Historia kampanii wrześniowej 1939 roku nadal zawiera wiele nieznanych faktów i wydarzeń. Przykładem może być przejście grupy czerwonoarmistów na polską stronę.
Przekroczenie przez jednostki Armii Czerwonej polsko-radzieckiej granicy w noc z 16 na 17 września 1939 roku stało się prawdziwym „ciosem w plecy”. W tym okresie do obrony przed Niemcami szykowały się garnizony Grodna, Wilna, Pińska. Dzielnie walczyli z przeważającymi siłami Wehrmachtu obrońcy Kobrynia.
Dowództwo Wojska Polskiego wciąż spodziewało się, że zachodni sojusznicy przyjdą na pomoc i uderzą z Zachodu. Po 17 września pobyt jednostek Wojska Polskiego na terenie województw wschodnich stało się bezsensowne. 17 września 1939 r. dowódca grupy operacyjnej „Polesie” generał Franciszek Kleeberg rozkazał odwrót oddziałów polskich w rejon granicy rumuńskiej i węgierskiej.
14-17 września 60. dywizja piechoty walczyła z Niemcami na obrzeżach Kobrynia, jednak 18 września jednostki polskie, wśród których było sporo Białorusinów, zaczęły wycofywać się w kierunku lasów Dywińskich. Żołnierze 79, 83, 84 rezerwowych pułków piechoty poruszając się wzdłuż szosy na Kowel, napotykały ogromną kolumnę uchodźców. Ludzie ci próbowali uciec przed nazistami do województw wschodnich, ale teraz uciekali od nowego niebezpieczeństwa – bolszewików.
Wśród ludności cywilnej i żołnierzy Wojska Polskiego krążyła informacja, że Armia Czerwona idzie na pomoc Polsce i przygotowuje się do walki z Niemcami. Ludzie ci nie znali gorzkiej prawdy o tajnym protokole, podpisanym w Moskwie 23 sierpnia 1939 r.
Dywizja „Kobryń” kierowała się w rejon Włodawy, ażeby tam przekroczyć Bug. Jej dowódca płk Adam Epler tak opisywał sytuację po 17 września 1939 roku: „Obce wojska w Polsce, rebelianci na drogach. Wokół nas tu i tam pojawiają się jednostki Armii Czerwonej i Wehrmachtu”. Koło Włodawy dywizja „Kobryń” się przegrupowała i przygotowała się do przekroczenia Bugu. Jednak przeprawić się nie udało, bo wkrótce pojawili się bolszewicy. Żołnierze 84. pułku Wojska Polskiego odparli atak radzieckiej piechoty, wspierany przez samochody pancerne. 27 września Dywizja „Kobryń” przybyła na miejsce przeprawy. We Włodawie 83. pułk zajął pozycje obronne na północnych obrzeżach miasta. Jednostki 82. i 84. pułków zostały umieszczone w lasach Adampolskich. W skład dywizji „Kobryń” weszli marynarze Flotylli Pińskiej pod dowództwem komandora porucznika Stefana Kamińskiego. Marynarze nosili mundury marynarskie z pewnymi elementami charakterystycznymi dla piechoty. Wielu z nich zamiast „bosmanek” nosiło szynele piechoty.
29 września 1939 r. generał Franciszek Kleeberg rozkazał żołnierzom z Grupy Operacyjnej „Polesie” wymarsz w okolice Kocka. Na wschód od Góry Puchowej jednostki polskiego 82. puku piechoty zostały zaatakowane przez radziecką piechotą wspieraną przez czołgi. Żołnierzom WP udało się odeprzeć atak. Na drodze z Horodyszcza do Jabłonnej znajdowała się duża ilość radzieckiego sprzętu wojskowego. Były to oddziały radzieckiej 143. Dywizji Piechoty (487 i 635 pułki piechoty), która wchodziła w skład 4. Armii Frontu Białoruskiego. Bateria polskich armat 75 mm ostrzelała wroga. Pierwsze strzały zniszczyły kilka pojazdów i czołgów. Nie czekając na reakcję wroga jednostki 82. pułku piechoty Wojska Polskiego przeszły do ofensywy wzdłuż drogi Góra Puchowa-Jabłonna.
Na plecach wycofującej się piechoty radzieckiej polscy żołnierze i marynarze Flotylli Pińskiej wkroczyli do miasta. Dowódca dywizji „Kobryń” płk Adam Epler wspominał: „Po obejrzeniu zniszczonego radzieckiego czołgu polski żołnierz natychmiast zdjął z niego ciężki karabin maszynowy. Obok leżał stos makulatury radzieckiej: ulotki, gazeta „Krasnaja Zwezda”. Na łamach gazet w naszą stronę leciały gromy i błyskawice za „zbrodnię”, które popełnialiśmy, aby bronić Polskę”.
W wyniku walki do polskiej niewoli trafiło około 50 żołnierzy i radziecki oficer. Zwróćmy uwagę na wspomnienia płk. Eplera: „Przesłuchanie jeńców wykazało, że pochodzą z dawnej guberni czernihowskiej. Wszyscy są żołnierzami służby czynnej, należą do batalionu o jakimś wysokim numerze ponad 400 i są przeważnie rolnikami z kołchozów. Wygląd ich jest pożałowania godny. Młodzi chłopcy, od 21 do 22 lat, przedstawiali obraz ruiny fizycznej. Chudzi, z zapadniętymi piersiami, robili wrażenie zagładzanych od pierwszych chwil swojego życia. Umundurowanie tandetne, obuwie – stare, zużyte. (…)
Po przesłuchaniu jeńców dowódca dywizji powiedział im, że następnego dnia zostaną odesłani na tyły, skąd będą mogli wrócić do swoich, lub do Niemców, którzy są przecież ich sprzymierzeńcami. Reakcja ich była niespodziewana. Jeńcy zaczęli błagać, aby ich nie odsyłać. Zaczęły się skargi na stosunki w kraju, w wojsku. Opowiadali o nędzy, o złym traktowaniu. Dopiero po wejściu do Polski zobaczyli jak inni ludzie żyją : „U was są sami Amerykanie, każdy ma chałupę, ziemię, nawet dachy na domach są całe” – mówili. „Oni już do siebie nie wrócą – tu jest tak dobrze”.
