
Biały Dom i jego personel oraz Mike Waltz. Fot. The White House/Wikipedia/Domena publiczna/Gage Skidmore (Flickr.com), CC BY-SA 2.0
Po skandalu związanym z wyciekiem tajnej korespondencji czołowych urzędników USA za pośrednictwem komunikatora Signal wśród urzędników Białego Domu narasta przekonanie, że doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz, który był odpowiedzialny za tę pomyłkę, jest „idiotą”. Oświadczył o tym w wywiadzie dla BBC redaktor naczelny magazynu „The Atlantic” Jeffrey Goldberg, który był osobą, która przypadkowo zaproszono do uczestnictwa na tajnej rozmowie najwyższych urzędników administracji Donalda Trumpa.
To właśnie Waltz dodał Goldberga do czatu, na którym urzędnicy omawiali konkretne plany ataków na bojówki Hutich w Jemenie. Kiedy Golberg opublikował zrzuty ekranu z czatu, Waltz przyznał, że dodał dziennikarza do czatu, ale zaprzeczył, jakoby w ogóle znał go.
Goldberg twierdzi jednak, że osobiście spotkał Waltza kilka razy. Wyjaśnia to, w jaki sposób doradca prezydenta USA wszedł w posiadanie numeru telefonu dziennikarza, bez którego nie mógłby zostać dodany do czatu Signal.
Sam Waltz zwrócił się do Elona Muska z prośbą o wyjaśnienie, w jaki sposób zdobył kontakt Goldberga. Dziennikarz otwarcie wyśmiał sytuację, ponieważ jego zdaniem była to robota dla „ośmiolatków”, a nie dla potentata technologicznego.
Po tym, jak redaktor naczelny „The Atlantic” ujawnił znaczną część tajnej korespondencji, prezydent Trump i jego doradca Waltz obelżywie zaatakowali dziennikarza. Choć Trump najwyraźniej nie ma planów ukarania swojego podwładnego za ewidentny błąd o wyjątkowych rozmiarach, wielu członków Białego Domu uważa, że Waltz ponosi odpowiedzialność za niedopuszczalny błąd.
„W Białym Domu panuje powszechne przekonanie, że Mike Waltz jest idiotą. Tak go nazywają, a wiele osób w systemie, w systemie bezpieczeństwa narodowego, nie może uwierzyć, że on, nie wiem, nazwijmy to złą higieną telefoniczną, zrobił coś takiego” – mówi Goldberg.
Dziennikarz zauważył także, że żaden z pozostałych 17 uczestników nie zauważył jego obecności na tajnym czacie. Sam Goldberg opuścił czat, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest to żart, lecz prawdziwa korespondencja między najwyższymi urzędnikami kraju, której nie powinien oglądać.
Przypomnijmy, w USA wybuchł niedawno skandal związany z przypadkowym dodaniem dziennikarza „The Atlantic”, Jeffreya Goldberga, do tajnego czatu grupowego w komunikatorze Signal. Podczas rozmowy wysocy rangą urzędnicy administracji prezydenta Donalda Trumpa omawiali szczegóły ataków militarnych na jemeńskich rebeliantów Huti. W czacie wzięli udział wiceprezydent J.D. Vance, sekretarz obrony Pete Hegseth, sekretarz stanu Marco Rubio i inne kluczowe osobistości. Omawiano szczegółowe informacje na temat operacji, w tym rodzaje broni, cele i czas ataków.
Po tym, jak „The Atlantic” opublikował fragmenty rozmów na czacie, administracja Trumpa spotkała się z falą krytyki za korzystanie z niecertyfikowanych aplikacji do przesyłania wiadomości w celu omawiania drażliwych kwestii bezpieczeństwa narodowego. Demokraci i eksperci ds. bezpieczeństwa wyrazili obawy dotyczące potencjalnego wycieku tajnych informacji i naruszenia protokołów bezpieczeństwa.
Sekretarz obrony Pete Hegseth zaprzeczył, jakoby na czacie omawiano tajne dane, twierdząc, że pominięto takie krytyczne szczegóły, jak nazwiska i dokładne lokalizacje. Prezydent Trump nazwał incydent „drobną usterką” i wyraził zaufanie do swoich doradców, mimo że niektórzy urzędnicy zostali wezwani do rezygnacji.
Opr. TB, bbc.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!