Jak informowaliśmy, 20 grudnia Aleksander Łukaszenka spotka się z Władimirem Putinem w Sankt Petersburgu, by kontynuować zakończone fiaskiem w Soczi negocjacje ws. „pogłębienia integracji” (7 grudnia). Dziś okazało się, że jeszcze przed Nowym Rokiem spotka się z Dmitrijem Miedwiediewem. Premier Rosji pofatyguje się osobiście do Mińska.
Taką informację przekazał we wtorek prezydent Białorusi na spotkaniu z szefem administracji prezydenta Igorem Siergijenko i przewodniczącą Rady Republiki Natalią Koczanową, która do ubiegłego tygodnia pełniła tę funkcję, pisze BelTA.
„Rozmawialiśmy właśnie z premierem Rosji” – powiedział Łukaszenka. – I uzgodniliśmy, że między innymi gdzieś w okolicach sylwestra się spotkamy (nie wiem, jak to się tutaj potoczy w kraju, w związku z moim harmonogramem, oni także mają swój własny harmonogram, też mają święta). Ale nie tylko z prezydentem Rosji, możemy „wyregulować zegarki” – również z premierem. Są kwestie, które dotyczą naszych rządów. I chciałbym, żeby rozmowa na pewne tematy odbyła się z Dmitrijem Anatolijewiczem (Miedwiediewem)”- powiedział białoruski przywódca.
Najwyraźniej nie tylko strona rosyjska naciska na zakończenie tego etapu integracji w ramach Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Białoruski prezydent również widzi szansę w tym spotkaniu.
„Z zadowoleniem zgodził się, że są punkty zbieżne i znajdziemy wyjście. Mówi, że może nawet przyjechać do Mińska. Myślę, że znajdziemy termin na spotkanie. Być może trzeba będzie jeszcze raz po 20. (grudnia) spotkać się z rosyjskim prezydentem, aby w końcu postawić kropkę nad „i” w najważniejszych kwestiach dotyczących funkcjonowania obu państw i, co najważniejsze, naszych gospodarek”- dodał Łukaszenka.
Przypomnijmy, że spotkanie prezydentów Białorusi i Rosji odbyło się w Soczi 7 grudnia. Negocjacje Putina i Łukaszenki o warunkach podpisania tzw. „map drogowych”, które precyzują krok po kroku procesy integracyjne, zakończyły się niczym, bo Rosja oprócz głębokiej integracji gospodarczej domaga się też politycznej kontroli nad Mińskiem, przed czym broni się prezydent Białorusi.
Osią sporu jest ultimatum postawione przez Miedwiediewa w grudniu 2018 roku. Przebywający z wizytą w przygranicznym Brześciu premier Dmitrij Miedwiediew oświadczył wówczas, że dalsze dotowanie Białorusi, Kreml uzależnia od stopnia wywiązania się Mińska ze zobowiązań traktatu z 1999 roku o utworzeniu Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Strony powołały grupy robocze ds. wypracowania map drogowych. Co do większości spornych kwestii wypracowano konsensus.
Główne sprzeczności stron w negocjacjach integracyjnych dotyczą kwestii ceny rosyjskiego gazu dla republiki w 2020 r., rekompensaty dla Mińska za straty wynikające z manewru podatkowego w sektorze naftowym Federacji Rosyjskiej, dostępu do rynku rosyjskiego dla białoruskich producentów..
Jurij Carik z Centrum Badań Strategicznych i Polityki Zagranicznej rozważa trzy warianty zakończenia negocjacji.
Pierwszy z nich przewiduje, że spotkanie znów zakończy się niczym, a skutkiem będzie wzrost cen gazu, tak jak ma to miejsce w przypadku Armenii.
„Gazprom traci przychody z eksportu na rynkach spoza WNP i jest zmuszony jakoś to sobie zrekompensować. Można tego dokonać kosztem rynku krajowego, ale wiąże się to z poważnymi kosztami politycznymi. No albo kosztem Białorusi”- uważa ekspert.
Ponadto, w zależności od tego, jak „rozwinie się wymiana ciosów i wszelkiego rodzaju oświadczeń”, mogą zostać wprowadzone poważniejsze ograniczenia dostępu białoruskich producentów do rynku rosyjskiego.
Druga opcja przewiduje, że strony mogą podpisać dokumenty, które już zostały uzgodnione.
„Dla Mińska wydaje się być to porażką. Ale ta porażka jest umowna. Oznacza ona, że w zamian za podpisanie części map drogowych, Rosja być może nie podniesie drastycznie cen gazu, a nawet może pozostawić go bez zmian. Jednocześnie Białoruś nie otrzymuje rekompensaty za manewr podatkowy. Według eksperta, jedyne, co może uzyskać Mińsk, to odszkodowanie za zanieczyszczenie rurociągu naftowego Drużba. Nie będzie to duża kwota, bo już teraz wiemy, że zamiast oczekiwanych 330-350 mln USD Rosja zapłaci jedynie 70 mln.
Najbardziej niewiarygodny – według Carika – wariant, to ustępstwa Kremla wobec Białorusi. Zdaniem eksperta takie rozwiązanie nie miałoby jednak żadnego sensu.
oprac.ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!