Ostatni raz byłem na Białorusi przed czterema laty. Wówczas z trzema kolegami pojechaliśmy samochodem od Grodna na wschód, aż do jeziora Narocz. Zwiedzaliśmy tereny, należące do 1939 roku do Polski. Grodno wówczas nie zrobiło na nas dobrego wrażenia: budynki były szare, aczkolwiek niektóre gmachy były już wyremontowane i ulice czyste.
Hotel «Omega», gdzie nocowaliśmy, był przytulny, a pani za okienkiem niezwykle uprzejma. Ogólnie Grodno niewiele się róż- niło od miast na wschodzie Polski. Nazajutrz pojechaliśmy do Nowogródka, a po drodze zatrzymaliśmy się na śniadanie w Szczuczynie. Miasto nam się podobało, czyste, ludzie uprzejmi, ale z trudem znaleźliśmy czynną restaurację.
Tam podeszła do nas młoda kelnerka, zobaczyłem wizytówkę «Grażina». «Czy pani jest Polką?» – spytałem. Uśmiechnęła się i wymijająco odrzekła po rosyjsku: – «Ja katoliczka». Widocznie nie chciała nieznajomym przyznać się do polskiego pochodzenia. Przed obiadem tego dnia byli- śmy w Lidzie. Miasto duże, rozległe. Bez trudu odnaleźliśmy odbudowany zamek, wzniesiony możliwie w 1323 roku przez wielkiego księcia litewskiego Giedymina lub księcia Olgierda w połowie XIV wieku na linii obronnej tworzonej przez zamki Nowogródek- -Krewo-Miedniki-Troki.
Później zamek należał do Jagiełły, a po 1797 roku, gdy zostało spalone miasto, rabunkowo zaczęto rozbierać zamek na materiał budowlany. Dopiero w latach 20-tych XX wieku polskie władze zaczęły zamek odbudowywać. Obecnie prace były kontynuowane od 1982 roku. Zrekonstruowano m.in. wieżę i drewnianą galerię obronną, cią- gnącą się wzdłuż korony murów ze strzelnicami. W jednej z wież mieści się muzeum.
Niestety, zamku i muzeum nie zwiedziliśmy, bo były nieczynne. Pojechaliśmy więc prosto do Nowogródka. W mieście Adama Mickiewicza nocowaliśmy w pierwszym w tym mieście prywatnym hotelu «Panski Dwor», zwiedziliśmy kościół farny pw. Przemienienia Pańskiego, zbudowany w stylu barokowym w latach 1719-1723, poprzez przebudowę wcześniejszego ko- ścioła z końca XIV w., ufundowanego przez wielkiego księcia Witolda.
W lutym 1799 r.w kościele został ochrzczony Adam Mickiewicz. Byliśmy w Muzeum Adama Mickiewicza, pobliżu ruin nowogródzkiego zamku obejrzeliśmy nowy pomnik Adama Mickiewicza dłuta Walerego Januszkiewicza, urodzonego w Rakowie na Białorusi, odsłonięty we wrześniu 1992 roku. Kilkaset metrów dalej, na wzgórzu zwanym Mały Zamek albo Drugi Zamek, podziwialiśmy kopiec wieszcza, który zaczęto sypać w roku 1924 z inicjatywy Towarzystwa Naukowego – Komitetu Mickiewiczowskiego. Kopiec usypano w 1930 roku.
Obejrzeliśmy wówczas kościół dominikanów, prawosławny sobór Borysa i Gleba oraz meczet tatarski. Ogólnie w 2011 roku Nowogródek wyglądał szaro, lecz w restauracji, Kościół w Trabach sklepach było dla nas bardzo tanio. Następnie jechaliśmy w kierunku miasta rejonowego Iwje, gdzie zwiedziliśmy wioskę tatarską i meczet. Jadąc w kierunku Oszmiany, minęliśmy Traby i zatrzymaliśmy się w Holszanach.
