
Siły Specjalne Ukrainy: Fot: facebook.com/usofcom
Ukraińskie siły specjalne działają poza granicami Ukrainy i likwidują Rosjan na ich terytorium, informuje brytyjskie wydanie The Guardian. Gazeta rozmawiała z trzema ukraińskimi komandosami – 23-letnim Tarasem, 21-letnim Władysławem i ich dowódcą, 39-letnim Aleksiejem.
Ukraińcy mówią, że mają świadomość, iż przypadku najgorszego, ukraińskie władze zaprzeczą jakimkolwiek związkom z nimi.
Młodzi Ukraińcy powiedzieli dziennikaorzom The Guardian, że są członkami batalionu „Bractwo”, ochotniczej grupy ukraińskich sił specjalnych walczących z Władimirem Putinem w głębi Rosji. Ich działania to: porywanie wysokich rangą urzędników Kremla, niszczenie kluczowej infrastruktury wojskowej i zestrzeliwanie wrogich samolotów na terytorium Rosji.
Jeden z bojowników przyznaje, że chce mówić publicznie o swojej działalności, żeby Putin i okupanci wiedzieli, że „ukraińskim bojownikom bardzo łatwo jest przekroczyć granicę rosyjską, a rosyjskie dowództwo musi poczuć żar bitwy na własnej ziemi”.
Gazeta pisze, że ochotnicy „Bractwa” mają specjalny status, „technicznie niezależni od armii ukraińskiej, ale pracują ramię w ramię z siłami oficjalnymi”.
Dziennikarze spotkali się z bojownikami w Kijowie. Tam, w dżinsach i bluzach, opowiadali o swoich przygodach, robiąc sobie przerwę od treningów, planowania i misji.
The Guardian pisze, że „ze względu na ich nieoficjalny status ich historie nie mogły zostać niezależnie zweryfikowane, ale są przekonujące i wiarygodne oraz niezwykłe w swojej odwadze”.
Jeden z rozmówców brytyjskiego dziennika mówi, że wrócił dwa tygodnie temu po „prostej operacji”: „Nasza grupa musiała wwieźć pewną ilość materiałów wybuchowych na terytorium Rosji i zostawić je w określonym miejscu”. Opowiada, że sześć tygodni temu zakończył operację, z której najbardziej jest dumny:
„Mieliśmy zadanie zniszczenia rosyjskiego helikoptera, który przewoził wysokich rangą urzędników rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych”. Operacja nie została przeprowadzona za pierwszym razem, ale udało się zestrzelić śmigłowiec z przenośnego systemu obrony powietrznej z odległości 4 km.
23-latek mówi, że niezależnie od tego, czy w helikopterze zginęli urzędnicy Kremla, dla Tarasa była to udana misja, która osiągnęła swój główny cel.
Ostatnia operacja w Rosji, w której brał udział Władysław, miała miejsce „miesiąc temu w rejonie miasta Biełgorod, gdzie w ostatnich miesiącach wysadzonych zostało kilka magazynów amunicji”.
Wojskowi zauważają, że ich praca jest niezwykle niebezpieczna, ale przygotowują się bardzo starannie i są świadomi jej wagi.
Ukraińcy opowiedzieli też dziennikarzom o swoich poległych towarzyszach, jak mówią, nawet najlepsi fachowcy mogą zginąć przy takich zadaniach.
ba za theguardian.com
Dodaj komentarz