Pele przed śmiercią stanowczo potępił Putina i „nikczemną” inwazję rosyjską na Ukrainę

Zmarły wczoraj byly brazylijski piłkarz Pele (Edson Arantes del Nacimiento), trzykrotny mistrz świata, uważany za najlepszego piłkarza w historii, kilka miesięcy przed smiercią w specjalnym apelu wezwał tyrana Rosji Wladimira Putina do zakończenia swojej, jak się wyraził, nikczemnej” i niczym nieusprawiedliwionej inwazji na Ukrainę.

Pele opublikował oświadczenie w czerwcu, przed meczem reprzentacji Ukrainy ze Szkocją w pierwszej rundzie baraży kwalifikacyjnych do niedawnego Mundialu w Katarze (Ukraina wtedy wygrała, ale w drugiej, decydującej rundzie przegrała z Walią i to Walia pojechała na Mistrzostwa Świata). W następnych miesiącach jego stan zdrowia był na tyle zły, że już nie pojawiał się publicznie i wypowiadał się sporadycznie w mediach społecznościowych. Można więc uznać to przesłanie za jedne z jego ostatnich słów. Tym cenniejsze, że rzadko ze świata piłki nożnej dobiegają aż tak stanowcze głosy potępiające Rosję, a z kolei główni politycy Brazylii – były prezydent Jair Bolsonaro i obecny prezydent Lula da Silva wypowiadają opinie o wojnie na Ukrainie wpisujące się w propagandę Kremla.

„Ten konflikt jest nikczemny, niczym nieusprawiedliwiony i nie przynosi nic poza bólem, strachem, terrorem i bólem” – napisał Pele.

Pele, sam pochodzący z biedniejszych środowisk społeczeństwa brazylijskiego i często powołujący się na to pochodzenie, po zakończeniu kariery był wielokrotnie krytykowany za otaczanie się możnymi tego świata, także spotykanie się z podejrzanymi osobami jak właśnie Putin. Pele spotkał się z Putinem w 2017 roku podczas wizyty w Rosji przed mającym odbyć się Mundialem 2018 w Rosji. Putin nazwał wtedy Pelego jednym ze swoich ulubionych piłkarzy.

Pele odniósł się we wspomnianym wpisie do tamtego spotkania.

„Kiedy spotkaliśmy się w przeszłości i wymieniliśmy uśmiechy i długi uścisk dłoni, nigdy bym nie pomyślał, że pewnego dnia będziemy po tak różnych stronach jak jesteśmy dziś” – napisał Pele.

Oprac. MaH, reuters.com

Podziel się tym z innymi. Udostępnij na: