
Przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO Giuseppe Cavo Dragone Zdjęcie: president.gov.ua
15 maja kanclerz Niemiec Friedrich Merz wygłaszając swoje pierwsze przemówienie przed Bundestagiem oświadczył, że zamierza stworzyć najsilniejszą regularną armię w Europie. Oficjalnie zadeklarował kurs na remilitaryzację Niemiec.
„Jest to zgodne ze statusem największej i najsilniejszej gospodarki w Europie”. Ma to sens.
W 2023 roku minister obrony RP (Mariusz Błaszczak) powiedział coś podobnego: Warszawa zbuduje najsilniejszą armię lądową na kontynencie europejskim. Pomimo zmiany rządu, kurs ten jest kontynuowany. Co więcej: podczas kampanii wyborczej w Polsce temat ten pojawił się w debacie.
Premier Tusk powiedział, że trudno mu mówić o silnej armii niemieckiej, ale chciałby, żeby Niemcy zbroiły się szybciej i lepiej. Ale pojawiają się inne opinie: nie wszyscy są zadowoleni z nowego kursu Berlina, bo armia to miecz obosieczny. Bundeswehra może nagle przekształcić się w Wehrmacht. I będzie za późno na żale, że nie tak się umawialiśmy. Pod tym względem zbliżenie Polski i Francji w sektorze obronnym wygląda na zabezpieczenie nie tylko przed Rosją.
Macron wielokrotnie nazywał francuską armię “najskuteczniejszą w Europie”. Nie jest jasne, jak to zmierzyć. Francja naprawdę ma unikalne kompetencje i zamknięte cykle w kompleksie wojskowo-przemysłowym. Ale jeśli chodzi o zdolność do prowadzenia nowoczesnej wojny, istnieje pewien sceptycyzm. Częściowo dlatego, że w ciągu ostatnich 80 lat uzbrojeni Francuzi byli tradycyjnie traktowani z lekką pogardą i uprzedzeniami.
Jawna rywalizacja między “najsilniejszymi armiami” kontynentu jest wyraźnie zarysowana. Stąd nieuchronność nieustannego klinczu przy podziale unijnych pieniędzy. Francja konsekwentnie blokowała pomysły, które radykalnie przyspieszyłyby pomoc dla Ukrainy, w tym amunicję, ale w których miały być zaangażowane fundusze spoza UE. Stanowisko Francji ma znaczenie, ponieważ płacą za siebie.
Dla Niemców, którzy płacą więcej, redystrybucja pieniędzy na rzecz polskiej armii będzie nie do przyjęcia. Co zacznie wzbudzać krytykę. Warszawa będzie podkreślać swój status „przyczółka”.
Ogólnie rzecz biorąc, wyjaśnia to, dlaczego Europa, która ma znacznie większe zasoby ludzkie i materialne, nie wytrzyma konkurencji z Rosją w formacie blitzkriegu.
Dla wszystkich jest już oczywiste, że jedynym sposobem na szybkie i efektywne zwiększenie potencjału bojowego Europy jest sojusz obronny z Ukrainą. Ponieważ nie jest on obecnie oferowany (wręcz przeciwnie, otwarcie wyrażane są opinie, że Ukraina powinna pozostać strefą buforową, a wojna może trwać jeszcze długo), ale maskowany różnymi pięknymi słowami, wahadło nieuchronnie zacznie przesuwać się w drugą stronę – w kierunku „neutralności Ukrainy”.
I wtedy grupa „najsilniejszych armii w Europie” dostanie szansę na obronę tego statusu w twórczej dyskusji z Kremlem. Myślę, że będzie to około 2027 roku.
Oleksij Kopytko, Facebook
1 komentarz
hmm
20 maja 2025 o 11:43zakłamane szwaby , nigdy