Płynąc kajakiem Niemnem można naprawdę odpocząć i się wyciszyć. Tu dusza i ciało mogą głęboko odetchnąć… Odnajdziemy coś z klimatu słynnej powieści Orzeszkowej, mimo że trasa nie biegnie przez Bohatyrowicze. Wysokie brzegi, gęste i czyste lasy, ledwie kilka wsi po drodze. Kontakt z przyrodą i sobą samym.
Piękne Grodno i Grodzieńszczyzna leżą tak blisko chociażby Warszawy, że teroetycznie mogłyby stać się jednym z ulubionych celów weekendowych czy wakacyjnych wypadów mieszkańców środkowej i wschodniej Polski. Ale odległość w kilometrach to jedno, a odległość w godzinach to drugie. Niestety bowiem, mimo wprowadzenia ruchu bezwizowego do tej części Białorusi wciąż trzeba zakładać stanie nawet kilka godzin na granicy, znienawidzoną „papierologię” i zdanie się na humor bądź brak humoru białoruskich, a czasem nawet i polskich, służb granicznych. Dlatego wyjazd taki to jednak wciąż cała wyprawa, którą trzeba planować z dużym wyprzedzeniem i na którą poświęcić należy więcej czasu. Ale gdy już pokonamy te wszystkie przeszkody, na pewno nie będziemy żałować.
Ruch bezwizowy na tym dość ograniczonym, przygranicznym skrawku państwa białoruskiego, to jak wiadomo owoc niedawnego równie mocno ograniczonego otwarcia i ocieplenia relacji Mińska z Zachodem. Co to oznacza dla zwykłego Polaka, który chciałby skorzystać? Na pewno mniejsze koszty i trochę więcej zaoszczędzonego czasu niż przy ubieganiu się o wizę. Przepustkę na obszar bezwizowy na 5 dni można uzyskać przez internet, na przykład dzięki platformie bezviz.by. Za przepustkę grupową trzeba zapłacić ok. 40 zł. od osoby, w tej cenie jest też obowiązkowe ubezpieczenie. Haczyk jest taki, że trzeba w jakimś, najlepiej białoruskim, biurze podróży, wykupić usługę polegającą na przykład na oprowadzaniu po Grodnie albo pokazaniu Kanału Augustowskiego. Ale w internecie znajdziemy odpowiednią ofertę, niektóre biura (czy to białoruskie, czy polskie) również zajmą się załatwieniem przepustki. I drugi haczyk – jadąc do Grodna w ramach ruchu bezwizowego możemy przekroczyć granicę tylko samochodem w Kuźnicy Białostockiej. I na miejscu pilnować, by samochodem nie zboczyć przypadkiem na drogę znajdującą się poza obszarem bezwizowym.
Druga opcja jest taka, że w jakimś polskim biurze zajmującym się organizacją spływów kajakowych wykupimy spływ, na przykład z Augustowa, przez białoruską część Niemna do Druskiennik (granicę można w takim wypadku przekraczać na Kanale Augustowskim). Wielu organizatorów takich wycieczek załatwia wtedy większość formalności za nas. Taki spływ jest fajny, ale nie jest jednak tani. Choć polscy kajakarze i tak głównie właśnie z takiej trasy i ofert korzystają.
Gdy będziemy jednak jechać samochodem z chęcią rozpoczęcia spływu w Grodnie, na granicy białoruscy służbiści dadzą nam kilka formularzy do wypełnienia i udzielą niewielu informacji, jeżeli w ogóle jakieś. Plus jest taki, że można wypełnić je w języku polskim. Generalnie, są to informacje o nas samych (podstawowe dane) oraz o naszym pojeździe. Można założyć, że informacje te mamy, jeśli nie w głowie, to w dowodzie rejestracyjnym i karcie pojazdu. Uwaga! Należy mieć też dowód rejestracyjny, OC i zieloną kartę. Niby każdy to wie, ale zawsze trzeba się upewnić, że nie zapomnieliśmy.
