Według kryminologów, psychologów i ekspertów policyjnych zdecydowana większość seryjnych morderców oraz największych aferzystów gospodarczych miała straszną matkę, która nie kochała, poniżała, gardziła swoim własnym dzieckiem. Po prostu nie nauczyła człowieczeństwa i skaziła złem. Przypomniało mi się to, gdy oglądałem wstrząsający, nominowany w tym roku do Oscara, film Andrieja Zwiagincewa o wiele mówiącym tytule „Niemiłość”.
Po czym rozpoznać filmowe arcydzieło? Między innymi po tym, że można je oglądać i rozpatrywać na kilku poziomach. I tak jest właśnie z ostatnim filmem wybitnego rosyjskiego reżysera. Na najbardziej widocznej i dostępnej wszystkim widzom płaszczyźnie to rodzinna, mieszczańska tragedia i moralitet. Ta historia mogłaby zdarzyć się wszędzie, czy to w Rosji, czy w Polsce, czy we Francji, czy w USA, czy Bułgarii albo Iranie.
Powstawały i powstają w różnych krajach podobne, ciężkie i wstrząsające filmy o patologiach rodziny skrywanych za ładną fasadą. Poza tym, doświadczenie rozwodu, a choćby i kłótni rodzinnych, jest wszędzie mniej więcej podobne. Każdy, kto przeżywa, przeżywał bądź widział problemy rodzinne, może rozpoznać niektóre rozmowy czy sytuację w prawdziwym życiu swoim albo wokół siebie, nawet jeśli żyje daleko od Rosji. W każdym kraju też zdarzają się zaginięcia dzieci, a w wielu również opieszałość policji.
Druga sprawa – film „Niemiłość” ewidentnie nawiązuje do twórczości Krzysztofa Kieślowskiego, zwłaszcza do pierwszego odcinka serialu „Dekalog”. Z tym, że, i tu przechodzimy na drugą, głębszą płaszczyznę tego filmu. W przeciwieństwie do Polaka Kieślowskiego, upatrującego nadziei w Bogu, u Rosjanina Zwiagincewa po prostu nie ma Boga. Bo rosyjska Cerkiew, w przeciwieństwie do polskiego Kościoła z filmów Kieślowskiego, to pusta forma. W posowieckiej Rosji odgrywa rolę dekoracyjną, choć ważną politycznie, i ten wątek jest bardzo podkreślony w tym filmie.
Widać że Zwiagincew bardzo martwi się kondycją swojego kraju i narodu. To nie jest taki twórca, jak zdarzają się na Zachodzie (i w Rosji, prawdę mówiąc, też, choć raczej w teatrze) który opluwa swoich dla samego opluwania, by się wyżyć, by dać upust swoim frustracjom albo po prostu na tym zarobić. Zawsze, w każdej, nawet najgorszej postaci z filmów Zwiagincewa, jest coś ludzkiego. Jest u reżysera jakieś współczucie dla każdego człowieka.
Napisałem, że Zwiagincew martwi się o Rosję, ale to nie wyjaśnia wszystkiego. Filmy Zwiagincewa są jednocześnie bardzo rosyjskie i bardzo uniwersalne. Rosyjskimi widzami swoich filmów chce wstrząsnąć, a zagranicznym zdaje się mówić – nie myślcie sobie, że jesteście lepsi. Rosja to nie jest jakiś inny, wynaturzony świat. Jedyna różnica jest taka, że tutaj jest wszystko to, co gdzie indziej, tylko bardziej. Jak się nie opamiętacie, to samo będzie u was. O ile już tego nie ma.
