Kluczowym wydarzeniem 1939 roku stało się niewątpliwie podpisanie paktu Ribbentrop – Mołotow, przesądzające o rozwoju wszystkich następnych wydarzeń, pogrążających świat w drugiej wojnie światowej. Układ sił w 1939 roku był dla Związku Sowieckiego bardziej pomyślnym, niż dwa lata później, kiedy został najechany przez Niemcy.
Stalin spodziewał się, że rękoma Niemiec uda się nadszarpnąć potęgę Zachodu. „Hitler, sam tego nie rozumiejąc i nie chcąc, podkopuje system kapitalistyczny…” – mówił. Co zaś do Polski, to „… zniszczenie tego państwa w obecnych warunkach oznaczałoby o jedno burżuazyjne państwo faszystowskie mniej! Cóż w tym byłoby złego, gdybyśmy w rezultacie klęski Polski poszerzyliśmy system socjalistyczny o nowe terytoria i ludność”.
Związek Sowiecki dążył też do nowych zdobyczy terytorialnych, odbudowy dawnego Imperium Rosyjskiego oraz zwiększenia swych wpływów w Europie. Nieprzypadkowo Stalin po podpisaniu paktu wznosił toast za zdrowie Führera, mówiąc o nim jako człowieku, którego on zawsze niezmiernie szanował. Przymierze było obopólnie korzystne, ponieważ wyzwalało Niemcy z konieczności prowadzenia wojny na dwóch frontach, umożliwiło oszałamiającą nazistowską ekspansję w Europie w latach 1939–1941 i ułatwiało przygotowania do inwazji na ZSRR.
Kierownictwu sowieckiemu trzeba było usprawiedliwić swoją agresję. Chodziło głównie o jej umotywowanie, tym bardziej, że ZSRR oficjalnie nie wypowiadał wojny Polsce. W efekcie wymyślono „stosowny” pretekst, oświadczając, że wojska sowieckie wstąpiły do Polski rzekomo w celu zapewnienia interesów ZSRR oraz obrony narodów ukraińskiego i białoruskiego w warunkach „rozpadu” państwa polskiego. Propagandowy charakter tego chwytu był oczywisty, jako że przedtem „cierpienia” białoruskich i ukraińskich „braci” bolszewików nigdy nie interesowały.
Sowiecka propaganda i oficjalna doktryna historyczna przedstawiały ówczesne wydarzenia w tak zniekształconej wersji, że przeciętny obywatel sowiecki nie miał szans poznania rzeczywistego toku wydarzeń, ich przyczyn i motywacji działań zwalczających się stron. W propagandowe wsparcie nagle zmienionego kursu sowieckiej polityki zagranicznej wprzęgnięto także kino, literaturę piękną, sztuki plastyczne i teatr.
Za ich pomocą kształtowano u ludzi sowieckich obraz „wrogiego otoczenia kapitalistycznego”. W szczególności powielano negatywny wizerunek „pańskiej”, „faszystowskiej” Polski. W ciągu roku, poprzedzającego najazd Armii Czerwonej, w Związku Sowieckim zaczęto wyświetlać filmy, w których Polaków i Polskę przedstawiano jako ucieleśnienie niesprawiedliwości, przemocy, zagrożenia i wiarołomstwa.
Nawet temat bitwy pod Grunwaldem sowieccy filmowcy próbowali wykorzystać na niekorzyść Polaków, zamierzając ukazać rozgrom krzyżaków jako klęskę zadaną przez „wojska rosyjskie w sojuszu z Litwą”. W sumie, w latach 1939–1941 środkami sztuki kształtowano kpiarski portret wrogiej, chełpliwej i ubogiej Polski, oraz Polaka, z rzekomo właściwymi mu pychą, hipokryzją, chciwością, zachłannością, narodową wyniosłością i nieprzyjaznym stosunkiem do innych narodów.
Przy tym «złe intencje» i «wrogość» Polski w stosunku do swych wschodnich sąsiadów nabrały jakichś cech rodzajowych, a jednoplemienną bliskość wschodnich Słowian przeciwstawiano «pańskiej» Polsce, jak gdyby usprawiedliwiając najazd sowiecki 1939 roku i sugerując, że spotkała ją zasłużona kara. Na tym tle przyjście Armii Czerwonej upodobniało się do wyzwolenia otwierającego gnębionym i poniewieranym ludziom nowe horyzonty życiowe.
Na Kremlu jednak nazywano rzeczy po imieniu: „My z Niemcami podzieliliśmy Polskę…” powiedział Stalin 1 października 1939 r. w rozmowie z ministrem spraw zagranicznych Turcji S. Saradżogłu.
Prowokacja
Drugi polski powszechny spis ludności z 1931 roku wykazał, że w czterech województwach Polski północno-wschodniej: wileńskim, nowogródzkim, białostockim i poleskim, ludność posługująca się językiem białoruskim, łącznie z „tutejszymi”, zamieszkałymi głównie w województwie poleskim, stanowiła 47,7%, a uznająca za język ojczysty polski – 39,8% ogółu ludności, wynoszącej wówczas na tamtych obszarach 3 mln 208 tys.
Bardzo duży odsetek ludności niepolskiej czynił tamte tereny podatnymi na antypolską propagandę sowiecką i ułatwiał przeprowadzenie akcji wywrotowych. Skutecznym środkiem do tego celu było rozgrywanie i jątrzenie przeciw państwu polskiemu aspiracji mniejszości narodowych, w tym też białoruskiej, podzielonej między Polskę i ZSRR. Władze sowieckie podsycały więc nastroje antypaństwowe zmierzające do pogłębiania sprzeczności narodowościowych na Kresach Wschodnich.
Celem ostatecznym tego procesu miało być oderwanie wschodnich obszarów Rzeczypospolitej i włączenie ich do ZSRR. Na czele tego ruchu stanęli miejscowi komuniści.
W pierwszej połowie lat 20. Sowieci rozwinęli przeciwko Polsce aktywną działalność dywersyjną, wspierając miejscowych „powstańców” i przerzucając na jej terytorium zbrojne grupy terrorystyczne. Po przekroczeniu granicy bojówki te uzupełniano miejscowymi ochotnikami. Terroryści niewielkimi oddziałami atakowali posterunki policyjne, urzędy gminne, patrole wojskowe. Atakowano i zajmowano nawet całe miasta.
Dobrze uzbrojona grupa dywersantów 3–4 sierpnia 1924 roku opanowała przygraniczne Stołpce. Doszło do krwawej bitwy i licznych ofiar. Szczególną aktywnością wyróżniały się bandy dowodzone przez Кiryłę Orłowskiego i Stanisława Waupszasowa. Orłowski pisał w autobiografii o swej „walecznej pracy”, jak w latach 1920–1925, wykonując zadanie sowieckiej służby wywiadowczej, pracował na tyłach „białopolaków” na „Zachodniej Białorusi” jako organizator i dowódca czerwonych band i dywersyjnych grup.
W ciągu pięciu lat przeprowadził kilkadziesiąt „operacji bojowych” polegających na zatrzymaniu pociągów pasażerskich i wysadzeniu mostu. „Tylko w ciągu jednego 1924 roku – chwalił się terrorysta – z mojej inicjatywy i osobiście przeze mnie zgładzono ponad 100 żandarmów i obszarników”.
