Jak widziany jest „russkij mir” oczami Białorusina, czy nasi sąsiedzi ze wschodu czują na karku oddech Kremla i czy odczuwają zagrożenie dla ich osobistego istnienia i dla istnienia niepodległej Białorusi? Czy przetrwa niezależna Białoruś prezydencką kampanię 2015 roku?
„Russkij mir” – z cywilizowanej, socjokulturowej i ponadnarodowej przestrzeni przekształcił się w zagrożenie dla cywilizowanego świata. Putinowska Rosja wypełniła to zjawisko groźnym sensem; każdy kraj na świecie, w którym mieszkają rosyjskojęzyczni, musi się liczyć z groźbą inwazji, albo jak kto woli – z wyzwoleniem przez zielonych ludzików.
O ile wcześniej podobne lęki można było tłumaczyć echem „zimnej wojny”, teraz jest to realne zagrożenie dla wszystkich bliskich i dalekich sąsiadów Rosji, która nie skąpi finansów na prorosyjskie lobby i masowy zabieg prania mózgu.
Białoruś jako najbliższy i jedyny sojusznik polityczny Kremla poznała czym jest „ruskij mir” po wojnie na Ukrainie. Jeszcze rok temu, Janukowycz uchodził za najbliższego sojusznika Kremla, a Ukraina i sam Janukowycz w swoich najgorszych koszmarach nie mógł sobie wyobrazić wojny z Ruskimi. Łukaszenka rozumie doskonale, co oznaczałoby odwracanie się plecami od Putina…
Jak widziany jest „russkij mir” oczami Białorusina? Gazeta Białoruskaja Prauda zapytała przewodniczącego Rady Białoruskiej Inteligencji Władimira Kołosa.
– Myślę, Że Białorusini patrzą na to w ten sam sposób, jak wszyscy inni. Chociaż nie wszyscy, czy to na Białorusi czy w innych krajach postsowieckich, widzą prawdziwą istotę tego zjawiska. Niektórzy sprawiają wrażenie, że znajdują się w „błogiej nieświadomości”. Jednak ze względu na ostatnie wydarzenia na Ukrainie, takich jest już coraz mniej.
Oczywiście, istnieje bogate dziedzictwo literackie w języku rosyjskim. Ono było tworzone zarówno przez Rosjan, jak i innych przedstawicieli narodów skolonizowanych w czasie Imperium Rosyjskiego, i siłą oddzielonych od ich ojczystych języków. Ale jest też inna strona medalu. Rosjanie od pokoleń kultywują kompleks imperialny; taki specyficzny stosunek do języków i kultur narodów, które były częścią Imperium Rosyjskiego. Dlatego wielu z nich, gdy zamieszkiwało w którejś z republik narodowych, z pogardą i wrogością odnosiło się do języka i tradycji kulturowych tych krajów. Starali się tworzyć wokół siebie znajomy im rosyjski klimat.
Po upadku Związku Radzieckiego, ten kompleks nie rozmył się, wręcz przeciwnie, jest kultywowany przez rosyjską propagandę, która nagina histerię spowodowaną dążeniem krajów, które uzyskały niepodległość po upadku imperium sowieckiego, do ożywiania i rozwoju swoich języków i kultury
Tak więc bogate rosyjskojęzyczne dziedzictwo literackie ma niewiele wspólnego z tymi niemoralnymi i kłamliwymi hasłami propagandowymi, a chowając się za nimi, obecne przywództwo Kremla stara się realizować swoją politykę neokolonialną. A fakt, że wspomniane dziedzictwo służy dziś jako instrument propagandy i manipulacji opinią publiczną, dla uzasadnienia bratobójczej agresji przeciwko sąsiedniego narodu, wygląda nie lepiej niż hitlerowska agresja przeciwko Austrii i Czechosłowacji w 1938 roku. Wtedy wojska hitlerowskie napadły na te kraje również pod pretekstem „obrony żyjącej tam ludności niemieckojęzycznej”. Czy ktoś nie wie, co się później stało?…
Ludzkość już dawno przeszła przez etap „imperialności”. Dziś jest to atawizm, relikt przeszłości. Jest wiele krajów anglojęzycznych, hiszpańskojęzycznych i francuskojęzycznych. Francja jednak nie próbuje na nowo zająć Algierii, Mali czy Sierra Leone, Anglia nie ingeruje w Indiach, Nigerii i Republice Południowej Afryki, i nie wysyła „zielonych ludzików” do Stanów Zjednoczonych, aby „wyciągnąć pomocną dłoń” do jakiejś „Kansaskiej Republiki Ludowej”, a Hiszpania nie śpieszy by „uwolnić” Amerykę Łacińską.
