Odrodzona Rzeczpospolita Polska nie stała się ojczyzną słowiańskich mniejszości narodowych po ustanowieniu granicy ryskiej. Aspiracje polityczne większości rządów parlamentarnych, zdominowanych przez elity prawicowych ugrupowań, opierały się na zasadzie asymilacji narodowej. Kierunek polityki obrany przez Polaków został wrogo przyjęty przez białoruską i ukraińską ludność II RP.
Endecki punkt widzenia
Postawa Polaków na Kresach Wschodnich (zwanych przez drugą stronę odpowiednio Białorusią/Ukrainą Zachodnią) ukształtowała się przede wszystkim pod wpływem polityków Narodowej Demokracji. W orbicie ich zależności znajdowały się liczne organizacje społeczne czy kulturalne (np. Towarzystwo Straży Kresowej, Związek Obrońców Lwowa), a przede wszystkim aparat administracyjny i policyjny, niezależnie od składu rządu oraz jego oficjalnego programu.
Prawa strona sceny politycznej opowiadała się za budową narodowego państwa polskiego, wysuwając teorię „zaborczości usprawiedliwionej”, a tym samym opowiadając się za asymilacją narodową mniejszości białoruskiej i ukraińskiej. Jednocześnie endecja popierała rozwój polskiego osadnictwa wojskowego i cywilnego (o czym szerzej w następnym odcinku cyklu) oraz stworzenie silnych organów władzy na kresach. Oczywiście politycy narodowi zdawali sobie, że polityka przymusowego wynaradawiania słowiańskich mniejszości będzie bezskuteczna i spowoduje rozgoryczenie prześladowanej ludności, a co za tym idzie stanie się niesłuszna z punktu widzenia interesu państwowego. Jednak swoiste zaślepienie kazało im uznać politykę ustępstw i ugody z Białorusinami/ Ukraińcami za bardziej szkodliwą.
Zadaniem polityki polskiej miało być: „Wzmacnianie w województwach wschodnich «naturalnej penetracji» ludności polskiej, języka i kultury; wzmocnienie wśród «Rusinów» świadomości ich przynależności do państwa polskiego przez konsekwetne przestrzeganie zasady, że wszystko, co znajduje się w państwie polskim jest polskie” – co postulował Stanisław Grabski w artykule pod znamiennym tytułem „Rusini”.
Już samo wspomniane powyżej określenie upokarzało Ukraińców, nie uważanych przez większość Polaków za w pełni ukształtowany naród. Podobnie było z „Poleszukami” lub „tutejszymi”, które to nazwy miały zastępować słabiej zarysowany problem narodu białoruskiego. Powszechnie panująca opinia przekonywała, że „spokojnych Rusinów/ Poleszuków” przeobraziła niemiecka propaganda, a naród ukraiński czy białoruski to wymysł kajzerowskiego porządku w ramach Mitteleurope.
Włościanie wobec mniejszości
Wyraziste założenia Narodowej Demokracji stały się punktem odniesienia dla sprzymierzonej z nią części ruchu ludowego oraz innych ugrupowań prawicowych. Ugrupowanie Wincentego Witosa – PSL „Piast” w pełni aprobowało politykę silnej ręki, zaznaczając ogólnikowo o interesach mniejszości słowiańskich w RP, „…stwierdzając fatalne stosunki, panujące na kresach wschodnich, podkopujące tam państwowość polską i stwierdzając konieczność radykalnej zmiany” wzywało do „wszczęcia energicznych kroków celem natychmiastowego przeprowadzenia gruntownej reformy polityki i administracji kresowej w kierunku zabezpieczenia interesów państwowych, ukrócenia agitacji antypaństwowej, uregulowania stanu prawnego [majątków ziemskich – przyp. aut.] oraz zapewnienia bezpieczeństwa i uwzględnienia interesów ludności miejscowej”. Mgliście sformułowane ustępstwo na rzecz Białorusinów i Ukraińców było znośne w kontekście przekonania o rychłym zwycięstwie „czynnika polskiego”. Witos uważał, że posiadanie własnej państwowości, niepodzielne rządy w polskich rękach, przewaga majątkowo-finansowa miały „oddziaływać dodatnio”
Tymczasem PSL „Wyzwolenie” postulowało wprowadzenie przemyślanych zasad administrowania i gospodarowania Kresami Wschodnimi: „chłopskie narody białoruski i ukraiński, które znalazły się w granicach państwa polskiego cierpią to samo co i lud polski, od rządu fabrykantów i obszarników, a prócz tego jęczą pod jarzmem fatalnej administracji i rządów, będących w większości na usługach obszarnictwa” – wspominała zjazdowa uchwała. Radykalniejsi, ale nieliczni ludowcy sygnalizowali potrzebę stworzenia zgodnego współżycia mieszkańców tamtych ziem, co miało służyć ich integracji oraz umocnieniu granic.