Działalność dywersantów znacznie się zaktywizowała po utworzeniu w 1923 roku w Wilnie Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, która od roku następnego faktycznie stanęła na czele tej działalności. Na swej konferencji 30 listopada 1924 roku KPZB obrała kierunek przygotowania zbrojnego powstania i dalszego rozwijania ruchu partyzanckiego. Zetknąwszy się jednak ze zdecydowanym przeciwdziałaniem władz, komuniści musieli zrezygnować ze swych planów i wezwać zbrojne grupy do zaprzestania działalności, co też się stało jesienią 1925 roku.
Operujący wewnątrz kraju komuniści byli permanentnym czynnikiem destabilizującym, choć do masowych ta partia z pewnością nie należała, bo w roku 1932 jej liczebność ledwo przekraczała 3600 osób. Podstawowym zadaniem tej „awangardy klasy robotniczej” było prowadzenie w Polsce działalności wywrotowej i przygotowania do wsparcia Sowietów w wypadku konfliktu lub wojny z nimi.
Jako jeden z celów swej działalności, obok dość abstrakcyjnie sformułowanego zadania „walki o interesy klasy robotniczej”, KPZB podnosiła kwestię zjednoczenia „Zachodniej Białorusi” z BSRR, czyli naruszenia integralności terytorialnej państwa polskiego. Jednocześnie pełniła rolę szerzyciela idei Kominternu, głównym celem działalności którego było tworzenie sprzyjających warunków do przejęcia władzy przez komunistów. Komuniści w Polsce opierali się na polityczną i finansową pomoc ze strony ZSRR.
Rezygnując z aktywnych działań dywersyjnych, komuniści skupili się na szerzeniu swych wpływów w białoruskich organizacjach masowych. Najbardziej liczącą się wśród nich była Białoruska Włościańsko-Robotnicza Hromada, utworzona w czerwcu 1925 roku przez sejmową lewicę należącą do Białoruskiego Klubu Poselskiego. Stronnictwo to obracało zrozumiałe hasła narodowe Białorusinów w narzędzie sowieckiej penetracji Polski.
Organizacja ta wkrótce rozrosła się do znacznych rozmiarów, licząc w 1927 roku 150 tysięcy członków. Istotną rolę w powstaniu Hromady jako masowej legalnej organizacji o orientacji prosowieckiej odegrała uprzednio przeprowadzona praca propagandowa komunistów, którzy wpływali na jej utworzenie i działalność. Komuniści wstępowali do Hromady i wchodzili w skład jej centralnych i lokalnych organów, faktycznie kierując tą organizacją.
W programie Hromady znalazł się zapis, że „wszystkie białoruskie ziemie powinny być połączone i zjednoczone w jednej niepodległej republice pod władzą chłopów i robotników”, co wówczas było traktowane przez aktyw tej organizacji i postrzegane przez białoruską ludność jako postulat przyłączenia północno-wschodniej części państwa polskiego do ZSRR. Pod wpływem Hromady odbywała się szybka radykalizacja nastrojów ludności białoruskiej Kresów Północno-Wschodnich, która coraz bardziej wrogo ustosunkowywała się do państwa polskiego. Dlatego w marcu 1927 roku Hromada została zdelegalizowana.
Atak
15 września 1939 roku dowództwo Frontu Białoruskiego wydało rozkaz sugerujący, że narody białoruski, ukraiński i polski „spływają krwią” w wojnie z Niemcami, rozpoczętej przez rządzącą „obszarniczo-kapitalistyczną klikę Polski”. Dlatego białoruscy, ukraińscy i polscy robotnicy i chłopi powstali do walki ze swymi odwiecznymi wrogami – obszarnikami i kapitalistami. Armie Frontu Białoruskiego 17 września 1939 roku ruszają więc do natarcia, „by pomóc ludziom pracy i wyzwolić ich z jarzma niewoli”.
W kolejnym, wydanym następnego dnia rozkazie, twierdzono, że polscy obszarnicy i kapitaliści zniewolili ludzi pracy „Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy”, szerząc ucisk, wyzysk i rzucając „naszych białoruskich i ukraińskich braci” w otchłań wojny imperialistycznej. W związku z tym jednostkom Frontu Białoruskiego wydano rozkaz wyruszenia z pomocą ludziom pracy „Zachodniej Białorusi” i „Zachodniej Ukrainy”, rozgromienia „pańsko-burżuazyjnego” wojska polskiego i wyzwolenia robotników i chłopów na tych obszarach.
W efekcie współpracy bojowej sprzymierzonych armii – hitlerowskiej i sowieckiej, 22 września w Brześciu nad Bugiem generał Heinz Guderian i dowódca brygady Siemion Kriwoszein omawiali szczegóły defilady na cześć niemieckich wojsk opuszczających miasto oraz przyjaźni sowiecko-niemieckiej. „Przyjaźń naszych narodów, drogi generale – powiedział wówczas Kriwoszein – nie ulega żadnej wątpliwości”.
Niemieckie i sowieckie oddziały wojskowe pod dźwięki orkiestry przemaszerowali ulicą Unii Lubelskiej, udekorowanej flagami nazistowskimi i sowieckimi. Mieszkaniec Brześcia, naoczny świadek tamtych wydarzeń, wspominał: „Najpierw szli Niemcy. Czerwonoarmiści podążali śladem za Niemcami. Byli zupełnie do nich niepodobni: szli ciszej i nie wybijali kroku kutymi butami, bo obuci byli w brezentowe buty.
Pasy u nich też były z brezentu, a nie skórzane, jak u Niemców. Konie, ciągnące sowieckie działa, były niskiego wzrostu i niepozorne, uprząż miały byle jaką. Za nimi poruszały się czołgi. Czołgów było tylko trzy. Przy alei Tadeusza Kościuszki jeden z czołgów nagle zahamował, uderzył w krawężnik i przewrócił się na bok. Z wielkim trudem, za pomocą wyciągów i wozów straży pożarnej, czołg postawiono na jezdnię i defiladę kontynuowano.”
Postawy społeczeństwa kresowego względem agresji sowieckiej były zróżnicowane: od przyjaznego powitania Armii Czerwonej i akcji wymierzonych przeciw państwu polskiemu, do biernego sprzeciwu i wspierania walki zbrojnej z okupantem. Dlatego sowieckiemu kierownictwu partyjnemu zależało na spektakularnym efekcie sprawiającym wrażenie „uroczystych ceremonii powitalnych”.
Miały ukazywać najeźdźcę jako wyzwoliciela. Wbrew pozorom nie były spontaniczne i nie objęły całego obszaru Kresów Północno-Wschodnich. Jako organizatorzy tych „uroczystości” najczęściej występowali członkowie KPZB, bo Armię Czerwoną witano z reguły tam, gdzie komuniści działali najaktywniej. W powitaniach tych udział brało przeważnie najbiedniejsze białoruskie chłopstwo.
Z pewnością część Białorusinów nie żywiła sympatii do Sowietów, a jej udział w manifestacjach spowodowany był względami koniunkturalnymi lub obawami przed ewentualnymi represjami. Ogólnie jednak kojarzono nową władzę z możliwością podniesienia rangi swej pozycji społecznej i majątkowej. Robotnicy również wiązali swoje nadzieje z nową władzą, zwłaszcza jeżeli chodzi o likwidację bezrobocia.
