńcy.Drugiemu baba czeczeńska 8 kulek wsadziła w plecy. Cóś cicho o wybiciu w pień bohaterskiego batalionu „Chaczikow” im. gen . Dudajewa? Skoro „donbascy” tak sprawnie wyprawili bandziorów czeczeńskich do ich hurys , to nie dziw, ze „prizywnicy” z zapadnoj Ukrainy nie wstepują w bliski kontakt bojowy. Ba, kryją się za Bugiem po polskiej stronie. Słava „herojam”!!!!
Generał
5 czerwca 2017 o 09:33A ja uważam że Pan Dominik ma problemy nie z czytaniem, a z rozumieniem czytanego tekstu i warto aby jeszcze raz przeczytał to co napisał bp. Mokrzycki. I Bp. ma tu rację.
Szkoda że Pan Dominik ma poziom rozumowania na równi z Lemingami którzy oburzają się na słowa Kaczyńskiego o gorszym sorcie, a który mówił o osobach donoszących na własny kraj.
Bp pisze: „Wyrażam przekonanie, że dopóki ten naród nie wyzna swej winy, nie stanie w prawdzie i nie oczyści się z tego grzechu, nie będzie mógł cieszyć się błogosławieństwem.”
Czy jest w tym coś złego?
A przepraszam, ulice morderców to są ok, a fałszowanie historii kosztem Plaków jest ok, a działania Wiatrowycza są ok? A kompletne olewanie mniejszości polskiej w banderlandzie jest ok? I te małe dzieciątka pomordowane, po których już nawet kości nie pozostały na trupich polach to też jest ok. Głupiś Dominiku. Głupiś.
Dario
5 czerwca 2017 o 10:00Prawdą jest co mówił abp Mokrzycki. Zbrodnia Wołyńska wciąż jest raną w sercu wielu Polaków, którzy nie czuja nienawiści, ale pragną naprawienia tego zła co się wydarzyło i pojednania. Czekają na zwykłe słowo przepraszam. Oczywiście to nie przywróci życia im bliskim, nie zwróci spalonych domów, straconych gospodarstw,…, ale otworzy serca tych którzy w tym uczestniczyli na Bożą łaskę i Jego przebaczenie.
„Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” (Rz 6,23)
SyøTroll
5 czerwca 2017 o 10:51Wojna domowa w Donbasie jest wynikiem konfliktu pomiędzy dwiema wizjami Ukrainy, oraz równolegle dwoma nacjonalizmami i regionalizmami. Postawiono wyłącznie na jedną, ignorując drugą, której przedstawiciele postanowili się zbuntować wobec przymuszania ich przez „proeuropejskich” do przyjęcia ich poglądów.
Wołyń1943
5 czerwca 2017 o 11:29To prawda, że nie można sprowadzać całych relacji polsko-ukraińskich tylko do Rzezi Wołyńskiej. Rzecz jednak w tym, że to zbrodnia, która pozostaje nierozliczona, dlatego ciągle wisi nad nami. W różnych przekazach padają wielkie słowa o przebaczeniu i pojednaniu, ba, wręcz o konieczności utrzymania dobrych stosunków z Ukrainą, zupełnie tak, jakby Polska graniczyła tylko z tym państwem. Ciekawe że ci, którzy nas tak pouczają, nic nie wspominają w kategoriach imperatywu, o niezbędności posiadania dobrych relacji z Niemcami, Białorusią czy Rosją. Jedynym wyjątkiem jest tu Litwa – to państwo też musimy wspierać, kochać i nie drażnić. Ci strażnicy moralności narodowej, jakoś zapominają, że w Katechizmie warunkiem uzyskania przebaczenia, co prowadzi do pojednania (tego prawdziwego, nie deklarowanego), jest: rachunek sumienia, żal za grzechy, postanowienie poprawy, szczere wyznanie win, zadośćuczynienie ofiarom i naprawienie szkód wynikających z grzechu. Pytanie do strażników moralności a’la Giedroyć: które z tych zaleceń wykonała strona ukraińska w stosunku do ofiar Rzezi Wołyńskiej? Nazwanie ulicy imieniem Szuchewycza, postawienie pomnika Banderze, czy kształtowanie wzorców wychowawczych w oparciu o kult Bandery i UPA, nie pasuje do wskazań Wiary. Czyżby moich ukraińskich braci w wierze, ten dogmat nie obowiązywał? A może, w swej pysze niezmierzonej, uważają że ludobójstwo popełnione na Polakach to nie grzech, więc nie ma z czego się spowiadać, ani tym bardziej próbować zadośćuczynić ofiarom? Dlatego nie dziwią mnie gorzkie słowa Metropolity Lwowskiego, bo cóż ma robić?
profesor
5 czerwca 2017 o 11:32Wojna w Donbasie nie jest, jak na razie karą dla rządzącej ekipy w Kijowie.
Wojna w Donbasie jest konsekwencją wtrącania się zachodniej cywilizacji i narzucania swych racji na Wschodzie, jest rezultatem braku podstaw demokracji, jest wynikiem krwawej rewolucji na Majdanie Nezależnasti, która niewątpliwie jest międzynarodowym przestępstwem. Nikt nie chce tam jechać i walczyć, bo ta wojna jest bez sensu.
JaF
5 czerwca 2017 o 13:02Autor tego „artykuliku” nie ma absolutnie racji. Stosunki polsko – rezuńskie to przede wszystkim Wołyń i prawda historyczna, polskie przyszłe roszczenia terytorialne względem ukrów, a dalej długo długo nic.
