
Tabor cygański
Jeszcze kilka lat temu na drogach i bezdrożach Zakarpacia i Bukowiny można było spotkać cygańskie tabory, które na cale lato i wczesną jesień wyruszały na wędrówkę. Dziś widok wozów konnych okrytych płótnem naciągniętym na półokrągłe pałąki, tańczących, śpiewających i grających barwnych grup Cyganów odszedł już w zapomnienie.
Niedawne romskie wyprawy miały za zadanie podtrzymanie tradycji, zniszczonej przez komunistyczne władze, które nie tolerowały wędrujących, wolnych i niezależnych Romów. Osiedlanie Cyganów na siłę przynosiło często bardzo smutne efekty. Jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia na terenach rumuńskiej Bukowiny i Syhotu Marmaroskiego można było spotkać kilkupiętrowe bloki, w których za czasów komunistycznego dyktatora Nicolae Ceaușescu zmuszano do zamieszkania wędrownych Romów. Łatwo było poznać te budynki, ponieważ nad każdym z okien widniała czarna smuga. Natychmiast po zakwaterowaniu na siłę Romowie w mieszkaniach rozpalali ogniska i dym sączący się przez otwarte okna okapcał sadzami ściany bloków. Z jednej strony był to niezmienny, codzienny obyczaj palenia ognia, z drugiej cichy protest przeciw niezrozumiałemu dla Cyganów nakazowi osiedlenia.
Od wieków po terenach dawnych Kresów wędrowały cygańskie tabory. Malowniczy był to widok: wozy konne okryte płótnem naciągniętym na półokrągłe pałąki, którym towarzyszyły barwne grupy Cyganów tańczących, śpiewających i grających muzykę porywającą, ekspresyjną lub łzawo-melancholijną. W każdym razie taką, która budziła w ludzkich duszach na przemian radość i wzruszenie.
Na wioski padał strach, gdy w okolicy rozkładał się tabor, bo wówczas w tajemniczy sposób „topniały” uprawy na polach, a z kurników znikał drób. Ale z drugiej strony Cyganie byli oczekiwani, ponieważ trudnili się wyrobem doskonałej jakości kotłów, patelni i garnków. Ostrzyli noże i nożyczki. Wyrabiali końskie uprzęże. Kobiety wróżyły miejscowym z ręki lub fusów wspaniałą przyszłość. Wieczorami zaś Cyganie przygrywali miejscowym do tańca.
Ten świat odszedł w zapomnienie. Ostatnie nieliczne tabory wyruszały w wakacyjną trasę po Zakarpaciu jedynie w wersji symbolicznej i najczęściej z chęci przekazania młodym tej tęsknoty za nieujarzmioną wolnością, spaniem pod gołym niebem utkanym z gwiazd, przy sypiących iskrami ogniskach.
Nie wiem, czy są jeszcze organizowane tabory, które kilka lat wcześniej wyjeżdżały z Użhorodu na dwumiesięczną wędrówkę. Towarzyszyła im profesor Zakarpackiego Instytutu Kształcenia Podyplomowego Jewgienija Nawrocka, która na taborowych popasach uczyła romskie dzieci pisać, czytać i liczyć. Przy okazji zbierała informacje dotyczące przeszłości i dniu dzisiejszym Cyganów, które ujmowała w książkowych wydaniach poradnika metodycznego dla nauczycieli w serii „Historia i kultura Romów”. Poradniki te traktowały nie tylko o współczesności tego wędrownego ludu, ale też o ich losach w czasach dwudziestolecia międzywojennego i wcześniejszych.

Pierwsza w Polsce i jedyna tak obszerna książka przybliżająca historię Cyganów
Pod koniec lat 90. sam miałem okazję spotkać taki tabor kilkadziesiąt kilometrów od Czerniowiec. Jechałem z ekipą na dokumentację zdjęciową do nowego filmu. Nagle przed nami, na rozleglej łące, daleko od jakichkolwiek zabudowań, ukazał się zachwycający widok. Dziesięć wozów pokrytych derkami rozpiętymi na półokrągłych pałąkach stało ustawionych w kręgu jak na amerykańskim westernie. Wewnątrz obozowiska paliły się watry, nad którymi wisiały kotły ze strawą. Nieopodal pasło się stado koni. Zatrzymaliśmy się trzysta metrów od obozowiska. Zobaczyły nas kobiety i dzieci i jak na komendę ruszyły w naszą stronę. Wyciągnięte ręce domagały się pieniędzy. Kiedy znaleźliśmy się kilka metrów przed obozowiskiem, cały ten dziecięco-kobiecy tłumek jak na komendę odstąpił od nas. Okazało się, że w obrębie taboru nie wolno niepokoić obcych. Gość, święta rzecz!