Przychylnie wobec władz sowieckich nastawiona była też zrazu większość działaczy białoruskiego ruchu narodowego, w tym też nie będących zwolennikami ustroju komunistycznego. Ich zdaniem wkroczenie Sowietów umożliwiło zjednoczenie ziem białoruskich, co przez całe dwudziestolecie międzywojenne było ich postulatem i marzeniem. Inteligencja spodziewała się, że język ojczysty zostanie urównouprawniony, że młodzież białoruska będzie mogła się uczyć w białoruskich szkołach i studiować na białoruskich uczelniach.
Ustanowienie władzy sowieckiej odebrano zatem jako zapowiedź przyszłego lepszego życia.
Wymowne świadectwo tego znajdujemy we wspomnieniach pochodzącego z Kresów białoruskiego pisarza Alaksieja Karpiuka: „Liczni moi ziomkowie byli zuchwale ustosunkowani do rządu – pisał, bo wiedzieli: na wschodzie są potężni protektorzy. Tu Piłsudski, ale my mamy Ojczyznę. W wyobrażeniu naszych ludzi była ona rajem na ziemi, krainą mlekiem i miodem płynącą, gdzie przyodziani jedwabiem ludzie mieszkają w pałacach. Wiara w to była świętą do naiwności, upartą śmiertelnie, czasem graniczyła z sekciarstwem.
Białoruskie wsie ówczesnej Polski duszą były na Wschodzie. Ostatnio stamtąd docierały dzikie pogłoski o niesprawiedliwości, która panuje w ZSRR, o głodzie, więzieniach, łagrach, ale nikt nie wierzył. Uważano, że «Pany», zarazy, fabrykują bajki. Wśród naszych ludzi panowała niezłomna, niezachwiana wiara w ZSRR: żyją tam nie znając biedy. Oto Stalin przypomni sobie o nas, pokrzywdzonych w Polsce Białorusinach, przyłączy Zachodnią Białoruś do Wschodniej, wtedy my też będziemy żyć szczęśliwie.
Święte, ale naiwne oddawanie czci mitom nadawało ludziom mocy w znoszeniu ucisku narodowościowego sanacyjnej władzy, ożywiało nadzieję oraz dodawało sił w walce o swe prawa”.
Zajęcie przez Związek Sowiecki wschodniej części Rzeczypospolitej w 1939 roku doprowadziło do eskalacji licznych od dawna dojrzewających konfliktów. W tej nowej sytuacji marginalizowane przedtem grupy otrzymały nagle możliwość zrealizowania swych celów, szansę awansu społecznego, redystrybucji dóbr i zagłady starych elit. Z kolei uprzywilejowane wcześniej warstwy ludności stały się ofiarami obcej przemocy.
Jeszcze 8 września w Białoruskim Okręgu Wojskowym utworzono pięć specjalnych operacyjnych grup NKWD. Grupy te miały przejąć na zajmowanych terenach wszystkie środki łączności (telegraf, telefon, radio, pocztę), pomieszczenia państwowych i prywatnych banków, skarbce, archiwa, zwłaszcza służb specjalnych, drukarnie i redakcje gazet, a także więzienia, uwalniając „więźniów politycznych”.
Jednocześnie aresztowano „elementy kontrrewolucyjne”. Przystąpiono do tego już w pierwszych dniach okupacji. Dowódca takiej grupy w Wołkowysku butnie raportował, że w Nieświeżu „wziął księcia Radziwiłła i jego otoczenie – około 30 osób”. Ogółem w ciągu trochę ponad miesiąca aresztowano 4315 osób. Wśród „elementów kontrrewolucyjnych” znaleźli się też przedstawiciele białoruskiej inteligencji.
Listy przyszłych ofiar zaczęto układać na długo przed 1939 rokiem, gdyż NKWD miał na Kresach rozgałęzioną sieć agenturalną.
Prawie równocześnie z wkroczeniem Armii Czerwonej zaczęły działać bojówki złożone ze skomunizowanych chłopów i wypuszczonych z więzień kryminalistów, działające przy „komitetach rewolucyjnych”, samozwańczych organach „władzy sowieckiej”, przejmujących kontrolę w terenie. Te zorganizowane grupy, nie kryjące swych prokomunistycznych sympatii, rozstrzeliwały właścicieli ziemskich, osadników, policjantów, urzędników państwowych, żołnierzy Wojska Polskiego, nauczycieli; dokonywały licznych morderstw na ludności polskiej i białoruskiej.
Typową bandą, dopuszczającą się zbrodni na pozbawionych władzy państwowej terenach, była grupa przestępcza dowodzona przez kryminalistę wypuszczonego z więzienia w Berezie Kartuskiej, niejakiego Sawę Droniuka, operująca w rejonie Kobrynia. Bandyci wyłapywali niewielkie grupy albo pojedynczych polskich wojskowych i rozstrzeliwali ich na wiejskich cmentarzach. Ucierpieli również mieszkańcy okolicznych wsi, w tym też Białorusini.
Kobiety mordowano po dokonaniu na nich gwałtów zbiorowych. Według słów samego herszta, on i jego ludzie zamordowali w ciągu paru tygodni 312 „białopolaków”. Zajścia te nie były żywiołowe, lecz zostały zorganizowane przez nasłanych wcześniej dywersantów sowieckich „z tamtej strony”.
Władze sowieckie wcale nie kryły swych zamiarów, zachęcając miejscową ludność do napadów, rabunków i likwidacji „wyzyskiwaczy”. Zastosowano tu taktykę i bodźce użyte swego czasu po przewrocie bolszewickim w Rosji. Chodziło przede wszystkim o stan posiadania, przynależność „klasową”, uderzenie w warstwy zamożniejsze i inteligencję. Grodzianie wspominają, że urzędnicy od razu trafiali na listę „niepewnych”.
„Nas wszystkich podzielono na «panów» i tzw. «klasę robotniczą». A byli przecież jeszcze i tzw. «pańscy sługusy». Ale wszyscy zrozumieli jedno – trzeba było chować prawdę o swojej przeszłości. Gdy ktoś obejmował jakąś posadę, musiał kryć się, odchodzić, aby nie być wykrytym przez NKWD. Wywożono do Kazachstanu kombatantów, nauczycieli, lekarzy, wszystkich urzędników, część kleru. Zabrano praktycznie całą miejscową inteligencję”.
Ofiarami byli w większości Polacy, zaś najwięcej antypolskich rebelii odnotowano w regionach ogarniętych przedtem intensywną agitacją komunistyczną, w niektórych powiatach Grodzieńszczyzny i na Polesiu. „O Stalinie mało kto wiedział. Ale prędko zrozumiano, co można mówić, a czego nie wolno. Rozmawiano pomiędzy sobą cichutko, by nikt nie słyszał” – wspomina jedna z kresowianek.
Nowy porządek
Głównym celem polityki sowieckiej było włączenie podbitych terenów w skład ZSRR. Pomyślny przebieg tej inkorporacji wymagał radykalnych przekształceń społeczno-gospodarczych na Kresach. W zakresie politycznym sowietyzacja oznaczała całkowitą likwidację zarówno polskich instytucji państwowych, jak i polskich organizacji społecznych, unicestwienie elit politycznych i gospodarczych.
Sowietyzacja Kresów była zaplanowana i przygotowana organizacyjnie jeszcze przed atakiem sowieckim na Kresy Wschodnie. Już 19 września dowodzący wojskami Frontu Białoruskiego wydał rozkaz wzywający ludność do zorganizowania organów sowieckiej władzy – zarządów tymczasowych i komitetów włościańskich, skład których w przeważającej większości wyznaczało dowództwo Armii Czerwonej spośród sowieckiej kadry komunistycznej.
