Oleg Ałkajew, były szef mińskiego aresztu śledczego, który w latach 1996-2001 dowodził plutonem egzekucyjnym w mińskim areszcie, a po ucieczce z Białorusi ujawnił zabójstwa polityczne na rozkaz Aleksandra Łukaszenki, skomentował dla Radia Svaboda słowa byłego specnazowca Jurija Garawskiego. Przypomnijmy, że 41 letni dziś były komandos przyznał, że brał czynny udział w uprowadzeniu i zamordowaniu w 1999 roku opozycyjnych polityków.
Oleg Ałkajew to były szef więziennictwa w okręgu mińskim. Do jego obowiązków należało nadzorowanie egzekucji w celi śmierci. To za jego kadencji uprowadzono i zamordowano przeciwników politycznych Aleksandra Łukaszenki. Miejsce ich pochówku do dziś nie jest znane.
W 2006 roku Ałkajew uciekł na Zachód. Uzyskał azyl polityczny w Niemczech i udzielił wywiadu, w którym obnażył białoruski system więziennictwa. Jest też autorem książki „Pluton egzekucyjny”.
W 2007 roku, ścigany przez zabójców z KGB, w zamian za gwarancje bezpieczeństwa, zdecydował się na współpracę ze służbami państw NATO.
„Nie znałem go i nie znam. Człowiek postanowił się uwiarygodnić i opowiedzieć to wszystko przed kamerą. Nie uważam go za złego człowieka. Myślę, że prawdopodobnie powinniśmy go wysłuchać. On tam nazwiska wymienia, miejsca, konkretne rzeczy mówi”, komentuje słowa Jurija Garawskiego Oleg Ałkajew.
Pytany przez dziennikarzy białoruskiej sekcja Radia Svaboda, czy z profesjonalnego punktu widzenia historia przedstawiona przez Garawskiego rodzi pytania, odpowiada, że jego słowa należy uznać za co najmniej prawdopodobne. Choćby dlatego, że nie wypowiedział ich w pubie, przy piwie, ale oficjalnie.
„Może nie widział wszystkiego i nie wie wszystkiego. To należy wziąć pod uwagę”, mówi Ałkajew.
Były szef aresztu śledczego sugeruje, że ujawniając nazwiska funkcjonariuszy i inne szczegóły operacji specnazu, Garawskij naraził się na niebezpieczeństwo ze strony podległych Łukaszence służb. Jego zdaniem dyktator zechce wziąć odwet na nim;
„Wziął jednak na siebie ogromne brzemię, myślę, że odpowie za to. Odpowiednio. To nie żarty, to nie kradzież ryb w sklepie”, mówił Ałkajew.
Pytany, co mogło spowodować, że Garawskij ujawnił się dopiero teraz, po 20 latach, mówi:
„Nie wiem. Milczał, milczał i wreszcie postanowił przerwać milczenie, uwolnić się od ciężaru. Tak się zdarza. Spotkałem się z czymś takim. Człowiek siedzi przez 20 lat, milczy, a potem wyrzuca z siebie, chce odpokutować. Ale dobrze, że to powiedział. To dobrze, wskazał nazwiska (ludzi z oddziału specjalnego biorących udział w uprowadzeniach i zabójstwie opozycyjnych polityków- red.) Jeśli chodzi o to, że coś rzekomo nie pokrywa się w jego opowieści, to powiem tak, szczegóły są zawsze inne. Ja sam jestem świadkiem i powiem, że niektórych rzeczy nie zauważyłem, ale okazało się, że były”.
Do opublikowanego przez Deutsche Welle wywiadu z Garawskikm odniósł się w rozmowie z portalem tut.by Dmitrij Pawliczenka, któremu przypisuje się główne sprawstwo egzekucji. To on zdaniem Garawskiego osobiście zabijał polityków strzałem w serce.
Były dowódca (SOBR) specjalnego oddziału szybkiego reagowania wojsk wewnętrznych białoruskiego MSW twierdzi, że Garawskij kłamie.
„Garawskij odsłużył półtora roku służby zasadniczej, a potem zhańbił wojska wewnętrzne. Żadnego związku z SOBR nie miał. Otworzyliśmy się na żołnierzy zawodowych, i choć inteligencją się specjalnie nie wyróżniał, to chłopak był zdrowy, miał dobre nawyki w walce wręcz, więc go wzięliśmy. Ale SOBR powstał w 1999 roku. A on w tym czasie, w 1999 roku, został ukarany za działalność kryminalną – zajmował się wymuszeniami. Wziął go pod lupę Główny Wydział ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją. Zatrzymał go Ałmaz. To była poważna sprawa. Dlatego, jeśli cokolwiek się wydarzyło, z czym SOBR nie ma związku, to on odbywał karę”, powiedział Pawliczenka.
Według byłego dowódcy SOBR, Garawskij chce na swoim zeznaniu zarobić.
„Człowiek zwyczajnie stracił sumienie. Przez 20 lat wiele o tym opublikowano, już się napatrzyłem. Żadnych tajnych operacji nie było. To jakieś kompletne kłamstwo. Ale, możliwe, że ktoś się tym zajmował. My jesteśmy oddziałem specjalnym wojsk wewnętrznych. Te kwestie leżą w kompetencjach innych organów” – dodał Pawliczenka.
Aleś Bialacki z Centrum Praw Człowieka „Wiasna” sugeruje, że zeznania byłego specnazowca wypłynęły nieprzypadkowo tuż przed terminem II runy negocjacji Łukaszenki i Putina ws. pogłębienia integracji Rosji i Białorusi. Według szefa „Wiasny”, Kreml daje do zrozumienia, „baćce”, że „trzyma go na krótkim pasku”, a w razie niesubordynacji ujawni jego grzechy Zachodowi.
Przypomnijmy, pięć lat po dojściu do władzy Aleksandra Łukaszenki, bez wieści giną najwięksi oponenci Aleksandra Łukaszenki; były wicemarszałek parlamentu Białorusi Wiktor Hanczar, szefa MSW Jurij Zacharenka i biznesmen Anatolij Krasouski. Potem jeszcze w nieznanych okolicznościach ginie dziennikarz Dmitrij Zawadskij. Do chwili obecnej nie udało się ustalić sprawców, ani też odnaleźć ciał zaginionych. Białoruskie środowiska demokratyczne są przekonane, że zostali oni zamordowani na zamówienie polityczne najwyższych władz. Jednym z dowodów jest raport sporządzony z przez zastępcę szefa MSW Nikołaja Łopatika. Są też inne dokumenty, świadczące o tym, że za zniknięciem polityków stoją tzw.„szwadrony śmierci”, na rozkaz najwyższych urzędników w państwie.
ba/svaboda.org/tut.by
1 komentarz
ścigacz
9 lutego 2021 o 17:56Może odezwą się polscy klawisze jak u nas zabija się osadzonych na zlecenie władzy.Osadzeni wieszają się leżąc lub dla zwiększenia atrakcji wiążą sobie ręce do tyłu i zakładają foliowy worek na głowę.Potem szykują pętle i się wieszają