Lewicowe pomysły kresowe
Polska Partia Socjalistyczna nie miała jednolitego stanowiska wobec „problemu wschodniego”. Socjaliści wystąpili jesienią 1921 roku z projektem autonomii terytorialnej dla Galicji Wschodniej z gwarancją praw mniejszościowych, wynikających z ratyfikacji traktatu wersalskiego. Ostatecznie w PPS starły się cztery propozycje rozwiązania narastającego konfliktu na kresach: Mieczysław Niedziałkowski postulował autonomię dla ziem zamieszkanych przez ludność niepolską, Zygmunt Żuławski sugerował wyłączenie Lwowa, Drohobycza i Borysławia z wcześniejszego projektu, Tadeusz Hołówko apelował o autonomię tylko dla Galicji Wschodniej, zaś lwowscy socjaliści występowali przeciwko wszelkim propozycjom autonomii. PPS uzgodnił swe poglądy dopiero w 1924 r., gdy zażądał: „zastosowania na kresach szeregu zarządzeń w dziedzinie administracji, szkolnictwa i gospodarstwa społecznego (reforma rolna), które by uczyniły zadość najpilmniejszym potrzebom ludności miejscowej, będąc zarazem najlepszą rekojmią ładu i spokoju na kresach”. Niestety socjaliści poprzestali na werbalnym potępianiu samowoli administracji i naruszaniu praw mniejszości.
Brak zdecydowanych propozycji socjalistów pozwolił komunistom zdecydowane przeformułowanie kwestii narodowej w myśl wytycznych Kominternu. Początkowo niechętnie odnosili się do jakichkolwiek postulatów narodowościowych, eksponując jedynie program walki klasowej i rewolucji światowej. Jednak błyskawicznie potrafili przedzierżgnąć się w zwolenników współpracy z uciskanymi mieszkańcami ziem wschodnich. W myśl zasady „krok do tyłu, dwa do przodu” występowali przeciwko ograniczeniom językowym w administracji, sądownictwie i szkolnictwie, osadnictwu wojskowemu na kresach, eksploatacji bogactw naturalnych i lasów. Zarazem domagali się ziemi dla niepolskich chłopów, utrzymania szkół, obierania miejscowych urzędników, swobody prasy dla mniejszości. „W imię solidarności wszystkich gnębionych i wyzyskiwanych […] masy pracujące polskie muszą uznać i popierać dążenia robotników i chłopów ukraińskich i białoruskich do wyzwolenia się spod panowania Polski obszarniczo-kapitalistycznej i przyłączenia ich ziem do Ukrainy i Białorusi sowieckiej”. Faktycznie komuniści nieznacznie zmodyfikowali swój program, odpowiadającą ówczesnie realizowanej fazie NEP (Nowej Ekonomicznej Polityki), która skutecznie promowała sowiecką „świetlaną przyszłość”. Jednocześnie komuniści aktywizowali swe działania w postaci partyzanckiej guerrilli, która odnosiła do 1925 r. spektakularne sukcesy nad wschodnią granicą II RP.
