Hasło „Kto nie skacze, ten Moskal” pojawiło się na lwowskim Majdanie jeszcze przed dramatycznym rozwojem sytuacji w Kijowie: przed strzelaniną, śmiercią aktywistów na Majdanie, przed apelami mieszkańców Galicji do mieszkańców południa i wschodu Ukrainy, przed akcją ukraińskich mediów „jeden kraj”. Trochę później do internetu trafiła karykatura, na której parodiując to hasło, Ukrainiec z osełedcem i w szarawarach skacze na grabie.
Jeżeli i tym razem zmarnujemy okazję budowy normalnego państwa, to w herbie narodowym śmiało można będzie zastąpić tryzub grabiami – piszeWołodymyr Pawliw w artykule opublikowanym na portalu ZAXID.net, którego przekład zamieścił „Kurier Galicyjski”.
Normalne państwo – to kraj, w którym istnieje zgoda zarówno co do interesu narodowego jak i państwowego. Czym się różnią? Państwo dąży do posiadania swej suwerenności zarówno na płaszczyźnie militarnej, politycznej, ekonomicznej a także stabilnej sytuacji wewnętrznej: socjalnej, religijnej i kulturowej.
Interes narodowy, we wszystkim powinien być zbieżny z interesem państwowym pod warunkiem, że naród jest jedyną, solidarną i patriotyczną społecznością i ma przy tym wszelkie możliwości do cywilizowanego rozwoju i wypełnienia swoich kulturowych i religijnych potrzeb. Te interesy nie zawsze się zbiegają.
Interes państwowy wielonarodowych imperiów często nie zbiega się z interesami poszczególnych narodów, wchodzących w jego skład. Przez to właśnie imperia często rozpadają się, jak np. Austro-Węgry, lub też po prostu znikają tam małe i słabe narody – jak dla przykładu kilka narodów w imperium rosyjskim. Zdarza się, że przetapiają się różne narody w jedyny naród – to co udało się swego czasu we Francji, Niemczech czy USA, a nie udało się w Związku Sowieckim.
Teza ta odnosi się nie tylko do imperiów. Interes państwowy państw totalitarnych czy autorytarnych łączy się często z interesem grup, sprawujących władzę, a nie z interesami narodów zamieszkujących te państwa.
Ukraina nie wie, co jest jej państwowym interesem
Jedynie w normalnych państwach te interesy prawie całkowicie są zbieżne. To znaczy w naszym pojęciu – w krajach demokracji zachodnich. Ukraina do takich nie należy i stąd wynika większość jej problemów.
Współczesne państwo ukraińskie jest chore na tę samą chorobę, co i inicjatywy państwotwórcze w latach 1917-1923. Ukraina Naddnieprzańska nie mogła się określić, kto ma reprezentować jej interesy – Skoropadski, Petlura czy Machno. W wyniku tych wahań – władzę przejęli bolszewicy. Zachodni Ukraińcy główne zło widzieli w Polakach, ale nie byli w stanie określić jednoznacznego kierunku. Jedni chcieli Wielkiej Ukrainy, a inni – ZURL, jeszcze inni – autonomii w składzie Polski. W wyniku tego rozdarcia znaleźli się pod bolszewikami. Polski dyplomata i polityk z tamtego okresu, który aktywnie pracował nad kwestią stosunków polsko-ukraińskich, Stanisław Łoś pisał, że z Ukraińcami trudno jest się dogadać, bo sami nie wiedzą czego chcą i radził im:
„Każdy naród, który chce być pełnoprawnym, który chce być równym pośród innych suwerennych narodów, powinien zdobyć się na cząstkę krystalizacji; na uświadomienie sobie własnych interesów, swego interesu państwowego. Dopiero wtedy może stać się on równoprawnym subiektem rozmów i umów z innymi narodami, bo dopiero wtedy świadomość jego interesów gwarantuje, że umowy z nim będą miały jakąś wartość, że dotrzyma on swoich zobowiązań, bo ich dotrzymanie leży w jego interesach, innymi słowami – jedynie wtedy zacznie on zasługiwać na wiarygodność, która jest podstawą wszystkich umów”.
Dziś Ukraina znalazła się wobec rozpadu lub utraty państwowości właśnie przez to, że przez dwa dziesięciolecia jej elity nie zdołały określić interesu państwowego, a społeczeństwo – narodowego. Dlatego dziś Ukraina ma problemy z suwerennością i z narodową tożsamością.
Trudno jest określić interesy państwowe, gdy w państwie nie ma narodowego konsensusu, gdy nie mogą dojść do porozumienia dwie części teoretycznie jednego narodu. Od samego początku części te nie szukały zbliżenia, żeby stać się jednym narodem. Starały się narzucić jedna drugiej swoja wersję ukraińskości. Teraz swoje prawo na inność obie części bronią z orężem w ręku.
