W mińskim Pałacu Sztuki otwarto wystawę „Prawda o Kuropatach. Fakty, dokumenty, świadectwa”. To druga edycja wystawy. Pierwszą, zorganizowaną w 2015 roku zamknięto po trzech dniach, bo pojawiły się problemy z udostępnieniem sali. Teraz zaprezentowano materiały archiwalne, zdjęcia, mapy i twórczość malarzy białoruskich inspirowane pamięcią o ofiarach masowych zbrodni stalinizmu. Na otwarciu obecny był polski reżyser Krzysztof Zanusii.
W rozmowie z radiem „Svaboda” podkreślał, jak żywa pamięć o wydarzeniach historycznych jest ważna dla narodu jako dla wspólnoty.
„To jest żywa historia. Wiemy, że naród, który zapomina o swojej przeszłości nie ma przyszłości. Dlatego tak ważne jest, aby tego rodzaju wystawy były organizowane. Cieszę się, że pamiętacie o tym co się stało, pamiętacie tę straszną niesprawiedliwość. Bardzo wam współczuję. Przyjechałem tu, bo temat Kuropat wciąż jest zbyt mało znany. Wszyscy Polacy wiedzą czym był Katyń, Kuropaty zostały później odkryte i trzeba zrobić wszystko, żeby ludzie dowiedzieli się, co tam się stało. To ściska za gardło, bo jest to pamięć zapomnianej krzywdy ludzkiej. To musi poruszyć każdego, zwłaszcza, że ta pamięć jest tak zakłamana, tak przemilczana, wyparta. A przecież bez pokajania nie ma rozwoju, nie ma przyszłości, jeśli nie rozliczy się tego, co ludzie sobie wzajemnie zrobili”, – powiedział.
Jeden z organizatorów wystawy, językoznawca Wincuk Wiaczorka przekonuje w rozmowie z radiem Svaboda, że w porównaniu z pierwszą wystawą, którą inicjatywa „Eksperci w obronie Kurapat” pokazała w 2015 roku, obecna szerzej ukazuje historyczną topografię uroczyska Kurapaty. Ponadto wystawa od samego początku miała dwa cele – popularyzację tematu i stworzenie matrycy zasobów elektronicznych o Kurapatach i innych miejscach pochówku ofiar masowych represji.
„Podjęliśmy próbę zrekonstruowania listy ofiar – i jej rezultaty widać na tej wystawie. – Lista ofiar – podkreśla Wiaczorka, to straszny sekret, który jest wciąż strzeżony przez spadkobierców Dzierżyńskiego. Żaden wniosek krewnych ofiar o dostęp do dokumentów archiwalnych nie został jeszcze pozytywnie rozpatrzony. Ale poprzez pośrednie dowody udaje nam się jednak ustalać jakieś nazwiska. Mamy też listę katów, kilka ich portretów. To jest niezwykle ważne, żeby ludzie wiedzieli, że nic nie znika bez śladu”- powiedział Wiaczorka.
Przygotowując wystawę, członkowie inicjatywy zwrócili się do pamięci społecznej, rozmawiali z żyjącymi do dziś świadkami zbrodni, mieszkańcami pobliskich wsi sąsiadujących z uroczyskiem w Kuropaty, gdzie spoczywają w masowych grobach ofiary mordów mińskiego NKWD z lat 1937-41. Dzięki temu udało się odtworzyć historyczną topografię ówczesnego uroczyska, określić drogę, którą zwożone były ofiary z mińskiego więzienia NKWD. Ustalono, gdzie wytyczone było ogrodzenie, brama, miejsca usytuowania wież obserwacyjnych, budek strażników, zasieków, a przede wszystkim odtworzono miejsca, w których dokonywano egzekucji.