Pierwsze miały zorganizować na okupowanym obszarze „nowe życie” i dokonać wstępnych „zmian rewolucyjnych”, drugie zaś dokonać parcelacji ziemi należącej do obszarników, osadników i Kościoła. Te tymczasowe organa były podporządkowane NKWD i ściśle z nim współpracowały. Prowadziły m. in. ewidencję działaczy partii politycznych, księży, przedstawicieli administracji państwowej i funkcjonariuszy policji, żołnierzy Wojska Polskiego. Najaktywniejszych z nich i nastawionych antysowiecko aresztowano.
Trzeba zaznaczyć, że w pierwszych tygodniach po zagarnięciu Kresów Wschodnich Sowieci nie tylko nie powstrzymywały samosądów, ale nawet podjudzały chłopów do „mszczenia się na polskich panach”. Tak oto w zarządzie tymczasowym Baranowicz członkom komitetów włościańskich doradzano „nie ceregielować się specjalnie” z osadnikami, sugerując, że „nawet jeżeli kogoś się wykończy, nikt nie będzie ponosił za to odpowiedzialności”. W powiecie wołkowyskim uzbrojeni ludzie zastrzelili zamożnego chłopa na jego własnym podwórzu. Gdy powiadomiono o tym nowe władze, usłyszano odpowiedź: „No cóż, to jest rewolucja! To gniew ludu!” Morderców nikt nie szukał.
W krótkim czasie sowiecka bezpieka zaczęła organizować na podbitych terytoriach sieć donosicieli. Przystąpiono też do formowania oddziałów miejscowej milicji i likwidacji grup, które zostały uznane za niebezpieczne. Główne uderzenie skierowano przeciwko ludności polskiej, reprezentującej zniszczone przez Sowietów państwo. Stała się ona pierwszą ofiarą sowieckiego panowania.
W porównaniu do innych grup ludności właśnie Polacy najbardziej ucierpieli na skutek komunistycznego terroru, bo zostali potraktowani jako potencjalne źródło oporu i przeciwnicy zaprowadzanych zmian. Zresztą i bez tego kolejnego, uwarunkowanego politycznie nawarstwienia nieufności, demonizujący stereotyp „Polaka-wroga” w oczach Sowietów pozostawał niezmienny.
Aresztowana łączniczka AK Grażyna Lipińska spotkała w więzieniu mińskim Polkę skazaną na 5 lat łagrów za… „dobre wyrażanie się o Polsce”. W więzieniu moskiewskim jej rosyjska współwięźniarka uznała za coś naturalnego, iż będąc Polką została aresztowana. Jak wspominała Lipińska: „Towarzyszki celi nie pytają mnie nigdy o moją sprawę. W ogóle obywatelom sowieckim wystarczy wiedzieć, że aresztowany jest Polakiem. Mają oni wyrobioną opinię: «Siedzi, bo jest Polakiem»”.
Sowietyzacja podbitych ziem wymagała legalizacji dokonywanych zmian. Postanowiono zatem uprawomocnić ustanowienie nowej władzy i ustroju, oraz likwidację polskiej państwowości na tym obszarze. W październiku 1939 roku KC WKP(b) podjęło uchwałę zobowiązującą kierownictwo BSRR do zwołania Białoruskiego Zgromadzenia Ludowego, które miało „zadecydować” o przyłączeniu zdobytych terytoriów do ZSRR.
Zamierzano również zalegalizować zmiany, które faktycznie już zaszły, tzn. likwidację majątków ziemskich i przekazanie ziemi obszarniczej komitetom włościańskim; nacjonalizację wielkiego przemysłu i banków. Prawo wysuwania kandydatów na delegatów tego Zgromadzenia Ludowego przysługiwało tylko prosowieckim zarządom tymczasowym, komitetom włościańskim, zebraniom robotników, Gwardii Robotniczej i inteligencji.
Wszystkie kandydatury miały być obowiązkowo uzgodnione z organami i specjalnie utworzonymi w tym celu grupami NKWD.
Wokół wyborów do Zgromadzenia Ludowego rozpętano kampanię propagandową, której od razu nadano wielki rozmach. Na Kresy skierowano tysiące agitatorów. Ludzi zmuszano do udziału w licznych zebraniach i wiecach wyborczych, prawie codziennie organizowanych w miastach i wsiach, w miejscach publicznych, zakładach pracy i szkołach. Każdej dzielnicy, ulicy, nawet domowi przydzielono agitatora, do obowiązków którego należało przeprowadzenie regularnych rozmów z mieszkańcami, obserwacja ich nastrojów, kontrola obecności na zebraniach.
W podobny sposób wszystko było zorganizowane na wsi. Ogół ludności do ostatniej chwili nie był wcale uświadomiony, że wybór deputowanych będzie równoznaczny z głosowaniem za przyłączeniem do Związku Sowieckiego. Cel wyborów też często nie był ludziom znany, wiele myślało, że są to jakieś „tymczasowe” wybory potrzebne tylko w okresie wojny.
„Najbardziej uderzającym aspektem kampanii wyborczej – pisze Jan Tomasz Gross – była jej intensywność: fakt, że nie można było od niej uciec i że atakowała wszystkie umysły”. Agitacja w postaci afiszów, wieców i filmów propagandowych docierała nawet na zapadłą prowincję.
Częstokroć ludzi zapędzano na wiece pod strażą, a nieobecność na spotkaniach przedwyborczych skutkowała surowymi karami. Jak świadczył mieszkaniec powiatu nowogródzkiego: „W razie nieobecności natychmiast milicja wiejska siadała na konie i przyjeżdżała po nas, wyganiała z domu i pędziła przed sobą nieraz bijąc i znęcając się”.
Wybory odbyły się 22 października 1939 roku w atmosferze terroru. Podczas głosowania Sowieci stosowali najrozmaitsze wybiegi by uzyskać potrzebne sobie wyniki. Do głosowania wydawano biuletynie z już zaznaczonymi nazwiskami kandydatów, tłumaczono również wyborcom, że skreśleń nie będzie się brało pod uwagę. Same kartki wyborcze numerowano, oznaczając je numerem, pod którym nazwisko wyborcy było zapisane na liście uprawnionych do głosowania, a więc władze dobrze wiedziały, jak kto głosował.
Mieszkaniec powiatu Łuniniec oświadczył po prostu: „Przez cały czas pilnowano mnie jak więźnia”. W zaistniałych warunkach prawie nie było możliwości uchylenia się od udziału w głosowaniu. No i frekwencja dopisała. Według danych sowieckich w wyborach wzięło udział 96,71% (2672 tys. osób) uprawnionych do głosowania, z nich ponad 90,67% poparło raptem kandydatów wysuniętych przez Moskwę. Obrady Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Białorusi odbyły się już 28–30 października 1939 roku.
Powołany organ natychmiast uchwalił deklarację o konfiskacie majątków ziemskich, ziemi należącej do Kościoła i gospodarstw osadników bez prawa wykupu, ogłaszając je własnością państwową. De factouczyniono to wcześniej, na decyzje zarządów tymczasowych, od razu po wkroczeniu wojsk okupacyjnych. Wywłaszczenia dokonywano stosując metody dobrze znane z okresu kolektywizacji sowieckiej. Parcelacji majątków ziemskich dokonywały komitety włościańskie. Często wraz z ziemią zabierano rzeczy osobiste osób wywłaszczanych, pozbawiając ich przedmiotów codziennego użytku.