Na granicy dostaniemy także od funkcjonariuszy kilka kwitów i karteczek (ich sensu i znaczenia dla całej procedury przekraczania granicy nie udało mi się rozszyfrować), których pod żadnym pozorem nie wolno nam zgubić i trzeba je pokazywać lub wydawać na kilku granicznych blok-postach. Któraś z karteczek zostanie nam pozostawiona, trzeba ją mieć i strzec, bo oddać trzeba będzie wracając. Pamiętajmy o tym, bo na spływie, w dość spartańskich warunkach, łatwo taki drobiazg zgubić, zmoczyć lub chociaż zmiętolić. Mi tak się przydarzyło, mój dokument był dość pognieciony, bo schowałem go głęboko w plecaku. Milicjant na granicy nie omieszkał zwrócić mi uwagi – a co to takie pogniecione?
Jak więc widać, ruch niby jest bezwizowy, ale wciąż granica to twardy orzech do zgryzienia. Do tego dodajmy jeszcze kolejki i pewien lekki chaos, jak to na wschodniej granicy, i trochę czasu i nerwów trzeba będzie stracić.
Jeśli chodzi o noclegi w Grodnie, to łatwo je znaleźć przez internet, choćby na popularnych w Polsce międzynarodowych platformach rezerwacji noclegów. Albo na kilku rosyjskojęzycznych, białoruskich platformach, na przykład grodno.kvartiranasutki.by, gdzie jest duża oferta raczej niedrogich mieszkań na wynajem.
Tyle praktycznych porad. Bardziej szczegółowe można znaleźć w innych miejscach w internecie. Choćby na naszej stronie tutaj. Jeśli ktoś chce, znajdzie w internecie nawet formularze do wypełnienia na granicy i wtedy można zajechać na nią już z wypełnionymi papierami oszczędzając sobie trochę czasu.
Pieniądze w gotówce nie tylko ze względu na wymogi na granicy chyba lepiej zabrać ze sobą, wymienić w kantorze (złote można wymienić bez problemu) albo już w Polsce zakupić białoruskie ruble. Uwaga! Nie tak dawno temu na Białorusi była denominacja, pamiętajmy, żeby nie dać sobie wcisnąć starych rubli. Białoruś to raczej spokojny i bezpieczny kraj, więc raczej nie padniemy ofiarą przestępstwa, ale różnie to w życiu bywa. Na granicy trzeba być gotowym pokazać odpowiednią ilość pieniędzy na każdy dzień (ok. 80 zł.). Oczywiście, to możliwość czysto teoretyczna, bo i mnie to nie spotkało, i nie słyszałem nigdy, by pogranicznicy białoruscy zażądali pokazania odpowiedniej ilości pieniędzy na granicy.
Oczywiście, można wypłacić pieniądze w bankomacie, ale to loteria. Ja akurat trafiłem na bankomat banku, który nie pobrał mi prowizji, ale są i takie, które potrafią pobrać za wypłatę z bankomatu, powiedzmy, równowartości kilkuset złotych, nawet 40 zł. Tak zresztą bywa w każdym kraju poza UE.
Nas w wycieczce na Grodzieńszczyznę najbardziej zainteresowała możliwość spływu kajakowego Niemnem. Można to uczynić, jak wspominałem, na dwa sposoby: Wypłynąć z Grodna albo z Polski, najlepiej z Augustowa. W tym drugim przypadku raczej nie zobaczymy wiele poza grodzieńską przyrodą i białoruskim odcinkiem Kanału Augustowskiego, choć widziałem też oferty spływów połączone z wypadem do Grodna. Ale z drugiej strony, są przecież tacy, którym zależy właśnie tylko na kontakcie z przyrodą, a nie zwiedzaniu. I rzeczywiście, chyba 99 proc. Polaków wybiera spływ zaczynający się w Polsce. Na razie mało kto płynie z Grodna na północ Niemnem. My w każdym razie nie widzieliśmy żadnego innego polskiego kajakarza, a z białoruskich tylko grupę młodych sportowców na kanadyjkach, chyba na jakimś obozie sportowym. Białorusini owszem, pływają kajakami, ale raczej Kanałem Augustowskim, a nie Niemnem. Nad Niemnem zaś wolą wędkować i biesiadować.
