Kreml odmawia zamrożenia wojny na obecnym froncie i jest gotowy kontynuować „wyczerpywanie Zachodu” wojną z Ukrainą. Putin nie obawia się nawet ewentualnych dostaw Ukrainie rakiet „Tomahawk”. Poinformowała o tym rosyjska opozycyjna gazeta „Wierstka”, powołując się na źródła bliskie Kremlowi.
Komentując prawdopodobne załamanie się rozmów amerykańsko-rosyjskich w Budapeszcie, anonimowy rosyjski urzędnik stwierdził, że Kreml nie planuje zatrzymywać się na obecnym froncie, a Putin nie chce spotkać się z Wołodymyrem Zełenskim.
„W rzeczywistości [z Amerykanami] nic nie uzgodniono, żądania Moskwy nie zostały spełnione, a zatrzymanie się teraz oznaczałoby wkrótce to samo ryzyko i powrót do punktu wyjścia, tylko wojska [ukraińskie] również będą mogły się zregenerować. Jeśli jednak podpiszemy deklarację o zatrzymaniu się na obecnym froncie, to musimy spotkać się z Zełenskim. Po co Putinowi to?” – powiedziało źródło.
Według niego Moskwa „nie boi się” ewentualnej dostawy rakiet „Tomahawk” i jest gotowa kontynuować wojnę, „wyczerpując Zachód” wydatkami na Ukrainę.
Inne źródło, anonimowy ekspert współpracujący z Kremlem, również jest przekonane, że jest „za wcześnie” na pokój.
„Sztab Generalny i dowódcy wojskowi obiecali już Putinowi Pokrowsk i Kupiansk. I teraz trwają tam zacięte walki. Dopóki nie skonsolidujemy tych pozycji, nie będziemy rozmawiać o linii [frontu]” – stwierdziło to źródło.
Jego zdaniem Rosja celowo opóźniała proces negocjacji przez cały rok właśnie po to, by poprawić swoją pozycję na froncie.
Zgadza się z tym trzecie źródło, współpracujące z kremlowskim blokiem polityki wewnętrznej. Rozmówca „Wierstki” jest przekonany, że Putin i Trump nie spotkają się w Budapeszcie.
„Spójrzcie na mapę operacji wojskowych. Ani nasza pozycja, ani pozycja wroga nie zmieniła się zasadniczo od ostatniego spotkania. A Trump nadal nie ma nic do zaoferowania ani nam, ani im. Po co więc latać przez trzecią dziewiątką świata, błagać o przeloty [przez przestrzeń powietrzną NATO] i wzbudzać całe to zamieszanie?” – powiedziało źródło.
Przypomnijmy, zachodnie media poinfomorwały, że Moskwa i Waszyngton nie były w stanie uzgodnić spotkania rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Ławrowa z sekretarzem stanu Marco Rubio w Budapeszcie. Plany rzekomo upadły, ponieważ Moskwa odmówiła rozmów o zamrożeniu wojny na linii frontu.
Bez spotkania Ławrowa z Rubiem nie będzie spotkania Putina z Trumpem, ponieważ Amerykanie chcą najpierw upewnić się, że ma ono jakikolwiek sens.
„Nie chcę odbywać bezsensownego spotkania. Nie chcę tracić czasu, więc zobaczymy, co się stanie” – powiedział Trump dziennikarzom.
Opr. TB, verstka.media
4 komentarzy
Kpinasputina
22 października 2025 o 19:23Kto kupuje akcje zachodnich firm zbrojeniowych, niech porówna wykresy wzrostu cen ostatnich lat w porównaniu ze wzrostem cen złota.
make russia small again
22 października 2025 o 19:34Owe dwa miasta to Moskwa i ten cały Leningrad, czy jak go nazwać, bo chyba zbyt często zmieniał nazwę, ruska propaganda powariowała.
Adrian
22 października 2025 o 20:32Słusznie prawi patrząc z chorej logiki systemu w Rosji, ,,powojenna odwilż” i weterani to ryzyko dla Putina szczególnie jeśli wojną nie zakończy się zwycięskim AKCENTEM(bo oczywiste że wojną zepchnęła Rosję do maximum drugiej ligi, mogą się porównywać z Turcja,INDIAMI ale nie CHRL)….a Tomahawki będą zagrożeniem jak wszystko przy masowym użyciu, 20 czy 50 da im sposobność do propagandowej rozgrywek że przetrwali atak USA i walczą dalej, podobnie jak rozgrywali propagandowe aptekarskie ilości Abramsow pozbawione logistycznej otoczki
qumaty
22 października 2025 o 21:27odmitologizujmy trochę te słynne Tomahawki. To pocisk który swe początki ma w …torpedach. Początkowo miał być wystrzeliwany z okrętów podwodnych i dlatego ma średnicę pasującą do wyrzutni torped. Potem rzecz jasna dopiero ewoluował i dziś mamy nadal groźną, ale nie unikalną rakietę manewrującą. Jej główną siłą są.. amerykańskie satelitarne dane wywiadowcze, które pozwalają tak jej zaprojektować trasę, że w drodze do celu ominie co tylko da się ominąć z obrony przeciwlotniczej przeciwnika. Jest szybka, lata nisko ma 250kg głowicę, więc jest nadal groźna. W czasie ataków NATO na Serbię w 1999r użyto 2300 Tomahawków. Od marca do czerwca, 3 miesiące intensywnych bombardowań, małego w sumie kraju i jakoś do epoki kamienia łupanego ich nie cofnęło to. Nie było zresztą takich intencji, bo celem było tylko wojsko tyniemniej. Trump nawet jak Ukrainie te Tomahawki da, to kilkadziesiąt może sto maks. Szału nie będzie. USA wytwarza ich obecnie ok 50 sztuk rocznie, parę wojenek po drodze było. Może tysiąc ich jeszcze mają. Nie wiem, ale nie dużo więcej. Co one zatem zmienią zasadniczo w tej ilości? Przy woli politycznej (też nic pewnego u Trumpa) może można nimi “zgasić światło” w Moskwie, może i jakąś basztę Kremla pokazowo rozwalić, ale to tyle. Tej wojny się nimi nie wygra. Putina zatrzyma tylko kompletny rozpad gospodarczy ekonomiki jego kraju i zrodzony z tego postępujący chaos we wszystkich dziedzinach życia. Na szczęście, im dłużej trwa wojna tym bardziej tempo tego upadku przyspiesza.