Oczywiście, istnieje wiele problemów etnicznych, religijnych, kulturowych i językowych. Jednak nowoczesna cywilizacja wypracowała wiele metod ich pokojowego, tolerancyjnego rozwiązywania. Zajęcie terytorium obcego, suwerennego państwa nie ma z tym nic wspólnego.
Na Białorusi istnieje paradoksalna sytuacja z narodowością i językiem. Według spisu ludności na Białorusi z roku 2009, 785 tysięcy osób, czyli ponad 8 proc. określiło się jako Rosjanie; przez 10 lat liczba Rosjan zmniejszyła się o 356.600. osób (31 proc). Z drugiej strony, 23 proc. ludności Białorusi, czyli 2 mln 227 tys. osób używa do komunikowania się języka białoruskiego, a językiem rosyjskim posługuje się 6 milionów 673 tysięcy ludzi – 70 proc. populacji. Czy Rosja może wykorzystać tę sytuację do „ochrony” rosyjskojęzycznej Białorusi?
– Trudno jest odgadnąć myśli kremlowskich strategów. Oczywiście, prawdziwe powody, dla których trzeba „ratować ruskich” na Białorusi, nie istnieją. Wręcz przeciwnie, ratowania potrzebuje język białoruski, który dzięki „bratniej” pomocy bliźniego ze wschodu, a także wysiłkom lokalnych „mankurtów”, pielęgnowanych w wyniku wielowiekowej konsekwentnej polityki rusyfikacji, znajduje się na skraju wymarcia.
Niemniej jednak, nawet rzadkie i nieśmiałe próby władz białoruskich wspierania własnego języka, wywołują niezadowolenie opiekunów „rosyjskiego świata” ze wschodu – tak jak to się stało, na przykład, po tłumaczeniu nazw stacji metra w Mińsku, gdy napisano je białoruską łacinką. Chociaż wydawałoby się, co im do tego?…
-Putin wykorzystuje koncepcję „rosyjskiego świata”, dla uzasadnienia inwazji rosyjskiej na Ukrainie, dla odrodzenia imperium rosyjskiego. Jak mówią, cel uświęca środki. Jaka jest rola i miejsce w nowym „rosyjskim świecie” przygotowana dla Białorusi?
Wygląda na to, że Białoruś w tym scenariuszu jest przygotowana rola wzorcowego kołchozu, takiego typu, jakie powstawały w latach 30. przez propagandystów Stalina na granicach ZSRR, żeby łatwiej było agitować za systemem sowieckim. Oczywiście, to tylko porównanie. W rzeczywistości, wszystko jest o wiele bardziej złożone i zróżnicowane. Jednak oczywiste jest to, że mimo upartego usposobienia obecnego białoruskiego prezydenta, Kreml nie miałby nic przeciwko temu, aby rozszerzyć ten sam stopień swojego wpływu na wszystkie kraje, które były kiedyś częścią Imperium Rosyjskiego.
Wielu ekspertów dziwi się, że odrodzenie rosyjskiego imperium Putin rozpoczął na Ukrainie, a nie na tolerancyjnej Białorusi, całkowicie zależnej od Moskwy i gospodarczo i politycznie. Rzeczywiście, Anschluss Białorusi kosztowałby znacznie taniej, byłby szybszy i mniej krwawy …
Oczywiście, że Kreml jest dziś bardzo zadowolony z zakresu kontroli, jaką ustanowił nad Białorusią. Inwazja rozpoczęła się na Ukrainie, jak wiadomo, po tym jak ludzie obalili tam Janukowycza, który odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a UE. A potem ukraiński parlament przyjął ustawę o państwowym statusie języka ukraińskiego. To znaczy, gdy Ukraińcy postanowili żyć w swoim kraju tak, jak im się podoba, a nie tak, jak życzy sobie kierownictwo Kremla. Gdyby na Ukrainie pozostał kontrolowany i zależny od Kremla prezydent, to do żadnej inwazji by nie doszło. O wszystkim nadal decydowano by cicho, spokojnie i pod przykryciem.
Czy odczuwają Białorusini zagrożenia, jakie niesie „russkij mir” dla ich osobistego istnienia i dla istnienia niepodległej Białorusi?
