“Olu, urodziłaś wspaniałego syna, prawdziwego człowieka! Dziękuję Ci za Zmiciera. Dziękuję za chłopaka, który jest naszą nadzieją na lepsze jutro dla nas i dla naszych dzieci. Wraz z mężem Wiaczesławem wychowałaś nie jakiegoś tam chłopaka, nie biernego konsumenta, a godnego, mężnego człowieka z silnym kręgosłupem moralnym i pozytywnym fundamentem życiowym”.
Przyznaję, że przez długi czas niespecjalnie interesowałam się polityką. Tylko na obecnego prezydenta nie zagłosowałam w żadnych wyborach prezydenckich od 1994. Nie czytałam opozycyjnej prasy, i aż wstyd sie przyznać, ale nie prenumerowałam nawet “Narodnej Woli”. Dziś nie wiem, jak wtedy mogłam bez niej żyć. Kiedyś przeczytałam na jej stronach o przedwczesnej śmierci (25 kwietnia 2011) Wolgi Wasiliewny Daszkiewicz – matki lidera zarejestrowanej w Czechach międzynarodowej organizacji “Młody Front” Zmiciera Daszkiewicza.
O Zmicierze słyszałam wcześniej, jednak nie domyślałam się, że jest synem mojej koleżanki z roku Wolgi. Że jest matką tego samego chłopaka, którego świat poznał jako nieugiętego bojownika o demokratyczną Białoruś, którego władza boi się tak bardzo, że chce go jak najdłużej trzymać za kratkami …
Zszokowana nieoczekiwaną tragedią bezwiednie zanurzyłam się w strumień wspomnień. I wszystkie dalekie wspomnienia stały się bliskie jakby zdarzyły się wczoraj.
Gdy byliśmy młodzi
W końcu lat 70-tych wraz z Wolgą dostałyśmy się na wydział dziennikarstwa PUB, uczyłyśmy się w jednej grupie, mieszkałyśmy w jednym pokoju w akademiku. Wciąż widzę ją przed oczami – ciemnowłosa, o pięknej figurze i pięknych nogach. Czasem wesoła, zarażająca wszystkich śmiechem, innym razem poważna, z charakterystycznym grymasem warg, gdy zatapiała się w zadumę lub czyjeś myśli. Patrząc wstecz widzę jej przenikliwy wyraz oczu i słyszę jej głos. I ciężko się robi na myśl, że nie ma już jej na świecie, mimo, iż wiem, że nie przepadła na zawsze.
W pokoju w akademiku było nas cztery. Oprócz mnie i Wolgi Szkały była jeszcze Wolga Nawikowa i Ałłoczka Juszkiewicz. Pamiętam jak my, młode dziewczynki koniecznie chciałyśmy być modne i wyglądać modnie. Pragnienie pragnieniem, jednak możliwości było niewiele. Miński supersam zawalony był nieciekawym towarem, a gdy pod koniec miesiąca „rzucano” byle co, tworzyły się kilometrowe kolejki … Czasem pomagali zagraniczni studenci mieszkający w naszym akademiku. Przyjeżdżali z państw, według ówczesnej radzieckiej propagandy, zacofanych, takich jak Grecja, Jemen, Algieria itd. W porównaniu z nami żyło im się jednak o wiele lepiej. Niektórzy przed przyjazdem do ZSRR żyli iluzjami o komunizmie i w ojczyźnie swojego snu żegnali się mitami nawet nie próbując kryć zdenerwowania warunkami, w jakich żyjemy. W szczególności doskwierał im niski i ubogi poziom usłu. Ciemnoskóra studentka z Madagaskaru z pełnym przekonaniem mówiła nam, że po powrocie do domu zrobi wszystko, by w jej kraju nie zapanował taki ustrój społeczny.
Latem jechaliśmy do domu, do swoich miast i wsi. A nasi zagraniczni przyjaciele jechali do Rzymu i Paryża, skąd przywozili cenne rzeczy. Wolga też coś czasem dostawała. Tajemnica jednak tkwiła nie w tym, że dziewczyna pragnęła dobrze się ubierać. Oprócz tego, że miała dobry gust, w każdym ubraniu wyglądała atrakcyjnie i elegancko. Choć o ile wiem, nie ograniczała się do tego. Zewnętrzne piękno harmozizowało z jej naturą; bogactwem i pięknem jej wewnętrznego świata. Szczera i dobra, otwarta na inych ludzi, szczodrze dzieliła się wszystkim, nikomu niczego nie żałując.