Przed rozpoczęciem spływu Niemnem można spokojnie zwiedzić Grodno, którego zabytków i uroku nie trzeba przybliżać akurat czytelnikom Kresy24.pl. Na temat Grodna i okolic ukazało się bowiem na naszym portalu już parę przewodników, choćby ten. Nie było natomiast chyba o spływie Niemnem, rzece chyba równie drogiej wielu Polakom jak Wisła.
Niestety, na naszej trasie nie znajdą się słynne dzięki książce Elizy Orzeszkowej „Nad Niemnem” Bohatyrowicze. Leżą poza strefą bezwizową. O Orzeszkowej przypominać nam będą natomiast ulica w Grodnie, czy tablice pamiątkowe i miejsca związane z wielką pisarką, którą mieszkańcy Grodna, niezależnie od narodowości i poglądów, uważają po prostu za swoją. Polityka historyczna Białorusi i zbiorowa świadomość mieszkańców Białorus jest zresztą pełna paradoksów. Oddają hołd wielkiej damie polskiej literatury, albo Adamowi Mickiewiczowi, bohaterom Rzeczypospolitej takim jak Tadeusz Kościuszko czy Konstanty Kalinowski, a w Grodnie stoi nawet podarowany przez Litwinów pomnik księcia Witolda. A z drugiej strony, pełno jest pamiątek i upamiętnień sowieckiej, totalitarnej przeszłości.
Zresztą, nie przesadzajmy też z przekonaniem o pietyzmie białoruskiego państwa w upamiętnianiu historii dawniejszej niż sowiecka. Zdarzają się przecież i takie przypadki.
Wracając nad Niemen – na odcinku, którym możemy płynąć, na szczęście i tak odnajdziemy coś z tego klimatu z powieści „Nad Niemnem”. Wysokie brzegi, gęste i czyste lasy oraz kilka wsi po drodze (o ile zdecydujemy się je odwiedzić, na przykład by pójść do sklepu)… Tereny te, w kierunku granicy z Litwą, są bardzo słabo zaludnione, a zamieszkane są w dużej części przez ludność polskiego pochodzenia albo zakorzenionych Białorusinów. Dzięki temu, mimo że przy wsiach funkcjonują kołchozy, klimat jest raczej właśnie kresowy, niż posowiecki. My akurat odwiedziliśmy miejscowość Hoża, gdzie jest odremontowany XIX wieczny kościół katolicki pod wezwaniem św. Piotra i Pawła postawiony w miejscu świątyni, która powstała jeszcze za czasów Kazimierza Jagiellończyka. Jest też wyraźnie mniejsza i mniej uczęszczana cerkiew. To zresztą specyfika całej Grodzieńszczyzny – Kościół katolicki jest tu bardzo żywy, w niedzielę świątynie są pełne.
Do kościoła chodzą nie tylko Polacy, ale także katoliccy Białorusini (proboszcz w Hożej jest na przykład Białorusinem, jak powiedział nam mieszkaniec wioski). Miejscowi Polacy często mówią mieszanką rosyjskiego, białoruskiego i polskiego, a więzy części z miejscowych etnicznych Polaków z Polską są luźne. Zwłaszcza tych starszego pokolenia. Co innego Kościół, to dla nich ważny punkt odniesienia. W Grodnie na przykład byliśmy na Mszy św., podczas której liturgia była w języku polskim, a ksiądz (Polak) wygłosił kazanie „mieszane”, częściowo w języku polskim, częściowo rosyjskim.