Piłsudczykowski pragmatyzm
Początkowo federalistyczne koncepcje Józefa Piłsudskiego legły u podstaw asymilacji państwowej. Ta formuła miała kształtować poczucie nadrzędności solidaryzmu państwowego nad narodowym. Czołowi publicyści obozu piłsudczykowskiego – Zygmunt Dreszer, Tadeusz Hołówko, Leon Wasilewski – należeli też do PPS, tworząc najbardziej realny i przychylny program polityczny wobec mniejszości narodowych. Piłsudczycy formalnie zrezygnowali z rozwiązań federacyjnych, które straciły rację bytu po traktacie ryskim. Jego elementy w postaci koncepcji prometejskiej czyli wspierania narodów, zniewolonych przez bolszewików, zostały uzupełnione przez odważne propozycji na arenie krajowej. Zamiast przymusowego wynaradawiania piłsudczycy sygnalizowali potrzebę udzielania swobód narodowych ludności niepolskiej. Takie rozwiązania wobec Białorusinów i Ukraińców w RP stworzyłyby warunki, w których ta ludność „[…] dobrowolnie duchowo zespoli się z państwowością polską, poczuje się obywatelami polskimi z własnej woli i przekonania” – do czego nawoływał Tadeusz Hołówko. W zasadzie było to jedyne pragmatyczne rozwiązanie wobec agresywnych poczynań sowieckich. Nieprzypadkowo po traktacie ryskim rozpoczęła się bezpardonowa propaganda sowiecka, eksponująca element nacjonalistyczny do końca lat 20. Piłsudczycy propagowali przestrzeganie zapisów konstytucji marcowej, odnoszących się do mniejszości narodowych. Ponadto postulowali autonomię terytorialną dla Galicji Wschodniej, jak i bardziej doraźne żądania – inwestycje gospodarcze i rozbudowę komunikacji we wschodnich województwach, reformę rolną, uwzględniającą miejscowych, czy uprawnienia językowe dla mniejszości w szkolnictwie i administracji.
Traktaty, a rzeczywistość
Sam status ziem wschodnich był bardzo skomplikowany. Z jednej strony regulowały go decyzje mocarstw Ententy: o tymczasowym zarządzie Polski nad Galicją Wschodnią z 25 czerwca 1919 r. oraz ostateczne uznanie 15 marca 1923 r. faktycznej zwierzchności RP nad terenami uzyskanymi w wyniku traktatu ryskiego, przy zaznaczeniu, że „warunki ekonomiczne czynią koniecznym ustrój autonomiczny”. Swobody narodowe i religijne mniejszości słowiańskich regulowały: traktat z Saint Germain en Laye, (narzucony Polsce) „mały traktat wersalski”, traktat ryski oraz konstytucja marcowa. Szczególnie postanowienie o 25-letnim mandacie na zarządzanie Galicją Wschodnią pod warunkiem ustanowienia tam autonomii było kwestionowane przez RP. Delegacja polska na konferencję pokojową w Paryżu, zdominowana przez polityków narodowych, nie potrafiła przekonać do polskich aspiracji elit Ententy, obradujących nieoficjalnie w ramach aktywnie działających w Paryżu lóż wolnomularskich. To co udało się Serbom i Królestwu SHS było tylko mirażem dla Polaków, zrażonych do kosmopolitycznego i liberalnego grona polityków, praktykujących „sztukę królewską”.
Za to władze RP rozwijały zasadę faktów dokonanych, prowadzącą do pełnej inkorporacji ziem wschodnich. Już we wrześniu 1921 r. został przeprowadzony powszechny spis ludności ziem wschodnich i wprowadzony jednolity podział administracyjny w Polsce na województwa, m. in. lwowskie, stanisławowskie czy nowogródzkie. Dalece nieprecyzyjne (a nawet wzajemnie wykluczające się – sic!) zapisy o swobodach narodowych w podstawowych aktach normatywnych, chaotyczny stan legislacyjny w początkowym okresie istnienia II RP sprzyjały zniechęceniu Białorusinów i Ukraińców do „polskiego panowania”. Problemy pogłębiał brak samorządu lokalnego i arbitralność postępowania (czy raczej samowola) władz administracyjnych. Urzędnicy, traktujący z pogardą ludność niepolską, znacząco przyczyniali się do wykreowania negatywnego stosunku mniejszości do państwowości polskiej. Pamiętać należy, że część korpusu urzędniczego, pochodząca z zachodnich i centralnych regionów RP, nie znała języka białoruskiego lub „rusińskiego” oraz skomplikowanych relacji społecznych i narodowościowych. Przejawami dyskryminacji było złe traktowanie ludności niepolskiej przez najniższe szczeble administracji. Co gorsza urzędnicy, traktowali służbę na wschodzie jako formę kary.