Rewolucja godności miała to zmienić
Przeciwstawienie dwóch wariantów ukraińskiej narodowości stało się cudownym gruntem do zamiany państwowych interesów na interesy kilku oligarchiczno-finansowych grup, które „sprywatyzowały” sobie państwo. Do ich składu wchodzą ludzie ze środowisk, dla których pojęcie interesu narodowego jest absolutnie obce: „przemalowana” nomenklatura nieistniejącego imperium sowieckiego, świat kryminalny, agentura obcych państw. Specyfika działalności tych grup, co wydaje się jasne, jest internacjonalistyczną w najgorszym znaczeniu tego słowa. Rozpatrują one naród, jedynie jako tanią siłą roboczą, jako niewymagającego użytkownika usług, jako pokornego podatnika, jako podatną na manipulacje biomasę. Nie jako naród, który gotowy jest bronić swojego państwa, broniąc zarazem swoich podstawowych interesów.
Rewolucja godności miała to zmienić, a sprzeciw Rosji – utwierdzić prawo do zmian. Jednak i pierwsze i drugie zadanie, mówiąc delikatnie, udaje się nam realizować z wielkim trudem. Wygląda na to, że interesy: narodowy i państwowy nawet u progu wojny nie dojdą do zgody. Spójrzmy na to przez kilka spraw arcyważnych.
Podczas wojny nie ma nic ważniejszego od armii. Armii na Ukrainie praktycznie nie ma. Słyszymy, że przez dwa dziesięciolecia rozkradano i niszczono ją, ale nie słyszymy kto to zrobił, nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Wszyscy poprzedni ministrowie, szefowie Sztabu Generalnego itd. – to bez wyjątku ludzie o wysokich kwalifikacjach zawodowych i patrioci. Ale armii nie ma. Teraz pilnie potrzebuje jej kraj i naród. Państwo nie ma na to pieniędzy. Ci, którzy wyprowadzili z tej armii miliony nawet w obliczu zagrożenia nie zgłosili gotowości zwrócenia choćby cząstki.
Miliarderzy, pomijając dwóch, którzy stanęli na czele obwodów, bo nie wiadomo jaka część ich intencji jest podyktowana altruizmem (oligarchowie Kołomojski i Taruta – red.) też, zdaje się, uważają, że to nie ich sprawa. Ludzie, nie zważając na trudną sytuację, zbierają po pięć hrywien na wojsko. Nazbierali już na dwa nowe czołgi lub kilka tysięcy ton paliwa. Jak się jednak okazuje brakuje paliwa dla armii, ale starcza na lot wojskowym śmigłowcem wysokiego urzędnika na ryby. Rodzi się pytanie: w czyim interesie leży silna armia?
Kolejny przykład. Majdan wymaga lustracji i widzi w tym narodowy interes. Ale czy państwo widzi interes w przeprowadzeniu lustracji – przełamaniu istniejących schematów, w utracie ciepłych posadek przez tysiące „trybików i śrubek” biurokratyczno-korupcyjnego systemu? Sądząc z debat w parlamencie – nie.
Kryzys finansowy w normalnym państwie rozwiązuje się w trójkącie państwo-biznes-obywatele. Ukraińskie państwo jest bankrutem, ale ukraińska biznes-elita ma się zupełnie nieźle. Źle dzieje się obywatelom: ceny rosną, opłaty też, pensje i emerytury zamrożono. Jeszcze gorzej mają miliony obywateli, którzy spłacają kredyty w walucie. Czy w interesie państwa nie powinno leżeć wsparcie i solidarność z własnymi obywatelami w ciężkich czasach? Tymczasem nie widać przeciwdziałania operacjom przetrzymywania waluty przez eksporterów za granicą, walutowych spekulacji, podbijania cen na najpotrzebniejsze towary? W czyim interesie jest utrata resztek oszczędności, mieszkań i majątku obywateli?
Którą opcję wybrać?
Przykład najbardziej bolesny – Donbas. Państwowym interesem jest fakt zachowania całości terytorialnej państwa, a narodowym – cena tego zachowania. Z punktu widzenia panów i pań z gabinetów, którzy tworzą interes państwowy pod siebie, naturalnie byłoby lepiej, żeby terytorium pozostało całe za dowolną cenę. Bo im większy teren, tym więcej możliwości „podziału”. A im bardziej zdemoralizowany region jest na tym terenie – tym więcej możliwości takiego „podziału”.
Z punktu widzenia zjednoczonego narodu byłoby lepiej, żeby ta nielojalna cząstka mieszkańców „zniknęła”. Ale zmusić ją do lojalności nie można, a usunąć z terenów państwa w sposób cywilizowany też. Obie części narodu różnią się: nie tak, jak Czesi i Słowacy, a raczej jak Serbowie i Chorwaci. Lepiej byłoby nie chwytać za broń, aby rozwiązać problemy wewnętrzne.
Pozostaje jedyna opcja: niech nielojalna część narodu zniknie z naszego życia wraz ze swoim terenem.
Jeśli zadbamy o interes państwa to zginą ludzie. Jeśli zadbamy o interes narodowy zmniejszymy teren państwa. Którą opcję wybrać? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Bo nie ma jedynego interesu. Gdy skandujemy „Sława Ukrainie!” to każdy myśli o swoim – oligarcha, urzędnik, biznesmen, inteligent, student, robotnik i rolnik. Bo Ukrainę każdy ma inną.
A grabie są wspólne, te same dla wszystkich.
Kresy24.pl/Kurier Galicyjski/Wołodymyr Pawliw, ZAXID.NET; śródtytuły – Kresy24.pl; fot. Kurier Galicyjski
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!