Kisiel z owsa w dzieciństwie jadała pani Albertyna Sapoćkówna. Dzisiaj – choć i nosi inne nazwisko i kisiel przyrządza z płatków owsianych to twierdzi, że tamten z dawnych lat był smaczniejszy.
Owies zamaczało się w ciepłej odgotowanej wodzie z kromką chleba i trzymano w ciepłym miejscu. Nie za długo – aby nie był za kwaśny. Później go do stupy lub do maszynki. Wyciskamy z niego co można przez kużelny skrawek materii, dawniej dla tego celu był klinek. Na mały ogień, dolać wrzątku i mieszając (obowiązkowo) doprowadzić do stanu „aby miodem lał się”. Rozlać po talerzach. Spożywać, kiedy zastygnie, można z różnymi dodatkami, na ile fantazja bogata.
„Wędrówki po Grodzieńszczyźnie” Stanisława Poczobuta
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!