Aha, zapomniałbym – skąd wziąć kajaki? Otóż w Grodnie, podobnie jak w Polsce, funkcjonują firmy oferujące wypożyczenie i dowiezienie kajaków i odebranie sprzętu oraz kajakarzy na końcu spływu. Wystarczy wpisać w internet cyrylicą na przykład „bajdarki Grodno” i znajdziemy interesującą ofertę. Ceny mniej więcej o połowę niższe niż w Polsce.
Należy w Grodnie jeszcze przed wyprawą kupić sobie mapę okolic. My o tym zapomnieliśmy i to był błąd. Nie wiedzieliśmy za bardzo, gdzie zatrzymać się po drodze – na noc lub aby coś zjeść. Dzięki mapie można z góry dobrze zaplanować „popas”. To ważne, bo są na tym odcinku Niemna obszary, gdzie przez kilkanaście kilometrów nie ma gdzie się zatrzymać, tak bowiem wysokie i zabłocone są brzegi. Ale są też miejsca doskonałe do biwakowania, z miejscami na ognisko, altankami, wygodnymi i czystymi brzegami. Na początku jest nawet, urządzona za pieniądze UE, trasa pieszo-rowerowa wzdłuż Niemna, z „zonami otdycha” (strefami odpoczynku) nad rzeką. Tyle, że w pewnym momencie droga odbija ku granicy litewskiej i Druskiennikom i kolejne miejsca do biwakowania są daleko. To może być wielki problem, gdy np. zbliża się wieczór.
Jakoś sobie poradziliśmy dzięki wskazówkom wędkarzy, których można spotkać przy drodze wodnej (na wschodzie, jak wiadomo, ludzie uwielbiają „rybałkę”). Ale nie było lekko. Zwłaszcza, że niektórym wędkarzom myliły się odległości, i od pewnego momentu po drodze jednak trudno spotkać człowieka. Tam za towarzystwo ma się raczej głównie kompanów z kajaków oraz nadwodne ptaki i ssaki, np. wydry. Ale gdy już kogoś spotkamy na brzegu, możemy być pewni, że chętnie nas zagada, porozmawia, opowie o swoim życiu, o sytuacji na Białorusi,czy co sądzi o Polsce. Nieczęsto miejscowi mieli dotąd okazję spotkać takie okazy jak kajakarze z Polski, dla nich więc to ciekawe urozmaicenie dnia. A i dla nas będzie to nauka, często bowiem Polacy operują różnymi stereotypami na temat Białorusi, czy to zbyt negatywnymi, czy zbyt pozytywnymi. Będzie okazja, by je zweryfikować.
Największą wartością jest jednak to, o czym już pisałem – kontakt z przyrodą. Tu można naprawdę odpocząć i się wyciszyć, tu dusza i ciało głęboko oddychają. Można poczuć się jak na krańcu świata i zapomnieć, że przecież dość niedaleko jest duże miasto, a region na skrzyżowaniu Białorusi, Polski i Litwy jest potencjalnie jednym z najbardziej zapalnych regionów w Europie. Oby jednak spokój i pokój panował tu zawsze.
Sam spływ nie jest jakiś wymagający, Niemen to rzeka, która płynie dość szybko, a już zwłaszcza gdy spuszczą wodę z grodzieńskiej elektrowni. Nie nastręcza większych trudności i niebezpieczeństw, ma co prawda liczne zakręty (na tym też polega jej urok), ale nie są trudne do wzięcia. Rzeka nie jest ani za szeroka, ani za wąska. Miejscowi mówili natomiast, żeby uważać przy kąpieli, a może najlepiej w ogóle z nich nie korzystać. Dla kąpiących się rzeka może okazać się zdradliwa. Wiry, silne nurty, błoto przy niektórych brzegach to kombinacja, która może zabić. Dlatego jeżeli kąpać się, to najlepiej tylko przy strefach wypoczynku, gdzie jest uporządkowane i wydzielone miejsce do kąpania (bywa nawet dyżurujący ratownik). I bezpieczniej, i przyjemniej.