Wyłoniono też 66-osobową delegację, która złożyła w Moskwie wniosek o włączenie Białorusi Zachodniej do ZSRR. Rada Najwyższa „pozytywnie ustosunkowała się” do tej „prośby” i dokonała wcielenia na V Sesji Nadzwyczajnej w dniu 2 listopada 1939 roku. W tymże miesiącu dekret o podobnej treści przyjęła III Sesja Rady Najwyższej Białoruskiej SRR. Oznaczało to również automatyczne i przymusowe nadanie wszystkim mieszkańcom zagarniętych ziem obywatelstwa sowieckiego, co było w świetle prawa międzynarodowego działaniem bezprawnym.
Główny nacisk w pomocy „wyzwolonym” Białorusinom kładziono na przekształcenie życia społecznego na modłę sowiecką, które mieli zorganizować „sprawdzone” kadry ze Wschodu. Na początku grudnia 1939 roku zaczęto masowo zwalniać urzędników polskich. Administracja znalazła się w ręku przybyszy z BSRR i miejscowych komunistów. W tym samym czasie wprowadzono nowy podział administracyjny według sowieckiego wzoru.
Zamiast województw, powiatów i gmin wprowadzano obwody, rejony i rady gminne (sielsowiety). Kresy Północno-Wschodnie podzielono na pięć obwodów, które weszły w skład BSRR: baranowicki, białostocki, brzeski, piński, wilejski.
Równolegle przebiegało tworzenie organów partii komunistycznej, choć miejscowych komunistów było niewiele i nie cieszyli się oni zaufaniem Sowietów. Dla ich wsparcia ze wschodnich regionów BSRR nasłano 4,5 tys. komunistów. Ponieważ sama Sowiecka Białoruś nie była w stanie podołać temu zadaniu, przybyszy uzupełniono kadrą z centralnych obwodów RFSRR. Ogółem, do końca 1940 roku w zachodnich obwodach BSRR znalazło się około 31 tys. partyjnych, sowieckich i komsomolskich oficjeli.
Objęli oni wszystkie kluczowe stanowiska w kierownictwie, krzewiąc bolszewickie metody zarządzania. Jednym z głównych ich zadań było prowadzenie komunistycznej indoktrynacji wśród społeczności kresowej, obserwowanie zachowań ludzi i sondowanie nastrojów społecznych, kształtowanie prosowieckich nastrojów i postaw wśród mieszkańców, nakłanianie ludności do udziału w akcjach polityczno-propagandowych organizowanych przez nowe władze.
Na tle „zjednoczenia bratnich narodów” fakt zachowania dawnej granicy polsko-sowieckiej, której nie można było przekraczać w obu kierunkach bez odpowiednich dokumentów do początku agresji hitlerowskiej 22 czerwca 1941 roku, był wyraźnie sprzeczny z obrazem przedstawianym przez sowiecką propagandę. Okazało się, że zachodnim braciom Białorusinom, którym „podano bratnią dłoń” w wyzwoleniu „spod jarzma burżuazyjno-obszarniczej Polski”, nie ufano, jak zresztą też własnym obywatelom – sowieckim Białorusinom.
Pierwszych odseparowywano, by nie zobaczyli nędznej sowieckiej egzystencji, rozreklamowanej jako prawdziwy raj dla ludzi pracy. Drugich odgradzano od możliwości zapoznania się z „potwornościami” życia w kapitalizmie. Wasil Bykau w swych wspomnieniach przytacza charakterystyczny dla tamtych czasów epizod. Międzywojenna granica polsko-sowiecka pozostawiła dom rodzinny jego matki po polskiej stronie.
Po tzw. zjednoczeniu ziem białoruskich matka postanowiła odwiedzić zamieszkałego tam brata, o którym nie miała żadnych wiadomości. Podjęła ryzyko i znaną tylko jej z lat młodzieńczych ścieżką pomyślnie przeszła tam i z powrotem. „I przyniosła głodnym gościńce – w woreczku trochę mąki i baranią szynkę. Okazało się, że brat pod uciskiem «panów» żyje jednak lepiej, niż siostra kołchoźnica, u której na stole od dawna nie ma chleba”.
Mieszkanka przygranicznego wówczas miasteczka Kołosowo wspominała: „Do samego przyjścia Niemców nam przez granicę nie zezwalano chodzić, a myśmy nie rozumieli, czemu Sowieci nas zajęli, a do siebie puścić nie chcieli”.
Sowiecka gospodarka
Wysoki w porównaniu do Związku Sowieckiego poziom życia zagarniętych terytoriów, które w Polsce międzywojennej uchodzili za najbiedniejsze, wprawiał sowieckich oficjeli i wojskowych w zakłopotanie. Przez jakiś czas stały się im dostępne towary i żywność, których brakowało w ich ojczyźnie. Jak tu nie wspomnieć bohatera powieści Sergiusza Piaseckiego, czerwonoarmistę Michaiła Zubowa, który w zajętym przez Sowietów Wilnie kupował w piekarniach naraz kilka kilogramów chleba, dziwiąc się bardzo, że sprzedawano mu tanio, bez specjalnych „stachanowskich” bonów i kartek żywnościowych.
A nawet nie musiał stać w kolejce. „Okazało się” – konstatował, że tu nie tylko chleba, ale i słoniny, i kiełbasy można kupić ile kto chce”. Co prawda, trwało to krótko, jak zresztą wszędzie, gdzie zaczynali gospodarzyć Sowieci. Już po kilku miesiącach komunistyczna władza nadrobiła zaległości i aprowizacja uległa znacznemu pogorszeniu, pojawiły się kolejki i właściwy systemowi sowieckiemu deficyt towarów, zaś niskie płace spowodowały zubożenie licznych rodzin.
Zmiany w gospodarce zagarniętych obszarów były gruntowne i zakrojone na szeroką skalę. Od października 1939 roku rozpoczęto przejście do tzw. socjalistycznych zasad gospodarowania, co początkowo oznaczało całkowite upaństwowienie przemysłu i banków. Na miejsce dawnych kierowników mianowano przedstawicieli „klasy robotniczej”.
Nagła likwidacja prywatnego sektora w gospodarce, handlu i usługach spowodowała szybkie pogorszenie ekonomicznej sytuacji ludności. System „kapitalistyczny” na zajętych ziemiach został praktycznie zdekonstruowany. Pociągnęło to za sobą pogorszenie się, a nawet całkowity paraliż działania wielu struktur państwowych. Zabrakło zawsze dostępnych przedtem towarów, których zresztą spora część została zagrabiona w czasie zamętu pierwszych tygodni okupacji.
Ceny towarów przemysłowych wzrosły kilkakroć. Żydzi sprzedawali swoje towary żołnierzom sowieckim podbijając ceny dwukrotnie i trzykrotnie w porównaniu do cen przedwojennych, ale i w tym wypadku kosztowały one taniej niż w Związku Sowieckim. Kiedy wyczerpały się zapasy polskich magazynów, w sklepach ustawiły się kolejki. Jak wspominały mieszkanki Grodna, po paru miesiącach okupacji sowieckiej w mieście robiło się coraz szarzej i nędzniej:
„Sklepy oczyszczone do ostatniej kruszyny towaru, stoją puste i zamknięte”. „Wszędzie ustawiały się kolejki, bo prywatne sklepy zlikwidowano, a nowych państwowych było bardzo mało. (…) Wcześniej nie było żadnych problemów. Masa sklepów i masa artykułów żywnościowych i towarów, i oto raptem wszystko znikło”. W Mirze ludność początkowo cieszyła się z przyjścia Sowietów, lecz gdy zaczęły ustawiać się kolejki po chleb wszyscy zrozumieli, że jest źle. „Wyzwolono nas z chleba i soli” – mówili mieszkańcy miasteczka. Kiedy we wrześniu 1939 pytano żołnierzy sowieckich, jak im się żyje w ich ojczyźnie, tamci odpowiadali: «O, u nas wszystko dobrze! U nas tam wszystko jest». Ale u nich tam nic nie było. Oni wszystko brali z żydowskich sklepów. Wybałuszyliśmy oczy i zrozumieliśmy, że u nich nie było nic”.