Rozwiązania policyjno-wojskowe
MSW wprowadziła jeszcze w maju 1919 r. rozporządzenie o sądach doraźnych, które rozszerzyło kategorię zbrodni, karanych śmiercią o „Zbrodnie gwałtu publicznego, popełnianne przez złośliwe działanie lub opuszczanie urządzeń ruchu kolejowego […] Zbrodnie używania środków wybuchowych […] dla wystawiania tym sposobem na niebezpieczeństwo własności, zdrowia i życia innych”. Dodatkowo Policja Państwowa przeprowadziła masowe aresztowania wszystkich aktywnie udzielających się Ukraińców i Białorusinów. Tymczasem premier Nowak odpowiadał, że rząd nie został dostatecznie poinformowany o skali represji.
Kolejnym krokiem polskim było mianowanie gen. Stanisława Hallera, dowódcą połączonych okręgów przemyskiego i lwowskiego. Miał on prawo wydawanie zarządzeń władzom administracyjnym, w drodze do spacyfikowania fali sabotażów i zamachów, inspirowanych głównie przez Związek Sowiecki. Gdy gen. Haller walczył o „porządek i poszanowanie prawa”, to świadomie łamał prawne normy i posługiwał się językiem typowego pacyfikatora wojskowego: „Upoważniam, wojskowych dowódców, aż do komendantów patroli włącznie, by występowali aktywnie bez dotrzymywania formalności. Mam nadzieję, że dowódcy podporządkowanych mi oddziałów zrozumieją mnie i zaczną niszczyć bandytyzm i bezprawie z całą energią i surowością […] Wojskowe oddziały powinny niezwłocznie każdego bandytę, schwytanego na gorącym uczynku lub uzbrojonego każdego, któremu dowiedziono przynależność do bandy, niezwłocznie rozstrzelać [podkreśl. aut.]”. Jako oczywisty należy uznać sukces pacyfikacji i złamanie oporu w Galicji Wschodniej. Władzom polskim pozostawało jeszcze uspokojenie ziem dawnego zaboru rosyjskiego, infiltrowanych przez kominternowskich aktywistów i sabotażystów. Działania komunistycznej guerrilli powodowały rozprężenie na ziemiach wschodnich RP.
Wyborczy punkt zapalny
Wymowa polityczna, jak i ich kwalifikacja prawna wyborów do Sejmu i Senatu była różna na ziemiach byłego zaboru rosyjskiego i w Galicji Wschodniej. Tym razem premier Julian Nowak nie zaniedbał ofensywy dyplomatycznej i nieoficjalnych kontaktów, które jednak nie zapobiegły złożeniu w lipcu 1922 r. interpelacji w sprawie Galicji Wschodniej w brytyjskiej Izbie Gmin. Polską odpowiedzią było zniesienie stanu wyjątkowego (wprowadzonego jeszcze w 1914 r.), a także przeforsowanie „Ustawy o zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego” z podziałem sejmików na kurie polskie i „ruskie”. Równocześnie Gabriel Narutowicz rozwijał sferę kontaktów nieoficjalnych, przekazując dyplomatom Ententy poufną notę, zwracającą się o uregulowanie sytuacji w Galicji Wschodniej i zgodę na wybory parlamentarne nawet pod kontrolą mocarstw. Same wybory nie przyniosły rozstrzygnięcia po myśli rządu polskiego, czego dowodem było zdobycie przez mniejszości 89 mandatów czyli jej 20-procentowy udział w Sejmie.