– Nie wyróżniałbym tu Białorusinów spośród obywateli innych europejskich krajów. Cały świat jest teraz w niebezpieczeństwie z powodu kursu na reanimację imperium, który obrał przywódca Rosji. Bardziej niepokojące jest wywoływanie imperialnej histerii w publicznej świadomości Rosjan. To sprawia, że wracamy pamięcią do smutnych wydarzeń i wielomilionowych ofiar ludzkich, do którego doprowadziło analogiczne zbiorowe otępienie rozumu w minionym wieku. Dlatego też jest wspólny cel – pomóc naszym wschodnim sąsiadom zrozumieć, póki jeszcze nie jest za późno.
– Według NISEPI, ponad 25 proc. respondentów gotowa chwycić za broń, jeśli nastąpi inwazja wojsk NATO na Białoruś, lub jeśli Rosja zechce przyłączyć kraj na wzór krymski. Jednak między zapowiadanymi intencjami i realnymi działaniami zawsze jest ogromna przepaść. Czy Białorusini rzeczywiście broniliby siebie i kraj z bronią w ręku?
– A co mieliby robić? Plotki o białoruskiej „pamiarkounosti” i tolerancji są mocno przesadzone. Białorusini to ludzie zacięci. Jestem pewien, że znajdą się tacy, którzy staną w szeregu pod hasłami oporu wobec agresora, znajdą się i liderzy.
Najbardziej właściwą i oczywistą odpowiedzią na „rosyjskie zagrożenie” jest wzrost świadomości narodowej Białorusinów. Zjednoczenie narodu w obliczu wspólnego zagrożenia mogłaby stać się idea narodowa, promowanie jedności narodu. Dlaczego Łukaszenka tego tematu nie dotyka?
-O tym, oczywiście, lepiej byłoby zapytać Aleksandra Łukaszenkę. Myślę, że zarówno on, jak i wielu przedstawicieli elity rządzącej używają obecnie retoryki prorosyjskiej nie ze względu na jakieś szczere, wewnętrzne przekonania, ale ze względu na koniunkturę rynkową, która jest efektem kilku stuleci funkcjonowania w warunkach kolonialnej zależności. Bo to była zawsze gwarancja kariery i sukcesu.
I odwrotnie, dążenie do ożywienia języka ojczystego i pamięci historycznej swojego narodu, kojarzą się z różnorodnymi nieprzyjemnościami. Więc teraz nasza nomenklatura stanęła przed dramatycznym wyborem: z jednej strony – konieczność konsolidacji wokół narodowych wartości, a z drugiej – groźba, że dostanie się po karku od „wielkiego starszego brata”. Oczywiste jest, że ostatnie wydarzenia wiele pomogły zrozumieć białoruskiemu prezydentowi. Jednak wszystkie jego wcześniejsze decyzje i konkretne działania świadczą o tym, że polityk ten kieruje się nie tyle wartościami moralnymi czy przekonaniami, co pragmatyzmem. Tak wiec i w przyszłości jego działania będą zależały od ogólnego rozwoju wydarzeń.
– Czy przetrwa niezależna Białoruś prezydencką kampanię 2015 roku?
– Cena za krwawą awanturę na Ukrainie staje się coraz bardzie oczywista dla przywództwa Kremla, a i dla zwykłych Rosjan. Więc jest mało prawdopodobne, że Kreml zdecyduje się na nowe problemy i poweźmie jakieś wysiłki zmierzające do obalenia Aleksander Łukaszenko podczas kampanii prezydenckiej w 2015 roku. A tym bardziej nasz wschodni sąsiad nie zdecyduje się na wspieranie jakichś alternatywnych kandydatów, którzy mogliby zawrócić Białoruś na drogę do Europy.
Ale nie ma co marzyć, że przyniesie ona Białorusinom wytchnienie. Najprawdopodobniej nasi wschodni sąsiedzi nadal będą postępować w odniesieniu do naszego kraju, kierując się starą bizantyjską polityką. Będą starać się stopniowo wyciskać sobie naszą własność, naszą ziemię, niszczyć nasz język, pamięć historyczną i niszczyć tożsamość narodową. Wyraźnie widać ostateczny cel tej polityki w sferze humanitarnej – posprzątać masową świadomość Białorusinów, zrobić z niej apatyczną i uległą masę, która obojętnie i spokojnie zareaguje na przyłączenie jej kraju do imperium. Oczywiście, to wszystko jest utopią, jednak Kreml wyrzuca na to duże środki.
Swego czasu imperium sowieckie wyrzucało jeszcze większe środki, zapewniając komfortowe istnienie działaczy partii komunistycznych i utrzymanie lojalnych reżimów w wielu krajach na całym świecie. Wszyscy wiedzą, czym zakończyło się „rozszerzenie strefy wpływów”. Jak widać, obecni przywódcy na Kremlu, tej lekcji nie przespali.
Kresy24.pl za belprauda.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!