„To żaden akt dobrej woli, a radość Polaków z powodu „bezprecedensowego kroku we współpracy z Białorusią jest przedwczesna i bardzo przesadzona”, „to dość cyniczna gra Łukaszenki, który wykorzystuje stosunek Polaków do swojej historii”– takie komentarze można usłyszeć od białoruskiej oozycji po tym, jak białoruskie KGB przekazało dokumenty NKWD dotyczące obozów, do których w 1939 r. byli kierowani polscy jeńcy.
Przypomnijmy, 6 listopada rzecznik ABW poinformował o przekazaniu przez Białoruś kopi rozkazu utworzenia dla polskich jeńców obozów w Orzechowie, Radaszkowiczach, Stołpcach, Tymkowiczach i Żydkowiczach. W rozkazie podane są także nazwiska osób, które będą za to odpowiadały – poinformował płk Maciej Karczyński.
„Przez pokazanie jednego z dokumentów Białorusini pokazali, że są otwarci na współpracę, że chcą otworzyć archiwa, chcą ruszyć i z nami współpracować” – powiedział. Dodał, że otrzymaliśmy jeden dokument, który szef służby przekaże IPN, ale zapowiedzieli przekazanie nam kolejnych – dodał.
Według białoruskiego polityka i działacza społecznego Wincuka Wiaczorki, radość Polaków wywołana „bezrecedensowym krokiem we współpracy z Białorusią” jest przedwczewsna i przesadzona, ponieważ o ile strona białoruska była w posiadaniu kopii raportu Ławrentija Berii, to dawno mogła go przekazać Polsce. Choćby to, że dokument został przekazany właśnie teraz, kiedy Aleksander Łukaszenka ma problemy polityczne i gospodarcze, sugeruje w dużej mierze o koniunkturalnym wykorzystaniu raportu do szefa NKWD. A fakt, że raport został przekazany bez załączników, na podstawie których można byłoby ujawnić dalsze losy polskich jeńców, świadczy o jednym: inne dokumenty tego typu zostały schowane, żeby można je było wykorzystać później, rozwiązując inne wewnątrz polityczne problemy. A dobra wola polega na szczerym pragnieniu, żeby po ludzku pomóc innym” – podkreślił Wiaczorka.
Według niego, głównym dowodem dobrej woli obecnych władz będzie ujawnienie prawdy o Kurapatach i innych miejscach masowej zgłady ofiar stalinizmu na Białorusi.
„Wówczas i my i Polacy dowiemy się, gdzie w Mińsku leżą nasi zabici przodkowie” – powiedział Wincuka Wiaczorka.
Andrzej Poczobut z kolei w rozmowie z Polskim Radiem powiedział, że w całej sprawie szczególnie istotny jest moment przekazania dokumentów. Zdaniem dziennikarza Aleksander Łukaszenka wie, iż politycy Prawa i Sprawiedliwości krytycznie oceniali działania poprzedników, którzy angażowali się w dialog i ocieplanie relacji z oficjalnym Mińskiem, dlatego próbuje wykonać gest w stronę nowego polskiego rządu. Dziennikarz zauważył, że to dość cyniczna gra Łukaszenki, który wykorzystuje stosunek Polaków do swojej historii.
Andrzej Poczobut zaznaczył, że teraz sytuacja jest nieco inna niż podczas poprzedniego ocieplenia relacji Zachodu z Mińskiem. Tym razem to Aleksandrowi Łukaszence zależy na poprawie relacji, spodziewa się bowiem wsparcia finansowego, ze względu na poważne problemy gospodarcze.
Dziennikarz przestrzegł zachodnich polityków przed pokładaniem nadmiernej ufności w zapewniania Aleksandra Łukaszenki, który niejednokrotnie swoje obietnice już łamał. Jak podkreślił Andrzej Poczobut, kolejna porażka będzie jedynie służyć utrwalaniu wizerunku sprytniejszego od wszystkich Łukaszenki, może natomiast zaszkodzić długofalowo wizerunkowi państw zachodnich na poradzieckim obszarze.
Kresy24.pl/polskieradio.pl/novychas.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!