Fascynujący, nieznany tekst urodzonego w Archangielsku uczestnika wojny polsko-bolszewickiej, piłsudczyka, historyka, który nie miał nawet matury, autora wielu dzieł z historii Polski, w tym fundamentalnej „Najnowszej historii politycznej Polski 1864 – 1945”.
Walki odwrotowe armii polskiej latem 1920 roku w ujęciu Poboga-Malinowskiego przypominają dziwną partię szachów, której uczestnicy nie tylko nie znają zamiarów przeciwnika, ale nawet jego posunięć.
Jest to jakby dalszy ciąg bitwy, którą historyk toczy z sowiecką propagandą na kartach opracowań historycznych, a jej celem jest prawda o tej kampanii.
Tekst pochodzi z roku 1921. Język i stylistyka oryginału zachowana.
Całość opatrzyliśmy zdjęciami z epoki, które odnaleźliśmy głęboko w czeluściach Internetu na rosyjskim portalu, gdzie opisane były jako „mało znane epizody wojny polsko – bolszewickiej”.
Zagony czerwonych kozaków.
W kampanji 1920 r. wystąpiła przeciw nam strategiczna jazda sowiecka w trzech masach: najsilniejsza, Budiennego, była 10 „armja konna”, druga, na północy, był to 3-ci korpus jazdy, Gaj- Chana; trzecią stanowiła działająca w składzie 14. armji sowieckiej (przeciw naszej 6. armji) dywizja 8. jazdy, inaczej „czerwona dywizja kozacka”. Działania tej dywizji stanowią w historji działań jazdy sowieckiej przeciw nam kartę osobną, zasługującą ze wszech miar na uwagę. Tern bardziej, że sąsiad nasz wschodni zdaje się także i na przyszłość polegać w dużej mierze na działaniu masą jazdy na nasze tyły, spodziewa się rozporządzać na przyszłość jazdą potężniejszą jeszcze co do liczby, tęższą bojowo, lepiej uzbrojoną, jak w wojnie ostatniej, ocenia zaś bardzo wysoko skuteczność zagonów.
W miesięcznikach sowieckich poświęcono świeżo ciekawe artykuły zagonom „czerwonej dywizji kozackiej” z r. 1920, w szczególności zagonowi na Płoskirów-Czarny Ostrów (4—9 lipca) i zagonowi na Stryj (17—22 sierpnia1). Są to relacje uczestników i nie byle jakich.
O zagonie lipcowym pisze p. Pietrow, którego nazwisko, jak mi się zdaje, czytałem kiedyś pod rozkazem operacyjnym tej dywizji. Czy nie jej komisarz? Wybaczy mi p. Pietrow możliwą pomyłkę. Za to o zagonie na Stryj pisze sam „naczdiw” p. Primakow, obecny dowódca 1. korpusu jazdy. Mamy przeto do czynienia ze źródłem pierwszorzędnem.
Pozwalam sobie zanalizować obie relacje i zestawić je z rzeczywistością, widzianą z polskiej strony.
Zawiązkiem „czerwonej dywizji kozackiej” był „l-szy czerwony pułk kozacki”, utworzony w styczniu 1918 r. w Charkowie, jako przeciwstawienie „wolnemu kozactwu” Petlury. Pułk ten walczył przeciw Ukraińcom, prowadził jakoby partyzantkę przeciw Niemcom, znowu wojował z Ukraińcami i z Denikinem; w toku tej ostatniej kampanji rozwinięty został w brygadę, która pod Orłem wraz z Łotyszami zatrzymała zwycięski pochód białych (gen. Kutjepowa); następnie brygadę rozwinięto w dywizję, której zagony zadecydowały jakoby o odwrocie białych na Krym. W chwili, gdy dywizję przerzucano w maju 1920 r. ogromnym 400 wiorstowym marszem konnym z frontu południowego na polski, uchodziła ona już za szczególnie powołaną do zagonów na tyły przeciwnika i miała już za sobą 9 zagonów pomyślnie przeprowadzonych.