Gdy wyczerpali wszystkie swoje argumenty, zaczęli prosić o wcielenie do oddziałów. Przysięgali, że będą nam wierni w walce i pójdą wszędzie z nami. Na pewno prośby ich były odruchowe i sprawiały wrażenie szczerych. Nie mieli czasu na porozumienie się ze sobą. Generał Kleeberg nie przypuszczał nawet, że jego siły wzmocniły się o kilkudziesięciu żołnierzy. Wcieliliśmy naszych jeńców do oddziałów. Bili się z nami do końca, byli wiernymi i oddanymi do końca nam towarzyszami. Poszli z nami do niewoli niemieckiej i tam dopiero mogła zacząć się ich tragedia”. 5 października 1939 r. dywizja „Kobryń” brała udział w działaniach bojowych koło Woli Gułowskiej, ale z powodu braku broni i amunicji, została zmuszona do poddania się.
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u:https://www.facebook.com/semperkresy/
Autor: Dr Ihar Melnikau jest białoruskim historykiem
Kresy24.pl za grodno1939.pl
7 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
27 września 2016 o 15:24Kiedyś rozmawiałem z żołnierzem Armii Krajowej, który walczył między innymi na Wołyniu. O samych walkach na Wołyniu nie chciał za dużo mówić. Opowiadał troszkę o akcjach w okupowanej Warszawie. Opowiedział też o zdarzeniu ze swojego dzieciństwa, które spędził w Gdyni.
Jak już napisałem, nie był przesadnie rozmowny, jednak opowiedział o dezercji sowieckich marynarzy podczas wizyty sowieckich okrętów w Gdyni. Domyślam się, że chodziło o rok 1934, o pancernik „Marat”, o towarzyszący mu kontrtorpedowiec „Kalinin” i kontrtorpedowiec „Wołodarskij”.
Niestety Polska nie miała innego wyjścia, jak tylko wyłapać dezerterów i wydać sowietom. Nie można było psuć stosunków z sąsiadem z powodu kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu marynarzy.
Rozmówca mógł coś wiedzieć, bo był synem naszego oficera. Do gazet sprawa raczej się nie przedostała. Powtarzam to, co przed laty usłyszałem, jednak w żaden sposób nie weryfikowałem tej informacji i nie mogę brać za nią odpowiedzialności. Powtarzam, bo rzecz jest ciekawa. Może ktoś wpadnie na wyraźniejszy ślad.
Barnaba
27 września 2016 o 18:39Czy ktoś zna losy tych bolszewików, którzy na naszą stronę przeszli w niemieckiej niewoli?
gegroza
27 września 2016 o 22:31Niemcy wydawali ruskim obywateli ZSRR, więc na pewno długo nie pożyli
Barnaba
27 września 2016 o 23:24No właśnie to jest ciekawostka. Ci ludzie szli do niewoli razem z polskim wojskiem i niechybnie w polskich mundurach. Zatem nie wyglądali na przebranych bolszewików tylko za Polaków np bez dokumentów bo np zostały stracone na wojnie. Jeżeli ktoś taki w obozie jenieckim był rejestrowany jako Polak bez dokumentów to musieli zarejestrować jego na podstawie ustnej relacji. Co potem? Sprawdzali to? Początkowo jeńców stalagów zapędzono do pracy a potem zdecydowaną większość zwolniono do domów. Czy któryś z tych bolszewików się tak zakamuflował że przeżył do zwolnienia? Ciekawostka.
pol
28 września 2016 o 13:32Wielu z tych bolszewików przetrwało niewole a potem okupacie niemiecką i sowiecką , teraz zostali trolami i piszą posty ( od poczatku byli 4-tą kolumną sowiecko-moskalsko-prokremlowską ) wszyscy ich znamy z ników ( łysytrol i inni działacze proputinowscy ) z komsomolskim pozdrowieniem dla wszystkich troli i wąchaczy śmierdzących onucek putlera .
Barnaba
28 września 2016 o 18:18@pol:
Ja zauważyłem że jest jeszcze grupa krypto-stalinowców, których poznajemy po tym, że nigdy nie potępiają aneksji Kresów towarzysza Stalina. Za to zawsze potępiają aneksję Krymu. Tawariszcz do nich czasem nie należy? Mam krótki teścik jeśli chcesz się oczyścić z podejrzeń: napisz, że potępiasz towarzysza Stalina i jego aneksję i późniejszą okupację Kresów. Zdobędziesz się na to?
Chorąży
28 września 2016 o 22:51Ja bym tak poważnie autora tego artykulu Mielnikau nie brał bardzo poważnie.
Ten ,,historyk,, kiedyś na fb starał się udowodnić że pod Monte Cassino walczyli Białorusini po ostrej i konstruktywnej mojej krytyce usunął mnie z grona znajomych nazywając mnie nacjonalistą.
Pochodzę z kresowej rodziny , z terenów Oszmian teraz to Białoruś.