Na otwarcie wystawy zaproszono żyjących świadków tamtych zdarzeń. Jeden z nich, Aleś Henerałau, opowiedział PAP, jak w 1941 roku tuż przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej wszedł na ogrodzony wysokim płotem teren. – Bawiliśmy się z siostrą i postanowiliśmy zajrzeć, co tam jest. Ja byłem malutki i przecisnąłem się pod płotem. Złapał mnie jakiś enkawudzista, pamiętam, że miał niebieskie spodnie i czapkę. Powiedział do mnie: „Jak jeszcze raz cię tu zobaczę, to będziesz leżał w dole”.
Arkadź Paciarszuk pomógł historykom ustalić, że nazwa Kuropaty pochodzi od pagórka koło uroczyska (wcześniej noszącego nazwę Brod), a Paweł Michalewicz, urodzony już w latach 40., wspominał opowieści ojca o dochodzących od strony uroczyska odgłosach wystrzałów, ludzkich krzykach i jękach.
„Takich świadectw jest mnóstwo a my bardzo starannie je zbieramy, staramy się je potwierdzać. To bardzo ważne, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie ma ciągle dostępu do archiwów. Np. zeznania Sylwestra Mackiewicza, który ocalał z egzekucji i uciekł świadczą o tym, że NKWD mordowało jeszcze w pierwszych dniach wojny niemiecko-sowieckiej. Są też świadectwa innych, którzy na początku wojny słyszeli dochodzące z uroczyska strzały. Oprawcy się spieszyli, używali już wtedy broni maszynowej – mówił jeden z organizatorów.
Wystawa potrwa do 28 lutego. Jej organizatorami oprócz Ekspertów w Obronie Kuropat, są m.in. artystyczna niezależna grupa Pogoń i Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy. Podczas otwarcia wyrazili szczere wsparcie dla działaczy Młodego Frontu, protestujących przeciwko budowie biurowca w strefie ochronnej uroczyska.
Nie wiemy ile ofiar Stalina spoczywa w masowych grobach na Kuropatach. Według oficjalnych danych białoruskich – kilkadziesiąt do stu tysięcy, według niezależnych historyków, w tym Zenona Paźniaka – od 100 tys. do 250 tys. Profesor Zdzisław Winnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego podaje liczbę 250 tys., a brytyjski historyk Norman Davies twierdzi, że zamordowano tu nawet więcej niż ćwierć miliona osób, zarówno Polaków jak Białorusinów.
Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny.
Na Kuropatach znaleziono przedmioty z napisami w języku polskim, medaliki Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej, obuwie z dawnymi polskimi znakami firmowymi.
W białoruskich podręcznikach szkolnych temat Kuropat jest całkowicie przemilczany. Władze nie pozwoliły, aby w miejscu zbrodni postawić pomnik. Stoją tu jedynie proste drewniane krzyże postawione przez zwykłych ludzi – najczęściej potomków ofiar zbrodni i białoruskich opozycjonistów oraz krzyż Straży Mogił Polskich.
Niejednokrotnie krzyże te – za cichym przyzwoleniem milicji – były usuwane, łamane i bezczeszczone. Białoruskie władze negują też fakt istnienia białoruskiej listy katyńskiej, a niekiedy propagandziści Łukaszenki starają się nawet udowodnić, że zbrodni tej dokonali Niemcy. Trudno się zresztą temu dziwić w sytuacji kiedy dawni NKWD-ziści są nadal przedstawiani młodzieży w szkołach jako wzorce wychowawcze, zaś Feliks Dzierżyński jest czczony jako bohater narodowy.
Kresy24.pl
2 komentarzy
Polak z Białorusi
25 lutego 2017 o 08:40Otóż tak. Jaka władza, takie są promowane bochaterze, czyli…NKWD-ziści. Zakłamana historia odbicie pokazuje, jakie są wartości akceptuje obecna władza na Białorusi i czyim jest miłośnikiem i spadkobiercem.I komu oddanie służy.Zbędne dodatkowe dowody…
Stanislaw
26 lutego 2017 o 09:54I Polacy z tzw. Dzierżyńszczyzny…!