Była zwykle pogodna i dowcipna, lubiła się śmiać, co dodatkowo dodawało jej uroku. Miała też inne oblicze – skupiona, uważna, zatopiona w myślach – taką ją pamiętam z sali wykładowej, w bibliotece. Na przerwach między wykładami zawsze widziałam jak pochyla głowę nad podręcznikami i konspektami.Widać to na studenckich fotografiach.
…We wrześniu studentów masowo wysyłano do kołchozów na wykopki. Pewnego dnia wylądowaliś w jednym z gospodarstw na witebszczyźnie. W najczarniejszych snach Wolga nie przypuszczała, że po latach jej syn, którego Białoruś pozna jako dzielnego aktywistę młodzieżowego Zmicier Daszkiewicz, za swoje demokratyczne przekonania będzie cierpiał w więzieniu, w tych samych okolicach.
…Woldze nikt w zbiorze ziemniaków nie mógł dorównać. Ledwie napełniła jedno wiadro, już niosła drugie. Studenci na wsi stanowili darmową siłę roboczą.
Po nielekkiej pracy, w drewnianej szopie przerobionej na stołówkę czekał nas obiad przygotowany przez studentów. Potem stołówka do późnych godzin noznych zamieniała się w salę taneczną. Nasze zmęczenie znikało jak ręką odjął i tańczyliśmy godzinami pod płyty ówczesnej wschodzącej gwiazdy piosenki – Ałły Pugaczowej. Życie zdawało się być beztroskim, szczęśliwym i nieskończonym … Nie matrwiło nas, że w miejscowym sklepie nie było niczego oprócz chleba i karmelków. A od podłogi do sufitu piętrzyły się skrzynki z winem w 700-gramowych butelkach – fugasach. Nie zwracaliśmy na to uwagi. Życie, jak pociąg, mknęło w niewiadomą dal …
Rozwiane iluzje
W tamtym czasie na uniwersytecie nie uczyliśmy się jeszcze historii KPZR, ekonomii radzieckiej itd, ale pewnego razu, przypadkiem miałyśmy możliwość wysłuchania wykładu miejscowego wolnomyśliciela. Niemłody i inteligentny mężczyzna zaprosił nas do siebie do skromnego domku i o “wielkim Stalinie” oraz o ostatniej wojnie opowiedział nam tyle, ze przez cały okres studiów nie miałybyśmy szansy usłyszeć, a potem jeszcze długo nigdzie nie można było o tym przeczytać. To było ziarno prawdy, rzucone na glebę naszego zemszałego komunistycznego światopoglądu. Ziarno to leżało sobie w środku i czekało na swój czas, by wykiełkować…
Miłość
Co do Wolgi, to nie mogę powiedzieć, bym była z nią w tak bliskiej relacji jak, powiedzmy, Ałłoczka Juszkiewicz. Nie znałam jej tajemnic. Ale taj jak wszyscy, znałam historię jej niezwykłej miłości z Wiaczesławem Daszkiewiczem, bardzo przyzwoitym, inteligentnym człowiekiem, starszym od swojej wybranki o jakieś piętnaście lat. Wiaczesław emanował ewidentną męską solidnością, rzetelnością, wewnętrzną powagą. To ich jednoczyło, a oboje – Ola i Sława, wyglądali razem pięknie. A co najważniejsze, kochali się prawdziwą miłością. Niedługo potem wzięli ślub.
Po pierwszym roku Wolga przeniosła się na tryb zaoczny i wraz z mężem wyjechała na daleki wschód. Długi okres pracowali w Okręgu Magadańskim w swojej dziennikarskij profesji.
Później straciłyśmy ze sobą kontakt. Potem jakoś dowiedziałam się, że Wolga z mężem wróciła na Białoruś i pracują oboje w Starych Dorogach.