Pod tym względem Kresy Wschodnie stopniowo upodobniały się do Związku Sowieckiego.
W porównaniu do miasta na wsi przejście do modelu komunistycznego gospodarowania przebiegało powoli. Zmiany sprowadzały się głównie do wywłaszczenia ziem obszarniczych i podziału ich między małorolnych chłopów. Jednak kołchozów i sowchozów uniknąć się nie dało. Pierwsze gospodarstwa zespołowe zorganizowano już jesienią 1939 roku. W przeważającej większości tworzono je na gruncie majątków ziemskich, kościelnych oraz gospodarstw deportowanych osadników i leśników.
Frontalną kolektywizację rozpoczęto w 1940 roku. Posługiwano się przy tym metodami, stosowanymi dziesięć lat wcześniej na Białorusi Sowieckiej. Chłopom z okolic Miru, którzy nie chcieli iść do kołchozów, mówiono: „Podpisz się, że pójdziesz do kołchozu, bo jak nie – rozstrzelam z pistoletu”. Kto miał dużo ziemi nieraz pierwsi szli do kołchozu. „Bali się by ich nie wysłano”. Mówiono im: „Dawaj, bracie, do kołchozu. Nie pójdziesz – na Sybir ciebie”.
Do masowej kolektywizacji jednak wówczas nie doszło z powodu wybuchu wkrótce wojny sowiecko-niemieckiej. W czerwcu 1941 roku było 1115 kołchozów, skupiających prawie 50 tys. gospodarstw, co stanowiło jednak niecałe 7% ogółu gospodarstw tzw. Białorusi Zachodniej.
Z chłopów nowa władza zaczęła wyduszać zboże. Początkowo rolnicy przychylnie zareagowali na wezwanie władz i dobrowolnie przekazali państwu po kilka pudów „nadwyżek”. Ale tego okazało się za mało, i zboże zaczęto zabierać w bezwzględny sposób. Wygarniano wszystko bez reszty, nie pozostawiając nawet nasion. Chłopi zaś jęli zboże chować, jak to czyniono w czasach bolszewickiego przymusu dostarczania kontyngentu żywnościowego. Jesienią 1940 roku wieś obłożono dużymi podatkami, których za Polski nigdy nie było. Wówczas to ludzie zrozumieli, kim są bolszewicy.
Kultura i sowietyzacja
Istotne zmiany zaszły w życiu kulturalnym, przede wszystkim w dziedzinie oświaty. Zadaniem polityki oświatowej kierownictwa BSRR było zastąpienie szkoły polskiej szkołą sowiecką, z jej nową treścią, nowymi metodami wychowania i nauczania. Wspomniany już Alaksiej Karpiuk, porównując polski i sowiecki systemy edukacyjne, stwierdzał: „Ludzie, którzy przyszli ze wschodu, okazali się jak gdyby ograniczeni pod względem intelektualnym.
Chodzi o to, że na Białorusi Zachodniej za Polski szkoła dawała wiedzę podstaw Biblii, arcydzieł literatury światowej, znajomość obcego języka i łaciny na takim poziomie, że maturzyści swobodnie nimi się posługiwali. Wraz z matematyką i fizyką doskonale uczono podstaw muzyki, malowania, różnych przedmiotów humanistycznych. Wszystko to w odpowiedni sposób kształtowało psychikę młodego człowieka, był on wszechstronnie rozwinięty i miał własny światopogląd.
Natomiast w biednych sowieckich szkołach, przykładem, język obcy tylko «przerabiano». Odnośnie do ludzi wykształconych wpajano nie wiedzieć czemu pogardę, wrogą nieżyczliwość, a słowo «inteligent» z dodatkiem «zgniły» uchodziło za obelgę. Innych przedmiotów tam w ogóle nie znano i wykładano wszystko opacznie. Jednym słowem uczniowie takich szkół wychowanie otrzymywali niewystarczające i jakby wypaczone, co od razu rzucało się w oczy w przybyszach”.
Ale komuniści uznali, że istniejący system edukacyjny zupełnie nie odpowiada interesom „mas pracujących Zachodniej Białorusi”, nakazując w dwumiesięcznym terminie przebudowę całego systemu oświaty zgodnie z sowieckim systemem edukacji. Celem Sowietów było wpojenie światopoglądu komunistycznego. Szkoły miały zatem wychowywać przede wszystkim obywateli ZSRR.
Najbardziej upolityczniono wykładanie historii, a propaganda antyreligijna wykraczała daleko poza ramy szkolne i ingerowała w życie prywatne uczniów, rujnując wielowiekowe tradycje rodzinne. W styczniu 1940 roku reorganizacja szkolnictwa dobiegła końca. Pierwszym etapem tego procesu było usunięcie ze szkół nauczania religii, historii i geografii Polski. Na tle tego pogromu oświaty polskiej jakże mądre i, niestety, prorocze okazały się słowa księdza z Brześcia:
„Żyjemy na własnej ziemi, która od wieków była i będzie naszą. Natychmiast zwołujcie zebrania w szkołach i kategorycznie żądajcie nauczania religii katolickiej. Natychmiast organizujcie komitet parafialny, jednocząc się wszyscy co do jednego, tylko w ten sposób potrafimy przeciwstawić się nowemu nieszczęściu, które spadło na naszą ziemię. Zapamiętajcie moje słowa – jednoczcie się, inaczej połkną was cudze moce i przyszłe pokolenia zapomną religii i swej historycznej przeszłości”.
Do wszystkich szkół przydzielono specjalnych instruktorów od spraw politycznych, mających prawo podejmowania decyzji w każdej kwestii dotyczącej ich funkcjonowania. Tymczasem bardzo szybko postępował proces przekształcania polskich szkół w białoruskie i rosyjskie. Do września 1940 roku na obszarze Kresów Północno-Wschodnich było tylko 17,5% polskich szkół. Wbrew pozorom jednak zmiany te nie rokowały dobrze również szkolnictwu białoruskiemu.
Kierownik powiatowego działu edukacji w Świsłoczy na Grodzieńszczyźnie na zebraniu rodzicielskim w polskiej szkole 27 sierpnia 1940 roku oświadczył: „Polskie szkoły nie mają perspektyw, bo w Związku Radzieckim nie ma uczelni w języku polskim. Prócz tego, język polski – to zły język, ponieważ nie posiada swoich klasyków, zatem póki nie jest za późno składajcie podania do rosyjskiej szkoły”.
W okresie pierwszej okupacji sowieckiej proces rusyfikacji szkół dopiero zapoczątkowano, ale już wówczas zaczęto organizować szkoły z rosyjskim językiem wykładowym w miejscowościach gdzie ludności rosyjskiej nie było. Od 1940/1941 roku szkolnego nowa władza poniechała przypochlebiania się w kwestii narodowościowej, biorąc kurs na rusyfikację edukacji. W szkołach polskich obowiązkową naukę języka białoruskiego zastąpiono rosyjskim, a w szkołach rosyjskich z nauczania białoruskiego zrezygnowano w ogóle.
