
Spotkanie delegacji ukraińskiej z Keithem Kellogiem. Fot: president.gov.ua
Czy groźba Trumpa zadziałała? Po tym, jak prezydent USA Donald Trump publicznie skrytykował Władimira Putina i zapowiedział dostawy dodatkowych systemów Patriot dla Ukrainy, a w prasie pojawiły się przecieki o możliwym przekazaniu przez USA rakiet dalekiego zasięgu, Moskwa niespodziewanie zmieniła ton. Zamiast gróźb – wezwania do „dialogu” i „współpracy”.
Głos zabrał Kirill Dmitriew, szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich, a zarazem nieoficjalny kanał komunikacji Kremla z Zachodem.
Konstruktywny dialog zawsze daje więcej niż przestarzała, destrukcyjna retoryka nacisku – napisał Dmitriew na platformie X (d. Twitter).
Kilka dni wcześniej prezydent USA Donald Trump ujawnił, że w ostatniej rozmowie z Putinem ten otwarcie powiedział, że nie zamierza kończyć wojny przeciwko Ukrainie. Trump nie krył irytacji:
„Myślałem, że to człowiek słowa. A on chce wszystkich zbombardować” – powiedział.
Amerykański prezydent zapowiedział, że jeśli Rosja będzie kontynuować agresję, Stany Zjednoczone mogą przyspieszyć dostawy broni do Kijowa, w tym dodatkowych zestawów obrony powietrznej Patriot.
Reakcja Kremla była natychmiastowa – ton diametralnie się zmienił. Kirill Dmitriew, który zwykle szerzy propagandowe przekazy o „słabnącym Zachodzie”, tym razem apelował o współpracę:
„Tylko współpraca przynosi prawdziwy pokój, stabilność i bezpieczeństwo” – napisał.
Zadziwiająco, Dmitriew postanowił też skrytykować Joe Bidena, sugerując, że jego rzekome „błędy i oszustwa” będą teraz naprawione. To wyraźna próba przypodobania się obecnemu prezydentowi USA – Donaldowi Trumpowi.
Co więcej, Dmitriew zacytował sondaże, według których 61% Rosjan chce przyjaznych relacji z USA. To zupełnie inna narracja niż jeszcze kilka tygodni temu, gdy rosyjskie media mówiły o wojnie z „całym NATO”.
Tymczasem Trump ma wkrótce spotkać się z nowym sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Głównym tematem rozmów będzie sytuacja na Ukrainie i reakcja sojuszu na rosyjską agresję.
Wydaje się, że nagła gotowość do „dialogu” nie jest przypadkowa. Kreml wyczuł, że Trump nie żartuje, i zamiast kolejnych gróźb zaczął mówić językiem dyplomacji.
Przypomnijmy, 14 lipca do Kijowa przybył specjalny przedstawiciel USA Keith Kellogg. Ma tam pozostać przez cały tydzień, a to oznacza, że Kijów będzie w tym czasie miejscem bezpiecznym.
„Sam fakt obecności wysoko postawionego amerykańskiego gościa jest istotny, bo Putin musiałby być kompletnym idiotą, żeby bombardować Kijów, gdy przebywa tam Keith Kellogg. Doświadczenie osobistego przeżycia nalotu, spędzenia nocy w schronie, a następnego ranka udania się na zniszczone miejsce, obserwowania, jak usuwane są tony gruzów i wydobywane ciała spod ruin – to coś, co Kellogg może zobaczyć na własne oczy i przekazać prezydentowi USA. A to tylko wzmocni ukraińskie zdolności obronne” – zauważył doradca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy Serhij Leszczenko.
ba
2 komentarzy
Mariusz
14 lipca 2025 o 13:29Dalej wierzy sie w rosyjska dyplomacje ,ale to tylko jak zawsze u ruskich na pokaz ,zachod tez poklepywal ich po plecach przez 30 lat ,a to nord streamy budowali ,a to schredera stolki podstawiali ,nic sie nie zmieni .
Enricco
14 lipca 2025 o 13:46Ukraińcy, skreślcie na froncie albo poza nim jedną, dowolną cyfrę w liczbie 140 000 000 rusów.