Dywizja została pod koniec czerwca 1920 r. wysunięta na skrzydło prawe 14. armji, na styku jej z armją konną, w okolicą Chmielnika. Odniosła tutaj pierwszy sukces w walkach z oddziałami naszemi (18. dyw. p.) w okolicy Starej Sieniawy, pod wsiami Szplczyńce i Kumanowce, gdzie (zdaniem pp. Primakowa i Piętrowa) otoczyli i znieśli szarżą 3 pułków kozackich jazdy 3 nasze bataljony w sile 1500; w istocie jeden nasz bataljon był tam w czasie wypadu zaskoczony i rozbity. Sądzi p. Pietrow, że tym sukcesem osłabili silny front polski, zmuszając naszą 6-ą armję do przegrupowania się i zmasowania odwodów na północnem skrzydle. Oczywiście ma tu na myśli dokonaną w dwóch pierwszych dniach lipca koncentrację grupy operacyjnej gen. Krajowskiego (wzmocniona 18. d. p.) pod Staro-Konstantynowem przeciw Budiennemu. Myli się jednak najzupełniej, gdy łączy to z szczęśliwym debiutem własnej dywizji, o której pobycie w okolicy Chmielnika wiedziano po naszej stronie i nietylko nie wzmocniono frontu nad Bohem, ale przeciwnie, osłabiono cały front 6. armji do cienkiego kordonu, aby móc stworzyć kułak mocny do walk rozstrzygających z armją konną. Incydent w przedpolu Starej Sieniawy najmniejszej przytem roli nie odegrał.
Armja 14., zdaniem p. Pietrowa, dość bezradnie borykała się frontalnie pomiędzy Dniestrem a górnym Bohem z naszemi wojskami (12. d. p. i wojsko ukraińskie gen. Pawlenki). Istotnie 41. dywizja strzelców sowieckich świeżo doznała szeregu porażek w okolicy Szarogrodu i Kopajgrodu, odpędzana przy każdej próbie natarcia skutecznie i daleko przez siły polskie i ukraińskie; dywizja zaś 60. strz. na próżno usiłowała zyskać na terenie w zaciętych walkach w pobliżu Baru (Serbinowce, Komarówce, Wołkowińce), wzdłuż linji kolejowej Żmerynka – Derażnia. Miano przeto rzucić 8. dyw. jazdy na „ośrodki żywotne” naszej armji, Płoskirów, gdzie spodziewano się jakoby trafić na sztab armji, Czarny Ostrów, gdzie spodziewano się zastać jej magazyny. Wybrano okolicę stacji kolei żelaznej Komarówce (na północ od Baru) jako punkt przedarcia się przez front polski. Dywizja strzelców (60) miała utorować drogę, robiąc wyłom na 6 km. szerokości; w wyłom ten rzucić mieli się kozacy.
Czerwona dywizja kozacka skoncentrowała się (2 lipca) w Lityniu. Skład bojowy jej: trzy brygady (22, 23, 24) po 2 pułki 4 sotniowe; do tego dywizjon „razwiedczyków sztabu” (zwiadowców – red.) i trzy baterje konne 4-działowe, po 8 koni przy działach i jaszczach. Stany dość duże (okło 500 szabel w pułku). Tabor ruszał z dywizją mały, na sotnię 2—3 wozów, same bryczki, wszędzie mogące nadążyć za sotniami. Wszystko zdolne posuwać się cwałem. Amunicji brano: 250 ładunków na kozaka, 50 pocisków na armatę.
Wszystkie daty w nawiasach musiałem ustalić sam, wyręczając p. Piętrowa, który z niezbadanych dla mnie przyczyn nie podaje żadnej.
Pod wieczór następnego dnia (3 lipca) dywizja podsunięta została ku stacji Komarówce (w chwili, gdy kolumna sowieckich pociągów pancernych, torując drogę piechocie i jeździe 60. dywizji strzelców, wdzierała się w głąb słabych linij 54. p. strzelców kresowych). W ciągu nocy wyłom był osiągnięty. Nad ranem (4 lipca) cała dywizja szybko przesuwa się cwałem na południe od stacji w Komarówce ku zachodowi, omijając drogi przebywa w 2 godzinach kłusem i cwałem 20 kim., poczem, nie słysząc już wystrzałów działowych, robi odpoczynek, poi konie, w pół godziny rusza dalej, robi jeszcze 25 km. i osiąga okolicę Michałpola, rozbijając dwa nasze oddziały taborowe (z ciężkiego taboru 54. p. strz. kresowych). Około południa rozkłada się na odpoczynek 14-godzinny.
Według p. Piętrowa ugrupowanie dywizji w marszu było następujące: 1-a brygada (22) w straży przedniej, za nią w odległości 3-4 km., siła główna, 2-a i 3-a brygada (23. i 24.), po sotni na prawo i lewo w odległości 3-4 km. na wysokości czoła straży przedniej, w straży tylnej, na 1 /2 km., jeden dywizjon. Głębokość kolumny 8 km. Szli nie rozpoznając na dalsze odległości, by nie wzbudzać czujności przeciwnika; zwiady ubezpieczające wysyłali na odległość najbliższą tylko; czuli się bezpieczni, wiedząc, że przeciwnik nie rozporządza w tej stronie silniejszą jazdą; zapewne domyślali się także płytkości naszego ugrupowania obronnego, braku masy manewrowej na całej przestrzeni od Dniestru po Słucz, słabej obsady etapów.
