Jeżeli NATO nie wypracuje mechanizmu skutecznego reagowania na rosyjską agresję, skończy się globalny system bezpieczeństwa. Nie tylko na granicy Rosji z krajami europejskimi – pisze Witalij Portnikow w artykule „Bałtycki koszmar”.
Zdaniem nowego szefa Komitetu Wojskowego NATO Petra Pavela Rosja, jeżeli zechce, jest w stanie zająć kraje bałtyckie i Kijów w dwa dni. Przy czym sam Sojusz nie jest w stanie odpowiednio zareagować na agresję, gdyż procedura podejmowania decyzji w NATO daleka jest od doskonałości, a przede wszystkim powolna. Dopóki w Sojuszu będą zastanawiali się co robić, Rosjanie zajmą europejskie ziemie, siejąc śmierć i zniszczenia.
Oczywiście to jest najgorszy scenariusz. Ale właśnie on nie daje spokoju wojskowemu dowództwu NATO od momentu aneksji Krymu i rozpoczęcia wojny hybrydowej w Donbasie. Okazuje się, że NATO, uważana za najbardziej efektywny sojusz będący w stanie zapewnić bezpieczeństwo swoich członków, nie posiada odpowiednich instrumentów, by skutecznie reagować na nowe zagrożenia.
Przy czym jeżeli w wypadku Ukrainy, można to jeszcze wytłumaczyć faktem, że kraj ten nie jest członkiem Sojuszu i NATO nie ma wobec niego żadnych zobowiązań, to w razie rozpoczęcia przez putinowską Rosję, agresywnych działań przeciwko państwom bałtyckim, takie usprawiedliwienia „nie przejdą”.
A przecież z punktu widzenia rosyjskich przywódców politycznych kraje bałtyckie niczym się od Ukrainy nie różnią. I jedni, i drudzy to „rdzennie ruskie ziemie”, zawojowane by osadzić na nich kolonistów i zabierać surowce. I na Ukrainie i w „Prybałtyce” mieszkają „uciemiężane” rosyjskojęzyczne mniejszości, które bardzo łatwo uznać, za część „ruskiego świata”, tradycyjnie wyzwalanego na czołgach. To, że kraje bałtyckie są członkami NATO i UE, jest jeszcze bardziej interesujące: ich okupacja oznaczałaby bowiem rozpad obu tych struktur, zmieniając putinowską Rosję w nowy ZSRS, równoprawnego partnera USA, a przynajmniej Chin.
Oczywiście to paranoiczna logika. Ale czy Rosja nie żyje właśnie taka logika w ostatnich latach? Czy wojna z Gruzją, aneksja Krymu, okupacja Donbasu, przekształcenie się rosyjskiego społeczeństwa w faszystowskie stado wielbicieli wodza, nie jest paranoją? Jest. Więc czemu ta paranoja nie może się pogłębiać?
Właśnie możliwość realizacji czarnego scenariusza, tak bardzo komplikuje sprawę efektywności NATO. Jeżeli Sojuszowi nie uda się wypracować mechanizmu skutecznego reagowania na rosyjską agresję – takiego mechanizmu, który ostatecznie zniechęciłby Putina do zajmowanie cudzych państw – skończy się globalny system bezpieczeństwa. Nie tylko na granicy Rosji z krajami europejskimi: za przykładem Putina pójdą inni, bezprawie bywa zaraźliwe.
A jeżeli NATO naprawdę chce podjąć prace na konstrukcją nowego skutecznego mechanizmu globalnego bezpieczeństwa, musi zaczynać nie od państw Bałtyckich
Zacząć trzeba od Ukrainy.
Witalij Portnikow, newsru.ua (tekst polski Sudio Wschód)
2 komentarzy
Misyu
29 maja 2015 o 13:43Bardzo dobry tekst.
Szkoda, że Polska jest tak skutecznie łamana kremlowską propagandą, głupim hejtem i auto-clickiem, że nie współpracujemy z Ukrainą tak bardzo i aktywnie jak kraje Bałtyckie.
Teodozjusz
29 maja 2015 o 22:58Może to się zmieni jak pogonimy od rządów PO i PSL.