
Andriej Turcewicz. Fot: Racyja.com
Miał zaledwie 18 lat, gdy jak student jednej z warszawskich uczelni podjął decyzję, której wielu dorosłych by się obawiało. W dniu swoich urodzin, zamiast świętować pełnoletniość – złożył wniosek o dołączenie do Pułku im. Kalinowskiego i ruszył na front. Przez osiem miesięcy był operatorem bojowych dronów na wojnie w Ukrainie. Andriej Turcewicz to symbol młodego pokolenia, które łączy w sobie białoruską duszę i ukraińską odwagę.
18 – letni żołnierz Pułku Kalinowskiego opowiedział swoją historię na falach nadawanego z Białegostoku białoruskiego Radia Racyja.
„Nazywam się Andriej Turcewicz, pseudonim „Blanche”. Jestem najmłodszym żołnierzem w pułku Kalinouskiego, operatorem bezzałogowych statków powietrznych.” – tak zaczyna swoją opowieść.
Andriej ma 18 lat i mimo młodego wieku – już przeszedł piekło wojny. Decyzję o dołączeniu do pułku podjął sam – dokładnie w dniu swoich 18. urodzin. Nie wahał się ani chwili.
– Nie mogłem siedzieć bezczynnie, kiedy moim przyjaciołom na Ukrainie działa się krzywda – mówi. – Studiowałem w Warszawie IT, ale czułem, że muszę działać. Wziąłem urlop dziekański, wróciłem na Ukrainę i złożyłem podanie.
Andriej urodził się na Białorusi, ale niemal całe życie mieszkał w Ukrainie. Dlatego mówi po ukraińsku, choć – jak sam z żalem przyznaje – jeszcze nie opanował dobrze białoruskiego.
Rodzice, choć pełni niepokoju, nie próbowali go powstrzymać;
— Popierali mnie. Prosili tylko, żebym nie wstępował do piechoty. Teraz jest szczególnie ciężko w piechocie: prawie nie strzelają, więcej siedzą i się chowają, bo trwa wojna dronów i jak cię zobaczą, to próbują cię zniszczyć.
W pułku służył już jego ojciec. To pomogło mu podjąć decyzję i szybciej odnaleźć się w wojskowej rzeczywistości. On sam uprawiał sport, który nauczył go dyscypliny i wytrwałości.
„Strach przyszedł na pierwszym wyjeździe. Ale potem… uczysz się z nim żyć”
Już pierwsza akcja mogła skończyć się tragicznie. Dron uderzył w jego towarzyszy, którzy wyjechali po sprzęt – on nie pojechał tylko dlatego, że… nie chciało mu się ruszyć.
– Moje własna lenistwo wtedy uratowało mi życie – wspomina z uśmiechem. – Strach był ogromny, ale po czasie staje się tłem. Wiesz, po co tam jesteś.
Codzienność wojny, jak opowiada, to nie tylko adrenalina i walka, ale przede wszystkim surowe realia. Spanie na podłodze, zimne kąpiele z butelek, długie godziny oczekiwania – i czujność, bo dron może zaatakować w każdej chwili.
— Jak już wspomniałem, to przede wszystkim wojna dronów, a najniebezpieczniejsze jest zajmowanie i opuszczanie pozycji, bo nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy pojawi się rosyjski dron. Ale kiedy już jesteś na miejscu, wszystko jest jak zwykle, jak na wsi: myjesz się z butelki, korzystasz z toalety na zewnątrz, śpisz na podłodze. Nic nadzwyczajnego, po prostu proste życie na wojnie.
Andriej znalazł na wojnie coś, czego się nie spodziewał – miłość. Poznał Ukrainkę.
Przyznaje, że jego spojrzenie na wojnę zmieniło się dzięki tej dziewczynie. No i dzięki niej wojna zeszła na drugi plan, zaczął bardziej dbać o siebie i myśleć o przyszłości.
– Czuję, że zrobiłem wiele pożytecznych rzeczy, wiele dla Ukrainy. Jestem z tego dumny, cieszę się, że mi się udało – mówi.
Po ośmiu miesiącach na froncie Andriej podjął decyzję: wraca do życia cywilnego i chce kontynuować naukę. Wcześniej studiował IT w Warszawie, ale teraz planuje kierunek ekonomiczny – bliższy jego zainteresowaniom.
– To nie była ucieczka, ale naturalny krok. Wojna to wciąż moja sprawa, ale dziś chcę pomagać inaczej – wiedzą, działaniem, niekoniecznie na linii frontu.
Dziś 18- latek chce działać w ramach ruchu „Kalinoŭcy” jako wolontariusz, angażując się w pomoc Ukrainie poza frontem.
ba za Radio Racyja
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!