Dopiero po przedarciu się na tyły nasze dowiedział się ogół dowódców (nie wyłączając dowódców pułków) o zadaniu, które mają wypełnić. Dotąd plan działania znany był jedynie dowódcy dywizji, jej szefowi sztabu i dowódcom brygad; do ostatniej chwili przeto zachowano skrupulatnie w tajemnicy powzięty zamiar i sposób jego przeprowadzenia.
Po naszej stronie nie wiedziano 4 lipca popołudniu o buszowaniu większej masy jazdy za naszym frontem; organizowano przeciwnatarcie od Deraini na Wolkowińce – Komarówce; siły bolszewickie, które pod Michałpolem rozgromiły tabory 54. p. strz. kresowych oceniano na 150- 400 szabel i poczytywano za silne podjazdy albo partje. Zgodnie z poleceniem Naczelnego Dowództwa z 1 lipca, a pod wpływem daleko już posuniętego odwrotu 2. Armji sąsiadującej na północy i walczącej z armją konną, dowództwo 6. armji wydało 4. lipca rozkaz operacyjny 1.25180/111. o odwrocie ewentualnym w trzech etapach na linję Zbrucza, na razie nie podając dnia ani godziny. Rozkaz ten nie czynił żadnej wzmianki o działaniach czerwonych kozaków, nie liczył się z niemi wcale i nie był w żadnym związku z ich wystąpieniem. Dopiero nazajutrz jeńcy, z 60. dyw. strz., wzięci pod Szlachowyje Karaczyńcy, ujawnili działania na tyłach naszych całej dywizji jazdy.
Z okolic Michałpola ruszyli czerwoni kozacy o 2 rano (5 lipca) główną masą na Felsztyn (około 50 km. na półn -zach. od Michałpola, około 20 km. na płd.-zach. od Płoskirowa, 25 km. na południe od Czarnego Ostrowia). Jeden dywizjon rzucili dla demonstracji w kierunku południowo-zachodnim na Jarmolińce (węzeł kolejowy, ważny punkt etapowy wojska gen. Pawlenki). Oba punkty osiągnięto. Dywizja pochwyciła znów 2 kolumny taborowe; w Jarmolińcach kozacy uszkodzili tor kolejowy, urządzenia stacyjne, wzięli i splądrowali 80 wagonów, 8 dział (zapasowych), jakoby dwóch generałów (ukraińskich?). W Felsztynie nastąpiła koncentracja i postój przed napadem na właściwe przedmioty: Płoskirów i Czarny Ostrów.
Działania kozackie w tym dniu wywołały mniemanie, iż partja konna, grasująca na tyłach 6. armji, zwróciła się ku południowi, w stronę Jarmolinica-Gródka-Kamieńca. Siły tej partji nadal niedoceniano z naszej strony, przyjmując sceptycznie zeznania jeńców. Toteż rozkaz wykonawczy o odwrocie nad Zbrucz, I. op. 2382/1, wydany przez 6. armję o godz. 18.30 i oznaczający 5 lipca jako dzień x., a godz. 23 jako godz. h., zupełnie nie uwzględniał działań kozackich, nie zarządzał żadnej koncentracji przeciw „czerwonej dywizji”, nie ostrzegał nawet wojska przed niebezpieczeństwem z tej strony. Oczywiście nie był ten rozkaz wywołany splądrowaniem paruset wozów taborowych i kilkudziesięciu wagonów przez przeciwnika, uważanego wciąż jeszcze za podjazd, lub partję grasantów.
Tymczasem p. Primakow wydawał rozkaz na dzień następny
(6 lipca); rozkaz ten wpadł po kilku tygodniach w ręce nasze, zastanawiając nas zwięzłością i prostotą zarządzeń, zostawiających cały sposób przeprowadzenia sprytowi podwładnych dowódców.
I Brygada 1-a (Grigorjewa) rusza o g. 1-ej, obchodzi Czarny Ostrów od zachodu (od Wołoczysk) i od północy o 5 rano uderza na miasteczko.
Brygada 2-a (Smetannikowa o 4 rano zajmuje wieś Pedosy, wysadza mosty na zachód i wschód od wsi i o 5 rano uderza na miasteczko i stację Czarny Ostrów od południa.
Brygada 3-a (Migulina) wpada o brzasku dnia do Płoskirowa, niszczy co się da (nie zatrzymując się nad jedną godzinę), a w południe koncentruje się z całością dywizji pod Czarnym Ostrowiem.
Sztab dywizji przy środkowej brygadzie.
W rozkazie tym brakło wszelkich danych o przeciwniku. Mam wrażenie, że p. Primakow mgliste miał pojęcie o tern, co zastanie w punktach atakowanych, zwłaszcza, że nie wiedział o sztabie 6. armji w Płoskirowie, albo nie spodziewał się, by sztab ten jeszcze tam pozostawał. Sowieckie „sztarmy” nie bywały tak blisko frontu.