Deklaracje wobec działań
Kwestie mniejszości pojawiały się wielokrotnie w okresie sprawowania premierowstwa przez gen. Władysława Sikorskiego. Najwięcej kontrowersji wywołał problem opłat stemplowych przy nadawaniu obywatelstwa polskiego oraz debata nad funduszem pomocowym dla osadników wojskowych w województwach wschodnich. Oba problemy zostały przeprowadzone zgodnie z wolą polskiej większości parlamentarnej, co wywołało pierwsze wzburzenie mniejszości narodowych i uświadomiło, gdzie znajduje się ich miejsce. Posłowie ukraińscy wnioskowali o zatrudnianie bezrobotnych nauczycieli niepolskiego pochodzenia, nadużyciach i chaosie w biurach odbudowy, pomijaniu miejscowych przy parcelacjach ziem donacyjnych, prywatnych czy cerkiewnych oraz nadużyciach władz administracyjnych. Represyjny charakter miały aresztowania, postępowania karne, czy wręcz uwięzienie parlamentarzystów, reprezentujących mniejszości. Wszystko to wpływało na zniechęcenie Białorusinów i Ukraińców do polskich rządów, które nie potrafiły uwzględnić ich aspiracji. Działalność gabinetu Sikorskiego odbiegała od deklaracji złożonych w styczniu 1923 r. przed audytorium sejmowym. Nowemu premierowi udało się podjąć inicjatywę (ale nie przeprowadzić do końca) gruntownej reformy administracji państwowej z wymianą części wojewodów. Dzięki konsultacjom specjalistów rząd poznał główne powody rozgoryczenia mniejszości na wschodzie: wadliwy system osadnictwa wojskowego, rewindykacje kościołów, rekwizycje w prywatnych gospodarstwach, czy brak wyższych uczelni dla mniejszości. A z drugiej strony endecy zarzucali Sikorskiemu: „Błędem jest nie do darowania z punktu widzenia polskiej racji stanu postępowanie obecnego rządu, który na wyskoki spełnia wszystkie żądania, nieraz nawet nieusprawiedliwione posłów wołyńskich, białoruskich czy syjońskich”.
Narodowe pomysły antymniejszościowe
„Wzmocnienie uczuć państwowości polskiej, popieranie polskiego osadnictwa, przemysłu, handlu, rękodzieł i wszelkich instytucji kulturalnych, odrodzenie administracji siłami państwowo pewnymi i kwalifikowanymi” – postulowali politycy prawicowi z bloku Chjeno-Piasta w Lanckoronie. Pakt lanckoroński był emanacją planów prawicy, a program polityki narodowościowej został wymierzony przeciwko mniejszościom, a w szczególności przeciw Ukraińcom. Rządowi Witosa chodziło o ograniczenie ekonomicznego, kulturalnego i prawnego stanu posiadania ludności niepolskiej. Metodą rządzenia na Kresach Wschodnich miało być stosowanie siły fizycznej aparatu administracyjnego, co mocno podkreślił Witos w swoim sejmowym exposé.
Rząd Chjeno-Piasta zasłynął wprowadzeniem do legislacji rozwiązania w postaci postępowania doraźnego, co miało uśmierzyć ruchawkę partyzancką na wschodzie. Błyskawiczne osądzanie dotyczyło od stycznia 1924 r. „udziału w bandzie, zabójstwa, uszkodzenia telegrafu lub telefonu […] uszkodzenia mostu, drogi żelaznej lub znaku ostrzegawczego”. Twardy kurs wobec mniejszości gwarantował skład rządu, w którym większość tek objęli politycy narodowi. Czołową postacią orientacji endeckiej był prof. Stanisław Głąbiński, pełniący funkcje wicepremiera i ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Jednak sytuacji na wschodzie nie udało się opanować dyrektywami o zaostrzaniu kursu wobec mniejszości. Niezadowolenie z polityki narodowościowej rządu Witosa znajdowało wyraz z coraz liczniejszych podpaleniach, sabotażach, strajkach oraz partyzantce, inspirowanej zza Zbrucza.
