Przedstawiciele władz litewskich zaniepokojeni rychłym uruchomieniem pod swoją granicą pierwszej białoruskiej elektrowni atomowej przygotowują „plan B”. Na początku grudnia międzyresortowa grupa będzie dyskutować o tym, jak przygotować się i jak odpowiadać na zagrożenia dla kraju, które stwarza budowana w Ostrowcu na Grodzieńszczyźnie elektrownia.
Jak pisze środowe wydanie gazety Verslo Žinios, doradca premiera ds. polityki międzynarodowej Deividas Matulionis zwraca uwagę, że sprawa jest na tyle paląca, że w dyskusji o problemach wynikających dla kraju z powodu budowanej elektrowni powinni wziąć udział przedstawiciele resortów energetyki, finansów, spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych, obrony, środowiska i agencji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo radioaktywne, pisze RU.DELFI.LT.
Jak powiedział w rozmowie z TV Biełsat fizyk jądrowy z Mińska Andriej Ożarowskij, „to zabawne gdy widzimy jak białoruscy naukowcy, nie mając informacji o tym, co tam tworzą (na budowie elektrowni atomowej – red.) rosyjscy wykonawcy, robią dobrą minę do złej gry. My przecież do tej pory nie wiemy w jakim stanie jest uszkodzony korpus reaktora…. Strona białoruska, jak rozumiem, nie ma kontroli nad tym, co zostało przez rosyjskiego wykonawcę dostarczone. Rosyjskiemu kontrahentowi wszystko jedno – dostaną pieniądze z budżetu i zbudują, nawet jeśli jest to niebezpieczne”,- powiedział białoruski naukowiec.
Ożarowski bije na alarm: Nie wolno ufać wynikom testów warunków skrajnych, czyli tzw. stresstestom, na które powołują się władze Białorusi deklarując absolutne bezpieczeństwo elektrowni.
„Białoruś zleciła wykonanie testów warunków skrajnych stronie rosyjskiej – a to znaczy, że bada je sam Rosatom (czyli wykonawca-red.).To niedorzeczne. Testy warunków skrajnych powinny być przeprowadzane zgodnie z metodą europejską – przez niezależnych od wykonawców elektrowni ekspertów w dziedzinie fizyki jądrowej. Tym bardziej trzeba zrozumieć, że testy warunków skrajnych to nie jest praca ze sprzętem, to praca z dokumentami. A u nas jak zwykle – „papier wszystko wytrzyma”. Przypominam, że w elektrowni jądrowej w Czarnobylu na 26 kwietnia 1986 roku wszystko w dokumentach się zgadzało. Dlatego te testy warunków skrajnych nic nie znaczą”- mówi ekspert.
Jak pisaliśmy w poniedziałek, według Ministerstwa Energetyki Białorusi, 2 grudnia został zamontowany korpus drugiego reaktora białoruskiej elektrowni jądrowej.
Elektrownia atomowa pod Ostrowcem w obwodzie grodzieńskim, budowana przez rosyjski koncern Rosatom będzie się składała z dwóch bloków energetycznych, których łączna moc ma wynieść do 2400 megawatów.
Litwa od samego początku wyrażała obawy i zastrzeżenia w związku z budową białoruskiej elektrowni. Wilno zarzucało Białorusinom m.in. wybiórcze podejście do kwestii bezpieczeństwa, a także nieudzielanie pełnych informacji na temat kolejnych etapów budowy elektrowni.
Rosyjska państwowy koncern „Rosatom”, który buduje pierwsząj elektrownię jądrową na Białorusi poinformował w lipcu, że obydwa reaktory białoruskiej stacji zostaną oddane do użytku w lecie 2020 roku.
Kresy24.pl/AB
3 komentarzy
Lenkas
8 grudnia 2017 o 08:05A czy można ufać temu Ożarowskiemu? Kto to jest? Czy uczestniczył w tym testach warunków skrajnych? Czy to jego widzimisię?
księciunio
10 grudnia 2017 o 21:29Głupek to zawsze zostanie głupkiem na ciebie nie ma rady ani nadziei.
Lenkas
11 grudnia 2017 o 08:11Poprostu nie lubię propagandy, która w tym artykule wyziera z każdej litery… Czy ci Białorusini są aż tacy debile, że budują elektrownię jądrową na swym terytorium tylko po to, by w swoim czasie koniecznie eksplodowała (nie dbając o żadne bezpieństwo)? Dlatego zgadzam się z myślą – Głupek to zawsze zostanie głupkiem na ciebie nie ma rady ani nadziei – z wielbicielami propagandy tak jest…