Podczas swej wizyty w Moskwie krwawy przywódca Filipin Rodrigo Duterte poprosił Putina o nowoczesną broń do walki z ISIS.
Pierwotnie Duterte miał się zjawić w rosyjskiej stolicy jutro, czyli 25 maja. Wizyta została jednak przyśpieszona ze względu na wprowadzanie na jednej z filipińskich wysp stanu wojennego po tym, jak doszło tam do walk między siłami rządowymi i bojownikami tzw. Państwa Islamskiego.
„Ofiarą” popłochu padało spotkanie filipińskiego przywódcy z Dmitrijem Miedwiediewem, na które, jak czytamy w doniesieniach prasowych, zwyczajnie „zabrakło czasu”. Z rosyjskim premierem spotka się minister spraw zagranicznych tej dawnej hiszpańskiej kolonii.
Zważywszy charakter prośby, z jaką Manila zwróciła się do Putina, nie jest wykluczone, że zamieszki na wyspie Mindanao zostały umyślnie sprowokowane po to, by zyskać argument w negocjacjach. Duterte liczy na to, że skoro Rosjanie oficjalnie walczą z ISIS w Syrii, niezręcznie będzie im odmówić pomocy w walce z tą zbrodniczą organizacją w innym zakątku świata.
Nie oznacza to, że problemu nie ma. W większości katolickim kraju muzułmanie w liczbie 5,5 miliona skupieni są właśnie na stanowiącej problem od dobrych kilkudziesięciu lat wyspie Mindanao. Sprawy zaogniły się jeszcze, gdy tamtejsze ugrupowanie religijne Abu Sajaf złożyło przysięgę na wierność Państwu Islamskiemu.
Sprawą zainteresowały się również Stany Zjednoczone, wyznaczając nagrodę 5 milionów dolarów za ujęcie przywódcy ugrupowania Abu Sajaf – Isnilona Hapilona. Duterte nie chce jednak amerykańskiej pomocy, za którą przyjdzie mu zapłacić cenę polityczną. Zezuje więc na innego silnego gracza przynajmniej deklaratywnie zainteresowanego walką z ISIS, czyli na Rosję.
Tym bardziej, że Filipiny już raz – od roku 1898 do II wojny światowej – były amerykańskim protektoratem, natomiast od Rosji zależnie nie były nigdy.
Kresy24.pl
5 komentarzy
tagore
24 maja 2017 o 18:38Duerte chce rozwiązać ostatecznie problem Morosów
bez obecności wścibskich i gadatliwych Amerykanów.
tagore
25 maja 2017 o 04:58Rebelia Moro trwa od lat, Duerte do rozprawy z nimi
tak jak broni potrzebuje dyskrecji ,której nie zapewnią Amerykanie.Śmierć ok dwóch milionów ludzi
w czasie walk nie wypada nagłaśniać.
jubus
25 maja 2017 o 07:48A co w tym złego? Filipiny są wiernym sojusznikiem USA, co nie znaczy, że mają być ich kolonią. Chciałbym zauważyć, że Filipińczycy pod jankeskim butem są od ponad 100 lat, od czasów wojny amerykańsko-hiszpańskiej. Przykład Filipin przeczy tezie, jakoby „bycie pod kuratelą amerykańską” oznaczało bogactwo, prestiż i w ogóle, same cukierki. Filipiny to kraj bardzo ludny, z wieloma problemami, okupowany od blisko 500 lat przez mocarstwa zachodnie, od Hiszpanii zaczynając (jeszcze od czasów Magellana, który przecież umarł na Filipinach w 1521 roku)przez USA, aż do teraz.
Czas najwyższy aby Naród Filipiński powstał z kolan i zaczął kroczyć swoją własną, suwerenną drogą. Jeśli ktoś myśli, że Filipiny z jankeskiego buta, pójdą pod ruski to się bardzo myli, ostatnio Chiny zagroziły Filipinom wojną, więc nikt komunistom lizał tyłków nie będzie, na pewno nie tak, jak to robi to rząd PiSu.
daniel
28 maja 2017 o 22:15Chyba ma Pan rację. Ten Duterte po prostu nie chce szczekać tak, jak mu Amis każą.
jubus
29 maja 2017 o 07:51Tu nie chodzi o USA, ale o względną suwerenność Filipin. Z mojej wypowiedzi wynika jasno, że Duterte nie chce nikomu robić dobrze, poza własnym krajem.