Ukraińskie siły specjalne działają poza granicami Ukrainy i likwidują Rosjan na ich terytorium, informuje brytyjskie wydanie The Guardian. Gazeta rozmawiała z trzema ukraińskimi komandosami – 23-letnim Tarasem, 21-letnim Władysławem i ich dowódcą, 39-letnim Aleksiejem.
Ukraińcy mówią, że mają świadomość, iż przypadku najgorszego, ukraińskie władze zaprzeczą jakimkolwiek związkom z nimi.
Młodzi Ukraińcy powiedzieli dziennikaorzom The Guardian, że są członkami batalionu „Bractwo”, ochotniczej grupy ukraińskich sił specjalnych walczących z Władimirem Putinem w głębi Rosji. Ich działania to: porywanie wysokich rangą urzędników Kremla, niszczenie kluczowej infrastruktury wojskowej i zestrzeliwanie wrogich samolotów na terytorium Rosji.
Jeden z bojowników przyznaje, że chce mówić publicznie o swojej działalności, żeby Putin i okupanci wiedzieli, że „ukraińskim bojownikom bardzo łatwo jest przekroczyć granicę rosyjską, a rosyjskie dowództwo musi poczuć żar bitwy na własnej ziemi”.
Gazeta pisze, że ochotnicy „Bractwa” mają specjalny status, „technicznie niezależni od armii ukraińskiej, ale pracują ramię w ramię z siłami oficjalnymi”.
Dziennikarze spotkali się z bojownikami w Kijowie. Tam, w dżinsach i bluzach, opowiadali o swoich przygodach, robiąc sobie przerwę od treningów, planowania i misji.
The Guardian pisze, że „ze względu na ich nieoficjalny status ich historie nie mogły zostać niezależnie zweryfikowane, ale są przekonujące i wiarygodne oraz niezwykłe w swojej odwadze”.
Jeden z rozmówców brytyjskiego dziennika mówi, że wrócił dwa tygodnie temu po „prostej operacji”: „Nasza grupa musiała wwieźć pewną ilość materiałów wybuchowych na terytorium Rosji i zostawić je w określonym miejscu”. Opowiada, że sześć tygodni temu zakończył operację, z której najbardziej jest dumny:
„Mieliśmy zadanie zniszczenia rosyjskiego helikoptera, który przewoził wysokich rangą urzędników rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych”. Operacja nie została przeprowadzona za pierwszym razem, ale udało się zestrzelić śmigłowiec z przenośnego systemu obrony powietrznej z odległości 4 km.
23-latek mówi, że niezależnie od tego, czy w helikopterze zginęli urzędnicy Kremla, dla Tarasa była to udana misja, która osiągnęła swój główny cel.
Ostatnia operacja w Rosji, w której brał udział Władysław, miała miejsce „miesiąc temu w rejonie miasta Biełgorod, gdzie w ostatnich miesiącach wysadzonych zostało kilka magazynów amunicji”.
Wojskowi zauważają, że ich praca jest niezwykle niebezpieczna, ale przygotowują się bardzo starannie i są świadomi jej wagi.
Ukraińcy opowiedzieli też dziennikarzom o swoich poległych towarzyszach, jak mówią, nawet najlepsi fachowcy mogą zginąć przy takich zadaniach.
ba za theguardian.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!