Co szósty mieszkaniec Kijowa jest gotów sprzedać swój głos w wyborach parlamentarnych!
Gazeta „Siegodnia” przeprowadziła wyborczy eksperyment. Dziennikarze proponowali telefonicznym rozmówcom, aby za 300 hrywien zagłosowali na kandydata nieistniejącej „Młodzieżowej Partii Liberalnych Demokratów”.
Na 30 osób, z którymi rozmawiali, 5 wyraziło taką gotowość, a jedna zadeklarowała, że zrobią to całą rodziną – „żeby więcej zarobić”.
Gazeta podliczyła, ile pieniędzy musiałby „zainwestować” kandydat na przykładzie rejonu Dniepropiotrowskiego, liczącego 165 tys. mieszkańców, gdzie o mandat poselski będzie zabiegać 22 kandydatów. Aby zostać deputowanym, powinno mu, według szacunków „Siegodnia”, wystarczyć 15% głosów wyborców, czyli 25 tys. osób. Poselski mandat kosztowałby więc 7,5 mln hrywien.
Jednak kandydaci nie kupują głosów wyłącznie takim sposobem, jak opisuje to ukraiński dziennik.
Techniką stosowaną powszechnie w dniu wyborów jest tzw. karuzela. Pracujący dla partii człowiek wchodzi do lokalu wyborczego, odbiera swoją kartę do głosowania, ale do urny jej nie wrzuca. Z kartą wychodzi na zewnątrz i wypełnioną daje osobie, która godzi się za pieniądze oddać głos na „właściwego” kandydata. Przekupiony idzie głosować, wrzuca do urny kartę z już postawionym krzyżykiem, a własną, pustą, którą dostał w komisji wyborczej, wynosi z lokalu, oddaje „rozprowadzającemu” i otrzymuje obiecane pieniądze.
Taka karuzela może się kręcić przez cały dzień. I zazwyczaj się kręci. Nie tyko na Ukrainie!
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!