Integracja wojskowa „sojuszników” nie uzyskała politycznej aprobaty oficjalnego Mińska, tym samym otwiera się nowy etap rosyjskiej presji na Białoruś, – uważa ukraiński politolog Mychajło Samus, komentując dla portalu belprauda.org manewry „Zapad-2017” z ukraińskiego punktu widzenia.
Według eksperta z kijowskiego Centrum Studiów Wojskowych, Konwersji i Rozbrojenie w Sprawach Międzynarodowych Mychajło Samusa, manewry wojskowe „Zapad-2017” to była „hybrydowa operacja specjalna” Kremla przeciwko Białorusi, mająca na celu stworzenie negatywnego wizerunku oficjalnego Mińska w przestrzeni międzynarodowej.
Na ten image składają się też inne incydenty mające miejsce w ostatnim czasie, jak choćby porwanie ukraińskiego obywatela Pawło Gryba w Homlu, sensacyjna informacja podana przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej o wymarszu brygady pancernej na Białoruś, oraz wypady kolumny samochodów rosyjskiego nacjonalistycznego „Narodowego Ruchu Wyzwolenia” po Mińsku, – wszystkie te działania wyraźnie wskazują, że Kremlowi przyświeca jeden cel – wytworzenie negatywnego wizerunku Republiki Białorusi w oczach sąsiadów i Europy.
Pytacie Państwo po co to wszystko? Sytuacja międzynarodowa Rosji pogarsza się lawinowo, – mówi Samus: sankcje się umacniają, w międzynarodowej przestrzeni informacyjnej i politycznej, a nawet prawnej utrwalany jest wizerunek Rosji jako kraju agresora. W tej sytuacji Rosji bardzo nie w smak, by Białoruś wymknęła się na dobre spod jej kontroli, i zyskała miano „dawcy regionalnej stabilizacji”.
Jak powiedział w rozmowie z portalem Belaruskaja Prauda ukraiński politolog, takimi prowokacjami Kreml wysyła następujący message całemu światu: Białoruś jest naszym terytorium, i należy do nas. Wszystkie wysyłane sygnały (robota służb specjalnych, radykalnych organizacji) wskazują, że Kreml w pełni kontroluje przestrzeń informacyjno – polityczną na Białorusi, przestrzeń zarezerwowaną dla służb specjalnych. Jest to podejście hybrydowe, rzeczywistość, którą Rosja realizowała od dziesięcioleci na Ukrainie.
Na Białorusi tymczasem ma miejsce podobny proces: i choć metody są dokładanie takie same, nieco różnią się cele.
-Bo Białoruś jest mimo wszystko „państwem związkowym”, jest częścią wspólnego obszaru celnego. Jednak Łukaszenka ma znacznie mniejsze pole manewru niż nawet Janukowycz w 2013 roku. W obecnej sytuacji geopolitycznej Kreml koncentruje się na tym, by nie daj Boże wizerunek Białorusi nie różnił się na milimetr od wizerunku agresywnej Rosji, – mówi w rozmowie z portalem Białoruska Prauda ekspert.
Jak podkreśla, nieobecność przywódcy Rosji na manewrach na Białorusi świadczy o tym, że o ile podczas ćwiczeń „Zapad-2017” nastąpiła ścisła integracja wojskowa, udało się wypracować mechanizmy współpracy sił zbrojnych Rosji i Białorusi, o tyle w planie politycznym mamy do czynienia z porażką Kremla. A to oznacza tylko jedno: otwarcie kolejnego etapu presji ze strony Rosji na Białoruś. Istnieje ryzyko, że całym tym swoim negatywnym odium, Rosja będzie się chciała podzielić z Mińskiem.
Zdaniem Samusa Kreml prawdopodobnie zażąda teraz wzmocnienia obecności wojskowej na terytorium Białorusi.
– Wydaje mi się, że to stanie się poważnym testem dla przywództwa Białorusi. Jeśli Łukaszenka przyjmie tę ofertę, której tak naprawdę odrzucić nie może, to musi raz na zawsze zapomnieć o statusie niezaangażowanego, samodzielnego gracza, któremu spodobała się rola „gołąbka pokoju”, „rozjemcy” donora bezpieczeństwa regionalnego”, czy wręcz „Helsinek-2”, którym został okrzyknięty po zorganizowaniu w Mińsku spotkania tzw. „czwórki normandzkiej”.
Kresy24.pl/belprauda.org/AB
1 komentarz
Dzierżyński
26 września 2017 o 09:13Ruskich trzeba gonić a nie wpuszczać ich na terytorium swojego państwa – to zaraza, nie szanują praw słabszych, nikt na współpracy z nimi dobrze nie wyszedł. Są jak pasożyt, atakują zdrowy organizm państwowy i doprowadzają do ruiny w najlepszym wypadku do nędzy.