Plan wykonano całkowicie. O 8 r. wzięty był Czarny Ostrów, jakoby po walce z naszą piechotą (może jakieś oddziały niefrontowe stawiały improwizowany opór). W Czarnym Ostrowu było co niszczyć i plądrować; p. Pietrow pisze o 500 wagonach. Było też sporo bezbronnych, wojskowych z różnych służb, urzędników, chorych po szpitalach i transportowanych, urlopników itp. Toteż chwali się p. Pietrow, że 1000 ludzi wyrżnięto. Sądzę, że jest w tem przesada.
Towarzysz Migulin jeszcze po ciemku wtargnął do Płoskirowa. Do środka miasta wpadł jeden dywizjon, strzelając na wszystkie strony z karabinów maszynowych i wywołując panikę istotnie dużą. Garnizon jakoby zniszczono, sztab armji „zniszczono lub rozproszono”. Tu p. Piętrowa ponosi fantazja. Sztab armji nie uległ zniszczeniu, jej dowódca, gen. Romer, opanował panikę, zorganizował opór. (Płoskirów, broniony następnie przez oddziały 12 dywizji piechoty, trzymany był jeszcze przez trzy dni, 6, 7 i 8 lipca, aż do ukończenia ewakuacji). Znowu natomiast wyrżnięto sporo bezbronnych i wojskowych nie ze „stanu bojowego”, znowu pomordowano sanitarjuszki, rannych i chorych. W sumie oblicza p. Pietrow nasze straty za dzień 6 lipca na 2500 ludzi, 18 parowozów, 800 wagonów. Zdaje sią, że liczbę te, wliczając w straty wszystkich niewalczących, a pomordowanych należałoby znacznie zredukować; również i straty w materjale wydają się wyskokiem wyobraźni.
Pod wieczór „czerwona dywizja” skoncentrowała się pod Czarnym Ostrowiem, skąd nazajutrz (7 lipca) o 1 rano ruszyła przez Hlibki ku Zazulińcom (nad Słuczą), gdzie rozłożyła się obozem (wsie Zazuiińce M., Zazulińce W. i Żerebki W), na odpoczynek półtoradniowy.
O poprzednim nieudanym napadzie na kolumną majora Grodzkiego, prowadzącego ogromne tabory 13. dyw. p. i cześć jej artylerji pod osłoną dwu bataljonów etapowych, relacja p. Pietrowa dyskretnie milczy.
Następnego dnia (8 lipca) odpoczywała dywizja, nie zdając sobie sprawy, że wypoczywa na drodze marszu naszej 13. dyw., ciągnącej z pod Starej Sieniawy przez Krasiłów na Zazulińce, Bazalję w kierunku Wiśniowca; nagle czaty kazackie spostrzegły nadciągającą od wschodu naszą piechotą (45. strz. kr.); inne oddziały nasze (z 12. dyw. p., 51 strz. kr.), pod Hlibkami wpadły na ubezpieczenia czy podjazdy kozackie. Po krótkiej walce dywizja czerwona, wyrzucona na północny brzeg Słuczy, wycofała sią ku północnemu wschodowi na Kulczyny, gdzie (9 lipca) złączyła sią z piechotą własną i zakończyła zagon.
Walki pod Zazulińcami było to jedyne w ciągu zagonu starcie sią czerwonych kozaków z naszemi formacjami bojowemi. P. Pietrow uważa je za niepotrzebne i nie jest z nich zadowolony. Ma rację. To, co mówi o zadanych nam w walce tej stratach w jeńcach i zabitych polega na pomyłce lub złudzeniu.
Rozkaz 14. armji sławił zagon czerwonych kozaków jako wielkie zwycięstwo: „6-a armja polska w składzie 15.000 piechoty i 3000 jazdy — czytamy w rozkazie zdezorganizowana została i rozgromiona zręcznym zagonem czerwonej kozackiej dywizji”. Było to wcale osobliwe złudzenie. Przekonać miała sią o tem dowodnie 14. armja, a także sama „czerwona dywizja kozacka”, w ciężkiej dwunastodniowej bitwie nad Zbruczem (12—24 lipca). Armja nasza nie była ani zdezorganizowana, ani rozgromiona, jej straty w stanie bojowym były minimalne. Natomiast przyznać należy, że dotkliwe były straty materjalne i przejścia moralne oraz, że warunki odwrotu nad Zbrucz pod wzglądem braku łączności i niepewności położenia były nadzwyczaj przykre, co zresztą nie odbiło się szkodliwie; odwrót przeprowadzono we wzorowym porządku i w czasie znacznie od przewidzianego dłuższym, w ciągu dni pięciu, zamiast trzech nakazanych. Doprawdy, nie uciekała 6. armja przed kozakami p. Primakowa; raczej było i musiało być odwrotnie, co zresztą żadnej nie przynosi mu ujmy jako dowódcy.