Podziwialiśmy odbudowany i ładnie wyremontowany kościół katolicki św. Jana Chrzciciela, spytaliśmy o zamek holszański, uprzejmy przechodzeń wskazał drogę do ruin. Zamek wybudowano w r. 1610 na zlecenie Pawła Stefana Sapiehy, wicekanclerza Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zamek wznosił się na brzegu rzeki Olszanki. Był dwupiętrowy i w kształcie czworoboku z ośmio- ściennymi wieżami po bokach.
Budynek posiadał system ocieplający, wodociągi i kanalizację. Pokoje go- ścinne oraz galerie zdobiły freski i bogata sztukateria, podłogi wy- łożone były terakotą. Wokół zamku zbudowano 3 sztuczne jeziora, których dno wyłożono kafelkami. W rezydencji Sapiehy mieściła się okazała biblioteka i galeria obrazów. W czasach «potopu szwedzkiego» został ograbiony i zniszczony. Podczas ówczesnej podróży widzieliśmy jedynie ruiny zamku, aczkolwiek, jak nas poinformowano, władze białoruskie zamierzają go odbudować. Oby.
Oszmiany tym razem nie zwiedziliśmy, bo śpieszno nam było do Ostrowca, gdzie mieliśmy zamówiony nocleg w czystym zadbanym i tanim hotelu. Ostrowiec zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Miasto młode, czyste, aczkolwiek miejscowość stara, bo pierwsze wzmianki o Ostrowcu z 1468 roku, kiedy Jerzy Gasztołd zapisał wieś kościo- łowi NMP i Wszystkich Świętych w Ostrowcu. Następnie miasteczko przeszło na własność króla Zygmunta Augusta, a od roku 1509 do rozbiorów było prywatną własno- ścią w granicach Wielkiego Księ- stwa Litewskiego. W Imperium Rosyjskim miasteczko w guberni wileńskiej pod zaborem rosyjskim.
W latach 1921-1939 w granicach II Rzeczypospolitej. Z Ostrowca robiliśmy wypady do okolicznych miejscowości: Zwiedziliśmy Worniany, ongiś własność Abramowiczów, następnie litewskie Gierwiaty i Rymdziuny, gdzie działa średnia szkoła litewska. We wsi tej ludzie do dziś rozmawiają po litewsku. Zwiedziliśmy szkołę litewską, gdzie mogłem po litewsku porozmawiać z dyrektorem i nauczycielami.
Są wdzięczni władzom Litwy, które opiekują się szkołą, natomiast władze białoruskie nie przeszkadzają kultywować białoruskim Litwinom ich języka i obyczajów. Traktem Połockim lub inaczej Batorego, bo tą drogą król Stefan Batory z wojskiem podążał w 1578 roku pod Psków, jechaliśmy w kierunku jeziora Narocz, minęliśmy wykopy pod przyszłą elektrownię atomową, miasteczko Michaliszki i wkrótce znaleźliśmy się w dawnym miasteczku Kobylnik, obecnie Naracz.
Miasto rozbudowało się, są sanatoria, wiele sklepów, ale nie znaleźliśmy żadnej restauracji. Objechaliśmy jezioro Narocz dookoła i zatrzymaliśmy się przy jednym z sanatoriów. Piękne i ożywione w latach międzywojennych największe wówczas w Polsce jezioro dziś jakby martwe. Nie widać żaglówek, ani nawet łódek czy zwykłych kajaków. Szkoda, że nie ma tu turystów, regat żeglarskich, plaż dla wczasowiczów… Nawet rybaków na tym jeziorze nie wiedzieliśmy.
Mieszkamy na Warmii i Mazurach, gdzie mamy ponad trzy tysiące jezior i wszystkie są uporządkowane, dostępne turystom, a największe z nich Mamry, Śniardwy i inne pełne są żaglówek, różnych łodzi, a przy brzegach przystanie, domy wczasowe i wiele różnych restauracji i barów. Latem to raj dla turystów. Zastanawiali- śmy się, dlaczego władze nie potrafią zagospodarować tego pięknego największego białoruskiego jeziora?
