Właściciel baru „Stal’in Doner” Stanisław Woltman poinformował na antenie telewizji „Dożd”, że policja wywiera presję na jego ajenta i zmusiła go do rozwiązania umowy z nim. Mimo to placówka się nie zamknie.
„Na mojego ajenta wywierana jest poważna presja, z żądaniem jak najszybszego rozwiązania problemu, oczywiście nie na moją korzyść. (…) Znalazł się on między młotem a kowadłem” – powiedział.
Uważa on, że nie ma powodu do wypowiedzenia umowy z ajentem, ponieważ ten regularnie płaci czynsz i nie narusza rosyjskiego prawa.
Obecnie „Stal’in Doner” nie funkcjonuje, a Woltman „nadal szuka pracowników, którzy nie obawiają się podjęcia pracy w tym lokalu”. Zorganizowania została przed nim pikieta, interweniowała policja.
Stanisław Woltman powiedział, że wcześniej policjanci skonfiskowali jego telefon i grozili mu.
„Powiedzieli: „Zjeżdżaj do swojego Orenburga, zamykaj tutaj wszystko, z tobą lub bez ciebie, zlikwidujemy to wszystko” – powiedział.
Kiedy biznesmen odmówił usunięcia szyldu znad lokalu, policjanci chwilowo dali za wygraną i odjechali. Nie mieli podstaw prawnych do jego usunięcia.
Woltman odżegnał się od sympatii do Stalina i nazwał go „osobowością niejednoznaczną”.
„Nie pochwalam go ani nie wywyższam, ale też go nie poniżam ani nie obrażam” – wyjaśnił swój stosunek do sowieckiego dyktatora.
Przypomnijmy, na początku stycznia w Moskwie otwarty został bar-kebab „Stal’in Doner”. Personel w obsługuje klientów w mundurach NKWD, a nazwach serwowanych specjałów są nawiązania do Stalina i Berii. Działalnością lokalu szybko zainteresowały się okoliczne organy moskiewskiej policji.
Opr. TB, https://tvrain.ru/
fot. ColonelCassad/LiveJournal
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!