Zamiana szkolnictwa polskiego na sowieckie zakładała odpowiedni dobór kadry pedagogicznej. Początkowo jej główny potencjał stanowiły lojalna wobec władzy sowieckiej miejscowa inteligencja oraz nauczyciele przybywające z ZSRR. Ze względu na niewystarczającą liczbę pedagogów Sowieci nie mogli ignorować polskich nauczycieli. W powiecie nowogródzkim, na przykład, nauczyciele pracujące do okupacji stanowili prawie 30% ogółu pracowników pedagogicznych.
Jednak w miarę upływu czasu polskich nauczycieli, jako „naznaczonych piętnem burżuazyjno-obszarniczej ideologii”, stopniowo zwalniano, zastępując przybyszami ze Wschodu, nie znającymi często ani polskiego, ani białoruskiego.
O ile inteligencja białoruska i żydowska w masie swej pozytywnie przyjęły wprowadzenie nowego ustroju i zmiany w zakresie edukacji, o tyle ze strony inteligencji polskiej, zwłaszcza nauczycieli i wykładowców, władza sowiecka zetknęła się z mocnym sprzeciwem. Liczni pedagodzy odmawiali współpracy z nową władzą i opuszczali szkoły, wspierani przez polskich uczniów nie kryjących swego negatywnego stosunku do Sowietów. Wiele z nich wciągnięto na listy „elementów klasowo niepewnych” i wywieziono na Wschód podczas drugiej fali deportacji w kwietniu 1940 roku.
W kulturze wszystko podporządkowano niszczeniu polskości, umacnianiu politycznych odniesień do władzy sowieckiej i jej polityki. W kinach grano niemal wyłącznie filmy sowieckie, zamykano polskie biblioteki, zalano kraj prasą sowiecką i broszurami propagandowymi, zmieniano nazwy ulic, stawiano pomniki Lenina.
Okupacja wschodnich ziem II Rzeczypospolitej stwarzała nowe pole do działania dla sowieckiego resortu cenzury. Od razu po ich przyłączeniu do ZSRR wyszukiwania i niszczenia „niepożądanych” wydawnictw, pochodzących przeważnie z bibliotek kresowych, dokonywali funkcjonariusze armii czerwonej, współpracownicy aparatu partyjnego i sowieckich władz lokalnych. Krzewienie nowej ideologii wymagało bowiem depolonizacji podbitych obszarów.
Dlatego w krótkim czasie wszystkie biblioteki poddano systematycznej i szczegółowej rewizji w celu „wykrycia” i zniszczenia „szkodliwych” książek. W jednym z raportów z listopada 1939 roku sekretarz KC KP(b)B Pantielejmon Ponomarienko poruszył kwestie kresowych bibliotek, oświadczając, że polskie powieści patriotyczne są makulaturą, którą trzeba przeznaczyć na przemiał, a na nowym papierze wydrukować autorów sowieckich.
W efekcie tych wytycznych z bibliotek wycofano „wrogie” wydawnictwa. Konfiskowano nie tylko książki autorów polskich, ale również autorów obcych w tłumaczeniu na język polski, w tym też klasyków rosyjskich. „Szkodliwą” literaturę zwożono do specjalnych magazynów lub niszczono.
Sowieci zdawali sobie sprawę, że religia jest poważną przeszkodą sowietyzacji zajętych obszarów i ich unifikacji z resztą Związku Sowieckiego. Dla mieszkańców Polski, w dużej części mocno przywiązanych do wiary, była ona źródłem uświęconych wartości i zasad etycznych, odmiennych od komunistycznych. Stosunek nowej władzy do religii i zaczynające się represje wobec najbardziej czynnych księży i kapłanów wszystkich wyznań bulwersowały społeczeństwo kresowe, w którym religia tradycyjnie odgrywała bardzo ważną rolę.
Dlatego skutek wywierania presji na Kościół był zupełnie inny, niż oczekiwali komuniści. Ludność polska częściej niż kiedykolwiek gromadziła się w świątyniach. Była to jedna z form protestu i niepodporządkowania się władzy. Więc musiano się liczyć z nastrojami ludności, zdając sobie sprawę, że zbyt ostre uprawianie propagandy ateistycznej może zrazić ludzi do nowych władz.
Ze względu na tę specyfikę komuniści mogli wykorzystać tylko część swoich doświadczeń walki z religią w Związku Sowieckim. Nie odważyli się wobec tego na powszechne zamykanie świątyń, zamierzając osiągnąć to pośrednio, uderzając w materialne podstawy Kościoła.
Pod moskiewskim butem
Z pierwszych dni okupacji Sowieci przystąpili do walki z tymi, kto ich zdaniem stanowił potencjalne zagrożenie dla władzy sowieckiej. Poza licznymi indywidualnymi aresztowaniami dokonywano deportacji całych grup ludności.
Na pierwszy ogień poszli osadnicy i leśnicy, których uznano za ostoję i bazę polityczną polskiej „burżuazyjno-obszarniczej” władzy, zdeklarowanych i niebezpiecznych wrogów władzy sowieckiej. Stali się oni ofiarami pierwszej deportacji przeprowadzonej głównie 10 lutego 1940 roku. Tego dnia z BSRR zesłano ponad 50 tys. osób.
Przygotowania do tej akcji rozpoczęto zawczasu, zgodnie z tajnym postanowieniem Politbiura KC WKP(b) z dn. 4 grudnia 1939 roku. Wysiedlenie osadników, zarówno wojskowych jak i cywilnych, oraz służby leśnej, wraz z rodzinami, miało wyraźnie polityczny charakter. Postanowiono usunąć grupę ocenianą jako patriotyczna i przywiązaną do państwa polskiego. W całkowitej zgodności z komunistyczną teorią klasową zakładano, że ze względu na swój stan majątkowy i wierność państwu polskiemu są oni wrogami władzy sowieckiej.
Brano także pod uwagę aspekt psychologiczno-propagandowy, czyli możliwość zaspokojenia materialnych oczekiwań ludności białoruskiej i zyskanie jej przychylności poprzez rozdawnictwo mienia deportowanych.
Wysiedlenie przebiegało w wyjątkowo ciężkich warunkach zimowych, bo mrozy wówczas sięgały 37–42 stopni. Na przygotowania do drogi dawano tylko dwie godziny i zaskoczonym znienacka rodzinom niewiele udawało się zabrać ze sobą. Do stacji kolejowych ludzi prowadzono na piechotę, czasem 40–60 kilometrów, małe dzieci niesiono na rękach. Na stacjach zapędzano ich do bydlęcych wagonów, w drodze nie karmiono.
O jakiejkolwiek pomocy medycznej nie było mowy, zmarłych po prostu wyrzucano na zewnątrz. Jeden z makabrycznych epizodów tego piekła opisał świadek wydarzeń: „Nas razem z aresztowanymi osadnikami pognano z więzienia w Miadziole do Postaw, by wieźć na Syberię. Na skróty, jeziorem. Mróz taki, że skóra na twarzy pęka, a oni ubrani byle jak. Aż tu naprzeciw naszej kolumnie – jedzie saniami zięć osadnika, mąż kobiety z niemowlęciem, do domu skądś powraca. Zobaczył swoich – i z lamentem do żony. Chłopa enkawudziści złapali, sanie z koniem zabrawszy. Dziecko zaś na rękach kobiety zaczęło zamarzać. Jak zamarzło, wyrzucono je na lód”.