Strat materjalnych i ciężkich przejść bylibyśmy uniknęli, gdyby Dowództwo 6. armji rozporządzało było garścią bodaj jazdy do rozpoznania, a zwłaszcza gdyby Płoskirów, nasz ośrodek działań (pivót), i Czarny Ostrów, zawierający ważne magazyny (depót), były według starych napoleońskich zasad wojny ruchowej umocnione połowo, gdyby dostępy były strzeżone i zaopatrzone zasiekami, obrona przewidziana i zorganizowana, załoga, bodaj improwizowana, przygotowana na obronę. Nasz „Regulamin Służby Polowej” nie bez racji zajmuje się w cz. X ochroną etapów. Stosunki z czasu wojny światowej, kiedy ciągłość sama i siła odporna frontu ochraniała etapy, nie powtórzyły się i nie mogły powtórzyć w naszej kampanji 1920 r., a nie wiadomo, czy powtórzyłyby się w ewentualnej przyszłej wojnie z naszym sąsiadem wschodnim.
Zagon na Płoskirów był dziesiątym zagonem „czerwonej dywizji kozackiej”. W bitwach nad Zbruczem (12 – 24 lipca) i nad Seretem (25 lipca – 7 sierpnia) dywizja ta miewała ciężką i krwawą pracę bojową, bywała na wozie i pod wozem, ale nie udało jej się przerwać naszego frontu, ruszyć zagonem w głąb kraju. Zagon jedenasty podjęli czerwoni kozacy wtedy dopiero, gdy ciągły front polski został zwinięty, dywizje nasze skoncentrowały się do stanowczych walk pod Lwowem, na który parła armja konna i współdziałająca z nią grupa Jakira. Był to zagon na Stryj.
Dowódca „czerwonej dywizji kozackiej” p. Primakow, przedstawia położenie wyjściowe jak następuje:
Części 14. armji „gnają przeciwnika, zbitego z linji obronnej, wzdłuż Seretu”. Jest to wiadomość mylna. W czasie, o który idzie, 16 sierpnia, 12. dywizja piechoty , mocno siedzi nad Strypą, nie napastowana zresztą od paru dni i nie obawiająca się napaści, z lewem skrzydłem pod Zborowem; dalej na lewo 13. d. p., zaangażowana na lewem skrzydle w ciężką bitwę z Budiennym, przegrupowuje się, koncentrując siły ku półn. zachodowi. Nazajutrz, 17 sierpnia, 12. d. p. koncentruje się w obszarze Budyłów-Zborów-Koniuchy, w oczekiwaniu dalszych rozkazów; cała 13. d. p. koncentruje się na Krasne-Busk. Między 12. d. p a sztabem 6 armji, (we Lwowie) zapewniona łączność przez lotników. Ze strony 14 armji brak jakiegokolwiek naporu.
Czerwona dywizja kozacka działa na styku 14-armji i armji konnej, w okolicy na północ od Zborowa; właśnie wyszła ze składu armji konnej, natomiast, jak zapewnia jej dowódca, nie zdołała, (mimo posiadania stacji iskrowej) nawiązać łączności ze „sztarmem 14”, słowem stała się nie tylko samodzielną, ale nawet- niepodległą, i postanowiła zrobić zagon.
O przeciwniku miał jej dowódca pojęcie mętne, jak zaznaczono wyżej; nie wiedział nawet, że nasza 18. d. p. wyszła ze składu 6. armji i odeszła z frontu południowego. Był w posiadaniu lipcowego przygotowawczego rozkazu 6. armji o możliwym odwrocie z nad Zbrucza na kolejne linje Seretu, Strypy, Złotej Lipy. Rozkaz ten nigdy nie był wprowadzony w życie. P. Primakow był przekonany, że armja polska właśnie wykonuje ostatni etap tego rozkazu i postanowił uprzedzić ją nad Złotą Lipą.
Z pod Zborowa ruszył 17 sierpnia i tegoż dnia pod Wiśniowczykiem patrolami przebył „po wymianie strzałów” Złotą Lipę. Od jeńców dowiedział się o marszu naszych wojsk po linji Gołogóry-Kurowice, a drugą kolumną „gdzieś na południe.” W nocy na 18 sierpnia jego podjazdy rozpoznały jakoby tę kolumnę między Pomorzanami a Dunajowem. Wszystkie te wiadomości były błędne. żadne siły nasze nie były w odwrocie. Dywizja 13., jak zaznaczono, koncentrowała się na skrzydło lewe, dyw. 12 zaś tkwiła pod Zborowem, oczekując zapowiedzianych rozkazów.