Zaproszono nas do centralnego ogniska, wokół którego stała starszyzna. Ustalaliśmy pozwolenie na nakręcenie kilku ujęć z życia obozowiska. W tym czasie romskie wyrostki dosiadały przeraźliwie chudych koników i popisywały się woltyżerką, galopując tuż obok, niemal nas tratując.
Zapadł zmrok, a my rozsiedliśmy się przy sypiącym iskrami ogniu i słuchaliśmy starych cygańskich opowieści i rzewnych romansów śpiewnych przy akompaniamencie gitar i cytry. Czas się zatrzymał. Nierealny, bajkowy świat pochłonął nas zupełnie. Budziło się jedno pragnienie: zostać tutaj na zawsze. Ruszyć rankiem przed siebie bez celu, bez pośpiechu, bez specjalnego uzasadnienia po co, dlaczego i dokąd…?
Rozstaliśmy się z roztańczonymi Romami późną nocą. Zaczynaliśmy zazdrościć im tej nieskrępowanej wolności i rozumieć ich miłość do życia w taborach.
Ci karpaccy Romowie przypomnieli zatarty w pamięci wiersz znanej cygańskiej poetki Papuszy:
Już moja noga nie postanie
tam, kędy ciemną nocą jeździli Cyganie.
Przysłuchiwały się dzieci – to dla nich
ptaki zmarłych śpiewały nocami.
Papusza, a właściwie Bronisława Wajs (Wajss), była przed II wojną jedną z niewielu kobiet cygańskich umiejących czytać i pisać. Nauczyła się tej sztuki sama. Pisała wiersze w języku romskim, zapisując je fonetycznie.
Jej tabor wędrował po Wileńszczyźnie, Wołyniu i Podolu. Podczas wojny wraz z taborowymi towarzyszami ukrywała się w wołyńskich lasach. Udało się jej przeżyć. Po utracie Kresów Wschodnich tabor ruszył przez Mazury i Pomorze na ziemie zachodnie.
W roku 1950 zamieszkała w Żaganiu, a od roku 1953 osiadła na stałe w Gorzowie Wielkopolskim. Nie z własnej woli, ale wskutek nakazu osiedlenia wydanego przez komunistyczne władze.
Papuszy do końca życia towarzyszyła tęsknota za taborowym życiem, za kresowymi rzekami, wzdłuż których poruszały się skrzypiące, kopulaste wozy po drogach i bezdrożach Wileńszczyzny, Lwowszczyzny i Podola.
Podole było dla Romów niezwykle ważną krainą, ponieważ w drugiej połowie XVI wieku żył tam, w nieustającej podróży, pierwszy znany z imienia na ziemiach polskich król cygański Bela Rareș. I chociaż władzę sprawował nad zaledwie kilkoma taborami, jego sława przetrwała do dziś. To śladami Beli Rareșa ruszały następne tabory, to w jego miejsce namaszczano kolejnych cygańskich królów: Petro Milsztucia, Stanisława Woroncewa, Todora Raresza czy Bronisława Prepiurko.
W całej środkowej i wschodniej Europie można do dzisiaj spotkać osady romskie, w których życie toczy się nieco innym trybem niż wszędzie indziej. Nie słychać jednak już wiosennego skrzypienia cygańskich wozów, stukotu kopyt i pieśni podróżnych. Ale może jeszcze kiedyś, gdzieś wrócą tabory na szlaki, aby udowodnić, że są jeszcze wolni Cyganie, którzy zamiast miedzianych dachów bogatych miejskich domostw i wiejskiej dachówki wolą nad głową baldachim utkany z gwiazd.
Tekst i fot. ATK





Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!