8 kwietnia 1940 roku Pantielejmon Ponomarienko skierował do obwodowych komitetów partii w Baranowiczach, Białymstoku, Brześciu, Wilejce i Pińsku depeszę, w której informował o kolejnej zaplanowanej wywózce, która miała być przeprowadzona w dniu 13 kwietnia. Deportowano wówczas rodziny osób represjonowanych: oficerów, policjantów, urzędników państwowych, ziemian, przedsiębiorców, zamożnych chłopów, działaczy politycznych i społecznych, nauczycieli. Tym razem zesłano ponad 24 tys. osób.
19–21 czerwca 1941 roku, w przeddzień inwazji niemieckiej na Związek Sowiecki, z Kresów Północno-Wschodnich deportowano kolejnych 22 tys. osób. Mieszkaniec Wołkowyska wspominał: „Trzecia w nocy 21 czerwca 1941 roku. Walenie w szyby i drzwi budzi naszą rodzinę. Mama odemknęła drzwi. Do domu wpadło trzech żołnierzy NKWD. Sprawdzają dokumenty, ale je nam nie zwracają.
Jeden z funkcjonariuszy odczytuje nam papier, z którego wynika, że na podstawie uchwały Rady Najwyższej ZSRR przesiedla się nas do innego obwodu. Pytamy: «Dokąd?» Brak odpowiedzi. Dają 20 minut na przygotowania. Zbieramy trochę rzeczy. Babcia leży w łóżku chora. Ją też próbują zabrać, ale jeden z enkawudzistów mówi: «Stara i tak zdechnie. Nie trzeba jej brać». Żegnamy się z babulą. Po drodze enkawudziści zabierają inne rodziny”.
Ogólna liczba deportowanych i represjonowanych w zachodniej części ówczesnej BSRR od września 1939 roku do początku wojny między ZSRR a Niemcami sięgnęła 150–160 tys. ludzi, czyli prawie 4% ówczesnej ludności. Liczba ta nie uwzględnia polskich jeńców wojennych i wysiedlonych z Białorusi uchodźców. Blisko 40–50 tys. deportowanych pochodziło z Białostocczyzny, a około 110–120 tys. ofiar represji z terenów, które później weszły na stałe w skład ZSRR. Ubytek ludności polskiej szacuje się na około 80 tys. osób, tj. 8% tej populacji na Kresach Północno-Wschodnich.
Na okupowanym obszarze NKWD tworzyło informacyjną sieć agenturalną. Spokojne życie przerwały areszty i niespodziewane, często bezcelowe przeszukania. Zapanował powszechny strach i podejrzliwość. Rzucało się w oczy, że „wyzwoliciele” byli do przesady nieufni, węszyli wszędzie agentów obcego wywiadu i przemawiali sloganami.
Wyraźnie dawało się wyczuć ich wyniosłą pewność siebie, przeświadczenie o własnej wyłączności, przekonanie, iż człowiek sowiecki o głowę wyższy jest od przedstawiciela „burżuazyjnego” społeczeństwa. Wszystko im się nie podobało: miejscowy język, religijność mieszkańców, miejscowe zwyczaje. Z kolei miejscowa ludność, zwłaszcza zamożniejsze warstwy i inteligencja, odnosiły się do sowieckich ludzi z pogardą, choć zewnętrznie tego nie ujawniano.
W ciągu prawie dwóch lat sowieckich rządów – pisał białoruski emigrant – ludzie dobrze zrozumieli, co to znaczy „dyktatura proletariatu”, dlatego uważali, iż tylko wojna położy kres takiemu systemowi, w którym człowiek pozbawiony jest wszelkich praw i służy zaledwie narzędziem do wykonywania rozmaitych robót fizycznych narzuconych odgórnie.
Nagła transformacja społeczna wpłynęła na zmianę zachowań zbiorowych. Publiczne i prywatne formy stosunków ulegały szybkim przemianom. Przestrzeń, którą przedtem tworzyły niezależne organizacje społeczne, kulturalne i religijne, system wychowania i instytucje oświatowe, w bardzo krótkim czasie przestała istnieć. Wkrótce wprowadzono system kontroli, który funkcjonował w ZSRR i ogarniał wszystkie dziedziny życia, w tym prywatnego. Społeczeństwo pogrążono w atmosferę strachu.
Deportacje, masowe przesłuchiwania i areszty wzbudzały powszechną niepewność, poczucie bezbronności i beznadziei, powodowały destrukcję normalnych stosunków międzyludzkich. Zmiana ustroju, napływ przybyszy ze Wschodu pozbawiały miejscową ludność tradycyjnych punktów orientacyjnych, co sprzyjało atomizacji społeczeństwa. Przeprowadzona jesienią 1940 roku na Kresach mobilizacja do Armii Czerwonej oraz towarzysząca jej indoktrynacja i rusyfikacja pogłębiły przebieg tych procesów.
Sowietyzacja spowodowała przemiany w życiu gospodarczym, kulturalnym i społecznym Kresów Wschodnich. Nastąpiła ogólna zmiana struktury ludności na skutek nie tylko masowych deportacji i przymusowego pozbawienia własności, ale też fali przesiedleń sporych grup ludności ze Wschodu, zajmujących na dodatek kluczowe stanowiska w administracji terenowej. Tak zwani „zachodnicy” byli najczęstszym obiektem represji, potencjalnie podejrzanym elementem, któremu Sowieci nie ufali.
Dla nich mieszkańcy Kresów pozostawali obywatelami „burżuazyjnego” państwa polskiego. Przezwisko „zachodnik” później nabrało podtekstu socjalnego i w oczach Sowietów oznaczało człowieka niepełnowartościowego, który nie budzi zaufania i którego nie warto brać w rachubę. Sytuacja miejscowych Polaków była jeszcze gorsza, gdyż z założenia uznawani byli za element wrogi, co zresztą nie było novum w polityce sowieckiej. Wszystko to dodatkowo miało rujnujący wpływ na strukturę społeczną tych obszarów.
W momencie napaści Niemiec na ZSRR Białoruska Socjalistyczna Republika Sowiecka składała się z dwóch niemalże równych ale mocno różniących się części – wschodniej i zachodniej. Wtenczas jak we wschodniej części reżim bolszewicki panował ponad dwadzieścia lat i sowiecki porządek tam znacznie się umocnił, w części zachodniej dogłębna sowietyzacja dopiero się zaczynała.
Jerzy Waszkiewicz/Echa Polesia
2 komentarzy
Rafał
13 grudnia 2015 o 17:30Zdjęcie z żandarmami niemieckimi wyłamującymi polski szlaban zostało (w sposób zainscenizowany) zrobione w pierwszych dniach września na posterunku granicznym Orłowo – Koibki (Polska – Wolne Miasto Gdańsk). W tle widać nieistniejący posterunek polskiej straży granicznej oraz nasyp linii kolejowej Gdańsk – Gdynia. Zasadniczo nie nawiązuje ono do tematu artykułu.
JURIJ RUSSISCH BANDIT
10 maja 2016 o 08:34ŚWIETNY TEKST – CAŁA PRAWDA O OGRANICZONYM INTELEKTUALNIE, ZBRODNICZYM BARBARZYŃSTWIE SOWIECKIM… })