Dnia 18 sierpnia dywizjoner kozacki postanawia iść na Świrz, przerwać połączenie Lwów-Chodorów-Halicz, wedrzeć się na tyły grup naszych, nocujących w Dunajowie i Gołogórach. Zawiadamia o tern sąsiednią (45. ?) dywizję i wysyła meldunek do „sztarma”, poczem rusza jedną brygadą na Wypyski, Chlebowice Świrskie, Samiki (i st. Wybranówkę) masą sił na Przemyślany-Świrz-Łany. Popołudniu osiągnięty Świrz, gdzie nadchodzą z grupy Jakira wiadomości o zwycięskim pochodzie armji konnej na Lwów. Zarazem otrzymuje dywizjoner wiadomość (mylną) o wejściu naszego wojska do Przemyślan. Jeńcy jacyś z 12. dyw. p. (zapewne urlopnicy) zeznają (fałszywie) o ruchu naszych wojsk od Halicza do Warszawy (sic!). Dywizjoner może przypuszczać, że przeciwnik w Przemyślanach to czołowe oddziały naszej 12. d. p., odchodzącej z nad Strypy. Mógłby powziąć myśl rzucenia się na Przemyślany, zatrzymania i związania bojem czoła kolumny tak długo, aż postępująca za nią 14. armja nie nadciągnie od wschodu, by zadać klęskę 12. d. p., a co najmniej zatrzymać tę dywizję zdała od Lwowa, zagrożonego z bliska przez Budiennego.
O tem dywizjoner nie myślał jednak wcale. Nie szukał bitwy ani bezpośredniego współdziałania w bitwie. Chciał robić zagon i umyślił – przerwać komunikację między Haliczem a Lwowem.
Pod wieczór straż przednia opanowuje Bóbrkę i przerywa tor kolejowy pod Bóbrką. Wszystkie przedmioty działań, wyznaczone na ten dzień, osiągnięto. Sztab nocuje w Sernikach.
Po stronie polskiej 12. d. p. wie już o nowym zagonie „czerwonych kozaków”. Płatowiec przynosi rozkaz operacyjny armji. Dywizja ma ruszyć, w nocy na 19 sierpnia z pod wsi Koniuchy na
Pomorzany-Dunajów-Przemyślany-Bóbrkę.
W tejże chwili dywizja kozacka odskakuje z obszaru rozstrzygających działań ku południowi na Chodorów i Stryj, gdzie spodziewa się „pochwycić sztab armji” ( I ) i zdezorganizować jej połączenia. Dywizjoner uważa bowiem Stryj za jedyny punkt, mogący służyć za oparcie dla armji przeciwnika. Nie zdaje sobie sprawy, że przeciwnik zerwał już z systemem osłony całej przestrzeni kraju, że ściąga siły do rozstrzygającej bitwy pod Lwowem.
Dnia 19 sierpnia napadnięty Chodorów i wzięty, po słabym oporze garstki naszego żołnierza – jakiegoś oddziału etapowego, czy zapasowego; zniszczona nasza kompanja pod Żydaczowem; wzięty Mikołajów, gdzie po trzech kolejnych starciach, „zaciętych”, jak stwierdza relacja, wycięto nasz oddział pieszy. Wysadzono kolejowe mosty na Dniestrze pod Mikołajowem i Żydaczowem.
W dniu tym nasza 12. d. p. osiągnęła czołem Przemyślany, naciskana z tyłu bardzo słabo przez części 60. dywizji strzelców.
Z Przemyślan mogła bez żadnej już przeszkody rzucić się albo ku północy, w kierunku na Kurowice, wychodząc na tyły grupy Jakira, albo na Bóbrkę, oczyszczając od przeciwnika flankę południową naszej armji, walczącej pod Lwowem, i wchodząc w bezpośrednią łączność z jej siłą główną. Czerwona kozacka dywizja nie byłaby już teraz w stanie zapobiec żadnej z tych możliwości; mogłaby jednak szybkim zwrotem ku północy wejść już następnego dnia w styczność bojową z naszą dywizją 12.. biorąc na siebie i wiążąc część naszych sił, grożących z tyłu i z flanki wojskom sowieckim grupy Jakira i armji konnej.
Dywizjoner kozacki nie ma łączności z czerwoną armją. Stwierdził naszą piechotę w okolicy Podkamienia i Knihynicz. Są to w istocie tabory 12. d. p. pod osłoną grupy kpt. Tota, w sile dwóch bataljonów etapowych i jednej baterji zapasowej. Kozacy nie starają się tych sił zaczepić i rozpoznać. Dowódca ich postanawia uderzyć na Stryj, aby zniszczyć tam węzeł kolejowy.