Przecież weźmy tytuł poprzedniego filmu, „Lewiatan”. Lewiatan, ten potwór, symbol jednocześnie szatana i władzy, może przecież pożreć wszystkich, choć dziś grasuje głównie w Rosji. „Niemiłość” na końcu nawiązuje zresztą wyraźną klamrą do „Lewiatana”…
Na początek rozważmy sam tytuł filmu. Brak miłości jest przecież problemem całego współczesnego świata. Tylko znowu, w Rosji występuje ten problem ze zwielokrotnioną siłą. Zachodni indywidualizm, materializm i konsumpcjonizm został nałożony na posowiecki materializm, mały szacunek dla życia i obyczaje oraz w dużej mierze nienaruszoną od tamtych czasów strukturę społeczną. W dużej mierze tą samą, choć w innych kostiumach i formach.
Widać to bardzo dobrze w tym filmie. Pierwsza część rozgrywa się w takiej niby nowej, zwesternizowanej, konsumpcyjnej Rosji. Wnętrza nowych deweloperskich osiedli i mieszkań, wnętrze moskiewskiej korporacji, wnętrza nowych zagranicznych samochodów. Bohaterowie, jak ich odpowiednicy w każdym nowoczesnym kraju, przyklejeni do komórek i internetu. Wszystko chłodne, ale symetryczne, nowoczesne i „europejskie”.
Z czasem atmosfera zagęszcza się, nie tylko jeśli chodzi o rozwój akcji, ale też scenerię, w jakiej się rozgrywa i w jakiej zaczynają poruszać się bohaterowie. Spoza tego nowego blichtru zaczynają coraz bardziej wyzierać resztki dawnej, totalitarnej cywilizacji i to, w co się wynaturzyła w nowych czasach. Jakieś gigantyczne wojskowe stacje przekaźnikowe niczym pozostałości kosmicznych okupantów, jakieś brudne i ciemne podziemia i ruiny, jakieś dziwne postaci w tle, w końcu kulminacja w najbardziej przerażającym pomieszczeniu (nie zdradzam, jakim, aby nie było „spoilerów”). To gdzieś tam, w tych czeluściach, trzeba szukać zaginionego dziecka.
I tu kolejny poziom filmu. Na najgłębszym poziomie to filmowa psychoanaliza, w dobrym tego słowa znaczeniu. Wszystko, jak się przyjrzeć, jest tu jednocześnie dosłowne i symboliczne. Zła matka i żona – to może być ta konkretna matka i żona w filmie, może być uniwersalna figura „jędzy”, złej kobiecości, może być matka jako „Rodina Mat'” – Matka Ojczyzna, Matka Rosja. Ten trop mocno sugeruje Zwiagincew, po prostu w jednej ze scen ubierając bohaterkę w dres z napisem „Russia”, by trenowała na tle obrazków z wojny na Ukrainie i komentarzy czołowego telewizyjnego propagandzisty Kisielowa.
Z kolei zły ojciec i mąż, to symbol dzisiejszego kryzysu męskości, ale też może być na przykład symbolem ożenionej w chorym związku z „Matką Rosją” dzisiejszej elity rosyjskiej.
No i dziecko. Symbol niewinności, symbol przyszłości. Może być też symbolem dziecka w dorosłych. Może być symbolem rosyjskiego narodu, który jest jak wyrzut sumienia. To, jak jest traktowane dziecko, niezależnie jak je rozumiemy, mówi wszystko o tym, co się dzieje z dorosłymi i społeczeństwem. Mówi nam wszystko o państwie, którego są częścią. Jest jeszcze mroczna babcia, nazywana przez zięcia „Stalinem w spódnicy”. A więc, złowrogi cień totalitaryzmu nad tym wszystkim.
Albo kolejne tropy i symbole: film otwierają długie, celebrowane przez reżysera i operatora, ujęcia drzew w zimowym, pustym krajobrazie podmiejskim. Trwa to na tyle długo, by widz mógł się zastanowić, po co to wszystko. I zauważa, że pokazywane drzewa mają jakiś feler, albo są zwalone, albo wyginają się i chylą ku ziemi w różny sposób. Co to znaczy? Skoro drzewa tak wyglądają, widocznie mają słabe korzenie.
