Kto dziś wie, co to są sopiłki, sieraki i bajbaraki czy ołeńki. Barwna kultura górali karpackich odchodzi w przeszłość. Prawdziwa huculszczyzna zachowała się jedynie w odległych, zdawałoby się zapomnianych przez ludzi i Boga chutorach położonych wysoko w górach.
Przed chwilą przestał padać deszcz. Wełniaste, białe połacie mgły, niczym wielkie kawały waty cukrowej, unosiły się w powietrzu, niosąc ze sobą zapach przydrożnego kurzu i świeżo skoszonej trawy. Ludzie wychodzili z prowizorycznych kryjówek – spod gęstych koron drzew, płóciennych straganów i sklepów sąsiadujących z sobą wzdłuż ulicy, na upstrzony dziurami asfalt.
Słońce bez trudu przebiło się przez warstwę deszczonośnych chmur i oświetliło ciepłymi promieniami całą okolicę. Nagle, jak grom z jasnego nieba, uderzyła w ludzi stojących na chodnikach muzyka dzika, nieokiełzana, pełna dźwięków tarabanów, sopiłek (rodzaj fletu), cymbałów, wspomagana niskim, przeciągłym basem trombit. Muzyka Karpat wzbogacona o nuty rodem z multańskiej strony. Zza zakrętu wyłonił się huculski orszak, pełen jaskrawych barw, drgających na wietrze wstążek i pobłyskujących złotawo ostrzy bartek – huculskich ciupag. Rozpoczynał się huculski festiwal w Werchowynie.
Huculi zamieszkują część Karpat Wschodnich od Pokucia po krańce Zakarpacia. Spotyka się ich również po rumuńskiej stronie Bukowiny i Syhotu Marmaroskiego. Historię tego ludu można prześledzić w zbiorach Muzeum Huculszczyzny i Pokucia w Kołomyi. Niestety, prawdziwa huculszczyzna zachowała się jedynie w odległych, zdawałoby się zapomnianych przez ludzi i Boga chutorach położonych wysoko w górach.
Festiwal huculski, który jeszcze przed agresją Rosji odbywał się cyklicznie w kilku miejscach regionu, uświadamia, że większa część tradycji huculskiej stała się tylko stylizacją folkloru na potrzeby turystyki i miejscowych animatorów kultury. Sam festiwal – dobrze, że był organizowany i miejmy nadzieję, że będzie tak nadal – jest jednak żywą próbą zachowania chociaż części tej ginącej, górskiej obyczajowości.
Jak większość górali karpackich, lud ten wykazywał zawsze ogromną niezależność i przywiązanie do ziemi i własnej tradycji. Podobnie jak na naszym Podhalu górale, tak i Huculi tworzyli pewne enklawy wyróżniając się wzornictwem ubioru i obyczajem. Barwny korowód huculskiego festiwalu pozwalał znawcom tematu rozpoznać przedstawicieli poszczególnych miejscowości po zdobieniach krzesania, czyli czarnego filcowego kapelusza impregnowanego zwierzęcym tłuszczem, lub kamizelek czy peleryn.
Pierwotnie stroje huculskie, tak jak naszych górali, były dość ubogie w barwy. Świetność strojów zaczęła się prawie 200 lat temu, po powrotach brańców z wojska, gdzie otrzymywali na powrót do domu portki, kamizelki oraz sieraki i bajbaraki – odpowiedniki naszej góralskiej guni, czyli peleryny narzucanej na ramiona. Całość stroju huculskiego uzupełniały kolorowe pompony zwane chwastami. Kobiety z sąsiednich wsi konkurowały między sobą, tworząc bajecznie kolorowe hafty o ornamentyce charakterystycznej dla danej miejscowości.
Część Hucułów nosiła postoły – skórzane kierpce wiązane długimi rzemieniami. Dopiero w wieku XX zaczęły być zdobione wytłaczanymi wzorami. Huculskim stało się obuwie, w którym wojskowi wracali do domu. Były to czoboty, wysokie skórzane buty o cholewkach układających się w harmonijkę.
Stroje kobiece miały również pewną symbolikę. Jeśli dziewczyna nosiła wianeczek z kwiatów ozdobiony kolorowymi pomponami, oznaczało to, że jest panną. Zamężne niewiasty miały na głowie peremitki, rodzaj czepca drapowanego z lnianego zwoju.
Bardzo ważnym elementem stroju hucułki była biżuteria, wcześniej mająca charakter magicznych amuletów, chroniących właścicielki przed wszelkim złem. Trudno dzisiaj znaleźć jednak ołeńki – naszyjniki z pancerzy chrząszczy naukowo zwanych kruszczyca złotawka. Paciorki tego naszyjnika maczano w oleju lnianym i parafinie, aby zakonserwować i nadać im połysk. W późniejszym czasie serca Hucułek podbiły korale z czerwonego lub barwionego na złoto szkła. Nie brakuje też ozdób z malowanego drewna.
Festiwal w Werchowynie to okazja do usłyszenia coraz rzadszej, prawdziwej muzyki huculskiej, granej na starych, etnicznych instrumentach. Tutaj można usłyszeć jeszcze śpiewy z tekstami powtarzanymi od wielu pokoleń. Wieczorem, przy buchającej płomieniami watrze, snują się opowieści o dawnych dziejach, karpackich duchach, zbójnikach i polowaniach na krwiożercze niedźwiedzie i wilki.
I wydaje się, że ten bajeczny świat można zachować jedynie w literackich opisach, bo ten prawdziwy ulega degradacji na rzecz nowoczesności. Ot, niby zwyczajna kolej rzeczy.
Tekst i fot ATK
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!