Można kajakiem płynąć nieco szybciej lub wolniej, bardziej lub mniej delektując się krajobrazami i ciszą. Z Grodna do śluzy w miejscowości Niemnowo na Kanale Augustowskim jest ok. 35 kilometrów. Po drodze zatrzymać się można na dwie noce lub jedną, w zależności od czasu i chęci. Dość ciężki jest jedynie ostatni odcinek, ok. 5 kilometrów, gdy trzeba płynąć pod prąd Kanałem Augustowskim.
Jeśli chodzi o biwakowanie, zakładam że każdy kajakarz wie, co zabrać. Wiadomo, że namioty, turystyczne naczynia i sztućce, kuchenkę gazową itd. Nie ma co rozwijać tego tematu. Ale mam poradę jeśli chodzi o prowiant – nie zabierajcie nic z Polski. Po pierwsze, jest obustronne embargo na niektóre produkty żywnościowe i mogą wam zabrać choćby konserwy mięsne na granicy. Po drugie, wszystko można kupić w Grodnie dużo taniej niż w jakimkolwiek polskim dyskoncie. I można dostać rzeczy, których nie uświadczy się w Polsce, jak choćby popularne za wschodnią granicą kiszone pomidory, czipsy z ciemnego chleba czy słodycze produkcji białoruskiej lub ukraińskiej.
Szkoda, że Białoruś nie otworzyła szerzej granicy, że obszar bezwizowy nie jest większy, że wciąż jest cała ta biurokracja. Gdy kiedyś nadejdzie normalność i Białoruś zbliży się do Polski i Europy (a wierzę, że prędziej czy później tak się stanie), będzie można planować i organizować dłuższe spływy po tamtym obszarze, nie tylko Niemnem. Marzę o tym nie tylko ze względu na turystykę, ae też przyszłość tych dobrych ludzi, którzy tam mieszkają. Zasługują na szanse rozwoju i lepszego życia, którą dałby im rozwój turystyki w regionie poprzez otwarcie granicy.
MM
4 komentarzy
Józef
21 sierpnia 2017 o 08:47Grodzieńszczyzna – piszemy z dużej litery!!!
Lenkas
21 sierpnia 2017 o 09:12Lekki chaos, jak to zwykle na wschodniej granicy? Chodzi pewnie o doświadczenie autora z przekraczania granicy pomiędzy Niemcami a Polską? Czy ciężko się pisze bez odrobiny uprzedzeń wobec tak zwanego wschodu? Przecież Polska to prawdziwy Zachód, a polscy hydraulicy pracują nawet w Paryżu…
solame
22 sierpnia 2017 o 11:26na granicy należy wypełnić trzy dokumenty: jeden z nich to tylko kartka z nr samochodu który oddaje się przy ostatnim punkcie na granicy. Drugi to migracyjna karteczka wypełniana dwukrotnie, której jedną cześć zabierają pogranicznicy a drugą zabieramy ze sobą i należy jej strzec bo przy powrocie zażądają jej na granicy, powinna być opieczętowana na milicji podczas meldowania się lub opieczętowana przez hotel/pensjonat, który za nas wykona obowiązek meldunkowy (powyżej 5 dni pobytu. Druga karteczka to wremiennyj wwoz czyli czasowy wwóz samochodu bez oclenia, również trzeba okazać go przy powrocie. Podczas pobytu często płaciłam kartą bankową i w 2016 roku pobrano niewielką prowizję natomiast w tym roku 3 razy płaciłam za paliwo i za zakupy w sklepach i z konta nie pobrano żadnej prowizji, jedyne zeszła kwota za zakupiony towar (paliwo, zakupy, za obiad w restauracji). A propos słodyczy: w marketach mnóstwo znanych u nas słodyczy jak Mars, Milkiway, Snikers i inne trzeba dokładnie przyjrzeć się by kupić miejscowe słodycze.
wernyhora
19 października 2017 o 11:28Ot, po prostu – tęsknota….