Aleś Michalewicz, uchodźca polityczny, który we wtorek rano został aresztowany przez białoruską straż graniczną, po kilku godzinach spędzonych na posterunku milicji w Ostrowcu został uwolniony i wraca do Mińska.
W rozmowie z radiem Svaboda opozycjonista powiedział, że wypuszczono go pod warunkiem, że nie będzie opuszczać kraju, ale zaznaczył, że nie podpisał żadnego dokumentu, w którym zobowiązuje się nie opuszczać Białorusi.
-Myślę, że zostałem nielegalnie zatrzymany i teraz nielegalnie mnie wypuścili. Każdy prawnik rozumie, że zobowiązanie do nie opuszczania kraju przewidziane jest w sytuacji, kiedy człowiek dobrowolnie podpisuje dokument i deklaruje, że nigdzie nie wyjedzie. Ja takiego zobowiązania nie podpisywałem i nie czuję się do niczego zobowiązany – powiedział „Svabodzie”.
Aleś Michalewicz wrócił we wtorek 8 września po prawie pięciu latach pobytu na uchodźstwie w Czechach. Jak powiedział mediom, uznał, że po zwolnieniu Statkiewicza i pozostałych więźniów nic mu na Białorusi nie grozi, choć liczył się z możliwością aresztowania, ponieważ nadal ciąży na nim zarzut zorganizowania masowych zamieszek.
Opozycjonista uciekł z Białorusi w marcu 2011 roku, pomogli mu dyplomaci jednego z krajów UE, w obliczu zagrożenia ze strony służb specjalnych.
Michalewicz był kandydatem na prezydenta w wyborach w 2010 roku. Tak jak pozostali kandydaci został aresztowany po brutalnym rozpędzeniu demonstracji przez milicję i oskarżony o wszczynanie masowych niepokojów społecznych. Miesiąc spędził w wiezieniu KGB. Po wyjściu zwołał konferencję prasową, podczas której opowiedział, że był torturowany przez KGB i zmuszony do współpracy ze służbami.
Kresy24.pl
1 komentarz
olo
8 września 2015 o 18:25nie wiem czy to dobre takie trąbienie o tym przez w.w Pana Alesia , doigra sie .