W USA Amerykanie muszą wymyślać straszne opowieści o ataku potworów z morza czy podziemi, klaunach-demonach czy ożywającym indiańskim cmentarzu. W tej części świata wystarczy sięgnąć do prawdziwej historii.
Z zainteresowaniem, ale też pewnymi obawami przyjąłem wiadomość, że znana m.in. z ambitnych serial stacja HBO we współpracy ze stacją SKY kręci serial o katastrofie w Czarnobylu. Z jednej strony, dobry pomysł, by opowiedzieć tę historię w formule serialu (a właściwie miniserialu) „premium”, z drugiej strony – od początku wiadomo było, że to koprodukcja amerykańsko-brytyjska, gdzie grają głównie aktorzy anglosascy, w tym gwiazdy jak Emily Watson, Jareed Harris czy Stellan Skarsgard (no, dobra, to aktor szwedzki, senior znanego aktorskiego klanu, ale on jak i jego synowie od dawna robią karierę w kręgu anglosaskim). Reżyserem jest zaś Szwed Johan Renck znany dotąd głównie z kręcenia… teledysków. Scenarzystą – Amerykanin z Brooklynu Craig Mazin, wcześniej autor scenariusza do filmów klasy B i C, jak choćby… „Kac Vegas 3”.
A jednak, już od samego początku pierwszego odcinka te obawy zostały rozwiane. Serial nawet się nie „rozkręca”, od razu wskakuje na wysoki poziom intensywności, a jednocześnie powagi. Wciąga i jest wstrząsający, choć przecież niby tę całą historię dobrze znamy.
Mimo, że aktorzy mówią po angielsku, to udało się doskonale odtworzyć realia sowieckie II połowy lat 80. Zarówno pod względem materialnym (choć nie wykluczam, że prawdziwi znawcy historii wykryją jakieś niedociągnięcia w kostiumach, pojazdach, sprzęcie czy innych artefaktach), jak i, co ważniejsze, społecznym, politycznym i duchowym. Film zresztą kręcony był na Litwie. W odtworzeniu realiów i atmosfery tamtych czasów i tamtego kraju duża też zasługa zdjęć autorstwa szwedzkiego operatora Jacoba Ihre (kolory jak z pamiętnej taśmy enerdowskiej ORWO).
Udało się pokazać chorą mentalność schyłkowego „człowieka sowieckiego” i chorą rzeczywistość schyłkowego ZSRS. Pod tym względem nieoceniony jest walor edukacyjny serialu „Czarnobyl”.
A przy tym, można odnaleźć w tym serialu coś humanistycznego, zrozumienie, współczucie, a nawet podziw dla tych, którzy próbują mimo wszystko zachować człowieczeństwo. Zwłaszcza, że część bohaterów tej ponurej opowieści, dobrowolnie lub mimo woli, stała się bohaterami.
To jedna warstwa serialu, ale jest też i ta druga, widowiskowa, czysto filmowa. W tych miejscach, gdy akcja nie skupia się na relacjach społecznych, politycznych i międzyludzkich, a na samej katastrofie i akcji likwidacyjnej, sięgnięto z wyrachowaniem po konwencję horroru. Jest człowiek kontra mordercza, potworna, niepojęta siła, w tym wypadku – uwolniona potężna energia, uwolniona z powodu ludzkiej pychy i patologicznego systemu. Tak jak w klasycznych horrorach, wyznawcy racjonalności (w tym wypadku racjonalności sowieckiej mówiącej, że w „naukowym” Związku Sowieckim nic złego stać się nie może, bo ma najlepszych uczonych i technologię, góra ma zawsze rację, a poza tym trwa jeszcze „zimna wojna” i nie można przyznawać się do błędu) zderzają się z czymś, czego nie są w stanie pojąć. Niepojęte rozbija uporządkowaną rzeczywistość czyniąc ją jeszcze bardziej koszmarną. Ale tworzy się przestrzeń dla ludzi drugiego planu. Sprawy muszą wziąć w swoje ręce zwykli ludzie. Tak rozpoczyna się mordercza walka o najwyższą stawkę. Taki to właśnie schemat. Jak z amerykańskich horrorów są sceny nagłej śmierci w wyniku napromieniowania, Jak z horrorów jest suspens. Także radioaktywna mgła wygląda „horrorowato”. I to wszystko w żaden sposób nie wydaje się przegięciem. Pasuje doskonale do oddania całej tej sytuacji.
Bo przecież historia Europy Środkowej i Wschodniej, a już zwłaszcza ZSRS to jest jeden wielki horror, którego tylko jedną z części, choć niemal finałową, jest katastrofa w Czarnobylu. W USA Amerykanie muszą wymyślać straszne opowieści o ataku potworów z morza czy podziemi, klaunach-demonach czy ożywającym indiańskim cmentarzu. W tej części świata wystarczy sięgnąć do prawdziwej historii.
Tak to wygląda po pierwszym odcinku. Nie wykluczam, że dalej nie będzie już tak udanie, ale na razie zapowiada się na serialowe wydarzenie tego roku.
Marcin Herman
Ilustracja: kadr z serialu „Czarnobyl”, USA-Wielka Brytania 2019, reż. Johan Renck, hbo.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!