Regres za Grabskiego
Ponadpartyjny rząd Grabskiego zapisał się w pamięci potomnych jako gabinet naprawy skarbu. Opracowanie zarysu kierunku działań na wschodzie wynikało z obawy przed komplikacjami na arenie międzynarodowej, choć nieoficjalnie Grabski skłaniał ku stopniowej asymilacji. Jako szef rządu pozaparlamentarnego, Grabski był zmuszony do lawirowania, dążąc do tworzenia pozoru realizacji zobowiązań wobec mniejszości. „Wszystko dowodzi, że Rząd może i ma chęć zrobienia «czegoś», ale może jeszcze większą chęć wykpienia się pozorami” – cynicznie komentował rzeczywistość pepeesowski „Robotnik”.
Spodziewane ataki partyzantki prosowieckiej postawił w marcu 1924 r. administrację w stan pogotowia. Władze zwiększyły kontyngenty wojska i policji, wzmocniły ochronę linii kolejowych i obiektów gospodarczych. Jednak podstawowe znaczenie dla kwestii mniejszości słowiańskich w RP miały pakiet ustaw kresowych Grabskiego, dotyczących języka państwowego i urzędowego, języka sądów, prokuratury i notariatu oraz organizacji szkolnictwa. Niezadowolenie posłów mniejszości spostponował piastowiec Władysław Kiernik: „Panowie, nie łudźcie się, żeby czy to stronnictwo, które reprezentuję, czy w ogóle Sejm Polski mógł zgodzić się z tym, ażeby zaspokojenie waszych aspiracji przekroczyło granice interesu państwowego, granice całości, jednolitości i niepodległości państwa polskiego”. Same ustawy stały się formą kompromisu polskich partii od PPS do ZLN, ale ich forma była nie do zaakceptowania dla mniejszości, a szczególnie ukraińskiej, która nadal była określana mianem „ruskiej” lub „rusińskiej”. Legislacje z 31 lipca 1924 r. miały na celu umocnienie polskiego żywiołu na wschodzie, a paradoksalnie uaktywniły mniejszości narodowe, zatroskanego faktycznym wykorzystaniem uzyskanych minimalnego zabezpieczenia prawnego.
Partyzancka dywersja na ziemiach wschodnich
Oddziały partyzanckie, nazywane w polskiej prasie bandami, napadały na dwory, gospodarstwa osadników, zwalczały pododdziały wojska i policji, niszczyły tory kolejowe, obiekty infrastruktury rychło po podpisaniu traktatu ryskiego. Apogeum aktów dywersji prokomunistycznej było zajęcie na początku sierpnia powiatowego miasta Stołpce. Po nieudanych próbach opanowania sytuacji przez gen. gen. Rydza-Śmigłego i Romera rząd RP postanowił utworzyć specjalną formację wojskową czasu pokoju pod nazwą Korpusu Ochrony Pogranicza. Decyzja wraz z innymi została podjęta w dniach 21-22 sierpnia 1924 w Spale podczas specjalnego posiedzenia Rady Ministrów z udziałem prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Trzy tygodnie później minister spraw wojskowych Władysław Sikorski wydał rozkaz utworzenia KOP, posiadającego wojskową strukturę, a finansowanie ze strony MSW. Nowa formacja spacyfikowała do lutego 1925 r. powstańcze działania finansowane przez sowieckie GPU, likwidując stan napięcia. Późniejsza akcja policji rozbiła kompartie (KPZB i KPZU), działające na Kresach Wschodnich.
