Na portalu Kresy 24.pl ukazał się kiedyś tekst z fotografiami Duniłowicz – przed wojną miasteczka w województwie wileńskim, obecnie w obwodzie witebskim na Białorusi. I właśnie ten fakt pobudził moje wspomnienia rodzinne, związane z Kresami Wschodnimi. Nie ma przecież tożsamości bez pamięci i bez wspomnień rodzinnych.
W moich zbiorach rodzinnych jest zdjęcie mojej drogiej mamy Stefanii Witczak z domu Wieliczko. Wykonano je właśnie w Duniłowiczach we wrześniu 1928 roku. Moja mama uczyła się w tamtejszej polskiej szkoły i aktywnie uczestniczyła w życiu tamtejszych katolików.
Na zdjęciu utrwalono dziewczęcy chór przy kościele parafialnym w Duniłowiczach.
Pierwsza z prawej dziewczyna z warkoczami, dziewczyna o bardzo skupionym spojrzeniu to moja mama. Chórzystkom towarzyszą trzej polscy księża katoliccy, którzy wówczas opiekowali się zespołem.
W tamtejszej okolicy mój dziadek, Marcin Marcel Wieliczko, posiadał rozlegle ziemie, czyli majątek „przedrewolucyjny”, utracony w czasach sowieckich. Pozostał tylko „na papierze”, czyli w skrycie przechowywanych dokumentach rodzinnych.
Wspomnienia o moim dziadku opierają się głownie na opowiadaniach mojej matki. Pamięć o nim była w naszej rodzinie pielęgnowana. Obecnie jestem najstarszą, która połączona jest pochodzeniem z Kresami Wschodnimi.
W czasach PRL-u te wspomnienia były w mojej rodzinie trzymane w głębokiej tajemnicy – był zakaz przekazywania komukolwiek i jakichkolwiek wiadomości na ten temat.
Dziadek Marcin nie był „Moskalem” , ale polskim wysokim oficerem, wykształconym w Akademii Wojskowej w Sankt Petersburgu (Pietrogradzie, jak powiadała moja mama).
Służył w armii carskiej za panowania Mikołaja II. Odznaczył się w wojnie rosyjsko-japońskiej w latach 1904 -1905. Przebywał wówczas w Mandżurii, gdzie odpowiadał za szkolenie żołnierzy. Później należał do specjalnego oficerskiego korpusu ochrony cara.
Dodam, że przez tą formację przewinęło się ponad 20 tys. Polaków lub żołnierzy polskiego pochodzenia.
Dziadek za zasługi w wojnie rosyjsko-japońskiej został skierowany właśnie do tego korpusu, do Carskiego Sioła (25 km od Petersburga), gdzie była jedna z carskich rezydencji. Prowadził tam m.in. jedną z kancelarii cara. Tam też mieszkał wraz z żoną i córkami aż do przewrotu bolszewickiego w październiku 1917 roku. Doskonale znał polski, rosyjski i francuski, i był katolikiem.
Moja matka wspominała, że wówczas jako ośmiolatka często spotykała cara Mikołaja II, który po ludzku odnosił się do podwładnych, prowadził z nimi miłe rozmowy. Szczególnie ciepło odnosił się do dzieci oficerów korpusu ochrony. Pamiętała przypadkowe, ale częste spotkania z carem w czasie jego spacerów po wspaniałych ogrodach w jego rezydencji w Carskim Siole.
Najczęściej jednak opowiadała o dramatycznej nocnej ucieczce bryczką z Carskiego Sioła przed bolszewikami w październiku 1917 roku. Rodzina uciekała na Kresy Wschodnie, jadąc jedynie nocą, lasami, a w dzień ukrywając się. Dzięki opatrzności dotarli do swego rodzinnego majątku.
Moja matka, starsza od swoich sióstr, Albertyny i Bronisławy, doskonale pamiętała te jakże trudne dla rodziny czasy. Pamiętała dziadka Marcina jako bardzo dystyngowanego, eleganckiego i zawsze zadbanego starszego mężczyznę, któremu trudno było się pogodzić z wprowadzanymi przez bolszewików porządkami na tych ziemiach. Posiadaliśmy jedyne zdjęcie dziadka jeszcze z Carskiego Siola w jego kabriolecie, które pamiętam do dziś. Niestety, zaginęło w czasie Powstania Warszawskiego.
Po ukończeniu polskiej szkoły w Duniłowiczach, mama wraz ze swoją siostrą Albertyną wyjechały do Warszawy, do dalszej rodziny i dobrych znajomych mojego dziadka.
W Warszawie poznała mojego ojca, Edwarda Witczaka, pochodzącego z zubożałej szlachty mazowieckiej, osieroconego w czasie pierwszej wojny światowej. A poznali się na popularnej podówczas w Warszawie ślizgawce, w moim ukochanym Parku Ujazdowskim, gdzie spędzałam najlepsze chwile mojego dzieciństwa. Oboje wspaniale jeździli figurowo na łyżwach. Mama miala nawet specjalnego trenera.
Pobrali sie w roku 1938, a ja Barbara Anna urodziłam się 9 grudnia 1939 r. w Warszawie, na ulicy Koszykowej 20. Ale to już inna, dłuższa historia, także wojenna, powstańcza, pełna cierpień i rozterek, poszukiwań przez Czerwony Krzyż mojego ojca Edwarda – więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych. Dzięki Bogu ojciec przeżył, odnalazł się i dołączył do nas. Już nie byłyśmy same. Wielu członków naszej rodziny zginęło w czasie okupacji w hitlerowskiej katowni przy Alei Szucha w Warszawie oraz po wojnie w komunistycznym więzieniu na Rakowieckiej.
Przed agresją Rosji na Ukrainę kilkakrotnie zwracałam się do archiwów w Petersburgu i muzeum w Carskim Siole z prośbą o udostępnienie informacji o moim dziadku, Marcinie. Otrzymałam odmowę – archiwalia nie są udostępniane. I tak pozostały mi jedynie spisane wspomnienia mojej matki, Stefanii.
Zamierzałam nawet odwiedzić te miejsca w Rosji, związane z moim drogim dziadkiem, ale w świetle obecnej sytuacji politycznej jest to niemożliwe.
Niestety, historia relacji polsko-rosyjskich jest zagmatwana, a na domiar złego Rosja rozpętała w Europie nową wojnę. Ponura rzeczywistość dopada szarego człowieka nawet w XXI wieku. Jestem dzieckiem wojny 1939 i Powstania Warszawskiego, które we fragmentach, lecz doskonale pamiętam.
Barbara Anna Hajjar z Tartusu
1 komentarz
Izabella Pettersson
22 lipca 2024 o 17:52Witam, Szukam danych dot. mojej rodziny. Dziadek JUlian Pierscinski wraz z rodzina mieszal w Pustomytach. Babcia Wanda Pierscinska i moja mama wraz z siotrami i bratem. Obecnie moich kuzini no i ja, robimy probe odzyskanie chocby nie calosc dworku mojego dziadka ze strony mojego ojca Janusz Wichrowski. Dlatego (nie wiem o´po im) ale potrzebuja jakiegos dokumentu, ze moja mama nazywala sie z d. Pierscinska.
TO tak krotko pisze. Bardzo prosze o jakies wskazowki gdzie mam szukac`aktu uirodzenia mojej mamy skad by vinikalo , ze jesr z rodziny Piersinckich. Z gory bardzo przeptaszam za bledy ale mieszkam juz w Szwcji 53 lata i zapomina sie jednak troche. POzdrawiam serdecznie
Izabella Pettersson (z d. Wichrowska) po ojcu.