Zburzenie w listopadzie 1961 roku kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny, powszechnie nazywanego Farą Witoldową, było dla Grodna największej stratą w historii architektury. Pięćdziesiąt pięć lat temu ręka człowieka zdecydowała się na zniszczenie Świątyni, łączącej w sobie zarówno wspaniałą historię, jak i moc duchową tego miasta.
Często wyobrażam sobie ten Kościół jako żywą istotę i wtedy rozmyślam, co on mógł odczuwać w ostatnich godzinach swojego materialnego istnienia na tym świecie. Czy wybaczył ludziom to, co planowali z nim uczynić? Stał już ciemny i samotny, urzędowo pozbawiony wiernych i ich modlitw… wsłuchiwał się w dźwięki zimnego jesiennego deszczu, rozmyślając o ciernistych szlakach ludzkości. Zawsze był dla grodnian nadzieją.
Zbudowany z drewna przez wielkiego księcia litewskiego Witolda po chrzcie Litwy – ten kościół stał się symbolem ostatecznego zwycięstwa wiary chrześcijańskiej nad pogaństwem. Katolicka świą- tynia jednak nie przyćmiła znaczenia prawosławnej Kołoży, nie górowała nad nią, lecz tworzyła z nią symbiozę, podkreślając tym samym znaczenie Grodna jako waż- nego miasta na pograniczu kultur i wyznań. W Farze Witoldowej modlili się grodnianie, wyruszający na obronę granic swojego państwa przeciwko najeźdźcom ze wszystkich stron świata. Przed wejściem do Fary leżał krzyżem przyszły święty i patron Litwy – Kazimierz Jagiellończyk.
Stefan Batory, król Rzeczypospolitej, czyniąc w Grodnie swą rezydencję na Litwie, podniósł jego rangę, gdy tu przebywał, do drugiej stolicy w państwie. W 1584 roku położył podwaliny pod nowy kościół, który miał powstać obok drewnianej Fary. Jak wynika z korespondencji króla z prowincjałem jezuitów Campaną, król chciał przekazać ten kościół dla Towarzystwa Jezusowego i w nim przygotować sobie grobowiec, «bo mu to miejsce (Grodno) i do czasowego mieszkania, i do wiecznego spoczynku najmilsze».
Śmierć zaskoczyła króla w Grodnie w grudniu 1586 roku, jego ciało złożono w krypcie, zbudowanej już z cegły Fary Witoldowej. Dopiero po półtorarocznym niemal spoczywaniu zwłok Batorego w Grodnie, odbył się w stolicy właściwy ich pogrzeb na Wawelu, wyznaczony podczas sejmu koronacyjnego Zygmunta III na maj 1588 r. Jeśli się przypatrzyć miedziorytowi Tomasza Makowskiego z roku 1600, na którym znany grafik uwiecznił nasze miasto – od razu możemy przekonać się, że pięćdziesięciometrowej wysokości kościół Najświętszej Maryi Panny był najważniejszym obiektem w krajobrazie XVII-wiecznego Grodna.
Był najwspanialszą świątynią królewskiego miasta nad Niemnem, które przeżywało czas swojej świetności. Parafia miała status prepozytury, służyło tu aż sześć duchownych, a w kościele miały swoje ołtarze cechy rzemieślników grodzieńskich. Wojny XVII i XVIII stuleci, niestety, nie oszczędziły kościoła. Kilka razy go rabowano i podpalano… a w 1807 roku oświecono jako sobór prawosławny. Ale i w kształtach świątyni prawosławnej Fara Witoldowa dominowała nad miastem, dopełniając barokową sylwetkę kościoła św. Franciszka Ksawerego.
W roku 1919 kościół zwrócono katolikom. Zrobiono kilka prób jego konserwacji, nie bardzo udanych. Stało się tak z powodu braku głębszej wiedzy o historii świątyni. Architekci z lat 30. XX w. byli zdania, że Fara Witoldowa powstała jako murowana jeszcze w XIV wieku. Informacja o tym, że kościół takim się stał w czasach Stefana Batorego, została odnaleziona przez księdza Jerzego Paszędę dopiero w latach 80. XX stulecia. Fara Witoldowa do września 1939 roku pozostawała kościołem garnizonowym Wojska Polskiego. Tu modlili się żołnierze pułków grodzieńskich przed wyruszeniem na front zachodni Kampanii Wrześniowej 1939 r.
Podczas II wojny światowej Fara Witoldowa prawie nie ucierpiała, tylko częściowo osypała się dachówka. W latach powojennych kościół służył magazynem dla różnych instytucji i nawet planowano zrobić z budynku kino albo salę sportową, ale niestety i to się nie powiodło – 8 marca 1961 roku władze podjęły ostateczną decyzję o wyburzeniu niby to «awaryjnego budynku» świątyni. Władza sowiecka zdawała sobie sprawę z tego, że kroi zbrodnię na miarę stulecia.