Kolejnym punktem zapalnym okazało się forsowanie kalendarza gregoriańskiego w cerkwi prawosławnej, co jednoznacznie wierni odebrali jako próbę latynizacji. Masowy bojkot ludności prawosławnej przekreślił szanse na sukces tej akcji, wprowadzającej dodatkowy punkt zapalny. A sytuacji bynajmniej nie poprawiło pojawienie się Stanisława Thugutta w rządzie Grabskiego. Podobnym niepowodzeniem zakończyła się sprawa utworzenia uniwersytetu ukraińskiego dla którego alternatywnymi siedzibami miały być Halicz, Stanisławów, Włodzimierz, a nawet Warszawa. „Rusinów” popierała jedynie klub parlamentarny PPS: „Dla każdego zdrowo myślącego człowieka rzeczą jasną jest, że siedzibą uniwersytetu ukraińskiego powinien być Lwów”. Następnym upokorzeniem Ukraińców stało się aresztowanie czterech posłów ukraińskich.
Efektem dalszego jątrzenia między Polakami, a Białorusinami i Ukraińcami była eskalacja problemu. Sytuacja mniejszości pozostała nierozwiązaną kwestią społeczną, a nawarstwione problemy dały o sobie znać po 17 września 1939 roku, gdy doszło do masowego odwrócenia się mniejszości narodowych od Polski. Protekcjonalizm Polaków, podobnie jak Serbów, miały przynieść opłakane skutki w czasie II wojny światowej. Gnębione i poniżane mniejszości narodowe (słowiańskie) wzięły bezpardonowy odwet w chwili zerwania z cywilizowanymi formami współżycia. Jak okazało się kwestia narodowościowa stała się najtrudniejszym problemem wewnętrznym II Rzeczpospolitej.
Feliks Koperski
7 komentarzy
peter
6 kwietnia 2019 o 02:23Przeczytalem program komunistow Zaklamana czerowna holota zawsze bedzie wypelniac rozkazy plynace z kremla morde darli o obszarnikach itp A co u siebie z chlopstwem zrobili zabili miliony glodem w latch 1930 1933
józef III
6 kwietnia 2019 o 10:18II RP na Kresach istniała zaledwie 18 lat (od zera). Tam zapóźnienia cywilizacyjne były największe. Tam działała bezpardonowa dywersja sowiecka, wsparcie dla niej płynęło także obiektywnie ze strony Niemiec i Litwy. Nie było czasu na skuteczną politykę.
józef III
6 kwietnia 2019 o 10:22PS. polityką rządów po 1926 r. była nie asymilacja narodowa lecz asymilacja państwowa (lojalność). Zwracam uwagę, że w konstytucji (kwietniowej) RP nie ma ani jednego słowa „naród” ; podmiotem w niej są „obywatele”.
W/w artykuł jest tendencyjny, nieobiektywny.
Feliks Koperski
8 kwietnia 2019 o 13:33Szanowny Panie,
Przedstawiłem wszystkie tendencje polityczne i zwróciłem uwagę na asymilację państwową. Proszę napisać gdzie tekst jest „tendencyjny, nieobiektywny”.
Jarema
7 kwietnia 2019 o 10:42To kolejny krytyczny artykuł autora o polityce II RP wobec mniejszości narodowych. W mojej ocenie nieobiektywny, krzywdzący II RP oraz o marzycielskiej nucie.
Zacznijmy od tego, że poglądy R. Dmowskiego, a tym samym narodowej demokracji wobec mniejszości, zwłaszcza ukraińskiej nie są w pełni przedstawione. Owszem R. Dmowski był zwolennikiem polonizowania Ukraińców, ale na tym nie wyczerpywały jego oceny wobec Ukraińców. Pozostaje zachęcić do przeczytania „Myśli nowoczesnego Polaka” i zapoznać się z tym, co twierdził rzeczywiście Dmowski w tej sprawie.
Warto przytoczyć myśl z tej książki. Dmowski w 1904 r. pisał o patriotach-marzycielach, którzy jeszcze wolności Polski nie odzyskali, ale już od niej wymagali by była najuczciwszym państwem na świecie, np. nie używała przymusu (policji), nie krzywdziła mniejszości, itp. Słusznie nazywał takich ludzi dotkniętych „chorobą” etyzmu! Wypisz wymaluj pasuje, jak ulał, do wymowy artykuł, np. aby II RP wybudowała uniwersytet dla Ukraińców! A co z Żydami, Poleszukami, Niemcami, Białorusinami? Mieli być bez uniwersytetu? Czy należy zbudować 5 uniwersytetów, a może jeden wspólny?