Polska ma doskonałe możliwości nacisku na banderowców. Zawsze możemy im spakowac i wysłać z unijnym zakazem wjazdu wszystkich ukraińców w Polsce. Uderzy to podwójnie w ten kraik. Na ich miejsce lepiej było by przyjąć Białorusinów, którzy jako spatkobiercy Księstwa Litewskiego są nam bliżsi.
jazmig
5 czerwca 2017 o 13:38Panie Kostanecki, władza pochodzi od Boga, więc interesuje Go jak najbardziej co ona robi.
Jak chodzi o wypowiedź abp Mokrzyckiego, to on wypowiedział swój prywatny pogląd, z którym ja osobiście się nie zgadzam. Wojna w Donbasie jest karą dla Rosjan za komunizm. Tam przecież giną Rosyjskie kobiety i dzieci, a nie ukraińskie.
Kazimierz S
5 czerwca 2017 o 13:44Cieszę się, że K24 poruszyły ten temat – Kościoła Rzymskiego na Kresach. Jest to najlepsza inwestycja jakiej możemy dokonać. Lepsza nawet od ściągania siły roboczej do Polski, od wspierania „aspiracji” euroatlantyckich państw ULB, nie wspominając o tysiącach wyrazów „zaniepokojenia” traktowaniem naszej mniejszości w tych krajach. Od kilkunastu lat na Kościół na Kresach przeznaczam poważne pieniądze – jak dla mojego prywatnego budżetu – nieporównywalnie większe niż na wszystkie inne cele w Polsce i Polonijne razem wzięte. Tylko Kościół może utrzymać poczucie Polskości wciąż w tak znacznym procencie obywateli ULB, tylko Kościół może podtrzymać podstawy znajomości języka naszego, tylko Kościół może otworzyć drzwi do pojednania między narodami – ponieważ tylko On może w olbrzymi sposób ukształtować i wpłynąć na „dusze” i postawy mieszkańców Kresów mówiących obecnie w językach ukraińskim, litewskim, białoruskim czy rosyjskim. Co do artykułu: błąd autora jest oczywistością, a Abp Mokrzycki to jest od dawna krytykowany przez „politykę kato-endecką”!
P.S. Zgadzam się z Panem >tagore< – a coraz rzadziej się z nim zgadzam – osobiście przez lata odnoszę wrażenie, że jest On coraz bardziej dokładnie dosłownie zgorzkniały.
Kazimierz S
5 czerwca 2017 o 13:47On zgorzkniały – M.Mokrzycki.
Wołyń1943
5 czerwca 2017 o 17:37„Kościół może podtrzymać podstawy znajomości języka naszego” – obawiam się, ze to tylko Pańskie pobożne życzenie. Ukrainizacja kościoła rzymsko-katolickiego postępuje w zastraszającym tempie. Msze w języku polskim należą do rzadkości. To już nie czasy zaboru sowieckiego, gdzie kościół był ostoją polskości. Dziś, czego kompletnie nie rozumiem, ukrainizacja liturgii odbywa się bez nacisków i żądań władz ukraińskich, ale „w czynie społecznym” administratorów parafii. Jak tak dalej pójdzie, to w Lwowskiej Metropolii, jednej z najstarszych polskich archidiecezji, nabożeństwa w języku polskim będą marginesem i egzotyką…
Robert
5 czerwca 2017 o 18:25Portal kresy24. przedstawia skrzywiony obraz rzeczywistości. Nie są obiektywni. Usuwają komentarze które ich demaskują.
józef III
5 czerwca 2017 o 20:35kto to jest D. Szczęsny – Kostanecki ?
Mieszkaniec Podkarpacia
5 czerwca 2017 o 21:30Chciałbym przypomnieć o 100 rocznicy objawień fatimskich w tym roku. Matka Boża miała powiedzieć, że jeżeli Rosja się NIE NAWRÓCI to rozleje swoje ,,błędy” na cały świat. Moim zdaniem Rosja się nie nawróciła – co z tego, że komunizm upadł ale nie rozliczono zbrodni z lat 1917 – 1953. Kult stalinizmu powraca…Dlatego Ukraina jest ofiarą Rosji, a nie ponosi żadnej ,,kary” za ,,Wołyń”. Wszyscy Ukraińcy nie byli banderowcami. Byli też tacy, którzy ratowali Polaków. Przecież Stalin zagłodził miliony Ukraińców na wschodniej Ukrainie. Problemem Europy Wschodniej jest Rosja a nie Ukraina. To o niej mówiła Maryja. Jednak Pan Dominik Szczęsny – Kostaniecki powinien wiedzieć, że Bóg może zsyłać kary na narody (zsyłał i zsyła) jeżeli nie są mu wierne i grzeszą. Attyla, Czyngis – Chan i Hitler byli uważani za antychrystów. Jest taki list św. Pawła Apostoła w Nowym Testamencie, w którym św. Paweł pisze o grzechach narodów oraz o tym, że jeżeli Bóg chce ukarać jakiś naród to najpierw odbiera mu rozum i jako przykład podaje starożytnych Rzymian (aktualne do tego co się dzieje w Rosji i w Europie Zachodniej). Gdyby nie Boża Opatrzność to Putin już dawno byłby w Kijowie. Przypominają mi się śluby Jana Kazimierza we Lwowie w 1656 r., podczas których opiece Maryi zostały zawierzone wszystkie części Rzeczpospolitej Obojga Narodów a więc – Polska, Litwa, Ukraina i Białoruś. Uważam, że ta opieka jest aktualna do dziś.