I dlaczego nie mogą ścią- gnąć tu rzeszy turystów? Do Polski wracaliśmy przez przejście graniczne w Kotłówce na Litwę i po zwiedzeniu Wilna pojechaliśmy z powrotem do Olsztyna. W tym roku celem naszej podróży była wieś Wieliczkowo w rejonie bobrujskim i miejsce, gdzie jeszcze do I wojny światowej był majątek rodzinny znanego litewsko-białoruskiego rodu Wołk- -Lewanowiczów Jasny Las.
Otóż mój przyjaciel prof. Jerzy Sikorski zaproponował mi, abyśmy we czwórkę pojechali do Wieliczkowa i obejrzeli też miejsce, gdzie kiedyś był majątek Jasny Las. Jerzy Sikorski chciał pokazać swoim dorosłym synom, skąd wywodzi się jego rodzina Sikorskich, bowiem w Wieliczkowie urodził się w 1888 roku jego ojciec Feliks, tam mieszkał dziad i krewni Sikorscy. Ojciec Jerzego, Feliks, w 1914 roku został powołany do wojska rosyjskiego, był artylerzystą, zaś gdy w 1917 roku powstał I Korpus polski pod dowództwem gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego przeszedł, podobnie jak inni Polacy, do tego korpusu. I Korpus polski sformowany został 24 lipca 1917 r. na Białorusi z żołnierzy polskich wywodzących się z armii rosyjskiej służących we Froncie Zachodnim i Froncie Pół- nocnym (Białoruś, Polesie, Litwa, Łotwa), z inicjatywy Naczelnego Polskiego Komitetu Wojskowego.
Dowodzony przez generała Józefa Dowbora-Muśnickiego mianowanego 6 sierpnia 1917 r. przez gen. Ławra Korniłowa na wniosek Naczpolu. W końcu 1917 i na początku 1918 roku doszło do walk Korpusu z oddziałami Gwardii Czerwonej. W walkach tych, na początku lutego 1918 r., siły Korpusu odniosły kilka zwycięstw, z których najważniejsze to zdobycie 29 stycznia 1918 r. twierdzy w Bobrujsku, obsadzonej przez 7 tysięczną załogę bolszewicką. 19 lutego 1918 r. Polacy zdobyli tę twierdzę i Mińsk. Walki polsko-bolszewickie w tym czasie toczono również m.in. pod Tatarką, Osipowiczami i w wielu innych regionach.
Po zawarciu traktatu brzeskiego 3 marca 1918 roku władze niemieckie postanowiły doprowadzić do likwidacji Korpusu. 21 maja 1918 r. Korpus został rozbrojony przez oddziały niemieckie w twierdzy w Bobrujsku (którą w tym czasie kontrolował), po uznaniu zwierzchnictwa Rady Regencyjnej Królestwa Polskiego i żądaniu kapitulacji przedstawionym przez dowództwo niemieckie. Ostatni transport wojsk Korpusu opuścił Bobrujsk 8 lipca 1918 r.
Razem z żołnierzami opuszczali rodzinne miejscowości tamtejsi Polacy. Rodzina Sergiusza Wołk-Lewanowicza znalazła się później pod Łunincem, gdzie Sergiusz został leśniczym, zaś jedna z córek, późniejsza matka prof. Jerzego Sikorskiego wyjechała do Wilna na studia, natomiast ojciec Jerzego, Feliks Sikorski, udał się do Wilna, gdzie w latach 1921-1922 był sekretarzem Sejmu Litwy Środkowej, po włączeniu Litwy Środkowej do Polski likwidował Sejm i następnie do 1939 roku pracował w Kuratorium Wileńskiego Okręgu Szkolnego.