Olga, Oleńka! Czy ja mogłam wtedy przypuszczać, że tak wcześnie odejdziesz z tego świata? Gdzie teraz jesteś, w jakiej niebiańskich przestworzach latasz ptaszyno? Czy widzisz z tej wysokości swoje jedyne piskle, które zamknieto w okrutnej klatce? Czy widzisz z jakim męstwem i godnością Twój syn dźwiga swój ciężki krzyż za niezłomność ducha i szacunku do człowieka? Czy wiesz, jak tęskni za Tobą Twój wierny i kochany mąż i ojciec Zmiciera, Wiaczesław?
…Odkąd dowiedziałam się, że Zmicier Daszkiewicz jest synem Wolgi, chwytałam każdą wiadomość na jego temat. Widząc jego fotografię uderzyło mnie do jakiego stopnia przypomina i ojca i matkę! Młoda, piękna twarz, promieniejąca czystością, pełna szlachetności i niezłomności. Szczere i spokojne spojrzenie. A wokół potworne kraty odgradzające od świata to ludzkie piękno. Myślę, że to zdjęcie obleciało cały świat i wzruszyło niejedno serce, szczególnie matczyne.
A ona sama musiała z tym bólem w sercu znosić aresztowania syna, prześladowania, przeszukania, zastraszania, pobicia i niesprawiedliwe wyroki! A za co? Według kodeksu karnego rzekomo za kradzież i usiłowanie pobicia. A w istocie, za szczerą miłość do Ojczyzny, za gorące pragnienie jej narodowego, politycznego i gospodarczego wskrzeszenia. W końcu, za obnoszenie się z koszulkami z napisami “Kocham Białoruś”, “Białoruś Żyje!”.
Na kogo on wyrósł
Cały problem jej syna wziął się z wierności ideałom, które wyznawał, z odwagi i męstwa w ich obronie, braku akceptacji dla zła i kłamstwa i wszystkim co określało jego aktywną obywatelską postawę.
Ujawniła się ona szczególnie, gdy Zmicier Daszkiewicz dołączył do nielegalnie działającej na Białorusi, międzynarodowej organizacji “Młody Front”, a zaraz potem stanął na jej czele, udowadniając, że jest znakomitym organizatorem i politykiem. Za jego kadencji szeregi MF bardzo się rozrosły, zwiększył się zakres ich działania, związany ze wzniosłymi celami, przez co i ich działalność stała się bardziej ryzykowna. Swoją drogą, na ryzyko narażenia osobistego bezpieczeństwa uwagę zwracają głównie ci patrioci, którzy Białoruś kochają przeważnie w słowach …
Za działalność tej nieoficjalnej organizacji przeciwko Daszkiewiczowi, jak i innym członkom wszczęto sprawy karne jeszcze w 2006. Zmicier został skazany na dwa lata pozbawienia wolności, które okazały się wiecznością dla Wolgi. Przeżyła tak wiele czekając na wyjście syna z więzienia! W końcu udało się doprowadzić do radosnego spotkania Zmiciera z matką, ojcem, przyjaciółmi. Mimo to aktywny organizator i uczestnik masowych akcji demonstracyjnych stale znajdował się pod uważną obserwacją władz, w związku z ważnymi wydarzeniami politycznymi w kraju, kiedy to nieraz starano się go zastraszyć i prewencyjnie zatrzymać, choćby na podstawie administracyjnego aresztu z wydumanych przyczyn.
Wiemy już, że w przeddzień kolejnych wyborów prezydenckich (wyznaczonych na 19 grudnia 2010) przygotowano mu gorszy scenariusz. Zmicier Daszkiewicz i jego kolega Eduard Lobau zostali zatrzymani za … pobicie jakichś obywateli na podwórku osiedlowym … Zupełnie jakby ten dobrze wychowany chłopak, z dobrej rodziny, głęboko wierzący, do tego wciąż znajdujący się na celowniku czekistów nie miał nic innego do roboty, niż tłuc jakichś „typów” spod klatki. Nieskładność i niespójność motywów aresztowania była widoczna gołym okiem dla wszystkich.
