Białorusini powiedzieli stanowczo: BASTA. 20 lutego minął termin zapłacenia „podatku od pasożytnictwa”. Ale daninę na sfinansowanie wydatków państwowych zapłaciło zaledwie 10 procent tych, którym państwo przysłało wezwania do zapłaty, tzw. „listy szczęścia”. Pozostali zignorowali nakaz, a w miniony weekend zademonstrowali władzy podczas ulicznych protestów, co sądzą o jej polityce socjalnej.
Fala ulicznych protestów, które przelały się po największych miastach Białorusi w miniony weekend pod hasłem: „dość okradania narodu”, utwierdziła Białorusinów w przekonaniu, że nie warto pozwalać się łupić władzy. Jak donoszą niezależne media podatku nie zapłaciło i nie zamierza płacić ponad 400 tysięcy osób (wezwania do zapłaty, tzw. „listy szczęścia organy podatkowe wysłały do 470 tys. osób). Przypomnijmy, że chodzi o wprowadzony dekretem Łukaszenki podatek od osób, które nie przepracowały w ciągu roku przynajmniej 183 dni, i wynosi 20 jednostek bazowych (równowartość ok 840 złotych).
3 komentarzy
tagore
21 lutego 2017 o 15:01Było by ciekawie gdyby się okazało ,że Backa został przymusowo zaproszony do Rosji na wczasy.
bkb2
21 lutego 2017 o 19:36Białorusini mają mało czasu… W sprawie mogą pomóc im Ukraińcy którzy zaprawili się w bojach w Donbasie ale czy te dwa narody mają wspólny język… ? Na Ukrainie główną siłą przeciw Rosji jest OUN… Tak będzie jeszcze przez jakiś czas i nie ma co z tym walczyć. Jak Ukraina będzie już bezpiecznym militarnie, gospodarczo i społecznie krajem zintegrowanym z EU to będzie można sobie wtedy skakać do nich za Wołyń…Ze względu na zmianę pokoleniową już niedługo pozostaną nieliczni żołnierze UPA co spowoduje zanik tak ostrego eksponowania Bandery i Suchewycza…
Litwin
18 marca 2017 o 14:27Tak się zastanawiam, czy obecne protesty na Białorusi nie wpisują się w manewry „Zapad 2017”? W konsekwencji bałagan w kraju pomogą zaprowadzić sąsiedzi zaproszeni z zupelnie innej okazji. O ile wojownicza Ukraina jest krajem posklejanym z wielu cudzych ziem, to Białoruś jest dość spokojna i unitarna. Trudno te kraje porownywac, bo są calkiem inne, choć mam wrażenie że w odbiorze przecietnego Polaka sa tym samym „czymś”.