W Wilnie Wołk-Lewanowiczówna wyszła za mąż za Sikorskiego i w 1945 roku rodzina osiedliła się w Olsztynie. Podróż naszą do Wieliczkowa rozpoczęliśmy 1 września. Jechali- śmy na Litwę, by od Łoździei (Lazdijaj) skierować się do Druskiennik i na granicę litewsko-białoruską. Jechaliśmy przez ubogą i zaniedbaną część Litwy zwaną Dzukiją lub Dainawą. Dopiero po przejeździe przez most na Niemnie z prawej strony ukazało się zadbane, nowoczesno uzdrowiskowe miasto Druskienniki.
Granicę litewską przejechaliśmy szybko, bo pogranicznik spojrzał na nasze polskie paszporty i nie sprawdzając uprzejmie rzekł: «Va- žiuokit toliau» – jedźcie dalej. I pojechaliśmy. Na granicy białoruskiej nie było żadnego samochodu.
Pogranicznicy białoruscy bardzo serdecznie nas przyjęli, rozmawiali z nami po polsku, młode celniczki, mówiące piękną polszczyzną, widocznie Polki, pomogły wypełnić wszystkie dokumenty, żartowały z nami, wszystkim nam to przyję cie na granicy bardzo się podobało. Tak serdecznych ludzi nie spotkałem nawet na polskiej stronie wracając z Ukrainy lub z Kaliningradu.
Po załatwieniu wszystkich formalności, jadąc bez przeszkód do Grodna, przypomniały mi się słowa Tadeusza Konwickiego: «Białoruś, Białoruś. Dlaczego nazywasz się Białoruś, jeśli nie masz w sobie bieli, jeśli bielą twoją są rude rżyska jesienne, jeśli bielą twą są postawy szarego płótna wyłożone na słońcu, jeśli bielą jest gorący pot umęczonych ludzi. Powinnaś się nazywać Dobrą Ziemią Dobrych Ludzi. […] Nie wryłaś się w ludzką pamięć, Białorusi. Nie odbierałaś innym wolności, nie rabowałaś cudzej ziemi, nie mordowałaś ludzi zza sąsiedzkiej miedzy.
Miałaś dla obcych szacunek i gościnny kołacz, miałaś dla rabusiów ostatnią krowę i ostatnią kromkę żytniego chleba, miałaś dla nieszczęśliwych krwawiące serce i biedne nie pieszczone życie do oddania. Dlatego mało kto ciebie pamięta».
Przed Grodnem zajechaliśmy do stacji benzynowej. Zdziwiło nas, że sprzedawca paliwa poprosił o pokazanie pieniędzy i od razu zażądał, by kierowca powiedział jaką ilość paliwa chce wlać do baku. Ale też ten Białorusin okazał się uprzejmy, bo przestrzegł nas, że obecnie na Białorusi główne drogi są płatne i trzeba wykupić specjalny przyrząd, który obliczy przejechane kilometry. A kupić go można wyłącznie w Toll-Bel.
Instytucja ta znajduje się gdzieś przy drodze u wylotu z Grodna do Mińska. Nazajutrz dość długo szukaliśmy tego Toll-Bel, lecz nikt nie potrafił wskazać, gdzie ta szacowna instytucja się znajduje. Jeździliśmy po drogach Białorusi bez opłaty… W Grodnie dość szybko dotarliśmy do ulicy Wasilka i hotelu «Omega». Byłem rozczarowany, bo przed czterema laty był to hotelik przytulny z sympatyczną obsługą, obecnie zaś pokoje brzydkie, a łazienki jak za króla Ćwieczka.
Pogorszyło się podobno dlatego, że hotel przejął zarząd miasta… Ale Grodno jest piękne! Ulice Starego Miasta czyste, budynki odnowione, młodzież urodziwa, ludzie bardzo mili. Pytaliśmy o drogę do zamku, bo Jerzy Sikorski, autor książki «Prywatne życie Kopernika», chciał obejrzeć zamek, w któ- rym w 1505 roku w drodze do Wilna Kopernik z wujem Łukaszem Watzenrode i z orszakiem jadąc z Ełku nocował właśnie na zamku w Grodnie, więc jedna piękna długonoga dziewczyna zaprowadziła nas pod sam zamek, chociaż szła zupełnie w inna stronę.