Nazajutrz 20 sierpnia dywizja przechodzi po moście drogowym pod Holeszowem i „tryumfalnym marszem” ciągnie przez Nowe Sioło na Stryj. Dla zmylenia naszych płatowców markuje pod Smuchowem ruch w kierunku Halicza; jeden dywizjon napada Żurawno. Manewr na Stryj polega na odcięciu uprzedniem przedmiotu natarcia jednym dywizjonem od strony Bolechowa, drugim od strony Skolego; główna siła uderza na miasto od wschodu; silny odwód—jedna brygada—ubezpiecza manewr ten od północy i północnego wschodu. Po zaciętej walce o przeprawę przez rz. Stryj, wiedzionej przez oddziały spieszone, wspierane ogniem trzech bateryj konnych, trzy sotnie konne wzięły mosty szarżą, ze stratą 50 ludzi i 70 koni, wzniecając popłoch w naszej piechocie. Zaczęła się rzeź w ulicach miasta, plądrowanie magazynów (12. d. p.) i mienia prywatnego. Przez noc na 21 Iipca kozacy grasują w Stryju.
W tymże czasie 12. d. p. osiąga główną siłą Bóbrką, boczną zaś kolumną rozrywa na północ; od Przemyślan pierścień zwróconych przeciw niej sił grupy Jakira i 60. d. strz., wywołując zamęt, i postrach wśród wojsk sowieckich, nacierających pod Lwowem.
Rankiem 21 sierpnia dywizjoner kozacki zbiera swe siły na północ od Stryja; o godz. 9 rano rusza w kierunku na Żurawno, wysyłając podjazdy dla rozpoznania. Nocą dopiero w Zurawnie otrzymuje wiadomości.
W stronie Halicza stwierdzono jazdę ukraińską, w stronie stacji Wybranówka „ułanów” polskich. Istotnie, były to podjazdy strzelców konnych z 12 d. p. W stronie Knihinicz i Podkamienia stwierdzono piechotę (grupa Tota).
Dywizjoner czerwony postanawia iść na Rohatyn, odzyskać łączność z 14 armją i wezwać ją, by ruszyła na Stryj.
Tymczasem w dniu tym—21 sierpnia—polska 6. armja przeszła do przeciwnatarcia, ubezpieczona silnie na skrzydle prawem przez skoncentrowane na północ od Bobrki siły 12. dywizji piechoty.
Dnia 22 sierpnia „czerwona dywizja kozacka” idzie na Żydaczów-Chodorów-Podkamień, gdzie spotyka własną piechotą (z 41. d. s.?). Zagon skończony.
Ale w Strzelisku pojawiły się patrole przeciwnika (strzelcy konni).
W dniu tym mianowicie 60. d. s. usiłowała rankiem zaczepić od strony Przemyślan, Świrza i Bobrki dywizją 12. Spotkała sią z silnem przeciwnatarciem. Do wieczora była nie tylko odparta, ale rozerwana na dwie części i przepędzona; oddziały nasze wpadły do Bobrki, Świrza, posuwały sią ku Przemyślanom.
Napróżno spróbuje po paru dniach „czerwona dywizja kozacka” wspólnie z 60 d. s. obejść, zaczepić i zwinąć nasze skrzydło prawe (12. d. p. i h br. jazdy).
W zaciętym boju spotkaniowym, a raczej w szeregu spotkań w dniach 27 i 28 sierpnia wojska sowieckie (w szczególności czerwoni kozacy) ponoszą krwawą klęską, są odrzucone i pędzone. O tych wypadkach relacja p. Primakowa oczywiście już nie wspomina, a jednak są one ważnym przyczynkiem do oceny zagonu na Stryj i jego doniosłości. Po prostu wydarzenia dni 21 – 28 sierpnia stwierdzają wymowniej od wszelkiej analizy, że doniosłość operacyjna tego zagonu była równa zeru.
Inaczej ocenia swą pracę p. Primakow, czemu trudno sią dziwić. Jest z siebie dumny. Powiada, że zniszczył wszystkie linje komunikacyjne armji nieprzyjacielskiej, zerwał łączność między częściami 6 armji a jej dowództwem, zniszczył magazyny w Chodorbwie i Stryju, wyciął jakoby do 1500 ludzi, oczyścił terytorjum na 80 km. w głąb, uniemożliwił nam usadowienie się nad Złotą Lipą. Odbył 200 wiorst, dokonał 20 uszkodzeń na 5 linjach kolejowych. Uważa swój zagon za przykład dla strategji oczekujących Rosję sowiecką wojen rewolucyjnych.
