
Józef Piłsudski i Symon Petlura, Winnica, kwiecień 1920 r., źródło: Adam Szelągowski, „Wiek XX”, Warszawa 1938, fot. Wikimedia Commons
105 lat temu doszło do porozumienia militarnego między Polską a Ukrainą. Polacy ruszyli na ofensywę kijowską
Dzisiaj polscy urzędnicy i szefowie resortów zagranicznych jeden przez drugiego występują z deklaracjami, że „Polska nigdy nie wyśle żołnierzy na Ukrainę”. Lecz zaledwie 105 lat temu po burzliwej wojnie Polaków i Ukraińców o Lwów dwóch liderów niepodległych państw dogadało się o wspólnej walce z wrogiem. Żadnej niespodzianki nie ma, tym wrogiem była bolszewicka Rosja. Wówczas żołnierz polski poległ za niepodległą Ukrainę, a żołnierz ukraiński – za Zamość i Warszawę. Przypomnijmy krótko jak doszło do takiego, prawie niewiarygodnego porozumienia?
Już w 1920 roku Józef Piłsudski rozumiał, że to właśnie wschodni sąsiad – niepodległa Ukraina jest kluczem do stabilności i bezpieczeństwa odrodzonej Rzeczypospolitej. I naturalnym przedmurzem obronnym między dziką Rosją a cywilizowanym Zachodem. Dlatego walka o wolność Ukrainy była dla niego nie tylko aktem solidarności, lecz przede wszystkim dziejową koniecznością.
Marzenia Piłsudskiego o federacyjnym bloku wolnych narodów — od Bałtyku po Morze Czarne — nie były romantyczną mrzonką, lecz trzeźwą oceną geopolitycznych realiów. Jak trafnie podsumował w rozmowie z hrabią Michałem Kossakowskim latem 1919 roku: „Mamy taką wspaniałą okazję dokonania na wschodzie wielkich rzeczy, zajęcia miejsca Rosji, tylko z odmiennymi hasłami, i wahamy się? Siły Rosji się nie boję. Gdybym chciał, szedłbym teraz do Moskwy i nikt by mi nie przeszkodził. Zginę raczej, niż miałbym później rozpaczać, że zabrakło mi odwagi w jedynej może chwili wskrzeszenia wielkiej, potężnej Polski”.
Z kim mógł dogadać się po stronie ukraińskiej Józef Piłsudski? Naturalnym partnerem stał się Symon Petlura — polityk z Połtawy a nie Lwowa, dziennikarz, żołnierz i ideowy patriota, który po upadku ukraińskiej niepodległości w 1918 roku nie złożył broni i nie porzucił marzeń o wolnej Ukrainie.
Wówczas armia ukraińska, choć zdziesiątkowana, nadal stanowiła potężną siłę militarną co udowodniła podczas pierwszego „pochodu zimowego” — od grudnia 1919 do maja 1920 roku. Piłsudski i Petlura doskonale zdawali sobie sprawę, że bolszewicką ekspansję można spróbować powstrzymać jedynie wspólnym wysiłkiem.
Dlatego 21 kwietnia 1920 roku podpisano porozumienie, które potwierdzało niepodległość Ukrainy, wyznaczało nowe granice i wzajemne zobowiązania. Polska uznawała Ukraińską Republikę Ludową za suwerenne państwo, a rząd z Petlurą na czele — za jedynego prawowitego przedstawiciela narodu ukraińskiego. W zamian Petlura godził się na przynależność Wołynia i Galicji Wschodniej — zamieszkanych przez znaczną liczbę Polaków — do granic II Rzeczypospolitej.
Był to kompromis, ale też odważny krok w stronę budowy nowego ładu w Europie Wschodniej. Obie strony zobowiązały się do ścisłej współpracy politycznej i wojskowej, a co szczególnie istotne — zagwarantowały obywatelom mniejszości narodowych prawo do swobodnego rozwoju kultury, języka i tożsamości.
24 kwietnia Piłsudski i Petlura sformalizowali także tajne porozumienie wojskowe. Dokument ten przewidywał wspólną ofensywę przeciwko Armii Czerwonej — operację, która przeszła do historii jako wyprawa kijowska. Polska nie wkroczyła na Ukrainę w roli okupanta, lecz jako sojusznik — by pomóc bratniemu narodowi w odbudowie niepodległego państwa.
Już w marcu 1920 roku w Brześciu Litewskim rozpoczęto formowanie oddziałów armii URL. Powstała wówczas m.in. słynna 6. Dywizja Strzelecka dowodzona przez płk. Marko Bezruczkę — późniejszego bohatera obrony Zamościa — oraz 2. Dywizja Strzelecka płk. Oleksandra Udowyczenki.
Pakt z 1920 roku stał się czymś więcej niż dyplomatycznym porozumieniem. Był próbą zerwania z przeszłością rozbiorów i podziałów — historycznym gestem, który mógł na zawsze odmienić losy Europy Środkowo-Wschodniej. Gdyby Ukraina zdołała wtedy obronić swoją niepodległość, być może XX wiek potoczyłby się zupełnie inaczej. Lecz po zdobyciu Kijowa rosyjsko-sowiecka kontrofensywa zmusiła sprzymierzone armie do odwrotu, który udało się zatrzymać dopiero na przedmieściach Warszawy.
Ale dla dzisiejszych pokoleń Polaków i Ukraińców ta polsko-ukraińska walka z Rosją jest symbolicznym znakiem porozumienia w imię wyższego dobra. I walki z wrogiem, który dzisiaj tak samo jak i 105 lat temu próbuje okiełznać niepokornych sąsiadów i narzucić im własne wartości cywilizacyjne. Historia kołem się toczy i nie warto zarzekać się, że Polska znów nie stanie z bronią w obronie Ukrainy, kierując się także własnym interesem. Tak jak to było w 1920 roku.
Sergij Porowczuk, fot. pamiec-historyczna.net, 23 kwietnia 2025 r./ Słowo Polskie
1 komentarz
Kasia
25 kwietnia 2025 o 17:23Wymyślił. Później był1939 rok, a później bestialstwo na Wołyniu, Galicji Wschodniej. Lubelszczyźnie, Bieszczadach, Małopolsce. Ale Ziutek pomyślał.