I tu leży problem. Społeczeństwo przedstawione w filmie chyli się ku upadkowi, bo ma słabe korzenie. Problemem jest „niemiłość” właśnie. Nie ma miłości między głównymi bohaterami, nie ma miłości w tym świecie, bo skąd? Ona nie wie, jak być matką i kobietą, on nie wie, jak być ojcem i mężczyzną. Pozostaje symulacja tego wszystkiego, tak jak przedstawione w filmie rosyjska Cerkiew jest symulacją wiary w Boga.
Należy też podkreślić, że „Niemiłości” to jest inna rosyjska rodzina niż w złych stereotypach o rosyjskiej rodzinie. Ani on, ani ona nie są pijakami, ani niczym takim. To ludzie wręcz sukcesu. Nie są też żadnymi funkcjonariuszami reżimu. To nowa rosyjska klasa średnia, z której w sumie Zwiagincew się wywodzi. Nie ma prostych wyjaśnień. Wszystko z nimi niby w porządku, a jednak jest w ich życiu jakieś skamieniałe zło. Są też jednocześnie katem i ofiarą. Dla innych i siebie samych.
Długo można wymieniać zalety artystyczne tego filmu, gra aktorska, reżyseria, zdjęcia, scenariusz, wszystko na najwyższym poziomie. Nie sądzę, że współczesna polska kinematografia byłaby w stanie tak głębokie, tak pełne, i tak jakościowe dzieło wypuścić. Nie dlatego, że Polska to nie Rosja, lecz dlatego, że nie ma już twórców takich jak choćby wspomniany Kieślowski, którzy chcą mierzyć się ze sprawami najważniejszymi. A przecież miłość lub jej brak to sprawa najważniejsza.
Na koniec dodajmy, że jest w tym filmie też promyk nadziei. Otóż coś normalnego, godnego i ludzkiego jest w postaciach tzw. zwykłych ludzi, którzy w pewnym momencie pojawiają się i chcą pomóc w poszukiwaniu zaginionego dziecka. Nie ze względów sentymentalnych, tylko tak po prostu, bo trzeba pomóc, bo jest sprawa do załatwienia. Zdaje się, że zależy im nawet bardziej niż krewnym. Widać, że w Zwiagincewie tli się na dnie duszy ta sama, ożywiająca kolejne pokolenia rosyjskich inteligentów i artystów, wiara w prostego człowieka.
Marcin Herman
Andriej Zwiagincew, Niemiłość, Rosja, 2017
3 komentarzy
Dzierżyński
28 marca 2018 o 08:51Niestety wiara w „prostego człowieka” z nizin społecznych jest złudna – nie sprawdziła się nigdzie. To prości ludzie wprowadzali komunizm w Rosji w Polsce, to prości ludzie poparli faszyzm w Niemczech i Włoszech, po prostu tzw. prostym człowiekiem łatwo manipulować za pomocą populizmu.
2kbb
28 marca 2018 o 15:06Dlaczego ten kraj jest tak zbrodniczy i zachłanny nawet ten film ma za zadanie głównie usprawiedliwić Rosjan do kolejnej agresji i kolejnego podboju…. Dlaczego ten naród przy pomocy dzisiejszych osiągnięć techniki nie jest w stanie zadowolić się tak ogromnym lądem jaki posiada… Niestety wynika to z „odziedziczonych” cech jakie Rosjanie otrzymali jeszcze od imperium Mongolskiego…jakie panowało na Kremlu przez wiele lat w średniowieczu… Polska jest dzisiaj zagrożona tak samo jak była zagrożona w XX wieku przez Sowietów…. Ten naród albo całkowicie upadnie albo będzie dokonywał kolejnych podbojów… Polakom przyjdzie się z nimi jeszcze raz zmierzyć…
Marcin Herman
28 marca 2018 o 16:30nie, ten film niczego nie usprawiedliwia. Proszę obejrzeć