Koniec rosyjskich snów o potędze na morzach.
Jedyny rosyjski quasi-lotniskowiec Admirał Kuzniecow miał po wieloletnim remoncie rozpocząć w końcu morskie próby wiosną tego roku. Nie rozpoczął – pisze The Telegraph. Zdjęcia satelitarne potwierdzają, że na pokładzie nadal wszystko jest „rozbabrane” i końca prac nie widać. Część ekspertów sądzi, że starzejący się okręt nigdy już nie opuści stoczni i w końcu zostanie „pocięty na żyletki”.
Admirał Kuzniecow był od początku zarówno największą nadzieją, jak i największym przekleństwem rosyjskiej Marynarki Wojennej. Jego historia może stanowić krótki kurs degradacji rosyjskiej floty. Nawet jego imię zmieniano raz po raz, zależnie od realiów politycznych. Po zwodowaniu w 1985 roku nazywał się Ryga, potem Generał Breżniew, Tbilisi, by w końcu dostać obecną nazwę.
Po rozpadzie ZSRR wchodził w skład marynarki ukraińskiej w Sewastopolu, ale kilka miesięcy po ogłoszeniu przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku został przez Rosję… ukradziony. Kapitan samowolnie wypłynął z portu, pozostawiając na lądzie 2/3 załogi, która czuła się Ukraińcami.
Jednak kradzione nie tuczy. Kreml miał nadzieję, że Kuzniecow stanie się zalążkiem przyszłej rosyjskiej potęgi oceanicznej, ale rosyjska Marynarka Wojenna kompletnie nie była na to przygotowana. Nie miała już pieniędzy na remont, brakowało infrastruktury, odpowiednich samolotów i grupy uderzeniowej, do której można by go przydzielić.
Na pokładzie raz po raz rozbijały się samoloty, dochodziło do awarii, a ostateczna kompromitacja nastąpiła u wybrzeży Syrii w 2016 roku, gdy w ciągu trzech tygodni rozbiły się na nim dwie maszyny.
Nie mógł już wtedy samodzielnie pływać. Przedmiotem szyderstw na całym świecie stały się nagrania koszmarnie dymiącego Kuzniecowa, ciągniętego przez holownik dookoła całej Europy do Murmańska.
W remont tego pływającego złomu włożono grube miliardy, które można było przecież przeznaczyć na budowę innych okrętów. Chodziło o imperialny prestiż, żadnego innego lotniskowca Rosja bowiem nie miała, nadal nie ma i nie jest w stanie zbudować. Rosyjska propaganda rozpisywała się, jaki to będzie potężny okręt, kiedy w końcu się go zmodernizuje.
Niestety, remont okazał się nieustającym pasmem porażek. W 2018 roku zatonął pływający dok, w którym stał Kuzniecow, a na pokład zwalił się 70-tonowy dźwig. Rok później na lotniskowcu wybuchł potężny pożar, w którym zginęło kilku marynarzy, a kilkunastu zostało poparzonych.
Zbudować nowy suchy dok i ustawić w nim okręt Rosja zdołała dopiero w połowie 2022 roku. Część prac trzeba było zaczynać od nowa. Zrywano kolejne terminy. W końcu w lecie ubiegłego roku ogłoszono, że wiosną 2024 Kuzniecow rozpocznie próby. Nic z tego.
Teraz rosyjskie dowództwo odgraża się, że zbuduje całkiem nowy lotniskowiec. Jednostka ta, projektu 23000, o nazwie Sztorm nadal jest jednak tylko tekturową makietą. Realnego początku prac nie widać, a jeśli będą one przebiegać tak jak remont Kuzniecowa, to raczej nic z tego nie wyjdzie.
Problem polega na tym, że w czasach sowieckich, ale i długo potem wszystkie silniki okrętowe i turbiny Rosjanie musieli zamawiać na Ukrainie, gdyż rosyjski przemysł nie jest w stanie ich produkować. Teraz próbuje to robić, ale z powodu sankcji nie może sprowadzić odpowiednich części.
Tymczasem bez posiadania floty lotniskowców jakakolwiek dominacja na światowych oceanach, o której marzy Putin, jest po prostu niemożliwa. Dla porównania: USA mają 20 lotniskowców, w tym 11 klasycznych – ciężkich i 9 typu Wasp i America, które są okrętami desantowymi, ale mogą operować jako lotniskowce. Chiny, Wlk. Brytania i Włochy mają po 2, Australia – 2 quasi-lotniskowce, Hiszpania – 2 (jeden quasi), Indie, Tajlandia i Francja – po 1.
Pozostaje z całego serca życzyć Rosjanom, by kierowani swoimi chorymi ambicjami jak najszybciej zakopali się w kosztowną i wieloletnią budowę nowego lotniskowca i jak najdłużej marnowali siły i środki na remont Kuzniecowa. Dzięki temu ich Marynarka Wojenna nie dostanie bowiem wielu innych jednostek.
KAS
7 komentarzy
Rubin714
10 czerwca 2024 o 13:18Ruska technika od lat jest synonimem dziadostwa.
Adrian Piwoński
10 czerwca 2024 o 14:19Ukraińcy sobie ja chwalą, ostatnio jeden weteran stwierdził nawet że T-64 z Charkowskiej stajni w ich rękach nie jest gorszy od Abramsow i Leopardów
Leon Salonowiec
10 czerwca 2024 o 14:43Z jedną różnicą: w odróżnieniu od Leopardów i Abramsów, po trafieniu w T-64 wieża jest odrywana od reszty i leci sobie w kosmos. Co zresztą widać na licznych nagraniach. To dlatego, że pociski w rosyjskich czołgach są składowane bezpośrednio pod wieżą.
Adrian
10 czerwca 2024 o 20:41Nie rosyjskich tylko sowieckich…..linia t64-t80-t84 była produkowana min na terenie ussr a później Ukrainy. Efekt automaty ładowania, przyczyn w linii t64/80/84 ryzyko jest jeszcze większe niż linit72-t90. Z zachodnich maszyn tylko Abrams ma pełną izolacje amunicji, w Leopardzie drugi rzut jest w kadłubie obok kierowcy. Niestety Ukraina nie odtworzyła zdolności produkcji ciężkich pancerzy reaktywnych nowej generacji Nóż i Duplet i instaluje postsowiecki Kontakt (choć można do jej kasety włożyć wkład z Noża) o systemach aktywnej obrony jeszcze kilka lat temu sprzedawanych w formie know how do Turcji nie wspominam.
Jagoda
10 czerwca 2024 o 14:04Jakby palili w kotłach wysokogatunkowym antracytem to Kuzniecow by tak nie dymił ! 🙂 Podobno zawsze pływają za nim dwie podwodne węglarki aby nikt nie posądził ruSSkich, że Kuzniecow jest parostatkiem na węgiel ! 🙂
Jagoda
10 czerwca 2024 o 15:19Kuzniecow chyba ma filtry DPF zapchane ! 🙂
leny
11 czerwca 2024 o 08:49palą węglem