Wiele ładnych przytulnych kawiarń i restauracji, wszędzie grzecznie i przyjemnie. Grodnem byliśmy zachwyceni! To nie jest miasto typu sowieckiego, to jest miasto europejskie, piękne, zadbane i gościnne. Byli- śmy w kościele przy dużym placu: pięknie odnowiony, pod wieczór przy obrazie cudownym w prawej nawie kobiety odmawiały po polsku różaniec, widziałem wiele młodych kobiet w ławach gorliwie modlących się…
A na placu, przed kościołem, zauważyliśmy młodego mężczyznę z dzieckiem, który miał na sobie czerwoną koszulkę z du- żym Białym Orłem! Chciałem zapytać dlaczego nosi taką koszulkę, ale podeszła kobieta, może żona, więc nie wypadało przeszkadzać, bardzo żałuję, że nie zapytałem człowieka, dlaczego nosi taka koszulkę z Orłem… Wracając do hotelu wstąpiliśmy do jednej z kawiarń, aby napić się chwalonego piwa lidzkiego.
Usiedliśmy na werandzie przy chodniku. Obok nas siedzieli trzej młodzi mężczyźni, rozmawiali ze sobą po białorusku. Za chwilę podeszła do nich kelnerka w średnim wieku i zapytała: – «Czto zakażetie, malcziki» – na to obruszył się jeden z siedzących obok: – «A wy bielaruskuju mowu nie wiedajecie? – Wiedaju, wiedaju, chłopczyki, jaż u wioscy z mamaj pa biełarusku razmauliaju». Ciekawa scenka… A więc w Grodnie język białoruski żyje, pomyślałem.
Idąc po chodniku obok starych domów, spostrzegawczy Michał Sikorski zauważył, że w niektórych oknach są ładne czyste firanki, na parapetach stoją kwiaty, głównie pelargonie, inne okna zasłonięte są gazetami. – Czy pan wie – zwró- cił się do mnie – dlaczego w jednych oknach są firanki a inne zasłonięte gazetą? – opowiedziałem mu wówczas historię z połowy lat 90-tych XX wieku.
Bodaj w 1994 roku byłem w Grodnie z moim przyjacielem lekarzem Henrykiem Dawnisem. Odwiedziliśmy wówczas Dom Polski i wracaliśmy do hotelu. Henryk zauważył, że w niektórych oknach są firanki, w innych okna zasłonięte gazetą. Zapytał mnie: – Jak myślisz dlaczego tak jest? – Odpowiedziałem mu, że w mieszkaniu, gdzie na oknach są firanki i pelargonie gospodynią jest Białorusinka lub Polka, natomiast tam, gdzie widzimy okna zasłonięte gazetami mieszkają Rosjanie.
– Niemożliwe… – zdziwił się Dawnis. – To sprawdźmy – powiedziałem i zadzwoniliśmy do mieszkania z firankami, drzwi otworzyła schludna kobieta, w pokoju bawiły się czysto ubranie dzieci. – «Dobry dzień» – powiedziałem. – «Dobry dzień, zachodźcie kali łaska u chatu» – zaprosiła gospodyni. – «Przepraszamy panią – powiedziałem. – Pomyliliśmy adres». I wyszliśmy na dwór. A teraz spróbujmy wejść do mieszkania, gdzie w oknach są gazety.
– Weszliśmy, bo to było na parterze, zapukaliśmy, drzwi otworzyła rozczochrana tęga kobieta: – «Czewo wam, chto nado?» – niezbyt uprzejmie zapytała gospodyni mieszkania. – «Izwinitie – powiedziałem. – My oszibliś». Wyszli- śmy na ulicę. – «A więc widzisz, Henryku, tam gdzie mieszka Bia- łorusinka, jest czysto, ładnie, przytulnie, zaś w mieszkaniu Rosjanki, jak sam widzisz, brud i bałagan».