Ale w jaki sposób grodnianie mogli przeszkodzić barbarzyńskim planom władz? Grodnianin Czesław Roj, świadek zniszczenia świątyni, wspominał, że oficer wojskowy rozkazał swoim żołnierzom strzelać do ludzi w razie jakichkolwiek prób przeszkadzania w przeprowadzeniu operacji wysadzenia kościoła w powietrze. I wcale nie były to puste słowa, bo przecież pół roku później w czerwcu 1962 roku rozstrzelano demonstrację robotników w Nowoczerkasku, którzy protestowali przeciwko brakom żywności w sklepach, w tym nawet chleba. W Grodnie krążyły pogłoski, że władzom podrzucano anonimowe listy z pogróżkami wysadzenia mostu przez Niemen na wypadek wyburzenia Fary Witoldowej.
Czy tak było naprawdę – nie wiemy, ale akurat wtedy na Starym Moście pojawiła się nocna uzbrojona ochrona, która została zdjęta dopiero po kilku latach. «Piekielną maszynkę», która spowodowała wybuch, przekręcił «prorab» (kierownik prac) o nazwisku Pin z zakładu «Lenwzrywprom» z Leningradu. Obliczaniem miejsc do zakładania materiałów wybuchowych zajmował się major batalionu saperów Zubkow… Rankiem 29 listopada 1961 roku Fara Witoldowa już nie górowała nad Grodnem.
Ludzie stali wokół gruzowiska i płakali – nie mogli uwierzyć, że wspaniałej świątyni już nie ma… Jak można w to uwierzyć? Z przerażeniem patrzyli na górę gruzów, które szybko zaczęto wywozić za miasto. Ktoś mówił, że usypano nimi drogę około wsi Kulbaki, ktoś że zrobiono ze starego kościoła tak zwaną «generalską drogę» pomiędzy Hożą a Zarycą. Ale najprawdopodobniej wysypano gruzy w błoto przy ulicy Suworowa, gdzie po paru latach wybudowano nowe domy. Od dnia zniszczenia zaczęło się nowe życie świątyni w pamięci i sercach ludzkich.
Grodnianie cały czas pamiętają o Farze Witolda. W czasach sowieckich cicho modlono się na tym miejscu, w latach 90. postawiono nawet kilka krzyży przez różne środowiska, które po paru dniach były spiłowywane przez «nieznanych osobników». Latem 2014 roku władze miasta wzięły inicjatywę w swoje ręce, żeby nie budzić w ludziach tylu emocji co do odbudowy Fary Witolda. Z ich inicjatywy postawiono pomnik, upamiętniający Farę, zarówno jako świątynię katolicką, tak i prawosławną.
Ale nawet nieistniejący fizycznie kościół, pozostaje dumą i symbolem naszego miasta. O nim opowiada się turystom podczas wycieczek, są pamiątki z Farą Witoldową, które jadą z ich nabywcami w różne strony świata, wizerunek Fary utrwalają w swoich dziełach grodzieńscy i zagraniczni malarze. Wykonano cyfrową makietę kościoła w 3D. Bodaj wszyscy jesteśmy przekonani, że tylko wtedy można będzie mówić o prawdziwym odrodzeniu miasta, gdy znowu wzniesie się nad Grodnem sylwetka tej wspaniałej świątyni, zbudowanej ku chwale Bożej i pamięci o wszystkich dobrych ludziach, którzy mieszkali w grodzie nad Niemnem.
Tak kiedyś się stanie… ja w to nawet nie wątpię!
Jan Plebanowicz
Kresy24.pl za Magazyn Polski
5 komentarzy
Kropiwnicka Bernadeta
1 grudnia 2016 o 19:41W klasztorze w Stoczku Warmińskim jest przechowywany Krzyż z Fary Witoldowej, ocalony przez rodzinę z Grodna. Czeka na odbudowę Fary. Czy się doczeka?…
Jozef
2 grudnia 2016 o 08:01Sp. moi rodzice mowili mi, ze w ten sposob sowieci chcieli upokorzyc Polakow, ktorzy zostali w Grodnie po wojnie (wiekszosc z ktorych czekala na powrot Polski na te ziemie). W ten sposob czerwoni dali do zrozumienia, ze przyszedl ich czas. Obecnie mamy czasy innego „pana”, ktoremu na odrodzeniu Fary w ogole nie zalezy. I trudno mu sie dziwic, co polskie, to dla niego obce.
miki
2 grudnia 2016 o 15:49Czyż nie czas zainicjować odbudowę? Tak mi się coś zdaje ,że to Polska powinna wyjść z tą inicjatywą. Jakby się tak spręzyć to w 60-tą rocznicę zburzenia stałaby nowa, znamionująca powrót polskości na te tereny w dodatku z przytupem 🙂
Pafnucy
3 grudnia 2016 o 19:24Odbudowanie Fary Witoldowej będzie tryumfem idei Wielkiego Księstwa Litewskiego nad Białorusią bolszewików i Łukaszenki.
abc
2 grudnia 2016 o 19:32i ja w to wierzę, jeszcze Polska nie zginęła!