Nie rozumiem, jak można pisać o II RP i jej polityce wobec mniejszości pomijając całkowicie osobę wojewody Józewskiego? Przecież to była trwająca kilka lat realizacja idei zgodnego współżycia Polaków i Ukraińców. Ciekawe, dlaczego nie powiodła się? Tego się niestety nie dowiemy.
Całkowicie pominięto uwarunkowania militarne, gospodarcze, społeczne, w których II RP musiała funkcjonować i układać swoje stosunki z mniejszościami. Chodzi tu zwłaszcza o całkowicie przemilczaną zbrojną i wrogą (współpraca z Niemcami i ZSRR) irredentę antypolską realizowaną przez OUN/UPA z morderstwem zwolennika kompromisu Hołówką.
Autor kwituję politykę narodowej demokracji słowem „swoiste zaślepienie „. No cóż można uważać, że byli to ślepi ludzi, ale oni mieli realne osiągnięcia – odzyskali niepodległość, obronili ją w 1920 r. a potem rozwijali. Chyba jednak głębsze myśli stały u podstaw ich poglądów i postaw.
Ocena polityki II RP po zaledwie 18 latach, przerwanej atakiem na RP nie jest obiektywna. Myślę, że w dłużej perspektywie taka polityka i naturalna asymilacja przyniosła by pożądany skutek, tj. asymilację i polskie Kresy. No chyba, że uważamy, że polskie Kresy byłby by czymś haniebnym, niegodnym, niewłaściwym. Ach ten etyzm o którym 100 lat temu pisał Dmowski. Jakoś Ukraińcy 2019 r. są go pozbawieni! Nie rozpaczają nad brakiem polskiego uniwersytetu we Lwowie! O Niemcach nawet nie będę wspominał.
Feliks Koperski
8 kwietnia 2019 o 13:42Szanowny Panie,
Ponownie spieramy się w kwestiach podstawowych – Pan odmienia nazwisko Dmowski przez wszystkie możliwe przypadki i proszę bardzo – ale jednocześnie nie zmuszać innych do pokochania myśli pana Romana. Ale jednocześnie proszę nadmienić, że jest to ledwie drugi (i więcej nie będzie) o polityce II RP wobec mniejszości narodowych. A o „swoistym zaślepieniu” najwięcej się Pan dowie po lekturze „70 lat wspomnień” Hipolita Korwina Milewskiego – tam Pan dowie o realnych osiągnięciach w Wersalu.
Tekst stanowił ledwie zasygnalizowanie kwestii programowych z realiami „polityki wschodniej” RP. A całkowite pominięcie uwarunkowań militarnych, gospodarczych, społecznych – wynikało z formy artykułu prasowego na 15.000, a nie 150.000 znaków.
Jarema
10 kwietnia 2019 o 09:14Nie o kochanie myśli Dmowskiego, ale o podstawową sprawę – znajomość tych myśli chodzi, choćby po to aby je rzetelnie krytykować, a nie bazować na ogólnikach. Nie formułuję tych zarzutów do Pana, to ogólna uwaga, której Pana wypowiedz dała asumpt. Spuścizna Dmowskiego jest bardzo poważana na tle ugoru współczesnej myśli. Wydaje mi się to bardzo niesprawiedliwe, że pogrzebano myśli Dmowskiego w PRL, a potem do nich nie powrócono – powtarzam raz jeszcze, choćby dla rzetelnej krytyki. Zadowolono się szufladką – „endecja”. Tymczasem, o ile część z tych myśli jest nieaktualna, bo odnosiła się do realiów ówczesnego czasu, to pozostałe są aktualne. Niestety Polacy nie pozbyli się wad, o których pisał Dmowski, m.in. brak konsekwencji itp. Wytykania tych wad w relacjach choćby z Ukrainą nie ma raczej sensu, bo każdy je widzi.
Co do lektury, to chętnie przeczytam w wolnej chwili