Tę historyjkę opowiedziałem Michałowi i zakończyłem: – «Niech Pan teraz sam dopowie sobie, kto mieszka w mieszkaniu z firankami, a kto za oknami zasłoniętymi gazetą…». Nazajutrz szukaliśmy tej instytucji Toll-Biel, żeby opłacić drogę Grodno-Mińsk do zakrętu na Brzozówkę i Nowogródek. Niestety, nikt nam nie potrafił powiedzieć, gdzie taka instytucja mieści się w Grodnie. Bez przeszkód dojechaliśmy do Brzozówki, gdzie zamierzaliśmy zjeść późne śniadanie.
Przed nami wyłonił się ogromny budynek huty szkła «Nieman», chluba Białorusi. Przecież tę słynną obecnie hutę szkła w XIX wieku założyli Polacy! Zenon Łęski w 1883 r. w Ustroniu koło Nowogródka założył hutę szkła butelkowego, którą w ll. 1891–1903 dzier- żawiła spółka Wilhelm Krajewski i Juliusz Stolle. W 1894 r. w pobliżu Brzozówki wspólnicy zbudowali «Nową Hutę», a w 1898 r. wykupili zadłużoną konkurencyjną hutę w Brzozówce, założoną przez spółkę Bonner, Kapliński i Trubowicz.
Od 1909 r. stanowiły one własność Juliusza Stolle. «Nowa Huta» została zniszczona przez wojska rosyjskie w 1915. W okresie międzywojennym w 1923 r. huta w Brzozówce została przekształ- cona w spółkę akcyjną. Do 1939 r. była to najsłynniejsza polska huta szkła użytkowego i artystycznego, działała pod firmą Huty Szklane Juliusza Stolle Niemen S.A. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że w 1935 r. w hucie odlano z błękitnego szkła urnę, w której w mauzoleum na cmentarzu na Rossie w Wilnie w 1936 r. roku złożono serce Józefa Piłsudskiego.
Urnę wykonał zakładowy majster Edmund Miatkowski. W budynku huty znaleźliśmy bufet: duża, przestronna sala, uprzejma bufetowa, która przygotował nam «domowe» śniadanie. Do sto- łówki zaczęli przychodzić chłopcy i dziewczęta w wieku 15-16 lat, widocznie na obiad. Okazało się, że to uczniowie zawodowej szkoły budowlanej. Obok naszego stolika spożywali posiłek dwaj chłopcy, rozmawiali ze sobą po rosyjsku.
Zwróciłem się do jednego z nich z zapytaniem po rosyjsku: – «Izvinitie, a wy russkije, riebiata? – Niet – chętnie odpowiedział chłopak – my Bielorusy». Przeszedłem na język białoruski: «Tak czamu ż wy havorycie pa-rusku? – W szkole u nas uroki tolko na russkom jazykie, da i uczitielia nie razreszajut goworit po-bielorusski» – odrzekł chłopak i po chwili już po białorusku dodał: – «Ale ja z mamaj u chacie razmauliaju pa-naszamu, pa bielarusku…».
Pomyślałem wówczas: jak to się stało, że ten bardzo stary język białoruski, który był oficjalnym językiem kancelarii wielkich książąt litewskich, a I i II Statuty Litewskie pisane były w języku bia- łoruskim, obecnie zanika i jak tak dalej pójdzie to zostaną tylko po tym języku wspomnienia?
Mieczysław Jackiewicz/Magazyn Polski nr 11 (119) listopad 2015
2 komentarzy
Adam Szczaus
10 stycznia 2016 o 18:57Ja jeżdżę na Białoruś. Są piękne tereny i bardzo uprzejmi ludzie.
Dziwię się naszym władzom ze tego nie propagują,wręcz są wrogo nastawieni.Co ze wschodu to śmierdzi a pachnie tylko z zachodu.Niech pojadą na Białoruś i naucza się budować asfalty.
paolo
18 maja 2019 o 00:28Bialorus to najbardziej zyczliwy nam kraj i ludzie to przeciez ta sama krew tylko odgrodzona granica wiec dlaczego nie utrzymujemy dobrych relacji z tym krajem.