Wymiar „sprawiedliwości” wymierzył mu karę aż dwóch lat pozbawienia wolności w kolonii karnej o podstawowym rygorze, a 24 marca 2011 przeniesiono go do zakładu karnego nr 13 w miejscowości Głębokie w okręgu witebskim, tam gdzie jego mama jako studentka kopała kartofle …
Wyobrażam sobie ile łez mogła wylać, ile nieprzystępnych gabinetów zamknęło przed nią drzwi, ile niewysłowionego bólu musiało znieść jej matczyne serce. Już niemłode – nie wytrzymało tej presji niesprawiedliwości: okrucieństwa systemu nie liczącego się z losami wspaniałych młodych ludzi, z których należy być dumnym. Jej nadwerężone serce zatrzymało się miesiąc po wydaniu wyroku syna – 25 kwietnia 2011. Wolga miała wtedy 54 lata…
Dla mojej dawnej przyjaciółki z roku przeminęły już sztormy życiowe, ziemskie troski i radości. Jednak gdyby była wciąż żywa, powiedziałabym jej: “Olu, urodziłaś wspaniałego syna, prawdziwego człowieka! Dziękuję ci za Zmiciera. Dziękuję za chłopaka, który jest naszą nadzieją na lepsze jutro dla nas i dla naszych dzieci. Wraz z mężem, Wiaczesławem Uladzimirowiczem wychowałaś nie jakiegoś tam chłopca, nie biernego konsumenta życia, a godnego, mężnego człowieka z silnym kręgosłupem i pozytywnym fundamentem życiowym”.
Z mojego serca płynie wiele ciepłych słów pod adresem Zmiciera Daszkiewicza, boję się tylko, by nie uznał ich za zbyt patetyczne i podniosłe.
Dziękujemy wam, nieugięci!
Żal patrzeć jak wielu dziś pochłoniętych jest materialnym bytem, zapominając do czego zobowiązuje godne miano człowieka. Opiera się ono na duchowych ideałach, które człowiek powinien wdrażać w życie, i których powinien bronić. Jeśli zajdzie konieczność, powinien złożyć ofiarę z siebie za swoją wiarę i przekonania. Tracimy orientację w życiu państwa, stajemy się biernymi i obojętnymi obserwatorami, pozwalając siebie zastraszać i okłamywać. Tacy jak Zmicier nie mogą się z tym pogodzić i świadomie znoszą swoje cierpienia dla lepszego jutra Ojczyzny.
Jeszcze w 2006 roku na prośbę ojca, by nie wracał z zagranicznego wyjazdu, gdy pojawiła się groźba aresztowania syna, Zmicierj odpowiedział bez wahania: “Wybrałem swoją drogę samodzielnie i przejdę ją do samego końca, bez względu na koszty …” Zmicier jest wierny swoim deklaracjom. Wierność jest tym co go tworzy, podobnie jak wielu jego przyjaciół, wraz z ich rodzicami, nie tylko przez krew, ale i przez ducha. Na tym polega ich siła i nieugiętość.
W ten sposób dzięki jednemu mężnemu chłopakowi i innym więźniom sumienia, owa ciężka chmura łez wisząca nad ziemią nie pochłonęła nas jeszcze w całości. To znaczy, że Białoruś żyje! Dziękuję ci za to Dima, dziękuję matce bojownika, niezapomnianej Woldze i jego ojcu, Wiaczesławowi!
…Matki Zmiciera niestety już zabrakło wśród nas. Ma on jednak na szczęście kochającego ojca, kochającą, wierną – kiedyś narzeczoną, dziś wreszcie żonę Nastę Pałażankę, oddaną i odważną jak on. Ona też za swoją działalność doświadczyła celi aresztu KGB, pozostając dalej taką jak była – niewzruszoną i delikatną. Odwiedziła go w więzieniu specjalnie by wyjść za niego. Dziś Nasta nosi nazwisko Daszkiewicz, ale muszę zauważyć, że jest nawet fizycznie do Wolgi podobna, do matki swojego kochanego męża. Życzę wam szczęścia i zdrowia, moi kochani!
Wszystkim więźniom sumienia i ich rodzinom życzę Bożej pomocy, wielkiej cierpliwości, męstwa w znoszeniu wszystkich cierpień, nadziei na jak najszybszy powrót do domu.
Ludmiła Rutycz.
Iwacewicze.
nv-online.info/
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!