Wyeliminujmy z rachunku przykre dla nas straty w materjale, bolesne straty w oddziałach pozafrontowych, zakładach i ludziach niewalczących. Cóż zostanie w rachunku? Zniszczenie linij kolejowych. które nie były Iinjami komunikacyjnemi; armji, zerwanie łączności fikcyjne, bo lotnictwo nasze utrzymało ją stale, oczyszczenie terytorjum, którego nikt nie zamierzał obsadzać, uniemożliwienie obrony Złotej Lipy, gdzie nikt bronić się nie myślał. A zapiszmy na rachunek „winien” nieobecność 8. dywizji jazdy sowieckiej w czasie walk rozstrzygających pod Lwowem.
Toteż komitet redakcyjny „Krasnoj Armji” nie zgadza się z tow. Primakowem. Tow. Ziffer wyraża zdziwienie co do sposobu, w jaki dywizja ta stała się, jak nazwałem to wyżej – wolną i niepodległą. Podkreśla bezcelowość jej działań. Zwraca uwagę, że posuwając się na północny zachód, na Gródek, przyczynić mogła się do wzięcia Lwowa. Tymczasem, odskakując w obszar Stryja, oddalała się od miejsca głównego uderzenia, działała po linji najmniejszego oporu, wtargnęła w obszar wcale nie zajęty przez przeciwnika, uderzyła w próżnię.
Podzielamy sąd p. Ziffera z zastrzeżeniem: nawet napad na Gródek, niewątpliwie dla nas nieprzyjemny, nie byłby powetował nieobecności 8. dywizji jazdy w dniach 20 – 22 sierpnia w walkach pod Lwowem. Dwa bataljony z artylerją i pociągami pancernemi przerzucone do Gródka, mogły całkowicie odwrócić niebezieczeństwo, przy doskonałem współdziałaniu naszych lotników. Jedno i drugie leżało zupełnie w mocy naszej 6. armji.
Taktyczne sukcesy p. Primakowa pod Chodorowem, Mikołajowem i Stryjem wyglądają pięknie. Jednakże i tym razem miał przeciw sobie żołnierza nielicznego, niewyszkolonego i źle uzbrojonego z formacyj etapowych i zapasowych, nie wspieranego zupełnie artylerją. Żołnierz ten, wnosząc z relacyj kozackiego dywizjonera, stawiał jednakże zacięty opór. Notujemy to z wdzięcznością dla tego żołnierza, z żalem wspominając poniesione przezeń ofiary krwawe.
W »Revue Militaire Franęaise” kapitan Morel, historyk o znakomitych zdolnościach pisarskich, analizował niedawno wyprawy Dżyngis-Chana, a raczej genjalnego jego Szefa Sztabu, Subutaja, w ХIII w.. Zwrócił tam uwagę na pewne istotnie uderzające analogje pomiędzy armjami konnemi Dżyngis-Chana, ich organizacją, ich strategją, ich procederem taktycznym, a zjawiskami niedawnemi, kiedy nowe armje konne, wyroiwszy się ze wschodu Eurazji, znalazły się w sercu Polski, o 30 dni marszu od Paryża – mierząc marsze szybkością poruszeń Mongołów. Kapitan Morel ostrzega Zachód przed niespodziankami, które Wschód kryje w swem łonie. Nie ufajmy zbytnio naszej wyższości technicznej, naszej wyższej organizacji. Cała sztuka wojenna nasza kształtuje się z myślą o przeciwniku, walczącym i działającym według podobnych zasad i procederów. A jeśli ktoś przyjdzie, nie uznający prawideł gry? Jeśli posunięciami niedozwolonemu grę pomiesza?
Troska świetnego pisarza francuskiego musi być naszą troską w pierwszym rządzie. Jest oczywistem, że jeśli wojować będziemy z Rosją Sowiecką, tym Wschodem Eurazji, który po zburzeniu dzieła Piotra W. odzyskuje pierwotne, barbarzyńskie oblicze w dziedzinie organizacji wojskowej i wojny, to w pierwszych odrazu dniach mobilizacji przeciwnik rzuci na nas masy jazdy, niespotykane w r. 1920, z zadaniem przerwania naszej osłony i wtargnięcia na jej tyły, wgłąb kraju, olbrzymiemi zagonami, by osłoną naszą obejść i zwinąć, koncentracje udaremnić, sparaliżować nasz system wojenny.
Wiedzą o tem z pewnością i myślą czynniki powołane.
oprac. JM
3 komentarzy
Adam
27 listopada 2018 o 21:38Ciekawe
józef III
8 grudnia 2018 o 19:59jeńcy bolszewiccy, nie „rosyjscy” ! Polska z Rosją nie walczyła
Feliks Koperski
9 grudnia 2018 o 10:07Dziekujemy za spotrzeżenie i przepraszamy za przepuszczenie takiego błędu.