Uruchomienie Małego Ruchu Granicznego (MRG) z Polską wymaga rozwiązania szeregu trudności związanych z rozwojem infrastruktury na granicy państwowej, powiedział minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej na konferencji prasowej podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Brukseli 24 listopada.
„Mały ruch graniczny” to uproszczony system przekraczania wspólnej granicy państw umawiających się, dedykowany mieszkańcom obszarów przygranicznych. Na Białorusi działa tylko z Łotwą. W 2010 roku Polska uzgodniła, podpisała, a następnie ratyfikowała MRG z Białorusią, ale nie został on uruchomiony do dziś. Oficjalnie nasz sąsiad tłumaczy się niedostatecznym przygotowaniem infrastruktury przejść granicznych.
Czyżby?
Aleksander Łukaszenka wielokrotnie żądał od UE pieniędzy na wzmocnienie granicy. Powtarzał, że jeśli Europejczycy nie chcą u siebie kontrabandy i narkotyków, muszą wyłożyć dodatkowe fundusze na wyposażenie przejść granicznych.
„Dawajcie pieniądze, dawajcie urządzenia techniczne” – krzyczał prezydent, choć w ramach licznych programów współpracy technicznej z Unią Europejską, od 2000 roku Białoruś otrzymała dziesiątki milionów dolarów na wzmocnienie bezpieczeństwa granic i efektywności kontroli celnej.
Ale władzom białoruskim nie przyszło nawet do głowy, żeby wykorzystać środki z budżetu państwa, zadbać o poprawę jakości przejść granicznych, zorganizować korytarze dla pieszych. A przecież te są tylko częścią projektu o małym ruchu granicznym, realizacji którego Białoruś opiera się od wielu lat, za każdym razem znajdując różne przyczyny odmowy. A to nie mają na czym drukować przepustek dla przekraczających granicę, wcześniej nie podobała im się krytyka Polski odnośnie polityki prowadzonej przez Białoruś, teraz wymyślili brak infrastruktury
Dziś już mało kto wierzy, że to brak infrastruktury granicznej jest prawdziwym powodem, dla którego władze w Mińsku wstrzymują swobodny przepływ mieszkańców strefy przygranicznej.
Białoruskie władze nie mogą ścierpieć, że Białorusini pozostawiają w kasach sklepowych krajów sąsiednich setki milionów dolarów, kupują tam produkty po niższych cenach niż u siebie i co ważne, znacznie lepszej jakości. Ponadto swoboda przemieszczania się zmienia świadomość. Porównując poziom własnego życia z poziomem życia w Polsce i na Litwie, wielu Białorusinów zaczyna zadawać urzędnikom niewygodne pytania, coraz trudniej zakrzyczeć prawdę przy pomocy propagandy sączonej przez usłużne media.
A minister Makiej znów powtórzył, że Białoruś jest zainteresowana wprowadzeniem systemu wizowego, który pozwoliłby obcokrajowcom odwiedzać Białoruś. Jak powiedział, przede wszystkim dotyczy to przedstawicieli biznesu i turystów.
„Uważamy, że należy podjąć kolejne kroki, aby Białoruś stała się atrakcyjna dla obcokrajowców” – dodał minister.
Kresy24.pl/AB
3 komentarzy
ltp
4 grudnia 2017 o 13:46Jak w czasch minionych. Zachod be, ale dulary cacy.
Wron
4 grudnia 2017 o 15:01Racja, prawdziwym powodem jest obawa, że cała przygraniczna ludność białoruska będzie ciurkiem w Polsce siedziała,wydawała tam swoją forsę i porównywala. Wiadomo na czyja korzyść.
Lenkas
6 grudnia 2017 o 07:22i co ważne, znacznie lepszej jakości (produkty w Polsce czy na Litwie)- to bardzo wątpliwe stwierdzenie… Ponadto poziom życia na Białorusi, w Polsce i na Litwie jest podobny, wystarczy pojechać na Białoruś, zobaczyć na własne, by potem nie pisać propagandy i bzdur antybiałoruskich…